tag:blogger.com,1999:blog-40253159491084761772024-03-05T08:00:24.832+01:00Hello My HateAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.comBlogger21125tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-33899348057950076252017-08-06T21:01:00.000+02:002017-08-06T21:01:06.456+02:00Rozdział 21Mogłam się spodziewać wszystkiego - że nikt nie wyjdzie po mnie do szkoły, nikt nie będzie chciał nieść mojej torby, nikt nie zrobi mi gorącego obiadu. Ale nawet nie pomyślałabym o tym, że do własnego domu będę musiała wchodzić, niczym włamywać, przez kuchenne okno.<br />
Naprawdę nie mam pojęcia jak to się stało, że nikogo nie było w domu o tej porze. Tata powinien wrócić już z uczelni a Oliver... Oliver nie ma bogatego życia towarzyskiego. Przecież wszystkie zasady kierujące wszechświatem mówiły, że obaj będą na mnie czekać!<br />
Z trudem wtargałam przez okno torbę, tłukąc przy tym dwie szklanki, a potem sama podciągnęłam się na parapet i przełożyłam nogi do środka. W tamtej chwili błogosławiłam tatę za to, że zapomniał na dobre o założeniu alarmu.<br />
Korzystając z ich nieobecności zadzwoniłam w końcu do mamy, żeby opowiedzieć jej o wszystkim, co działo się przez ostatnie cztery dni - o opaleniźnie Matta, moim nietypowym miejscu na sen, o tym, jak spektakularnie schrzaniliśmy mecz o mistrzostwo i wylądowaliśmy na drugim miejscu podium. Pokusiłam się nawet o spytanie jej, jak się miewa Sue, chociaż z doświadczenia wiedziałam, że to nie do końca dobry pomysł. Przez bitą godzinę słuchałam o tym, że zastanawia się nad rzuceniem studiów, wysłała CV do każdej możliwej firmy ale żadna nie odpowiedziała i zaczęła poważnie myśleć nad zrobieniem kursu kosmetycznego.<br />
Nie mam pojęcia po co, Sue jest niekwestionowaną mistrzynią makijażu, fryzur, wszystkiego, co związane z urodą.<br />
Według mamy babcia czuła się coraz gorzej, a choroba postępowała. Lekarze wykluczyli kolejną operację, jasno sugerując przy tym mamie, że nie dałaby ona rewelacyjnych rezultatów, a tylko sprawiła wiele problemów i unieruchomiła babcię do końca. Mama nigdy nie chciała żeby babcia była nieszczęśliwa. To dlatego, gdy dwa lata wcześniej tata dostał ofertę pracy i zaplanowaliśmy przeprowadzę, mama zdecydowała się zostać. Babcia nie chciała wylatywać do Stanów, chciała resztę życia spędzić w miejscu, gdzie się wychowała.<br />
To dlatego najpierw wyjechał tata. Kupił dom i stopniowo go wykańczał. Potem wprowadziliśmy się my. Mama i Sue miały dołączyć do nas, gdy babcia odejdzie.<br />
Po kolejnej godzinie gadania o głupotach, obgadywania chłopaków, tłumaczenia zawiłych relacji Olivera z dosłownie każdą poznaną dziewczyną, pożegnałam się z mamą i odetchnęłam. Zawsze po takiej rozmowie miałam wrażenie, że źle zrobiłam, zostawiając je same. a potem przypominam sobie, że mam ojca, który od dwóch lat nie zamontował systemu antywłamaniowego i wszystkie wątpliwości magicznie znikają.<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
- Możesz mi wytłumaczyć jak to się w ogóle stało, że trener pozwolił wam wyjść gdziekolwiek dzień przed finałem? - spytał mnie Andy, gdy czekaliśmy na hamburgery które według karty dań miały być większe od naszych głów.<br />
Wzruszyłam teatralnie ramionami i oparłam głowę na łokciu, a potem jakby nigdy nic uśmiechnęłam się rozkosznie.<br />
- Poczekaliśmy aż zaśnie, a potem wyszliśmy, żadna filozofia.<br />
- I się schlałaś.<br />
- Jak największy menel.<br />
- Gratuluję, wygrywa pani główną nagrodę w kategorii "Największa Ofiara Losu" i drugą nagrodę w kategorii "Wrogowie Odpowiedzialności i Rozsądku".<br />
- Drugą? - Zmarszczyłam brwi, starając się nie zdradzać swojego rozbawienia.<br />
- Pierwszą dostaje pomysłodawca. - mrugnął do mnie i zerknął w kierunku kelnerki, która po raz już piąty ominęła nasz stolik.<br />
- Dobrze że nie wybierali najgorszych zawodników meczu - stwierdziłam w końcu, lekko kopiąc go w łydkę. - Musieliby przyznać nagrody całej drużynie - dodałam i zabrałam ręce ze stołu, gdy średnio rozgarnięta dziewczyna w kostiumie kelnerki postawiła przed nami nienaturalnie wielkiego burgera.<br />
Minęła chwila, nim kontynuowaliśmy rozmowę, bo Andy prawie od razu zajął się jedzeniem, a ja, nie czekając, poszłam w jego ślady.<br />
- Właściwie, co to za niecierpiąca zwłoki sprawa, o której tak bardzo chciałaś ze mną porozmawiać? - spytał, starając się spojrzeć na mnie przed wzięciem kolejnego kęsa.<br />
Przez chwilę zastanawiałam się, co zrobić, żeby nie zabrzmieć jak zdesperowana dziewczynka, która prosi ostatniego możliwego chłopaka, żeby poszedł z nią na bal.<br />
Chwila, ja byłam właśnie taką dziewczynką.<br />
- Dyrekcja powiedziała, że nasza obecność jest obowiązkowa - zaznaczyłam po kilku minutach, gdy skończyłam cały swój wywód o zimowym balu, który szkoła zdecydowała się przywrócić ze względu na nasze (prawie) zwycięstwo.<br />
Andy spojrzał na mnie, przechylając głowę z zainteresowaniem. Potem zerknął na mój talerz, gdzie po burgerze nie został najmniejszy ślad i zmarszczył brwi, jakby nagle stracił cały wątek.<br />
- Dziewczyno, ty masz takie głębokie gardło, czy potrafisz otworzyć buzię jak te postaci z kreskówek?<br />
Tym razem to ja zbita z tropu zmarszczyłam czoło i wyprostowałam się, po chwili jednak odzyskałam rezon.<br />
- Zależy co uważasz za większą zaletę.<br />
Chłopak przewrócił oczami.<br />
- Co ja mam do tego?<br />
- Jeśli pójdę sama, stwierdzą, że jestem ofiarą - westchnęłam cicho.<br />
- A Oliver? Nie możesz pójść z Oliverem?<br />- Wtedy stwierdzą, że jestem jeszcze większą ofiarą.<br />Andy pokręcił głową, a potem uśmiechnął się półgębkiem i szturchnął mnie lekko. Odebrałam to jako całkiem dobry znak.<br />- Dobra, pójdę z tobą. Ale cały wieczór będziesz grzeczną dziewczynką, nie będziesz piła, paliła papierosów, jointów i nie zrobisz niczego, po czym twój tata byłby zmuszony mnie zabić.<br />- Stawiasz bardzo trudne warunki - mruknęłam żartem, a on pokręcił głową.<br />- W takim razie będziesz ofiarą - wzruszył ramionami, robiąc wyjątkowo niewinną minę, a potem uśmiechnął się szyderczo.<br />
- W takim razie deal - zdecydowałam.<br />
- Będziesz grzeczną dziewczynką, Annie Evans?<br />
<span id="docs-internal-guid-c4f755b1-b8e1-3c7e-6b7d-08ad2c940b74">- Będę grzeczną dziewczynką.</span><div>
<span><br /></span></div>
<div>
<i>Wcale</i> nie byłam grzeczną dziewczynką.</div>
<div>
<span><br /></span></div>
<div>
<span><br /></span>------------------------------------------------------------------------------------------<br />
Powiedzmy, że jest kwiecień XD<br />
Zjadło mnie życie i zupełnie inne zajęcia, wybaczcie. Jakoś pochłonęło mnie ostatnio malowanie, nawet nie mam ochoty czytać. No i oglądanie filmów i seriali, to jeszcze bardziej.<br />
Mam nadzieję na chociaż najmniejszy odzew (nie ma weryfikacji, zostaw po sobie chociaż kropeczkę, słowo, biedronkę, cokolwiek). Do końca wakacji raczej nie zdążę skończyć, bo zaplanowałam jeszcze sześć rozdziałów a mam zamiar poprawić pierwsze cztery bo moja koncepcja zupełnie się zmieniła.<br />
Cieszcie się resztą wakacji!<br /><br />
Dobrej nocki<br />
Jerry<br />
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-4506844248523668112017-02-18T19:01:00.001+01:002017-03-03T16:00:26.900+01:00Rozdział 20Z trudem zeskoczyłam z ostatniego schodka autobusu i odetchnęłam rześkim powietrzem popołudniowego San Francisco. Słońce wcale nie ogrzewało, a każdy silniejszy podmuch wiatru sprawiał ból porównywalny do setek maleńkich igiełek powoli wbijających się w nieprzyzwyczajoną skórę.<br />
<div>
Wcisnęłam dłonie głębiej do kieszeni i na krótką chwilę przymknęłam oczy. Zakołysałam się na palcach, licząc do dziesięciu z cichutką nadzieją, że to pozwoli opanować mi drżenie. Cienka kurtka, którą w pośpiechu założyłam wychodząc z domu niewiele dawała. Żałowałam, że nie zabrałam czapki ani szalika.</div>
<div>
- To jak, Evans, gotowa, żeby skopać tyłki innym? </div>
<div>
Odwróciłam się w stronę czekających na mnie chłopaków i pokręciłam głową z rezygnacją. Trzy dni wcześniej dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy wylosowani na tych nieszczęśników, którzy zaraz po oficjalnym otwarciu zawodów grają pierwszy mecz. </div>
<div>
Nie było nikogo, kto cieszyłby się z tego powodu. Trener do tej pory nie do końca wiedział, kogo wystawi w składzie podstawowym, a kto będzie miał szczęście i zasiądzie na ławce rezerwowych, w małej loży szyderców. </div>
<div>
- Pewnie. Lepiej żeby tak było, bo mój tyłek nie jest gotowy na skopanie - zażartowałam gorzko.</div>
<div>
Szkoła zameldowała nas w motelu niedaleko miejsca, gdzie miał rozegrać się turniej. Dyrekcja podobno uznała, że to będzie znacznie łatwiejsze i wygodniejsze od schronisk młodzieżowych, które nam zaproponowano. Naoglądali się chyba seriali paradokumentalnych i pomyśleli, że komuś strzeliłoby do głowy zasabotowanie nas.</div>
<div>
Jako jedyna dziewczyna dostałam malutki pokoik jednoosobowy między składzikiem na miotły i recepcją. Mieściło się w nim jedynie łóżko polowe, mała komoda i drążek we wnęce ze smętnie zwisającymi z niego wieszakami.</div>
<div>
Po rozpakowaniu większej części swoich rzeczy usiadłam na łóżku, postanawiając poukładać sobie wszystko w głowie. Zbyt dobrze wiedziałam, że gdy po raz pierwszy zobaczę boisko, nie będę potrafiła ani na chwilę skupić myśli na czymś innym, niż gra.</div>
<div>
Pomyślałam o tym, co muszę zrobić zanim wyjedziemy. Wypakowałam z torby kalendarzyk ze skrótami notatek z lekcji i dokładnie zapisanym planem, kiedy i czego mam się uczyć, listę rzeczy, które zabrałam i o których nie mogę zapomnieć gdy będziemy wracać, książkę i pudełko ciastek do pocieszenia po (oby nie!) przegranym meczu. Na samym końcu odnalazłam telefon. Odczytałam wszystkie powiadomienia o nieodebranych połączeniach od taty i zawahałam się na chwilę. Potem weszłam w wiadomości.</div>
<blockquote class="tr_bq">
<b>Dojechaliśmy. Wszystko OK.</b></blockquote>
Przez kilka sekund wpatrywałam się w ekran. Nacisnęłam <i>wyślij, </i>wyłączyłam telefon i wyszłam z pokoju, postanawiając, że te trzy dni nie będą częścią mojego zwyczajnego życia.<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
Rozgrzewaliśmy się dobre pół godziny, żeby przywyknąć do nowego miejsca. Obserwowałam z uwagą pozostałe jedenaście drużyn, zastanawiając się, które z nich są silniejsze od nas. Wyławiałam osoby, których rozgrzewka przypominała moją leniwą wieczorną gimnastykę i takie, które już teraz zachowywały się, jakby grały mecz o mistrzostwo.<br />
My postanowiliśmy znaleźć złoty środek, więc po kilku rundkach dookoła sali przystąpiliśmy do rozgrzewki szczegółowej, na każdą z partii ciała. Nie lubiłam jej, zawsze była dla mnie wyjątkowo bolesna, ale na boisku przynosiła oczekiwany efekt.<br />
Trener rozgrzewał się z nami, tłumacząc przy tym taktykę i wybierając osoby, które miały zagrać w głównym składzie. Nie znalazłam się w nim, bo, jak trener słusznie zauważył, byłam na turnieju jedynym zawodnikiem płci żeńskiej, co więcej - najmniejszym zawodnikiem.<br />
Pierwszą i drugą kwintę wygrywaliśmy. Publiczność odliczała już sekundy do końca drugiej kwinty, gdy jeden z przeciwników z całym impetem wpadł na naszego rozgrywającego, Steve'a.<br />
Steve upadł, złapał się za kostkę. Leżał. Czułam, że już nie da rady wstać, a to mogło oznaczać tylko jedno.<br />
- Evans, w trzeciej kwarcie wchodzisz.<br />
Jęknęłam, zrezygnowana i przygryzłam mocno wargę, obserwując jak sędzia próbuje podnieść naszego kolegę, a ten z jękiem bólu łapie jego ramię i podpierając się na jednej nodze, schodzi z boiska.<br />
- Rzucisz za niego wolne.<br />
Spojrzałam na trenera, jak gdyby postradał rozum (bo najwyraźniej właśnie tak było) i pokręciłam głową.<br />
- Nie ma mowy. Wszystko zepsuję. Niech wejdzie ktoś inny.<br />
- Evans, ty leniwa buło<span style="font-size: xx-small;">*</span>, nie przyjechałaś tu, żeby siedzieć na ławce. Wejdziesz tam i zagrasz, zrozumiano? To polecenie.<br />
Chciałam już coś odpowiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle, gdy zobaczyłam jak Steve opada ciężko na ławkę, pokazując pielęgniarzowi wykręconą w dziwny sposób stopę. Gdy usłyszałam "wybicie ze stawu", zbladłam chyba tak samo mocno jak sam zainteresowany.<br />
- Zagram - mruknęłam cicho.<br />
Do końca przerwy dogrzewałam się, starając zrelaksować i zignorować zaciskający się w moim żołądku supeł. Czułam, jak presja wywierana przez trenera i chłopaków powoli mnie miażdży, pozbawia oddechu i resztek pewności siebie. Pomyślałam o tym, ile frajdy sprawiała mi kiedyś gra, o tym, jak wiele byłam gotowa poświęcić dla tych zawodów. Czy gdyby w tej chwili lekarz dał mi wybór, zdecydowałabym tak samo? Byłabym w stanie poświęcić zdrowie dla kilku minut spędzonych na boisku? Nie. Wolałabym spędzić dzień jak zwykle, przesiedzieć pół dnia na lekcjach a potem zaopiekować się dziećmi sąsiadów.<br />
Gwizdek.<br />
Zawodnicy wrócili na boisko i ustawili się przy koszu, a ja stanęłam z piłką na linii rzutu. Mocniejszy skurcz sprawił, że niemal zgięłam się z nerwów. Nawet najniższy zawodnik przeciwnej drużyny przewyższał mnie o głowę.<br />
Zrobiłam dwa kozły i rzuciłam, zamykając przy tym oczy. W niemal idealnej ciszy słyszałam, jak piłka odbija się od tablicy i wpada do kosza, uderzając o siatkę. Odetchnęłam z ulgą. Złapałam piłkę podaną przez sędziego.<br />
Rzuciłam.<br />
<br />
***<br />
<br />
Około drugiej nad ranem walenie do drzwi wyrwało mnie z głębokiego snu. Jęknęłam żałośnie, starając się podnieść na obolałych z wysiłku ramionach. Mięśnie bolały mnie gorzej niż tego dnia, gdy Jennifer uznała że poradzę sobie ze szpagatem bez wcześniejszego rozciągania i docisnęła mnie z całej siły do ziemi, a rozegraliśmy dopiero jeden mecz! Bałam się myśleć, jak będę się czuła po zakończeniu całego turnieju, skoro dwadzieścia minut gdy wyczerpało mnie niemal całkowicie.<br />
Zdołałam się podnieść dopiero po kilku chwilach, kiedy pukanie do drzwi stało się zbyt natarczywe żeby udawać, że jest tylko wymysłem zbyt zmęczonego umysłu.<br />
Otworzyłam, skrzywiona i zmarszczyłam brwi, gdy trzy ciemne postaci tak po prostu wtargnęły do mojego pokoju bez żadnego zaproszenia. Nim moje oczy przywykły do mdłej ciemności, zdążyłam rozważyć wszystkie możliwości tożsamości moich gości, łącznie z rosyjską mafią (odrzuciłam ten pomysł bardzo szybko, bo gdyby to byli oni, leżałabym już na ziemi obok rozpryśniętych kawałków własnego mózgu).<br />
- Oficjalnie konfiskuję twój pokój na rzecz osób, które nie siedziały przez pół meczu na dupie - rozległo się w mroku, a ja już byłam (nie to, że wcześniej miałam jakieś wątpliwości) pewna, że przybyszami nie są członkowie mafii.<br />
No, chyba że szkolnej.<br />
- Jakim prawem ona ma pokój z daleka od płaczących bachorów? - fuknął jeden z moich kolegów, a po skrzypnięciu łóżka wywnioskowałam, że właśnie na nim zaległ.<br />
Sekundę później odpowiedział mu drugi, wyższy głos.<br />
- Bo ona będzie się kiedyś z takim użerała codziennie, a my nie.<br />
- Tylko jeśli to rozegramy - stwierdził trzeci, należący do Rose'a.<br />
Łóżko skrzypnęło przeciągle, coś dziwnie chrupnęło i rozległ się głuchy, zduszony jęk. Nie chciałam wiedzieć, kto i jak położył się na biednym Marku.<br />
- Chciałbyś zmieniać pieluchy całe dnie?<br />
Odpowiedziało ciche bulgotanie.<br />
- Muszę wąchać ciebie całe dnie, pieluchy to pryszcz - zażartował Morgan i zaśmiał się wysoko, zupełnie jakby mutacja znów opanowała jego głos.<br />
- Sam jesteś pryszcz. Jeden wielki pryszcz.<br />
Chcąc zmusić ich do zamknięcia się, zapaliłam światło. Naprawdę niewiele brakowało, żebym rzuciła się na nich z pretensjami. Na całe szczęście nim to zrobiłam powstrzymał mnie jeden, maleńki szczegół w wyglądzie Matta.<br />
Był pomarańczowy. Jak cholerna mandarynka.<br />
- No i co się gapisz? To przez to światło - burknął, gdy parsknęłam histerycznym śmiechem i oparłam o ścianę.<br />
Tym samym uciął dyskusję o barwie, jakiej nabrał, jak się okazało, kąpiąc się w silnym samoopalaczu. Potem obrażony siłą wyprowadził wszystkich, łącznie ze mną z mojego pokoju i zamknął się w nim od wewnątrz.<br />
Z konieczności poszliśmy spać do drugiego pokoju.<br />
Przyznam szczerze, raz już zdarzyło obudzić mi się w czyimś towarzystwie, chociaż zasypiałam sama. Tym razem jednak obudziłam się w towarzystwie wielu ludzi - bo pod jednym ze stołów na małej stołówce w porze śniadania.<br />
Mimo, że opalenizna Matta trzymała się przez kilka dni, nie odważyłam się zażartować z niego nawet jeden raz.<br />
<br />
***<br />
<br />
Naprawdę nie wiem jak to się stało, że dzień przed ważnym meczem o mistrzostwo dałam się namówić na wyjście z chłopakami do baru, a potem na jednego... i czwartego drinka. Najmocniejszego, to oczywiste, przecież inne są dla bab. Nie wzięłam pod uwagę faktu, że faktycznie jestem babą i byłam już lekko pijana.<br />
Najbardziej męczyło mnie to, że przed wyjściem chyba flirtowałam z jakimś facetem. Mimo, że siedziałam daleko od chłopaków, czułam na sobie zapach męskich perfum i papierosów miętowych. Chcąc się upewnić, że mój zamglony alkoholem umysł nie próbuje zrobić ze mnie kretynki, podniosłam się ze swojego siedzenia w autobusie i rozejrzałam z uwagą. Nim natrafiłam wzrokiem na moich kolegów, zatoczyłam się na siedzeniu przynajmniej dwa razy i uderzyłam głową w szybę, nabijając sobie niezłego guza.<br />
Wyszłam z tego prawie zwycięsko i gdy już zaczęliśmy wjeżdżać pod górę, zachęcona wizją szybkiego ślizgu na sam koniec autobusu, wstałam i w pijackim tańcu potoczyłam się na siedzenie obok nich.<br />
- Jak ma na imię mój chłopak?-spytałam.<br />
Głośno i wyraźnie.<br />
Na calutki autobus.<br />
Alkohol nie zrobił ze mnie kretynki. To moja własna zasługa.<br />
<br />
<br />
____________________________________________________________<br />
To miało wszystko być inaczej, ale zacinająca się spacja była zbyt wkurzająca ;-;<br />
Mam nadzieję że się nie pogniewacie, ale kolejne rozdziały przewiduję dopiero w drugiej połowie kwietnia ze względu na to, że cały marzec mam zawalony... wszystkim, dosłownie, a potem są egzaminy gimnazjalne które muszę napisać dobrze.<br />
Może w takim razie, skoro macie dużo czasu,wprowadzimy MALUTKI limit?<br />
<br />
<b><span style="font-size: large;">4 komentarze - nowy rozdział</span></b><br />
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
Miłego wieczoru gołąbki<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-60877044531325477992017-01-20T19:37:00.000+01:002017-01-20T19:37:23.277+01:00Rozdział 19Leżąc w łóżku z gorączką wiele rozmyślałam o tym, co dzieje się poza obrębem mojego pokoju. Czy ktokolwiek z drużyny pomyślał już o zastępstwie na zawody stanowe? Jak bardzo wściekły będzie trener, gdy dowie się, że lekarz jasno zakazał mi jakiejkolwiek gry przynajmniej przez najbliższy miesiąc? Czy ktoś będzie tak miły i zdecyduje się w końcu przynieść mi, teraz już pewnie metrową górę notatek i zadań z lekcji, które będę musiała nadrobić kiedy będę już w stanie samodzielnie wstać i zejść na dół, żeby zrobić sobie chociażby herbatę?<div>
Udało mi się odnaleźć odpowiedź na gnębiące mnie pytania już czwartego dnia, gdy natarczywe pukanie do drzwi przerwało na dobre mój słodki letarg.</div>
<div>
- Wejść - mruknęłam ochryple. Mój głos, osłabiony już przez chorobę brzmiał tak słabo, że sama ledwie usłyszałam swoje słowa. Odchrząknęłam i powtórzyłam: - Wejść!</div>
<div>
Drzwi skrzypnęły, a potem otworzyły się odrobinę i przysięgam, gdybym nie miała gorączki, pomyślałabym, że zaczynam być obłąkana, bo zobaczyłam bardzo wyraźnie stojącego w progu Matthew Rose'a, który uparcie unikał ze mną jakiegokolwiek kontaktu.</div>
<div>
- Cześć - powiedział, jakby skrępowany i podszedł do łóżka.</div>
<div>
Jego krok przestał być tak pewny i sprężysty, a ton głosu wyrażał niemałe zażenowanie zaistniałą sytuacją. Chyba nie spodziewał się podobnie jak ja, że będzie jedynym, który odwiedzi mnie i pomoże przetrwać chorobę.</div>
<div>
Przygładziłam nieumyte i nierozczesane włosy, żeby nie przypominały ptasiego gniazda i z trudem podciągnęłam się, żeby usiąść na łóżku. Byłam aż nazbyt świadoma opłakanego stanu mojej cery więc nie zdziwiłam się, że skrzywił się, gdy na dłuższą chwilę zatrzymał wzrok na mojej twarzy.</div>
<div>
- Więc... myślałem, że Jennifer przynosi ci wszystko, więc tego nie robiłem, ale najwyraźniej nagle nie stała się troskliwą przyjaciółką - mruknął i zdjął z ramienia wypakowaną czymś torbę. - Gdybym wiedział, przynosiłbym wszystko na bieżąco, żebyś nie miała takich zaległości.</div>
<div>
- Przecież nie mamy razem zajęć, skąd możesz wiedzieć, co mam nadrobić?</div>
<div>
Spojrzał na mnie karcąco i pokręcił głową z wyraźnym niesmakiem.</div>
<div>
- Wziąłem wszystko od tego małego Billa, na którego nie zwracasz uwagi, chociaż biega za tobą jakbyś była tego warta - syknął.</div>
<div>
To mogłoby mnie zaboleć, gdyby nie wypowiedział tego Rose.</div>
<div>
- Jak to się stało, że w ogóle się mną zainteresowałeś, co, Matt? Przecież podobno jestem "głupią suką". - Przewróciłam oczami i nabrałam głęboko powietrza gdy zrobiło mi się dziwnie gorąco. </div>
<div>
Przez dłuższą chwilę dusił mnie kaszel, ale udało mi się opanować zanim Matt skończył proponować przyniesienie herbaty.</div>
<div>
- Myślałem, że jeszcze chociaż trochę jesteś tą dziewczyną, którą poznałem w wakacje - westchnął ciężko. </div>
<div>
Zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową, znudzona, a on wziął mój zeszyt, zaczynając po prostu przepisywać do niego notatki.</div>
<div>
Nie protestowałam. Zsunęłam się powoli w miękką pościel i zamknęłam oczy, by w ciszy popatrzeć, jak moje zaległości powoli znikają.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
***</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Po pięciu dniach wylegiwania się w łóżku gorączka zaczęła ustępować, podobnie jak wszystkie bóle, które mnie męczyły i zawroty głowy. Znudzona snułam się po domu, czytając notatki, które codziennie zostawiał mi Matt, wkuwając na testy i starając się zrobić wszystko, żeby doprowadzić się do stanu pełnej używalności przed poniedziałkowym treningiem.</div>
<div>
Po południu udało mi się ubrać i zjeść coś, co Oliver nazywał zapiekanką. Potem zabrałam się za mycie włosów, które po tylu dniach przypominały dziwaczne, poskręcane strąki. Byłam jakoś w połowie spłukiwania z nich piany, gdy ktoś przyprawił mnie o palpitacje serca, kładąc mi ręce na biodrach.</div>
<div>
- Gdybym był gwałcicielem mordercą, wiesz, co teraz bym zrobił.</div>
<div>
Od razu rozpoznałam ten głos. Nawet mimo głośnego szumu wody i piany w uszach.</div>
<div>
- Biersack, jak ty do cholery tutaj wszedłeś?</div>
<div>
Mężczyzna westchnął ciężko. Słyszałam, jak podwija rękawy, a potem poczułam jego palce wplecione w moje włosy i powoli masujące skórę głowy.</div>
<div>
- Zostawiłaś otwarte drzwi do domu i do łazienki. Głupio by było nie skorzystać, nie sądzisz?</div>
<div>
Prychnęłam cicho, starając odepchnąć się go biodrem. Potem uświadomiłam sobie, jak moje żałosne próby wyglądają z boku i natychmiast przestałam, i przysunęłam się do umywalki najbliżej jak tylko mogłam.</div>
<div>
- Przestraszyłeś mnie, to wcale nie było zabawne - mruknęłam zła i powoli uniosłam głowę. </div>
<div>
Czekałam cierpliwie, aż jego nieudolne próby zrobienia mi turbanu w końcu przyniosą efekt, do momentu, aż od trzymania głowy nisko zaczęło mi się w niej kręcić. </div>
<div>
- Zapomniałam zamknąć drzwi, wielkie halo. Przecież to zupełnie spokojna okolica, nikt oprócz ciebie nie wchodzi innym ludziom do domu.</div>
<div>
- Raz jeden miły gość wykorzystał podobną sytuację i zamordował osiem tak uroczych kobiet co ty. - Uśmiechnął się triumfalnie, a potem skrzywił, gdy chyba zdał obie sprawę że to nie było na miejscu.</div>
<div>
- Owszem, ale on zmarł, zdaje się w tym samym roku, w którym się urodziłeś. Może jesteś jego kolejnym wcieleniem? - zażartowałam gorzko i szybko osuszyłam włosy i ramiona.</div>
<div>
- Zaproś siedem innych koleżanek, to się przekonamy. - Uśmiechnął się pod nosem.</div>
<div>
Przewróciłam oczami, zirytowana i wysunęłam się spomiędzy jego bioder a umywalki i powoli przeszłam do kuchni, powstrzymując cichy pisk gdy moje stopy dotknęły lodowatej podłogi. Andy podążał za mną, bezczelnie lustrując mnie spojrzeniem.</div>
<div>
- Lekarz pozwolił ci jechać na zawody? - spytał w końcu, gdy cisza zaczęła między nami ciążyć.</div>
<div>
Pokiwałam głową, szybko nalewając nam czegoś co przypominało truskawkowy koktajl i podałam mu szklankę.</div>
<div>
- Mam przejść jeszcze badania kontrolne i uzupełnić wszystkie witaminy. Nawet nie masz pojęcia, jak mam dość owoców i warzyw. - Uśmiechnęłam się delikatnie.</div>
<div>
- Po zawodach zabiorę cię na najlepsze hamburgery w mieście - obiecał i sięgnął po moją dłoń.</div>
<div>
Pozwoliłam, by splótł nasze palce, a potem poprowadził mnie na kanapę.</div>
<div>
- Mogę rozczesać ci włosy?</div>
<div>
Pokiwałam głową, obserwując z uwagą jak zostawia moją dłoń na swoim kolanie i sięga po szczotkę, którą zostawiłam rano na stoliku. Zdjął z moich włosów ręcznik i zaczął delikatnie je czesać.</div>
<div>
- Umiesz robić warkocze?</div>
<div>
- Nie - odburknął i pociągnął mnie lekko. - Nie rozpraszaj mnie, bo będzie bolało.</div>
<div>
- Mogę cię później nauczyć. Przyda ci się, jak będziesz kiedyś miał córkę.</div>
<div>
Odłożył na chwilę szczotkę i odwrócił delikatnie moją głowę. W jednej sekundzie przytłoczyło mnie spojrzenie błękitnych oczu. mój oddech trochę przyspieszył, a na policzki wkradł się zdradziecki rumieniec.</div>
<div>
- To mamy plotą warkocze córkom. </div>
<div>
- W ekstremalnych sytuacjach ojcowie też to robią.</div>
<div>
Uśmiechnął się łobuzersko.</div>
<div>
- Więc nauczysz mnie, jeśli przytrafi nam się taka sytuacja.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
----------------------------------------------------------------------------------------------------------</div>
<div>
Szaleję z tymi rozdziałami, nie ma co. Może do końca ferii napiszę jeszcze jeden?<br />Na razie jest was tu dość mało, ale to nic. Mam nadzieję, że każdemu, kto został wszystko się podoba!<br />Podzielcie się wrażeniami, albo kropką, albo nawet emotikonem, czymkolwiek. Widzę mniej-więcej, ile tu jest osób po wyświetleniach i kliknięciach w rozdział, ale chciałabym też wiedzieć co wam się podoba a co nie, czy macie jakieś przemyślenia.<br />Możecie spamować mi tu linkami do swoich blogów, albo wattpadów, czegokolwiek.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Udanych ferii!<br />Jerry</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-37992571556230565132016-12-30T21:04:00.001+01:002016-12-30T21:04:23.169+01:00Rozdział 18<div style="text-align: justify;">
Telefon rozdzwonił się w kieszeni moich spodenek gimnastycznych dokładnie w chwili, gdy obiecywałam trenerowi, że przestanę wymykać się w przerwach między meczami i rozmawiać, jak to ujął "ze swoim ukochanym."</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Prawda była jednak taka, że to wcale nie ukochany do mnie wydzwania, ale Andy, który usilnie stara się dowiedzieć, czy będziemy mieli chociaż trochę czasu dla siebie między moimi zajęciami a jego koncertem. Rzadko mieliśmy okazję żeby spokojnie porozmawiać, tak, jak robiliśmy to, będąc blisko siebie. Tym razem nie dzieliło nas pół mili, ale niemal trzy tysiące.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Oddaj telefon, Evans - burknął trener, wyciągając otwartą dłoń w moim kierunku. Nie wyglądał tak, jakby miał ochotę na przekomarzanie się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trenerze, ostatni raz, obiecuję - chlipnęłam, robiąc najbardziej niewinną minę, na jaką tylko było mnie w tamtej chwili stać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zrezygnowany mężczyzna pokiwał jedynie głowa i westchnął ciężko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz pół minuty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową i niemal biegiem rzuciłam się do wyjścia, żeby odebrać i porozmawiać chociaż chwilę w spokoju. Odetchnęłam ciężko i nacisnęłam zieloną słuchawkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cześć, Ann - odezwał się wesoło Andy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Miał lekko zachrypnięty i nieco zmęczony głos.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ile razy mam ci powtarzać, że wracam do domu dopiero około piątej? - westchnęłam ciężko i oparłam o ścianę. - Zrozum, nie mogę ciągle wymykać się z lekcji żeby odebrać - dodałam z wyrzutem, chociaż nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przesunęli nam koncert o dwie godziny, później nie będę miał czasu żeby zadzwonić - odburknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Andy, mogę czekać aż będziesz miał chwilę nawet pół nocy, ale teraz nie mam w ogóle czasu - jęknęłam. - Zadzwonię do ciebie, gdy będę miała chwilę, dobrze?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak chcesz - mruknął. w jego tonie pobrzmiewała nuta irytacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nim zdążyłam odpowiedzieć, kilka krótkich sygnałów przerwało połączenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odkąd tylko wyjechali, Andy zachowywał się jak wiecznie skrzywdzony nastolatek. Nie mógł znieść, kiedy coś nie szło po jego myśli, ale ja nie zamierzałam mu ustępować. Gdyby dzwonił w ważnej sprawie, powiedziałby mi o tym na samym początku. Musiał zacząć zachowywać się tak, jak powinien zachowywać się mężczyzna w jego wieku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Halo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Teraz masz już dla mnie chwilę?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, nieco zdezorientowana. Powoli docierało do mnie, że zostałam właśnie brutalnie wyrwana z głębokiego snu przez dzwonek telefonu, który niefortunnie znalazł się na tyle blisko mojej dłoni, że odebrałam automatycznie, nie sprawdzając wcześniej, kto ośmiela się mnie budzić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zależy kto mówi - odsapnęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z głuchym jękiem przekręciłam się na drugi bok i wbiłam spojrzenie w miejsce, w którym powinien stać mój budzik. Nim przywykłam do mdłej ciemności, minęło kilka sekund.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Andy - odparł głos z wyraźną nutką oburzenia. - Evans, czy ty usunęłaś mój numer?</div>
<div style="text-align: justify;">
Druga w nocy. Cholerna druga w nocy.</div>
<div style="text-align: justify;">
A może druga nad ranem?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakżebym śmiała, szanowny lordzie Biersack. Twój numer jest najważniejszą, jedyną nienaruszalną częścią mojego telefonu, a rozmowy z tobą w środku nocy, gdy następnego dnia mam egzamin są moją największą rozkoszą. - Uśmiechnęłam się gorzko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czułam, jak tysiące kilometrów dalej przewraca oczami i sama też to zrobiłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedziałaś, że możesz na mnie czekać nawet pół nocy. Jeśli się nie mylę, pół nocy będzie u was dopiero za godzinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc proszę, co mam ci powiedzieć? Femme i Crow mają się świetnie. Są rozpuszczone zupełnie tak jak ty - prychnęłam. - Femme właśnie śpi na mojej poduszce. Chcesz z nią chwilę porozmawiać?</div>
<div style="text-align: justify;">
Obróciłam się z trudem i przysunęłam telefon do kota i pogłaskałam go, żeby mógł usłyszeć donośne mruczenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Twój drugi skarb też śpi, ale nie będę wstawała i szła na drugi koniec pokoju, żeby mógł ci pomruczeć. Będziesz musiał uwierzyć mi na słowo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego jesteś tak... Ann, co ci się w ogóle stało?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi. Doskonale wiedziałam, że nie zachowuję się tak, jak powinnam, ale nie chciałam mu tego przyznawać. Byłam zdenerwowana i spięta przez nadchodzące zawody stanowe, w których miałam szansę wziąć udział (tylko dzięki temu, że trener spędził cztery godziny na studiowaniu regulaminu i doszedł do wniosku, że przepisy nie zakazują wyraźnie występu drużyn mieszanych, a co nie jest zabronione - jest dozwolone). Miałam też niesamowitą ilość nauki, choć miałam maleńkie ułatwienie wynikające z różnicy systemów edukacji i część przerabianego materiału opanowałam znacznie wcześniej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic mi się nie stało. Oczekujesz, że będę skakała z radości, gdy zadzwonisz o drugiej nad ranem bez ważnego celu? Nie jesteś...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałem tylko usłyszeć twój głos, Ann, nic więcej - przerwał mi cicho. Jego ton tym razem przybrał kojącą barwę, ale było w nim coś tak specyficznego, że przeszedł mnie dreszcz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zorientowałam się, że podniosłam głos. Spod drzwi do pokoju sączyło się słabe światło, jakby Oliver zapalił je u siebie. Przygryzłam mocno wargę, czekając, aż przyjdzie do pokoju sprawdzić, dlaczego w środku nocy się wydzieram, ale światło po chwili znikło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam - szepnęłam, a potem zapadłam szybko w poduszki i mocno otuliłam kołdrą. - Nadal chcesz go posłuchać?</div>
<div style="text-align: justify;">
Odpowiedział mi miękkim, twierdzącym pomrukiem, więc mówiłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie pamiętam nawet dobrze, co. Na pewno o szkole i wszystkim tym, co działo się dookoła. Trochę plątał mi się język, jakbym wypiła kilka kieliszków wina, ale mówiłam. Długo. Może nawet trochę zbyt długo, bo niebo za oknem zaczynało powoli jaśnieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Andy zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi, bo słuchał mnie cały czas, co kilka minut potwierdzając, że nadal jest po drugiej stronie cichym, rozczulającym mruknięciem.</div>
<div style="text-align: justify;">
A potem zasnęłam, czując na jednym policzku ciepło wyświetlacza, a na drugim miękkie futerko Femme.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poprawiłam na ramieniu zsuwający się plecak i spojrzałam na przyjaciółkę, która była już w połowie schodów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój, Ann, te stroje wcale nie są takie złe - zawołała i pokonała jeszcze dwa schodki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Skrzywiłam się i jak uparte dziecko pokręciłam głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Są okropne. Zupełnie jak cerata - mruknęłam i zrównałam się z nią, pokonując cztery schodki na raz i omal nie wybijając sobie przy tym zębów. - Poza tym, najmniejszy rozmiar wygląda na mnie jak worek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jennifer odwróciła się z łobuzerskim uśmiechem i założyła za ucho kosmyk włosów, który wymknął się jej z warkocza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomyśl, tylu przystojnych, spoconych facetów w nich grało - wymruczała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I jeszcze więcej pryszczatych, brzydkich facetów - dodałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Obie te możliwości mnie odrzucały w dość niewytłumaczalny sposób, bo w końcu i w jednym, i w drugim przypadku koszulki były przecież bardzo dokładnie prane.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie marudź. Myśl o przystojnych, spoconych facetach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A jeśli nie lubię przystojnych, spoconych facetów?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myśl o pryszczatych, brzydkich facetach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Parsknęłam śmiechem. Im dłużej znałam Jennifer, tym bardziej osobliwa mi się wydawała. Zawsze mówiła o swoich dziwacznych fantazjach wprost, często przy innych ludziach, czym wprawiała w zakłopotanie mnie i wszystkich dookoła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zeszłyśmy ze schodów i zaczęłyśmy iść w stronę parkingu, mijając po drodze grupki uczniów, którzy skończyli już lekcje. Niektórzy wyglądali dość osobliwie w krótkich spodenkach i podkoszulkach, podczas gdy reszta miała na sobie cieniutkie kurtki, a nawet czapki i szaliki. Było już dość chłodno, kończył się właśnie listopad i w Los Angeles zaczynało się robić zimniej niż zazwyczaj. Dziś było zaledwie piętnaście stopni, a znad oceanu wiał zimny wiatr, który przyciągał na niebo granatowe chmury.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Albo - przerwała moje rozmyślania i wskazała na przeciwległą stronę parkingu - myśl o przystojnych, niespoconych facetach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Musiałam zmrużyć oczy, żeby zobaczyć to, co ona, a przynajmniej, jak mi się wydawało, to, co Jennifer chciała, żebym zobaczyła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na początku nie mogłam poznać mężczyzny stojącego kilkanaście metrów dalej. Potem jednak, gdy kilka trybików w moim mózgu magicznie się obudziło, pisnęłam radośnie (nie jestem z tego dumna) i niemal biegiem rzuciłam się w jego stronę, by niecałe piętnaście sekund później wtulać twarz w jego koszulkę, zawieszona kilka centymetrów nad ziemią w jego silnym uścisku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez kilka minut wdychałam zapach jego perfum, skupiałam się na subtelnym dotyku jego dłoni na plecach. Nie miałam pojęcia, że będę za nim tak mocno tęsknić po miesiącu rozłąki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Annie? - mruknął w moje włosy. jego ciepły oddech owiał moje ucho, co sprawiło, że zarumieniłam się delikatnie i bardziej w niego wtuliłam - Ostrożnie - wyszeptał, a potem odstawił mnie na ziemię i przytrzymał, na wypadek gdyby moje nogi przestały dobrze spełniać swoją funkcję.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego nie mówiłeś, że wracasz? - spytałam z wyrzutem, gdy odzyskałam w pełni równowagę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałem zrobić ci niespodziankę - uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął zza pleców nieduży bukiecik uroczych, błękitnych kwiatów. - Mówiłaś kiedyś, że je lubisz - dodał niepewnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową z szerokim uśmiechem i zatopiłam twarz w tych przeuroczych, maleńkich dzwoneczkach. Pachniały słodko i delikatnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo je lubię - odpowiedziałam i uniosłam odrobinę wzrok. </div>
<div style="text-align: justify;">
To wystarczyło, bym natrafiła na przenikliwe spojrzenie jego oczu. Jeszcze raz szybko spojrzałam na kwiaty i byłam już całkowicie pewna, że mają ten sam kolor, co jego tęczówki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że zatonęłam w nich na zawsze.</div>
<br />
<br />
________________________________________________________________<br />
Możecie mnie powiesić, ale, wow, po prawie roku przerwy napisałam rozdział w trzy godziny!<br />
Może zamiast rozwodzić się nad wszystkim, jak to zwykle robię, dziś po prostu będę życzyła Wam udanego Sylwestra i świetnego nowego roku, który nie chodzi już z kosą jak ten obecny i jak 2015. Bawcie się jutro dobrze!<br />
Królik<br />
<br />
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-51558823842709001562015-12-26T20:19:00.001+01:002015-12-26T20:19:12.192+01:00Rozdział 17Szkolny korytarz był ciasny i duszny, ale nie przeszkadzało to kilku grupkom nastolatków, którzy dyskutowali o czymś dynamicznie, zajmując przy okazji większą część przejścia. Mrucząc ciche "przepraszam", ominęłam dwóch pryszczatych chłopakach, wymieniających poglądy na temat jakiejś komputerowej gry. Westchnęłam cicho i spojrzałam na mapkę szkoły. To powinno być gdzieś tu.<br />
Przez kilka dobrych minut szukałam swojej szafki, w której mogłabym zostawić książki i zeszyty lecz moje poszukiwania zdały się na nic, bo wciąż gubiłam się w plątaninie szkolnych korytarzy.<br />
<i>Pięknie, Ann, skoro gubisz się w szkole, jakim cudem przetrwałaś w Los Angeles?</i><br />
Oparłam się o jedną ze ścian i jeszcze raz zaczęłam studiować mapkę, która dostałam w sekretariacie. Według niej moja szafka miała znajdować się we wschodnim skrzydle, a ja byłam.. w zachodnim.<br />
Świetnie.<br />
Znów zaczęłam przepychać się przez tłum uczniów, próbując przy tym nie pomylić się w liczeniu korytarzy. Jeden z nich miał prowadzić bezpośrednio do sali gimnastycznej, czyli głównej części wschodniego skrzydła.<br />
Po kilku minutach udało mi się znaleźć swoją szafkę. Wpakowałam do niej swoje rzeczy i ruszyłam na poszukiwanie sali od angielskiego, dokładnie w chwili, gdy pierwszy dzwonek oznajmił, że do lekcji zostało pięć minut.<br />
Po dwóch minutach stanęłam pod salą 216, jednak plakietka na nich jasno informowała, że jest to sala biologiczna. Zaklęłam cicho i rozejrzałam się, czytając każdą kolejną naklejkę. Na żadnej nie znalazłam nazwiska nauczyciela, który miał prowadzić angielski.<br />
Gdy zabrzmiał drugi dzwonek, siedziałam skulona na podłodze, wgapiając się tępo w czarno-biały plan szkoły. Wtedy też na korytarzu usłyszałam głośne, szybkie kroki i zobaczyłam dziewczynę biegnąca w moim kierunku. Podniosłam się błyskawicznie.<br />
-Hej! Wiesz, może, gdzie jest sala profesora Whitemana? - zawołałam, gdy przebiegała obok mnie. Dziewczyna natychmiast zatrzymała się i spojrzała na mnie przymglonym wzrokiem, poprawiając rozczochrane włosy.<br />
- Średniozaawansowany angielski? - spytała, nabierając głęboko powietrza i opierając dłonie na kolanach. - Chodź za mną.<br />
Szybko zrównałam się z nią i już po kilku sekundach wolnym truchtem przebiegałyśmy przez jeden z korytarzy.<br />
- Tak w ogóle, to jestem Jennifer - zagaiła, skręcając. Zwolniłam gwałtownie, żeby ie zaliczyć pocałunku z podłogą i pobiegłam za nią. - A ty?<br />
- Anna - przedstawiłam się krótko.<br />
- Jesteś tu nowa, prawda? Tylko nowi są na tyle odważni, żeby spóźniać się na angielski - parsknęła śmiechem i zwolniła, zatrzymując się pod jedną z sal.<br />
Uśmiechnęłam się do niej lekko i kiwnęłam głową.<br />
- Nie wiedziałam, że aż tak to widać - sapnęłam, starałam się uregulować oddech.<br />
Jennifer poprawiła swoje blond włosy i spojrzała na mnie.<br />
- Uwierz mi, widać na pierwszy rzut oka. A teraz zachowuj się profesjonalnie.<br />
Rzuciła mi rozbawione spojrzenie, nim złapała za klamkę i szybko otworzyła drzwi, wchodząc do środka. Cichutko wsunęłam się zaraz za nią, licząc na to, że to ona odezwie się jako pierwsza.<br />
- Dzień dobry, profesorze Whiteman. Przyprowadziłam nową uczennicę. - Odsunęła się w bok, lekko popychając mnie na środek klasy.<br />
W jednej chwili ogarnęło mnie zawstydzenie. Trzydzieści par oczu zwróconych w moją stronę mierzyło mnie zaciekawionym i pełnym politowania spojrzeniem. Przygryzłam wargę, mrucząc pod nosem proste "dzień dobry".<br />
- Świetnie, Jennifer. Gdybyś nie spóźniała się na każdą z moich lekcji, może uwierzyłbym ci. A teraz siadaj. A ta młoda dama może nam się przedstawi - mruknął z przekąsem.<br />
Nieśmiało uniosłam głowę, mając nadzieję, że przy okazji nie spalę się ze wstydu. Gdzie się podziała cała twoja odwaga, Ann?<br />
- No? Czyżbyś zapomniała, jak się nazywasz?<br />
Wzięłam głęboki oddech, odwróciłam się w stronę nauczyciela i zamarłam.<br />
Nie mam pojęcia dlaczego wcześniej nie rozpoznałam jego głosu. Może dlatego, że gdy spotkaliśmy się ostatnim razem, było tak głośno, że ledwie słyszałam swoje myśli? A może dlatego, że upiłam się i straciłam zdolność normalnego myślenia?<br />
Kolczyk w brwi zniknął, lecz fryzura pozostałą ta sama. Włosy Whitemana były w kompletnym nieładzie, zupełnie jak wtedy, w klubie.<br />
- Anna - mruknęłam, wgapiając się w niego jak zahipnotyzowana. Miałam cichą nadzieję, że mnie nie rozpoznał. Bo gdyby to zrobił, prawdopodobnie nie miałabym życia.<br />
- Świetnie - odburknął. - Skoro już wszyscy znamy twoje imię, może powiesz nam, dlaczego się spóźniłaś?<br />
Tym razem nie musiałam nic mówić. Jennifer spojrzała na profesora jak na kompletnego idiotę, za co została skarcona identycznym spojrzeniem.<br />
- Jak miała się nie spóźnić, skoro miała nieaktualną mapę szkoły, profesorze? To nie jej wina. - Przewróciła oczami i spojrzała na mnie wymownie, chyba chcąc, żebym się odezwała.<br />
Ale ja stałam jak kołek, bojąc się, że głos zawiedzie mnie właśnie teraz, albo, że palnę jakąś głupotę i ośmieszę się już pierwszego dnia szkoły.<br />
Zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki oddech, na moment przymykając oczy. Po kilku sekundach odzyskałam setną część mojej pewności siebie i skierowałam spojrzenie na nauczyciela.<br />
- Tak, ja.. Według mojej mapy sala jest w innej części szkoły i..<br />
- Więc na jutro rozrysujesz sobie nową mapę, ze szczególnym wyróżnieniem<i> tej</i> sali w zeszycie. Jestem pewien, że Jennifer ci w tym pomoże. - Przerwał mi i wskazał gestem na wolną pierwszą ławkę. - Siadaj.<br />
Z cichym westchnieniem poprawiłam torbę na ramieniu i zajęłam wskazane przez niego miejsce. Wyjęłam zeszyt i długopis, spuszczając głowę i starając się zignorować ciche śmiechy dochodzące z ostatnich ławek. Nie odwracałam się, dopóki nie poczułam lekkiego kopnięcia w łydkę. Zerknęłam w tył i skrzywiłam się lekko, widząc rozbawioną twarz Jennifer. Dziewczyna pod ławką trzymała złożoną karteczkę z wyraźnym zamiarem przekazania mi jej. sięgnęłam po liścik i przeczytałam go ukradkiem, korzystając z nieuwagi Whitemana, który zajmował się wpisywaniem mi spóźnienia.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Wmurowało Cię. Czemu?</i></blockquote>
Więc trzymając kartkę na udzie, nabazgrałam szybko kilka słów, wpatrując się przy tym w okno. Nauczyłam się tego jeszcze w gimnazjum, kiedy nadrabiałam pracę domową zadaną na kolejne lekcje. Na początku wszystko było niemal nieczytelne, ale z czasem wychodziło mi coraz lepiej, aż w końcu ciężko było odróżnić, coś napisanego normalnie od tego, co napisałam na kolanach.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Długa historia. Raczej nie zmieściłaby się na tak małej kartce.</i></blockquote>
Po chwili odrzuciłam kartkę Jennifer, udając, że poprawiam włosy. Po krótkie chwili ta sama karteczka wylądowała na mojej ławce. Zgarnęłam ją szybko.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Opowiesz mi, jak będę oprowadzać cię po szkole ;)</i></blockquote>
Odwróciłam się i spojrzałam na nią. Puściła mi oczko i uśmiechnęła się, po sekundzie wlepiając wzrok w książkę. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, dlaczego. I tak czułam na sobie wzrok profesora. Zdążyłam tylko westchnąć, nim usłyszałam:<br />
- Więc może, skoro już tak rozgadałaś się z Jennifer, opowiesz nam trochę o lekturze, którą zadałem na wakacje?<br />
W klasie zapanowała cisza.Wszyscy patrzyli na mnie w skupieniu, czekając na moja kolejną wpadkę, która miała nastąpić za krótką chwilę. Postanowiłam nie dawać im tej satysfakcji.<br />
Wstałam, wymusiłam szeroki uśmiech i przez następne dwadzieścia minut opowiadałam o "Nocy", po czym usiadłam na swoim miejscu, wbijając spojrzenie w okno.<br />
Whiteman przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem, na co nie reagowałam. Po chwili i tak skupił się na kolejnej ofierze, pytając ją, ile zapamiętała z mojej wypowiedzi.<br />
Do końca lekcji nie odezwał się do mnie ani słowem, o nic nie zapytał. Nawet, gdy przez chwilę rozmawiałam z Jennifer nie zwrócił nam uwagi.<br />
Gdy nie patrzył, wykorzystywałam każdą okazję, by przyjrzeć mu się dokładniej. I z każdą kolejną upływającą minutą dostrzegałam nowe szczegóły - bliznę po kolczyku w nosie, mały pieprzyk na brodzie ukryty pod zadbanym zarostem, dołeczek w policzku, który pojawiał się za każdym razem, gdy krzywił się lub coś mówił. Wyglądał teraz trochę młodziej niż wtedy, w klubie. Zastawiałam się, ile ma lat, kiedy zadzwonił dzwonek. Po szybkim wrzuceniu zeszytu do torby, wstałam i wyszłam klasy, oddychając z ulgą i wydobywając mapkę z kieszeni spodni. Starałam się znaleźć na niej salę biologiczną, kiedy obok mnie pojawiła się Jennifer.<br />
- Nie sądziłam, że zagniesz Whitemana - oznajmiła i uśmiechnęła się do mnie krzywo, zaczepnie. - Spodziewałam się raczej, że się nie odezwiesz, czy coś.<br />
- Czy coś - uśmiechnęłam się krótko i uniosłam głowę znad skrawka papieru. - Nie jestem raczej typem nieśmiałego milczka.<br />
Pokiwała głową ze zrozumieniem i sięgnęła po moją mapkę. Oddałam ją bez większego żalu, bo i tak już raz mnie zawiodła.<br />
- Opowiesz mi tę długą historię? - pytała po chwili, studiując mapkę z uwagą. Po chwili podniosła wzrok na moją twarz - Masz teraz biologię dla zaawansowanych? - uniosła brew. Kiwnęłam twierdząco głową. - Pokaż mi swój plan lekcji.<br />
Jak się po chwili okazało, wszystkie lekcje z wyjątkiem wychowania fizycznego miałyśmy razem. Ucieszyło mnie to, be Jennifer była naprawdę bardzo miła i na każdej przerwie "opiekowała się" mną, pokazywała kolejne sale, opowiadała o nauczycielach z którymi miałyśmy lekcje. Później poszyłyśmy pod salę biologiczną i rozpoczęła się kolejna, zaskakująca ciekawa, lekcja.<br />
<br />
- Nie rozumiem, Ann. Dlaczego nie możesz wyjść dzisiaj ze mną na kawę?<br />
Był piątek, właśnie wychodziłyśmy ze szkoły. Jenny kilka minut wcześniej skończyła trening i nie chciała się ze mną rozstawać.<br />
- Bo muszę wyprowadzić psy sąsiadom. A potem opiekuję się dzieckiem i jeszcze w międzyczasie mam wstąpić do znajomego, bo bardzo na to nalegał - spojrzałam na nią wymownie, przystając na moment i wzdychając ciężko.<br />
Jennifer pokręciła głową i założyła ręce.<br />
- I to jest ważniejsze od kawy ze mną?<br />
Minęły prawie dwa miesiące, odkąd zaczęłam naukę w ostatniej klasie liceum i to były dwa najbardziej męczące i zarazem najbardziej ekscytujące miesiące mojego życia.<br />
Po poznaniu Jeny moje życie diametralnie się zmieniło. Właściwie, może nie zmieniło się tylko dzięki naszej znajomości, ale jej namowom na wszelkiego rodzaju angażowanie się w życie szkoły. Dzięki niej dostałam się do szkolnej drużyny koszykarskiej, w której byłam jedyną dziewczyną. Wręcz siłą zaciągnęła mnie na jeden z ich treningów, kiedy dowiedziała się, że to ja jestem tą od "znokautowania tamtego wielkiego faceta na sterydach". Sama byłam zaskoczona tym, jak bardzo popularny stał się tamten szybki, wakacyjny mecz.<br />
Sprawdzian umiejętności, jakiemu poddał mnie wtedy ich trener był potwornie stresujący, bo ze względu na mój niski wzrost nadawałam się tylko na jedną pozycję - w dodatku tę najważniejszą -rozgrywającego. Test składał się z kilku oddzielnych, szybkich sprawdzianów. Bieganie, rzucanie do kosza z linii środkowej boiska, orientacja w polu gry i celne podanie. Pierwsze dwa nie sprawiły mi żadnych trudności. Mimo braku jakiejkolwiek rozgrzewki, uzyskałam dobry wynik w biegu - w dwanaście minut przebiegłam trochę ponad trzy tysiące metrów. Rzuty nigdy nie były dla mnie problemem, więc prawie wszystkie zakończyły się celnym trafieniem.<br />
Krótki mecz, jaki rozegraliśmy, dla sprawdzenia moich pozostałych umiejętności wypadł odrobinę słabiej, chyba ze względu na to, że grałam z nimi po raz pierwszy. To znaczy, z większością, bo Matta i Williama znałam już z boiska, a oprócz nich, grało jeszcze siedmiu innych chłopaków.<br />
Moja przynależność do poważnej drużyny zdziwiła wszystkich, lecz najbardziej zaskoczony był... Matthew Rose, rzucający obrońca. Widocznie wiadomość, że ze względu na mój niski wzrost mam być rozgrywającą, była dla niego zbyt wstrząsająca i mocno uderzyła w jego wybujałe ego.<br />
- Nie, Jenny, nie jest ważniejsze, ale naprawdę zależy mi na obu tych pracach - burknęłam. - Na kawę możemy pójść jutro.<br />
West pokręciła głową. Jej blond loki sięgające ramion zakryły na chwilę jej opaloną twarz. Szybko założyła je za uszy i wykrzywiła się.<br />
- Jutro, Evans, jest sobota, czyli dzień napojów zupełnie innych, niż kawa.<br />
Jennifer prowadziła bardzo bogate życie towarzyskie, w przeciwieństwie do mnie. Wyjście do klubu, żeby się napić nie było dla niej żadnym problemem; jeżeli chciała, po prostu wychodziła i to robiła. Utrzymywała jednak, że bardziej lubi spędzać wieczory w domu, ćwicząc przy muzyce. I mimo, że zdążyła zdobyć moje zaufanie, w to akurat nie mogłam jej uwierzyć.<br />
- Jednak wolę kawę - odbiłam. Znów ruszyłam przed siebie i nie czekając na Jennifer skręciłam na chodnik.<br />
Dziewczyna dogoniła mnie po krótkiej chwili.<br />
- No dobra. Ale pamiętaj, że jutro wybieramy sobie kostiumy na Halloween - westchnęła teatralnie, na co przewróciłam oczami i zaśmiałam się krótko. - Nie śmiej się ze mnie - jęknęła ze zirytowaniem i dwoma palcami dzióbnęła mnie w żebra - To na prawdę potrafi zająć dużo czasu. W tamtym roku odpowiedniej peruki szukałam prawie pięć godzin.<br />
- A za kogo się przebrałaś?<br />
- Audrey Hepburn - wyszczerzyła się. -W tym roku będę Marylin Monroe. Masz już pomysł na siebie?<br />
Pokręciłam głową i przesunęłam wzrokiem po witrynie jednego ze sklepów, gdzie wyeksponowane były stroje czarownic i mumii. Westchnęłam cicho i założyłam ręce, spuszczając wzrok na swoje trampki.<br />
- Nie wiem. Waham się między Laną Del Rey a Larą Croft.<br />
-Wybierz Larę! - krzyknęła zdecydowanie zbyt głośno i ze zbyt wielką ekscytacją. Facet w garniturze obrzucił nas pogardliwym spojrzeniem, na co Jenny odpowiedziała wzruszeniem ramion. - Masz zbyt ładną górą wargę, żeby być Laną. Ale na Larę nadajesz się idealnie.<br />
Przez kilka metrów szłyśmy w ciszy. Odezwałam się znów, gdy zatrzymałyśmy się przy przejściu dla pieszych i czekałyśmy na najmniejszą lukę w ruchu drogowym, żeby przedostać się na drugą stronę ulicy.<br />
- Czy ja wiem? Lana chyba będzie łatwiejsza do odwzorowania.<br />
Jennifer pokręciła głową.<br />
- Ann, to Halloween. Jeżeli przebierzesz się za Lanę, nie będziesz się wyróżniała. Ona jest zbyt... normalna, rozumiesz, co mam na myśli?<br />
Zastanowiłam się przez chwilę i niepewnie pokiwałam głową.<br />
- Chyba wiem. Jennifer, czy my naprawdę nie jesteśmy za stare na przebieranie się i zbieranie cukierków?<br />
West spojrzała na mnie jak na kosmitkę. Wyglądała na lekko podirytowaną moim pytaniem, ale nie zdziwiło mnie to, bo moje słowa faktycznie miały lekko sarkastyczny, denerwujący podźwięk. Poza tym zasugerowałam, że jesteśmy stare.<br />
- Jakich cukierków? Idziemy na domówkę do Dave'a, a nie na żadne cukierki!<br />
Dave Morrison chodził razem z nami na francuski i średnio raz na dwa tygodnie urządzał w domu imprezę, na która zapraszał pół szkoły. Nie byłam, co prawda, jeszcze na żadnej z nich, bo w każdy piątkowy wieczór (kiedy zazwyczaj owe imprezy się odbywały) opiekowałam się Colinem McCleethy’m, ale z opowiadań Jennifer, która nie odmawiała sobie przyjemności spędzenia wieczoru wśród pijanych nastolatków, każda z nich kończyła się zdemolowaniem mieszkania Dave'a i ewentualną interwencją policji, z powodu zakłócania ciszy nocnej.<br />
Czy żałowałam, że nie chodzę na imprezy, tak jak inni, tylko siedzę z sześciolatkiem, bawiąc się figurkami motocykli? Ani trochę. Zdecydowanie bardziej lubiłam spędzać czas z tym rozkosznym malcem, niż ryzykować spisaniem przez policję. Poza tym, odkąd Colin uznał, że jestem jego starszą siostrą, zawsze dostawałam figurkę Moto Guzzi California 1400 Custom, wybranego na motocykl roku. Moja praca miała więc zdecydowanie więcej plusów, niż impreza.<br />
Westchnęłam ciężko i podwinęłam eden z rękawów swetra. Mimo, że był trzeci tydzień października, na zewnątrz było ciepło i mój ulubiony zestaw jeansów i swetra nie zdawał egzaminu.<br />
- To w czwartek, prawda? - spytałam markotnie.<br />
- No. O dwudziestej.<br />
Na moich ustach natychmiast pojawił się szeroki uśmiech. Spojrzałam na Jennifer, która nadal niecierpliwie wpatrywała się w przejeżdżające samochody.<br />
- W czwartek mam trening - poinformowałam w nadziei, że to ocali mnie od pójścia na domówkę. - A potem wyprowadzam na spacer psy sąsiadów.<br />
- Świetnie, Ann. Więc Za każdym razem będziesz znajdowała kolejną wymówkę, żeby tylko nigdzie nie wychodzić? Cholera jasna, co jest z tobą, że ciągle unikasz wszystkich miejsc, gdzie normalny człowiek może się porządnie zabawić?<br />
Zrobiło mi się przykro. Zagryzłam dolną wargę i nabrałam głęboko powietrza, zastanawiając się, która z wielu prawd będzie najlepiej pasowała. Nie chciałam wybierać; marzyłam o tym, żeby móc wyjawić komuś o sobie całą prawdę, bez ukrywania żadnych szczegółów, ale zawsze przeszkadzał mi w tym nieodłączny strach. Coś w rodzaju drugiej, sarkastycznej mnie, która zawsze widziała jedynie negatywne aspekty.<br />
- Mam chore serce. Zbyt duży tłok, ogromne emocje, nagły wysiłek fizyczny, alkohol, niedobór witaminy K, to wszystko może mnie zabić - wzruszyłam ramionami. - Tak jakoś, choroba trafiła mi się w pakiecie i nie mogę na to nic poradzić. Nieźle, co?<br />
Spojrzałam a West, która z otwarta buzią wlepiała we mnie spojrzenie błękitnych oczu.<br />
- Żartujesz ze mnie, prawda?<br />
Prychnęłam cicho i pokręciłam głową.<br />
Zaczęłam żałować, że powiedziałam o tym w prost. To w końcu głupota, ot tak informować kogoś o swojej chorobie. Musiałam to jakoś odkręcić. Żeby efekt był lepszy, milczałam przez kilka sekund, po czym pokręciłam głową i parsknęłam urwanym, odrobinę śmiechem.<br />
- Jasne, że żartuję, Jennifer. Po prostu nie lubię imprez. Wole oglądać filmy z Deppem i nie mieć kaca - puściłam jej oczko, w duchu obrzucając się najgorszymi z możliwych określeń.<br />
- Boże, Evans, nie strasz mnie tak więcej - odetchnęła cicho i kręcąc głową pociągnęła mnie na ulicę. Trzymając rękaw mojego swetra, zaciągnęła mnie na drugą stronę ulicy.<br />
A później nie puściła mnie do momentu, gdy rozchodziłyśmy się w dwóch przeciwnych kierunkach.<br />
<br />
- Więc kiedy wyjeżdżacie?<br />
Machinalnie głaskałam Femme, która spała na moich kolanach i wpatrywałam się z uwagą w twarz Andy'ego. Chłopak skrzywił się lekko i wbił wzrok w ścianę za mną.<br />
- Za tydzień - odburknął, nawet nie patrząc na moją twarz.<br />
Przygryzałam wargę i pokiwałam głową.<br />
- Myślę, że to nie będzie problem. Jak byłam mała miałam mnóstwo kotów.<br />
Andy w końcu spojrzał na mnie i z wdzięcznością pokiwał głową. Przesiadł się obok i pogłaskał kotkę po łebku.<br />
- Przepraszam, że proszę cię o to teraz. Wcześniej nie pomyślałem, żeby poszukać dla nich opieki. - westchnął cicho i spojrzał na mnie niepewnie. - Mam nadzieję, że nie będą ci przeszkadzały.<br />
- Nie żartuj. Jak one miałyby mi przeszkadzać, co?<br />
Na dworze było już ciemno, zbliżała się dziewiąta. <span style="background-color: #e0edff; color: #373e4d; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 12px; line-height: 1.28; white-space: pre-wrap;"><br /></span>Ulica ciągnąca się za oknem była opustoszała, choć jeszcze godzinę temu, gdy wyprowadzałam psy, na chodniku kilkoro dzieci grało w klasy, a ludzie wracali z pracy do domów. Nawet wiatr umilkł, pozostawiając ulicę w opiece ciepłego, pomarańczowego światła latarni.<br />
W środku jedynym źródłem światła były kuchenne świetlówki, które Andy zostawił zapalone w zamian za żarówkę w salonie, która przy próbie włączenia się spaliła. Dzięki temu słabemu światłu obszerne pomieszczenie wydawało się bardziej przytulne, niż w dzień, kiedy biel i fiolet ścian nadawały pomieszczeniu życia.<br />
Na chwilę przymknęłam oczy, drapiąc kotkę za uchem. Femme mruczała cicho i łebkiem ocierała się ciągle o mój brzuch. Uśmiechnęłam się sennie, gdy przeciągnęła się na moich kolanach i dumnym krokiem przeszła się na nogi Andy'ego.<br />
- Uwierz, potrafią być bardzo irytujące - zaśmiał się cicho i pogłaskał kotkę. - Jeżeli kiedyś obudzisz się z kotem na głowie, to się przekonasz.<br />
Oparłam głowę na jego ramieniu, uśmiechając się delikatnie. Natychmiast uderzyły mnie zmieszane zapachy jego perfum i papierosów. Oba uwielbiałam, więc przymknęłam oczy i rozkoszowałam się nimi, dopóki Andy nie odchrząknął cicho.<br />
- Annie? Zaraz zaśniesz - szepnął i pogłaskał moje plecy. W odpowiedzi wymruczałam coś, czego sama właściwie nie zrozumiałam. - Kiciu, nie śpij...<br />
Czułam, jak opiera policzek o moją głowę, zsuwa dłoń niżej i jakby niepewnie wsuwa ją pod moją koszulkę. Powoli przesuwał opuszkami palców po moim kręgosłupie, w końcu docierając między opatki. Położył dłoń na jednej z nich i zaczął ją lekko masować.<br />
Czułam się dobrze, gdy to robił. Może chociażby dlatego, że nikt od dawna nie masował mi pleców, co bardzo lubiłam, ani nawet ich nie dotykał. Gdy on to robił, czułam się bezpieczna i, choć to dziwnie zabrzmi, dopieszczona.<br />
- Nie śpię - mruknęłam cicho, zaplatając ramiona wokół jego żeber. - Po prostu brak mi czułości.- Otworzyła oczy, a Andy wpatrywał się we mnie. Wyglądał na rozczulonego.<br />
- Dam ci tyle czułości, ile tylko będziesz potrzebowała, Annie, ale jeżeli zaśniesz i nie wrócisz na noc do domu, mogę nie przeżyć.<br />
Wspominałam kiedyś, że Andy poznał tatę i Olivera?<br />
Westchnęłam cicho i uniosłam głowę z jego ramienia, nadal jednak mocno do niego przytulona. Skrzywiłam się lekko i zacisnęłam mocno powieki, starając się trochę rozbudzić.<br />
- Nie będę spać przez najbliższe siedem godzin - zamarudziłam cicho. Przekrzywiłam głowę i oparłam ją na zgiętych kolanach. - Jutro chyba będę spała przez cały dzień.<br />
Andy zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Podobało mi się to, że nadal nie zabrał ręki spod mojej koszulki i nie przestawał głaskać moich pleców.<br />
- Opiekunka to właściwie całkiem podobny zawód do muzyka. Pracujesz w ogromnym hałasie, nie dosypiasz, czasami musisz się wydrzeć...<br />
- Z tą różnicą, że wszystko to musisz robić na trzeźwo.<br />
- W takim razie nie nadaję się na opiekunkę. - Biersack skrzywił się i pokręcił głową. Kilka sekund później zmienił temat, wyraźnie się ożywiając. - Masz jakieś plany na następny piątek?<br />
Zastanowiłam się przez chwilę i z cichym westchnieniem pokręciłam głową. Mimo, że (jak się okazało zaraz po tym, jak wróciłam do domu) domówka u Dave'a z czwartku została przełożona na piątek, nie miałam zamiaru się na nią wybierać. Poza tym, nie mogłam, w końcu miałam też obowiązki.<br />
Spojrzałam na niego znacząco.<br />
- Bo.. zastanawiałem się, czy nie poszłabyś ze mną do mojego znajomego na imprezę - westchnął ciężko, przykrywając moją dłoń swoją. - niezbyt dużo osób, więc trochę dziwnie przyjść samemu - dodał po chwili.<br />
Uniosłam wzrok na jego twarz i westchnęłam cicho.<br />
- Nie sądzisz, Andy, że spodziewają się zobaczyć cię z kimś, kogo już znają? - uniosłam lekko brew.<br />
- Sądzę, że spodziewają się mnie zobaczyć z kimś. Nie daj się prosić, Ann. Trochę zabawy raz na jakiś czas ci nie zaszkodzi.<br />
Szczerze wątpiłam w to, że bezsenna noc z obcymi ludźmi i alkoholem mi nie zaszkodzi, ale nie chciałam mu tego mówić. Zaczynałam się powoli łamać, prosił w końcu tak ładnie.<br />
Przygryzłam lekko wargę i pokiwałam niepewnie głową.<br />
- O której to ma być? - spytałam.<br />
- Planowany początek jest o dziesiątej - odparł z szerokim uśmiechem na ustach. - ale moglibyśmy się spotkać trochę wcześniej, żeby spokojnie porozmawiać.<br />
- No dobrze. Ale niczego nie obiecuję - uśmiechnęłam się lekko. Przysunęłam do niego odrobinę, żeby cmoknąć go w policzek. I wtedy przypadkiem udało mi się zerknąć na zegarek. -Jasna cholera. Muszę już iść - wstałam szybko, niechętnie rezygnując z pocałowania go w policzek.<br />
Andy jęknął przeciągle, zdejmując Femme ze swoich kolan i podnosząc się. Rozejrzał się jeszcze, zgarniając z oparcia kanapy moją bluzę, w trakcie gdy ja byłam już pod drzwiami i starałam się jak najszybciej założyć trampki.<br />
- Odprowadzę cię, Ann, dobrze? Nie chcę, żebyś sama włóczyła się po nocy.<br />
Odprowadził mnie pod same drzwi domu McCleethy'ch, nadmieniając, że jeżeli chcę, w nocy też może po mnie przyjść, utrzymując, że i tak nie będzie spał, dopóki nie dowie się, że bezpiecznie wróciłam do domu. Udało mi się przekonać go, żeby tego nie robił, ale w zamian miałam napisać mu, że wszystko w porządku, kiedy już dotrę na miejsce.<br />
Pożegnaliśmy się tak, jak zwykle - szybkim całusem w policzek. Wtedy on powiedział coś, co sprawiło, że dziwny, piekący skurcz zacisnął się wokół mojego żołądka i towarzyszył mi przez całą noc.<br />
Naprawdę świetna z ciebie <i>przyjaciółka,</i> Ann.<br />
<br />
Siedziałam w obszernym salonie, gdzieś w Brentwood, pośród zupełnie obcych mi ludzi i powoli sączyłam owocowe piwo. Andy zniknął mi z oczu kilka sekund wcześniej, twierdząc, że z całą pewnością poradzę sobie sama, bo w końcu kostium Lary do czegoś zobowiązuje. Nie wiedziałam, jakim cudem mikroskopijne spodenki i opięta bokserka mają dodać mi odwagi, pewności siebie i innych cech niezbędnych do nawiązywania nowych znajomości. One tego nie dawały - ale piwo, owszem.<br />
Pomieszczenie, w którym się znajdowałam, było ogromne i urządzone w bardzo nowoczesnym stylu. Dominowały szarości i biele, w różnych odcieniach i teksturach. Ściana naprzeciwko kanapy pokryta była czymś, co imitowało beton i wyglądała naprawdę efektownie w połączeniu z białą mozaiką otaczającą plazmowy telewizor wbudowany w ścianę. Po lewej huczała wieża stereo i chociaż gwar rozmów był potwornie głośny, co jakiś czas udawało mi się wychwycić pojedyncze fragmenty piosenek, po których starałam się zgadnąć ich tytuł. Była to całkiem fajna zabawa, dopóki ktoś nie zmienił płyty na jakąś popową składankę, która drażniła moje uszy.<br />
Z drugiej strony natomiast była kuchnia, utrzymana w tej samej wąskiej gamie barw, teraz wręcz przepełniona ludźmi. Stamtąd właśnie udało mi się zgarnąć piwo i z tego co zauważyłam, był to napój z najmniejszą ilością alkoholu, jaki można było dostać.<br />
Dało się zauważyć, że wszytko w tym domu jest duże. Jego właściciel (którego Andy przedstawił mi jakąś godzinę wcześniej, ale mimo to nie zapamiętałam jego imienia) miał namacalną manię wielkości która (co wnioskuję z rozmowy dwóch kobiet przebranych za króliczki playboya) była odwrotnie proporcjonalna do rozmiaru jego męskości.<br />
Podniosłam się powoli, gdy obok mnie usiadło dwóch mężczyzn i skierowałam się w stronę patio. Miałam cichą nadzieję, że znajdę tam Andy'ego. Ku mojemu nie-zaskoczeniu był tam, w dodatku obściskiwał się z przypominająca prostytutkę Harley Quinn.<br />
Cholerny Batman.<br />
Pół minuty później znów siedziałam na kanapie, zastanawiając się nad sensem swojego życia i pijąc kolejne owocowe piwo, które nie smakowało już tak samo dobrze, jak to pierwsze.<br />
I wtedy wokół mnie coś się zadziało. Ludzie siedzieli w kółku, a na stole wylądowała butelka. Jasna cholera.<br />
Wstałam, chcąc usunąć się gdzieś w kąt, żeby nie grać z nimi, ale ktoś złapał moją dłoń i pociągnął z powrotem na kanapę. Z oburzeniem odwróciłam głowę w jego stronę, powstrzymując się przez wyrzuceniem serii wyzwisk, lecz rozluźniłam się, gdy zobaczyłam uśmiechniętą twarz Andy'ego.<br />
- Masz szminkę na szyi, Batmanie - prychnęłam cicho , upijając olejny łyk słodkawego napoju. <br />
Andy pokręcił głowa i objął mnie ramieniem.<br />
- Co cię ugryzło, Ann? - zmarszczył brwi i objął mnie ramieniem, mocno do siebie przytulając. - Gramy w "jeszcze nigdy nie". Znasz zasady, prawda?<br />
Pokiwałam głową, z przykrością stwierdzając, że Andy jest potwornie pijany. Pod wpływem stawał się zupełnie inny. Nie był sobą i obawiałam się, że dziś może powtórzyć się sytuacja z pierwszego dnia naszej znajomości.<br />
Każdy, kto siedział w tym przeklętym kole dostał dość spory kieliszek wódki; a właściwie każdy z wyjątkiem mnie, bo udało mi się wynegocjować napój z odrobinę mniejszym stężeniem alkoholu. Nawet nie wiedziałam, czym on jest, kiedy butelka po raz pierwszy zakręciła się i wskazała na roześmianą dziewczynę z niebieskimi włosami.<br />
- Jeszcze nigdy nie uprawiałam seksu na stole kuchennym! - wykrzyknęła, a męska część grających wsparła ją głośnym gwizdem. Kilka osób upiło łyk ze swoich kieliszków, a ja uśmiechnęłam się blado, wpatrując się w swoje stopy.<br />
Po drugim obrocie butelka wskazała na kolejną dziewczynę, która wykrzyknęła bardzo podobne hasło. Różniło się w nim jedynie miejsce akcji - publiczna biblioteka.<br />
I znów, ku mojemu zaskoczeniu, z niektórych kieliszków zniknął następny łyk wódki.<br />
Jeżeli pytania będą tylko o seks, przegram na pewno.<br />
Ludzie rzucali kolejne, coraz dziwniejsze i bardziej niepokojące propozycje, a ja byłam coraz bardziej zdruzgotana tym, że z mojego kieliszka nic nie ubyło. W końcu jednak nadeszła upragniona przeze mnie chwila i ktoś rzucił:<br />
- Jeszcze nigdy nie przeczytałem całej serii książek!<br />
Z szerokim uśmiechem uniosłam kieliszek do ust i upiłam łyk napoju, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Zebrani spojrzeli na mnie z zainteresowaniem, więc spuściłam wzrok, walcząc z palącym rumieńcem na policzkach.<br />
- No, no, nie dość, że walczy ze złem, to jeszcze jest oczytana - rzucił ktoś, a cała reszta odpowiedziała mu cichym chichotem. Przygryzałam lekko wargę, czując na kolanie czyjąś dłoń. Strąciłam ją, nie patrząc nawet na jej właściciela.<br />
To był naprawdę bardzo, ale to bardzo zły pomysł.<br />
Następne pytania również dotyczyły seksu. Udało mi się upić trochę z kieliszka jeszcze dwa razy, kiedy ktoś krzyknął "skończyłem!" i puste naczynie odstawił na stół.<br />
Wyczułam na sobie wzrok Andy'ego, kiedy odstawiłam prawie pełny kieliszek na stół, wyglądający co najmniej dziwnie wśród tych praktycznie pustych. Zauważyłam tylko jeden opróżniony do podobnej wysokości, co mój.<br />
Może to idiotyczne, ale stresowałam się potwornie, kiedy porównywano poziomy płynu. Gdy byłam niemalże pewna, że przegrałam, gospodarz imprezy który również grał z nami zakrzyknął, że przegrała ta druga dziewczyna.<br />
Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się lekko, w środku ciesząc się jak malutkie dziecko. Nie czułam żadnych, ale to żadnych wyrzutów sumienia, chociaż oszukiwałam. I utwierdziła mnie w tym kara wymierzona tej małej, wystraszonej dziewczynie.<br />
Miała się rozebrać. Cała. Będąc sam na sam z wygranym.<br />
Do końca imprezy unikałam wszystkich możliwych gier i zabaw, jakie się odbywały. Nie czułam się pijana, ale szumiało mi w głowie i bałam się, że mogę zrobić coś głupiego, więc wolałam nie ryzykować i dzielnie podpierałam ścianę, w razie gdyby ta miała za chwilę zawalić się na wszystkich.<br />
Andy przez cały czas gdzieś znikał i za każdym razem wracał coraz bardziej wesoły. Raz wyciągnął mnie na patio, gdzie powstał parkiet taneczny. Kołysaliśmy się w rytm jakiejś potwornie nudnej piosenki, kiedy chłopak pochylił się i słabym głosem, zupełnie nieadekwatnym do jego wyglądu, wyszeptał:<br />
- Wracajmy, czuję się potwornie.<br />
Pokiwałam głową i obejmując go delikatnie, powoli cofałam się w stronę wyjścia. Gdy byliśmy już naprawdę blisko drzwi, drogę zagrodził nam gospodarz imprezy. Zmierzył nas wzrokiem, zatrzymując go w końcu na Andy'm.<br />
- Już idziecie? Dopiero się rozkręcamy!<br />
Andy wyprostował się w miarę możliwości.<br />
- Chętnie byśmy zostali, ale moja towarzyszka jutro z rana idzie do pracy. A mam jeszcze kilka planów związanych z nią - wyszczerzył się znacząco. Mimo, że byłam na niego zła za tę okropną sugestię, nie próbowałam zaprzeczyć. Zamiast tego przytuliłam się do jego boki i kiwnęłam głową, uśmiechając się zbyt słodko i idiotycznie, niż to było koniecznie.<br />
- W takim razie miło było cię widzieć, stary. - Mężczyzna poklepał Biersacka po ramieniu, a mi puścił oczko. Westchnęłam cicho i odwzajemniłam gest, mimo rosnącej we mnie irytacji.<br />
- Mnie też było miło zobaczyć ciebie, Alex.<br />
A więc miał na imię Alex!<br />
Zamienili jeszcze kilka zdań, których nie słuchałam, skupiając się jedynie na palcach Andy'ego wbijających się tuż poniżej moich żeber. W końcu Alex przepuścił nas i wyszliśmy na zewnątrz.<br />
- Ann, błagam, szybciej, zaraz umrę - jęczał mi nad uchem Andy, gdy starałam się znaleźć telefon.<br />
- Trzeba było tyle nie pić - warknęłam cicho, lecz zmiękłam, gdy przytulił się do mnie i przesunął moją dłoń na swoje żebra.<br />
Objęłam go ostrożnie ramieniem, szukając wzrokiem ławki, a której moglibyśmy usiąść. Gdy takiej nie zauważyłam, westchnęłam cicho i podprowadziłam go do murku, który ogradzał posiadłość. Ostrożnie oparłam go o ogrodzenie, a sama zadzwoniłam po taksówkę. Miała przyjechać za piętnaście minut więc zrezygnowana usiadłam na chodniku, pociągając za sobą Andy'ego. Biersack marudził przez chwilę, lecz to nie przeszkodziło mu we wtuleniu się w moje ramię.<br />
Westchnęłam ciężko i przytuliłam go delikatnie, machinalnie zaczynając głaskać go po włosach. Pochyliłam się i musnęłam ustami jego czoło, zostawiając na skórze ciemny ślad szminki.<br />
<br />
<br />
-----------------------------------------------------------------------------------------<br />
Moi kochani!<br />
Wracam do was dopiero teraz, bo dopadł mnie monstrualny kryzys twórczy, który nie pozwolił mi napisać niczego sensownego i, jak widzicie wyżej, niczego, co byłoby równie dobre, jak kiedyś.<br />
Dlaczego akurat dziś?<br />
Ano, zeszło mi się trochę, bo rozdział ma aż 12 stron i chciałam w nim zawrzeć naprawdę dużo. Poza tym dziś są urodziny Andy'ego! Pomyślałam ,że to będzie dość fajna niespodzianka.<br />No dobrze. Jak wam się podobał rozdział? I postać Jennifer?<br />
Aha! Jeżeli zobaczycie i przeczytacie post, proszę was o pozostawienie po sobie jakiegoś znaku, żebym wiedziała, ile was tutaj zostało.<br />
<br />
Nie ustalę limitu, ale tak jak wcześniej, od ilości komentarzy zależy czas, w jakim pojawi się rozdział.<br />
<br />
Dobrej nocy!<br />
<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-43549905894864275372015-08-18T10:43:00.003+02:002017-03-20T21:09:38.123+01:00Rozdział 16<span style="color: #444444;">*rozdział usunął się sam (jak na złość), więc wstawiam jeszcze raz*</span><br />
<span style="color: #444444;"><br /></span>
<span style="color: #444444;"><br /></span>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white; color: #444444; font-family: inherit; white-space: pre-wrap;">Obudziłam się, gdy było jeszcze ciemno, zmęczona i obolała. Czułam dziwny uścisk na brzuchu i nogach, zupełnie tak, jakby przygniatało je coś ciężkiego.</span></div>
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">I nie myliłam się.
</span></span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">Gdy otworzyłam oczy dostrzegłam w półmroku szczelnie obejmujące mnie ramię i nogę zarzuconą na moje biodra. Zmarszczyła brwi i rozejrzałam się, próbując zorientować w sytuacji.</span></span></span></span></div>
<span style="color: #444444;"><span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;">
</span></span></span>
</span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">Oliver leżał skulony jak małe dziecko po mojej prawej, przytulając do piersi koc. Jak można się spodziewać, nie miał na sobie nic oprócz bokserek. Po lewej za to spał spokojnie Maciek, przyduszając mnie przy tym swoim ciałem.</span></span></span></span></div>
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">
Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak znalazłam się pomiędzy nimi i jak to się stało, że obaj byli prawie całkiem rozebrani. Przecież kładli się spać w ubraniach!
</span></span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">Uważając, by przypadkiem nie obudzić któregoś nich, bo to niewątpliwie skończyłoby się trzecią wojną światową (chociaż w tym domu rozegrały się już cztery), wyplątałam się z uścisku Maćka i po cichu skierowałam do łazienki, wcześniej okrywając obu tych debili kocem.</span></span></span></span></div>
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">
Na początku rozplotłam nędzną parodię warkocza, którą miałam na głowie i rozczesałam dokładnie włosy, po czym związałam je w wysokiego kucyka.
Gdy myłam zęby, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi, przyglądając się swojej twarzy, upaćkanej białą pianą. Błyskawicznie ją starłam i opukałam usta.
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie, tylko.. No wiesz, jesteś siostrą mojego kumpla - rzucił z nonszalanckim uśmiechem i zamknął drzwi. - Dziwnie jest cię oglądać.. prawie nago. - dodał, lustrując mnie niepewnym spojrzeniem.</span></div>
- Właź - burknęłam, wycierając buzię ręcznikiem i patrząc przez ramię na Maćka, który niepewnie wsunął się do środka i rozejrzał.
- Myślałem, że jesteś ubrana - sapnął z dziwnym grymasem na twarzy. Uśmiechnęłam się czarująco i odwróciłam przodem do niego, opierając się plecami o wbudowaną w szafkę umywalkę.
- Przeszkadza ci to?
- Błagam cię, widziałeś mnie tak dziesiątki razy!
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">W trzy sekundy zdjęłam z książki szary papier i szeroko uśmiechnęłam. Cień mężczyzny na tle gazet mówił wszystko - nie musiałam nawet patrzeć na tytuł czy autora.</span></div>
Zażenowany rozmasował kark i podszedł do mnie blisko, opierając dłoń po mojej prawej stronie.
- Właściwie, to... wczoraj miałem ci coś dać - zmienił temat i wyciągnął zza pleców prostokątny pakunek. Po kształcie i grubości zorientowałam się, że musi być to książka.
- Przywiozłeś mi "Lilith? Błagam, powiedz, że to to - uśmiechnęłam się błagalnie.
Maciek pokręcił głową.
- Nie. Ale Lilith też dla ciebie mam. To coś innego.
<div style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 15.36px;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;">Maciek jedynie pokręcił głową, wychodząc z łazienki</span></span><span style="font-family: inherit; line-height: 15.36px;">.</span></div>
- Lśni, tryska, brzmi, śpiewa - zaśmiałam się cicho, cytując Witolda Gombrowicza. - Gdzieś ty ją znalazł? Od siedmiu lat szukałam jej po wszystkich księgarniach!
-Powieści Tyrmanda są przecież prawie wszędzie- parsknął rozbawiony. - Szczególnie "Zły". Nie wiem, jak mogłaś na to nie trafić.
Przewróciłam oczami i przytuliłam książkę do piersi.
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">- Widocznie źle szukałam.</span></div>
</span></span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white; color: #444444; font-family: inherit; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Następnie spokojnie odłożyłam książkę na bok, a moje myśli odleciały w kierunku testów, jakie dziś na mnie czekały. Przedmioty ścisłe i języki obce.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white; color: #444444; font-family: inherit; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Spojrzałam zmęczonym wzrokiem na białą koszulę, która czekała już na mnie, zawieszona na prysznicu. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white; color: #444444; font-family: inherit; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Zapowiadał się naprawdę ciężki dzień.</span></div>
<span style="color: #444444;"><br /></span>
<span style="color: #444444;"><span style="background-color: white;"></span><br /></span>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white;"><span style="color: #444444; white-space: pre-wrap;"><br /></span></span></div>
<span style="background-color: white; color: #444444;">
<span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;">
</span></span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">Wakacje mijały niespodziewanie szybko. Nim się obejrzałam, nadszedł ostatni piątek bezgranicznej wolności, toteż spędzałam go na najlepiej, jak tylko się dało - za Andy'm na kanapie, oglądając czwartą część Piratów z Karaibów i komentując figurę Penelope Cruz.</span></span></span></span></div>
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">
Bawiliśmy się przy tym przednio, a czas płyną tak szybko, że zanim się zorientowaliśmy, nadeszło popołudnie.
- Co robimy? - zapytałam, opierając głowę o jego ramię i przymykając oczy.
</span></span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">Zrobiłam naburmuszoną minę i szturchnęłam go mocno w ramię, po czym roześmiałam się. Odkąd odebrałam wyniki egzaminów przedmiotowych, miał ze mnie największą uciechę. Co prawda, nie były najgorsze; przedmioty ścisłe napisałam na sporo ponad dziewięćdziesiąt procent, za to część humanistyczna i dołączona do niej adnotacja przez cały tydzień bawiła wszystkich, łącznie z Andy'm, który był przy tym, jak odebrałam maila z wynikami. Moje obszerne wypracowanie oceniono na marne cztery punkty, a nauczyciel, który je oceniał widocznie był typem śmieszka, bo pod spodem raczył napisać "ciąg dalszy nastąpi".</span></span></span></span></div>
<span style="background-color: white;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #444444; font-family: inherit;">
- Nie wiem. Możemy iść na lody, na plażę... albo możemy pośmiać się z twoich wyników z egzaminów...
Irytowało to mnie, ale powstrzymywałam się przed odgryzieniem się na wszelkie zaczepki. Teraz jednak nie mogłam się opanować.
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> - ...albo z tego, co masz w bokserkach.. - dokończyłam za niego z szerokim uśmiechem na ustach. - W sumie, moglibyśmy pójść na plażę, ale musiałabym się przebrać, a mi się nie chce. Poza tym, o siedemnastej mam wyprowadzić psy sąsiadów na spacer, więc mamy ledwie trzy godziny, a zanim tam dojdziemy, może minąć trochę czasu, szczególnie z twoim tempem.</span></div>
- Możemy jechać samochodem - wzruszył lekko ramionami.
Zamilkłam na chwilę, wzdychając cicho i stukając palcami o oparcie mojej życiowej partnerki kanapy.
Wtedy przypomniałam sobie, że jakiś czas temu postanowiłam być dobrą siostrą. Spojrzałam na Andy'ego, a potem na laptopa, który leżał zamknięty na stoliku przed nami i stwierdziłam, że wiem, jak mogę to zrobić.
Odkąd moja rodzina jest rozdzielona, regularnie, co dwa rozmawiam przez kamerkę z Sue i mamą. Zdążyłam się też zorientować, że moja siostra naprawdę się zmieniła, przynajmniej, jeśli chodzi o gust muzyczny.
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> - Odkąd nie jesteśmy "razem", stała się zupełnie inna, rozumiesz? Jest taką kopią mnie sprzed, no nie wiem, trzech lat, ale dużo ładniejszą - kontynuowałam. Na nowo otworzyłam swojego laptopa, sprawdzając, ile jest baterii, po czym włączyłam komunikator, a następnie zadzwoniłam do Sue.</span></div>
A może ja tego wcześniej nie zauważałam?
- Mogę mieć do ciebie prośbę? - spytałam chłopaka, który zaczął namiętnie wpatrywać się w okno i starszą panią idąca chodnikiem. - Mógłbyś porozmawiać na skype z moją siostrą?
Andy zmarszczył lekko brwi, ale pokiwał głową na zgodę, uśmiechając się przy tym.
Gdy czekaliśmy, aż łaskawie odbierze, opowiedziałam o niej krótko Andy'emu, który co jakiś czas kiwał głową i uśmiechał się. Wiedziałam, że i tak w kilka sekund zapomni przynajmniej połowę z tego, co mu powiedziałam.
Pół minuty później twarz Sue pokazała się na monitorze.
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> - Wiem - odpowiedziałam z dumą. - Ale nie pożałujesz, przysięgam.</span></div>
- Cześć, Annie. - mruknęła sennie, przecierając oczy. - Pamiętasz może, jak kiedyś przypomniałaś mi o strefach czasowych? Bo wiesz, u nas jest teraz JEBANA PÓŁNOC - dokończyła ostro, co wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech, przypominający obranego ze skórki banana.
No dobrze, nie do końca pamiętałam o tej różnicy czasu, jednak Suellyn nie wyglądała na osobę wyrwaną ze snu. Miała na sobie dopasowaną koszulkę, jej włosy były rozpuszczone i opadały miękkimi falami na ramiona. warz miała niebywale świeżą i wypoczętą - o wiele bardziej, niż ja.
Sue fuknęła, udając obrażoną.
- Mam nadzieję, że to będzie coś ekstra, inaczej się na ciebie obrażę.
Przesunęłam kamerkę bardziej w bok, tam, gdzie siedział Andy. Jednocześnie przysunęłam się do niego, zachowując na ustach szeroki uśmiech.
- Sue, przedstawiam ci Andy'ego Biersacka.
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Zaraz i ja się zarumienię, ale ze złości.</span></div>
Moja siostra zaniemówiła, podobnie jak Andy, który gapił się w monitor, oczarowany jej urodą. Szturchnęłam go w bok, czując nieprzyjemny skurcz.
Pieprzona zazdrość.
- Cześć - odezwał się w końcu Andy, po czym odchrząknął cicho, by pozbyć się chrypki, która pojawiła się znikąd.
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Suellyn zarumieniła się lekko, przygryzając wargę i odpowiedziała mu ciche "hej" najsłodszym ze swoich głosików.</span></div>
</span></span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="background-color: white; color: #444444; font-family: inherit;">Przez chwilę przysłuchiwałam się ich rozmowie, która kleiła sie o wiele lepiej, niż każda z naszych wcześniejszych rozmów. Ogarnęło mnie przy tym dziwne uczucie pustki zmieszanej ze złością i rozżaleniem, które było tak silne, że wywołało nieprzyjemny skurcz szyi i sprawiło, że na moment straciłam oddech. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="background-color: white; color: #444444; font-family: inherit;">Cholera.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="background-color: white; color: #444444; font-family: inherit;">Sapnęłam cicho, gdy oni skończyli temat muzyki i zeszli na podróże. Byłam znudzona i zniechęcona, choć wcześniej cieszyła mnie perspektywa zrobienia siostrze miłej niespodzianki.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><span style="background-color: white; color: #444444; font-family: inherit;">Stwierdzając, że nie chcę dłużej słuchać ich rozmowy, chwyciłam moją <i>Lilith </i> i otworzyłam tam, gdzie ostatnim razem skończyłam czytanie. Co prawda, znałam te książkę niemalże na pamięć, ale bardzo lubiłam do niej wracać, zupełnie jak do wszystkich innych. No, może poza kryminałami Deavera, one są zdecydowanie zbyt dobre, by uczyć się ich na pamięć. Po przeczytaniu <i>Przydrożnych Krzyży </i>wyszłam z założenia, że bez elementu zaskoczenia, jaki pojawiał się podczas pierwszej lektury to już nie to samo.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Zdążyłam przeczytać zaledwie pół strony, gdy usłyszałam moje imię. Zaintrygowana podniosłam wzrok znad książki, żeby zobaczyć, jak Biersack wzrusza ramionami i odburkuje coś w stylu "długa historia".</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Tak, więc zapewne będę musiała ją później opowiadać.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Przez następne <i>dwie godziny</i> (dwie godziny!) przewinęli się przez wszystkie możliwe tematy. Nawet o mnie rozmawiali przez krótką chwilę, co nie umknęło mojej uwadze, choć starałam się czytać, co nie wychodziło zbyt dobrze. Nadal tkwiłam na tej samej stronie.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">W końcu nie wytrzymałam i odłożyłam Lilith na stolik, wstając i informując cicho, że idę przygotować się do mojej "nowej pracy".</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Od tygodnia zajmowałam się też wyprowadzaniem psów. Niby nic, ale jeden godzinny spacer wieczorem z pięcioma psami znacznie poprawiał mój budżet.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Szybko przebrałam się w wygodniejsze ubrania, których w razie czego mogłam się pozbyć i związałam włosy w koński ogon. Kiedy gotowa schodziłam na dół, Andy właśnie zamykał laptopa.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">- I jak? - spytałam na pozór obojętnym tonem, zakładając dłonie na piersi. Po sekundzie zdałam sobie sprawę, że Andy może odebrać to jako zły znak, więc opuściłam je wzdłuż tułowia.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">- Twoja siostra jest wspaniała - stwierdził, śmiejąc się pod nosem, co odrobinę mnie zabolało. Cholera.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Zachowałam jednak twarz i uśmiechnęłam się promiennie, choć sztucznie, odpowiadając:</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">- Mówiłam ci o tym. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Chłopak kiwnął głową, wstając powoli i mrucząc przeciągle.Podszedł do mnie powoli, spoglądając przelotnie na zegarek i skrzywił się.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">- Ale ja nadal wolę jej młodsza siostrę.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white; color: #444444;"><span style="color: #f3f3f3;"><span style="line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><br /></span></span>
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">----------------------------------------------------------------------------------------------------</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Dodaję jeszcze raz, bo głupi blogger usunął rozdział.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Nie wiem, czy pisac tu od nowa swój monolog o odejściu, ale jeżeli ktoś nie widział, napisze go od nowa.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Zastanawiam się nad usunięciem, bądź zawieszeniem Hello My Hate i jestem wam chyba winna wyjaśnienia.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Blog od początku miał mnie.. hm, wypromować, bo jest lekki, łatwy w odbiorze i jak widać, dość popularny. Mimo to zauważyłam, że liczba komentarzy drastycznie spadła, a co za tym idzie- moja motywacja również. To skłoniło mnie do przemyślenia najważniejsze kwestii - warto?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Doszłam do wniosku, że nie, nie warto tego ciągnąć dalej, ale że jestem upartą osobą i wszystko </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">muszę doprowadzić do końca, więc blog ten również doprowadzę do końca.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">JEDNAKŻE</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Bez was to nie ma żadnego sensu. Jeśli nikt nie będzie komentował, ja nie będę pisała, bo, cholera jasna, piszę to dla was, nie dla siebie. Gdybym pisała to dla siebie, wszystko miałoby inną fabułę, o której opowiedziałam dziś Rassy. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Rozdziały będą pojawiały się rzadko, chodź obiecałam jeden w tygodniu. Teraz czas, w którym coś napiszę, będzie zależał od liczny komentarzy. Im więcej, tym szybciej. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Tym bardziej, jeśli przy takiej licznie obserwatorów będzie mniej niż 8 komentarzy - przykro mi, ale możliwe, że nie zechcę kontynuować tej historii.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #f3f3f3;"><span style="background-color: white; color: #444444; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;">Żyę udanych tych dwóch tygodni, które pozostały do końca wakacji.</span></span></div>
<br />
<span style="background-color: black; line-height: 15.3599996566772px; white-space: pre-wrap;"><span style="color: #f3f3f3; font-family: inherit;"><br /></span></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-55092126733533414612015-06-07T10:27:00.001+02:002015-06-18T20:34:18.067+02:00Rozdział 15<i>Wiecie co? Jak mnie najdzie wena, to poprawię i czternasty, będzie bardziej składny. Jak już mi się to uda, poinformuję was niezwłocznie.</i><br />
<i><span style="color: #741b47;">WAŻNE OGŁOSZENIE NA SAMYM DOLE</span></i><br />
<i>------------------------------------------------------------------------------------------------------------------</i><br />
<br />
Dylan, master wszystkich imprez i mistrz podrywu, jak go pieszczotliwie określaliśmy, wpadł do mnie zaraz po południu z propozycją wyjścia na boisko. Ignorując mój głośny sprzeciw, zwlókł mnie z kanapy siłą i niemal wyniósł z domu, zanim udało mi się wybłagać chociażby szansę na przebranie się z okropnie niewygodnych wąskich spodni i białej koszuli, których nie zdążyłam zdjąć po egzaminie z historii, który swoją drogą poszedł mi całkiem nieźle. Przebrana w wygodne, krótkie spodenki i jasną koszulkę zgodziłam się w końcu dobrowolnie opuścić dom.<br />
Dzień był ciepły i słoneczny. Promienie słońca przebijające się przez korony drzew przyjemnie łaskotały moją twarz, gdy w ciszy przemierzaliśmy jedną z parkowych alejek.<br />
W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce.<br />
Na boisku znajdowały się zaledwie trzy osoby. Matt, James i Bruce wygodnie opierali się o siatkę i podawali sobie piłkę, starając się z odległości rzucić do kosza, co w większości się im udawało. Przez chwile byłam pod wrażeniem ich umiejętności, a później stwierdziłam, że, hej, przecież też tak umiem! I przestałam być pod wrażeniem.<br />
Podeszliśmy bliżej nich, starając się, jako tako, nie sprawiać wrażenia zdezorientowanych całą sytuacją. W końcu na boiskach zwykle roiło się od dzieciaków, a teraz były puste.<br />
-Cześć- powiedziałam od niechcenia, rzucając Rose'owi obojętne spojrzenie.<br />
Można powiedzieć, że po tym, co stało się w jego sypialni, nasze stosunki skomplikowały się jeszcze bardziej. Z zauroczonych w sobie dzieciaków zmieniliśmy się w obrażalskie nastolatki, których nijak nie da się pogodzić. Tak, cóż, widocznie nasza "przyjaźń" od początku nie miała sensu, a moje zauroczenie jak zwykle okazało się tylko bezsensowym pragnieniem posiadanie bliskiej osoby.<br />
-Ta, cześć. - odburknął, zabierając piłkę z rąk Jamesa i wstając ze swojego miejsca, żeby wykonać perfekcyjny wsad z dwutaktu.<br />
-Co mu się stało? - spytał półgłosem Dylan, marszcząc brwi i kątem oka patrząc na Rose'a z autentyczną troską.<br />
-Skąd my to mamy, kurwa, wiedzieć? - skontrował Bruce, zakładając ramiona na kolana i marszcząc ze zirytowaniem ciemne brwi.<br />
-No nie wiem, może stąd, że macie z nim najlepszy kontakt?<br />
Wymieniali się pytaniami jeszcze przez prawie dwie minuty, w czasie których Matt zdążył dwa razy rzucić za trzy, wykonać wsad i podejść do mnie z piłką pod pachą i pytaniem:<br />
-O czym oni znowu pieprzą?<br />
Spojrzałam na niego spod rzęs i wzruszyłam teatralnie ramionami, próbując przekazać, że mało obchodzą mnie tematy tych dwóch awanturników.<br />
-dobra, Ann, koniec tych dziwnych zagrywek, nie możemy być na siebie wiecznie obrażeni, nie? - sapnął, druga ręką rozmasowując kark. - To był jeden głupi wyskok, miałem kaca, nie myślałem co robię. Nie obrażaj się na mnie - szturchnął mnie lekko w bok, na co, zirytowana, przewróciłam oczami i odsunęłam się o pół kroku w bok.<br />
Nie sądziłam, że gdy to głupie zauroczenie minie, Matt stanie się dla mnie zupełnie obojętny, tak, jakby w ogóle nie istniał.<br />
-Czy ja wyglądam na obrażoną? - sarknęłam, zakładając ręce i rzucając ukradkowe spojrzenie chłopakom, którzy, niezrażeni obecnością Rose'a, nadal dyskutowali na temat jego osoby. Debile.<br />
Debile, ale i tak ich lubię,<br />
-Tak, Ann, wyglądasz na obrażoną. I to bardzo obrażoną. Przestań zachowywać się jak dziecko, gdybyś nie była taką cnotką, do niczego by nie doszło.<br />
-Gdybyś nie był takim napalonym idiotą, do niczego by nie doszło - warknęłam, obracając się tak, by stać z nim twarzą.. w klatę. Nie, nie jestem niska, on jest, kurde, za wysoki.<br />
Rose uśmiechnął się z kpiną, wypuszczając piłkę i zakładając ręce na piersi. spojrzał na mnie wzrokiem przesyconym politowaniem.<br />
-Myślisz, że dlaczego jest wokół ciebie tylu facetów? Większość chce cię tylko przelecieć.<br />
-Ja nie chcę jej bzyknąć!- nie zgodził się Jamie, wstając i podchodząc do nas. - Bez obrazy, Evans, ale wolę niskie, starsze blondynki, nie spełniasz standardów. - Poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu i uśmiechał pokrzepiająco.<br />
-Nie ma sprawy, James, ty też nie jesteś w moim typie.<br />
Okej, kłamałam. James był bardzo w moim typie, najbardziej z nich wszystkich, ale na równi z Bruce'm. Lubiłam, bardzo lubiłam to charakterystyczne połączenie zielonych, wesołych oczu, brązowych włosów sięgających ramion i rozbrajającego uśmiechu, który od niedawna na stałe przykleił się do jego ust. Wszyscy wiedzieliśmy czemu - masz kochany Jamie znalazł dziewczynę, w której był bezgranicznie zakochany, toteż spędzał z nią sporo czasu.<br />
Ale o kumplach (i mnie!) nie zapominał.<br />
-No. Skoro sprawę mamy wyjaśnioną, to możemy grać, huh? - krzyknął Dy, podbiegając i w niemożliwie niskim skłonie zgarniając piłkę z ziemi. - Dzielimy się na składy, czy tak jak ostatnio, każdy pracuje na siebie?<br />
Wybraliśmy druga opcję i zaczęliśmy grę.<br />
<br />
Tego samego wieczoru na wymianę miał przyjechać Maciek. Jak ustaliliśmy wcześniej, ten weekend miał spędzić u nas, a w poniedziałek rano pojechać do rodziny chłopaka, który wybrał się do Polski.<br />
Tak więc, o godzinie pieprzonej jedenastej, siedziałam na lotnisku, popijając kawę z cudownego, bo bezpłatnego, automatu i czekając, aż Maciek uwinie się z odprawą.<br />
Powoli sącząc napój o smaku styropianu, obserwowałam ludzi przewijających się w zastraszającym tempie przez halę odlotów. Biegali, truchtali, machali torbami, gubili dzieci, a ja, pośrodku tego wszystkiego, śmiałam się z nich w duchu.<br />
-O której on miał być? - zapytałam Oliego, przekazując w jego ręce ciepły kubek.<br />
-Godzinę temu. Pewnie debil pomylił samoloty, czy coś- westchnął, biorąc łyka i krzywiąc się nieznacznie - Wiem, czemu ta kawa jest darmowa. Gdyby nie była, nikt by za nią nie zapłacił.<br />
Parsknęłam śmiechem, opierając przedramiona na kolanach i wypatrując w tłumie wysokiego szatyna, jednak, jak na złość, nie było ani jednego.<br />
Westchnęłam, odpychając się lekko dłońmi od kolan i opierając wygodnie (o ile to możliwe) o oparcie czerwonego, plastikowego krzesełka.<br />
Dopiero po niespełna godzinie, wśród ludzi wypatrzyłam kogoś, kto chociaż odrobinę przypominałby Nowaka. Wstałam i szturchnęłam w ramię przysypiającego brata, po czym na zesztywniałych nogach pomaszerowałam najpierw do kosza, żeby wyrzucić kubek, a później w stronę chłopaka.<br />
Im bliżej byłam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to jednak nie on. Już miałam się odwrócić i z powrotem zając miejsce na niewygodnym krzesełku, kiedy uśmiechną się w bardzo znajomy sposób i podszedł do mnie szybko, łapiąc objęcia i mrucząc:<br />
-W tych jasnych ciuchach i opaleniźnie prawie cię nie poznałem, Evans. Wyglądasz jak ekskluzywna prostytutka.<br />
-Dzięki - zaśmiałam się, mocniej zaplatając ramiona na jego szyi - I co tak długo? Siedzimy tu dobre dwie godziny i czekamy na ciebie!<br />
-Umh, jeszcze w Warszawie mieliśmy drobne opóźnienia i tak jakoś wyszło - uśmiechnął się i klepnął mnie lekko w plecy. - No, koniec tych czułości, dusisz mnie, Ann.<br />
-Zaraz - odburknęłam, z twarzą wtuloną w jego bluzę.<br />
Tylko czekam na jego reakcję na temperaturę panująca na dworze.<br />
Trzy minuty później udało mi się od niego odkleić, głównie ze względu na to, że w tym czasie Oliver zdążył do nas przyjść i poinformować, że idziemy, zanim wszystkie taksówki nam uciekną.<br />
Tak więc, w minutę zebraliśmy się i opuściliśmy lotnisko, trafiając prosto w żar, który tak panował, mimo późnej pory.<br />
-Ile tu kurwa jest, trzydzieści stopni? - sapnął Maciek, natychmiast zdejmując bluzę i przewiązując się nią w pasie.<br />
-Osiemdziesiąt pięć w stopniach Fahrenheita - uśmiechnęłam się, patrząc na tablicę umieszczoną na jednej ze ścian monstrualnego, pięciokątnego, białego budynku.<br />
-Ile?!<br />
-W przeliczeniu trzydzieści - wyjaśnił Oliver, szukając wzrokiem wolnej taksówki. - Idziemy - zdecydował w końcu, szybkim krokiem ruszając na skos przez parking.<br />
Rzuciliśmy sobie z Maćkiem znaczące spojrzenie, pędem ruszając za moim bratem i potykając się o swoje nogi.<br />
Zapowiada się ciekawy weekend.<br />
<br />
W domu byliśmy około pierwszej - ja i Oliver niemal zasypialiśmy pijąc herbatę w kuchni, za to Maciek, cholera, tryskał energią i nie mógł znaleźć dla siebie miejsca.<br />
-Mógłbyś posadzić gdzieś tę dupę? Nie mogę się skupić na patrzeniu w przestrzeń - ziewnęłam, podnosząc głowę ze stołu i patrząc na zdezorientowanego Nowaka.<br />
Ten posłusznie usiadł na jednym z krzeseł i rzucił nam wesołe spojrzenie.<br />
-Wy już zmęczeni? Ludzie, jest wcześnie!<br />
-Zobaczymy co powiesz jutro jak obudzę cię o siódmej rano, kurwo - ostudził jego zapał Oliver, zakładając ręce na swoje ramiona i powoli masując je.<br />
Nowak udał oburzonego i przyłożył Oliemu pięścią w ramię. Mój brat rzucił mu mordercze spojrzenie.<br />
-A ja proponuję iść spać- uśmiechnęłam się i wstałam, omal nie przewracając kubka i krzesła. Zaklęłam cicho, przytrzymując naczynie.<br />
Wolałam zapobiec temu, co mogłoby się stać, jeśli jeden wyprowadziłby drugiego z równowagi, więc po prostu pociągnęłam obu za koszulki, dając znać, że mają iść za mną.<br />
Po krótkiej kłótni, spowodowanej tym, że nikomu nie chciało się wcześniej wychodzić na dwór, żeby zabrać pościel która się tam wietrzyła, postanowiliśmy dzisiaj spać na podłodze w moim pokoju. We trójkę. Dwóch chłopaków i jedna ja.<br />
Chryste.<br />
Po szybkim prysznicu, znieśliśmy do pokoju koce i kołdry, układając je na podłodze. Na takim prowizorycznym posłaniu położyliśmy się (ja z brzegu, daleko od nich) i, mówiąc wprost, zasnęliśmy.<br />
<br />
---------------------------------------------------------------------------------------------------<br />
gra wstępna trwa, później czeka was ostra akcja<br />
Dobry wieczór! kto się stęsknił? Widzę las rąk (ten sarkazm)<br />
Nonono. Koniec zajebanego miesiąca, będę zaglądała tu częściej. Rozdział napisałam, przyznam się bez bicia, wczoraj i dziś.<br />
Tyle pomysłów, tak mało czasu/<br />
i co tu jeszcze.. a tak<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
WAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNE</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
zepsułam komputer, więc większość rozdziałów, krótko mówiąc, poszła się jebać. Na laptopie pisać nie umiem. No. Więc będą opóźnienia, na pewno błędy i parodie tego, co miało być.<br />
<br />
-----------------------------------------------------------------------------------------------</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
REKLAMA:<br />
polecam wszystkim, których nie boli czytanie ze zrozumieniem<br />
<br />
<a href="http://rassysfanfics.blogspot.com/" target="_blank">rassysfanfics.blogspot.com</a></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-7749142537554424742015-05-03T19:19:00.001+02:002015-05-03T19:19:12.027+02:00Rozdział 14Byłam zdruzgotana, patrząc ostatni raz na zegar odmierzający czas pisania egzaminów. Sama rozprawka zajęła mi prawie dwadzieścia minut. W głębi duszy żałowałam, że dałam sobie spokój z pisaniem na rzecz sportu. Może nie siedziałabym teraz jak debil w zbyt małej ławce przed komisją egzaminacyjną i nie próbowała przypomnieć sobie amerykańskich zasad pisowni.<br />
Zostało mi niecałe czterdzieści minut na część testową i pracę z tekstem, którą wolałam zająć się na samym końcu. Nerwowo zagryzając wargę, zamalowywałam okienka w karcie odpowiedzi. zostały mi tylko dwa pytania, gdy kobieta wzrostu i postury mojego ojca ogłosiła, że do końca został kwadrans.<br />
Zaklęłam w duchu i, kierując się intuicją, czyli "dawno nie było b..." zamalowałam dwie pozostałe kratki i zajęłam się tekstem.<br />
Ostatni raz zerknęłam na zegarek, gdy udało mi się zakończyć egzamin i sprawdzić wszystko. Do końca zostały dwie minuty, całkiem nieźle.<br />
Z cichym westchnieniem ulgi rozejrzałam się po sali, wyłapując wzrokiem blondyna, który, ku mojemu zaskoczeniu, wlepiał spojrzenie w moje plecy. Gdy zorientował się, że mu się przyglądam, uśmiechnął się i puścił mi perskie oczko. Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech i przebiegłam wzrokiem po innych osobach siedzących w tym samym rzędzie. Byli to sami chłopcy, zaczynając od pryszczatego, opalonego szesnastolatka, aż po napakowanych skinów.<br />
-Odkładamy długopisy, czas się skończył - zakomunikowała ta sama kobieta, panna Temple, jak informował identyfikator zawieszony na długiej, żylastej szyi.<br />
Wszyscy natychmiast zerwali się ze swoich miejsc i skierowali się do wyjścia. Szłam na samym końcu, wsuwając czarne długopisy pod pasek spódnicy i zaczepiając je o materiał. Gdy w końcu po dwukrotnym skręceniu w zły korytarz dotarłam do wyjścia, okazało się, że pada.<br />
Och, świetnie.<br />
Zrezygnowana i wściekła na cały świat otworzyłam przeszklone, ciężkie jak cholera drzwi i wyszłam na zewnątrz. Nie wahałam się - natychmiast ruszyłam przed siebie dziarskim krokiem.<br />
Dziarskim krokiem osoby, która ma dziesięciocentymetrowe szpilki na nogach trzeci raz w życiu.<br />
Nie zważając na deszcz, który w kilka sekund przemoczył mnie do suchej nitki, minęłam grupkę chłopaków, która razem ze mną pisała testy i gry tylko przeszłam przez bramę szkoły, zrzuciłam szpilki i biegiem ruszyłam w stronę najbliższego przystanku. Moje stopy cicho uderzały o chodnik, ślizgały się po gładkim betonie. Co chwila omijałam drobne kałuże i potłuczone szkło. Na całe szczęście do przystanku dotarłam w jednym kawałku.<br />
Usiadłam na białej, lekko powycieranej ławce i oparłam o przeźroczystą ściankę, na której wisiał rozkład jazdy. Przestudiowałam go dokładnie, po czym z irytacją stwierdziłam, że według rozpiski autobus odjechał bardzo niedawno, a następny będzie za... godzinę.<br />
Zaklęłam cicho i odkleiłam od ciała mokrą koszulkę. Zaklęłam po raz kolejny, orientując się, że przez materiał dokładnie widać moją bieliznę.<br />
O, cudowny dniu.<br />
Zrezygnowana.. nie, zrozpaczona! Tak, to będzie idealne określenie. Zrozpaczona podciągnęłam kolana pod brodę i skrzyżowałam nogi. Tępo wpatrywałam się w ulicę i przejeżdżające samochody. Liczyłam kolejne sekundy, później minuty, lecz padać nie przestawało i wyglądało na to, że nie przestanie.<br />
Westchnęłam ciężko. Wstałam, rozprostowałam nogi i założyłam na stopy szpilki. Jak już moknąć, to z godnością.<br />
<br />
Dotarłam do domu w niecałe pół godziny. Nogi bolały mnie niemiłosiernie, ciałem wstrząsały zimne dreszcze, nie mówiąc już o tym, że woda spływała ze mnie wartkim strumieniem. Jako, że w domu nikogo nie było, bo tata musiał jechać na szkolenie, a Oliver postanowił wybrać się do Carolyn, rozebrałam się w progu i pomaszerowałam na górę, żeby móc się przebrać. Mokre ubrania rozwiesiłam na prysznicu, włosy zawinęłam w ręcznik, niewygodny stanik zamieniłam na sportowy. Ubrałam jeszcze dresy i mogłam znów zejść na dół, by w spokoju zjeść i zregenerować siły przed czwartkową historią. Zanim jednak to nastąpiło, czekało mnie sprzątanie po tych dwóch debilach.<br />
Dopiero pół godziny później mogłam wraz z kartką, na której miałam wypisane wszystkie materiały do nauki, położyć się na kanapie i przy akompaniamencie płyty <span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; line-height: 16.1200008392334px;">Motörhead -</span><span style="background-color: white; line-height: 16.1200008392334px;"> Ace of Spades powtórzyć od </span></span><br />
nowa wszystkie daty i przebieg ważnych wydarzeń historycznych. <br />
Zdam to. Musze zdać.<br />
<br />
Wieczór spędziłam razem z Andy'm. Co prawda, mieliśmy się uczyć, ale stanęło na tym, że wtuleni w siebie oglądaliśmy Piratów z Karaibów.<br />
-Jack Sparrow jest trochę jak Rambo, albo James Bond- stwierdził Andy, przekręcając się i kładąc głowę na moich lekko podkulonych kolanach.<br />
-Kapitan Jack Sparrow- poprawiłam go, wpatrując się w ekran. - I masz rację. Ale im dłużej żyje tym lepiej.<br />
-Aż tak lubisz piratów?<br />
Spojrzałam na niego, unosząc jedną brew.<br />
-Lubię tylko tych z dużym masztem.<br />
Andy roześmiał się i dźgnął mnie lekko między żebra.<br />
-Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałaś.<br />
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i skupiłam na Kapitanie Czarnej Perły, który chwiejnym krokiem uciekał przed dzikusami.<br />
<br />
<br />
---------------------------------------------------------------------------------------<br />
Och, God. Zawaliłam na całej linii, przepraszam.<br />
Ciężko, naprawdę ciężko mi się to pisało. Właściwie, zaczynałam kilka razy, później wszystko usuwałam i od nowa. Podobnie było z końcówką. (pisana tylko 9 razy, ok)<br />
Jeszcze tylko jeden rozdział i akcja!<br />
Uch, tak bardzo chcę w końcu wprowadzić *spoiler* nową bohaterkę.<br />
Przepraszam was bardzo mocno, że ten akurat rozdział jest tak żałośnie krótki i tak żałośnie bezsensowny. Po prostu nie mogłam zawrzeć w nim więcej, okej?<br />
Przysięgam, cholera, na wszystkie dobre oceny z fizyki, że następny będzie lepszy. Trochę gimbo, ale lepszy!<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-66281955978063718122015-04-04T15:22:00.001+02:002015-04-05T21:19:26.207+02:00Rozdział 13 <div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Następny
dzień był chyba najgorętszym dniem lata. Ludzie tkwili w domach, lub, jeśli już
musieli wyjść na dwór, brali ze sobą kapelusze i zapas zimnego
napoju.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Ja
tymczasem, razem z Colinem McCleethy’m, tkwiłam na nasłonecznionym placu zabaw,
gdzie grupka innych dzieci w wieku od czterech do siedmiu lat bawiła się w
najlepsze, nie zwracając przy tym uwagi na skwar, jaki lał się z nieba. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Colin
był moim małym podopiecznym. Dzień wcześniej opiekowałam się nim i młody
przywiązał się do mnie, nadając mi przy tym miano „cioci Ani”. Nalegał, żebym i
dzisiaj się im zajęła, a ja, wiecznie cierpiąca na brak zajęcia, zgodziłam się
zrobić to nieodpłatnie. Nie sądziłam jednak, że głupie wyjście do parku zajmie
nam półtorej godziny, a Colin zapragnie bawić się w berka.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Przy
trzydziestu siedmiu stopniach w cieniu. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ja już nie
mogę- sapnęłam, opierając się o murek i patrząc spode łba na sześciolatka,
który z przekrzywioną w lewo głową obserwował jakiś punkt znajdujący się nad moją
głową.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Tak, mały
McCleethy lubił się od czasu do czasu zawiesić. Niepokoiło mnie to w pierwszej
chwili, ale po tym, jak poznałam go trochę bardziej, jego małe „chwile
słabości” przestały mieć znaczenie. Nie trwały długo, najwyżej pół minuty. Nie
mam pojęcia, co myślał, ale zwykle puściej wybuchał śmiechem, lub stawał się
odrobinę bardziej rozkojarzony i mówił o swoich zainteresowaniach –
motocyklach, futbolu amerykańskim i koleżankach ze szkoły.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ciociu,
przecież dopiero co zaczęliśmy – zaprotestował. – No dalej, jeszcze jeden raz!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Przewróciłam
oczami, bezgłośnie mówiąc „błagam, oszczędź”, ale on był nieugięty. Pociągnął
mnie za rękę na piaszczysty plac i pisnął:</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Berek!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Po czym puścił
się szaleńczym sprintem przez plac.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Z
niedowierzaniem pokręciłam głową i zaczęłam go gonić, ale spryciarz cały czas
mi się wymykał. Brał zakręty jak światowej klasy rajdowiec, podczas gdy ja
ledwie utrzymywałam się na nogach.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Zrobiliśmy
chyba z dziesięć kółek, aż w końcu udało mi się go dorwać. Resztkami siła podniosłam
go do góry i zmierzyłam wzrokiem
płatnego zabójcy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Nawet się
nie zmęczyłeś – stwierdziłam, a on roześmiał się i pstryknął mnie palcem w nos.
– Jesteś niezniszczalny, czy ja zupełnie się do tego nie nadaję? –westchnęłam,
stawiając go na ziemi. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Nadajesz
się! – zaszczycił mnie uroczym uśmiechem. – Jesteś najlepszą opiekunką, jaką
kiedykolwiek miałem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Muszę
przyznać, komplement mile połechtał moje ego.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Najlepszą?
To ile ty już wystraszyłeś? – zmarszczyłam brwi, robiąc przy tym przerażoną
minę. Malec wzruszył ramionami.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Mówiły, że
je wykańczam nerwowo.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Och-
wyrwało mi się. – Niegrzeczny z ciebie chłopak- zaśmiałam się, po czym
zerknęłam na zegarek w telefonie. – Mamy jakąś godzinę. Co chcesz robić?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Idziemy na
lody? – wysunął do przodu dolną wargę. – Proooszę. Nie będę cię już męczył.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-I to
właśnie chciałam usłyszeć- westchnęłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Wzięłam
Colina za rączkę i pomaszerowaliśmy (chociaż właściwie on podskakiwał) do budki
z lodami.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Już kilka
minut później siedzieliśmy na ławce i wcinaliśmy swoje lody. I powiem szczerze
– to były zdecydowanie najlepsze lody, jakie w życiu jadłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ciociu?-
zaczął mały, a ja spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem i chusteczką wytarłam
mu czekoladowe wąsy. – A zabrałabyś mnie w następną sobotę na mecz?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Jaki mecz?-
spytałam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-No bo nasz
trener założył małą ligę i mamy grać za tydzień z rok starszymi chłopakami –
wyjaśnił, patrząc na mnie wręcz błagalnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Jeśli twoja
mama się zgodzi, a mi nic nie wypadnie, to bardzo chętnie- odparłam, próbując
się dobrać do lekko rozmiękniętego wafelka.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-To super,
bo musisz zobaczyć, jak gram. Trener mówi, że jestem coraz lepszy i rodzice
musza być ze mnie dumni – posmutniał lekko.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Prawda była
niestety taka, że rodzice Colina prawie cały czas pracowali. Całe dnie spędzał
z opiekunką, a, jak sam mi powiedział, wieczorem rodzice są zbyt zmęczeni, żeby
móc z nim porozmawiać.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Na pewno są
dumni- pocieszałam go. – Po prostu nie zawsze to okazują, ale każdy rodzic
zawsze jest dumny z osiągnięć swojego dziecka – zmierzwiłam lekko jego czarne
loki wpadające do oczu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-A ty jesteś
ze mnie dumna?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Tym prostym
pytaniem zbił mnie z tropu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Bardzo
dumna, Colin. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Chłopczyk
uśmiechnął się pogodnie i wstał, wyrzucając chusteczkę po lodzie do kosza.
Poszłam w jego ślady i kucnęłam przy nim, żeby dokonać „technicznego
przeglądu”: czystość ubrania, buzi, czy ma wszystko, co miał gdy wychodziliśmy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Może
wrócimy już do domu, co?- zaproponowałam, a on zmarkotniał. Leciutko
szturchnęłam go w ramie. – No rozchmurz się smutasie. Z naszym tempem i tak
pewnie się spóźnimy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Colin
zaśmiał się i oddał mi trzy razy mocniej. Udałam oburzenie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Gdzie się
tak spieszysz?- zapytał podejrzliwie, znów łapiąc mnie za rękę i ciągnąc jedną
z alejek. Grupka wyrostków przechodząca obok skasowała nas spojrzeniem, a
później obrzuciła serią gwizdów i komentarzy typu „stosuj antykoncepcję!”.
Miałam ogromną ochotę zawrócić i rąbnąć w twarz każdemu z nich, ale ograniczyłam się jedynie do
wymyślania najboleśniejszych metod kastracji, począwszy od powolnego obcinania
nożyczkami, przez cięcie na małe plasterki, stopniowe wypalanie, aż po
przygniecienie ciężkim głazem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ciociu? Nie
słuchaj ich. Po prostu są zazdrośni, że to ze mną trzymasz się za rękę, a nie z
nimi – podsumował chłopiec, na co zaśmiałam się. – To gdzie się tak spieszysz?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Umówiłam
się- wyjaśniłam z lekkim uśmiechem – I dziękuję. Jesteś bardzo miły.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Na randkę?-
dopytywał.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Nie, nie na
randkę- odpowiedziałam. – Na spacer, a później film – dodałam, przygnieciona
pytającym spojrzeniem zielonych oczu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Musi być
fajny- stwierdził. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Młoda
dziewczyna z wózkiem minęła nas i kiwnęła do mnie głową. Odwzajemniłam gest,
choć dziewczynę widziałam pierwszy raz w życiu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Okej, czy
naprawdę wyglądam jak jego matka?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Bo jest –
odparłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Lubisz go?
– zadarł głowę do góry, żeby spojrzeć mi w oczy. Sięgał mi do żeber.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Lubię –
przytaknęłam. Chociaż co noc odgryza mi głowę we śnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-A on ciebie
lubi?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Jesteś
bardzo ciekawski – zauważyłam, gdy wyszliśmy w końcu z parku i czekaliśmy przy
przejściu dla pieszych na lukę w ruchu drogowym. – Ale myślę, że tak.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Więc czemu
nie jesteście razem?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Przez krótką
chwilę moje nogi zrosły się z chodnikiem, a bicie serca zwolniło.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Colin,
znamy się dopiero miesiąc – mruknęłam lekko poirytowana ciągłymi pytaniami
sześciolatka. Ale w głębi duszy musiałam przyznać, przez ułamek sekundy sama
się nad tym zastanawiałam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-No dobrze.
Nie gniewaj się na mnie – zrobił minę zbitego psiaka. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Naciągnęłam
mu kaszkietówkę na oczy. Fuknął obrażony, choć na jego opalonej twarzyczce
gościł uśmiech i poprawił nakrycie głowy, po czum dźgnął mnie lekko w żebra.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Spojrzałam
na sygnalizację dla pieszych. Nadal było czerwone, więc posłusznie czekaliśmy
przy przejściu. Razem z nami czekał spory tłumek innych ludzi, którzy ze
zniecierpliwieniem czekali na możliwość przejścia. Ktoś przepchał się na przód
i stanął obok mnie. Miałam wrażenie, że mi się przygląda, ale odrzuciłam tę
nonsensowną myśl i spojrzałam na Colina, opartego teraz wygodnie o moje ciało.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
W pewnej
chwili samochody zatrzymały się i ludzie przemknęli obok nas, zupełnie
obojętni. Szybkim krokiem ruszyliśmy za nimi, orientując się, że zielone
światło za chwilę się zmieni się na czerwone i znów utkniemy na kilka minut.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Można
powiedzieć, że zdążyliśmy w samą porę, bo gdy tylko zeszliśmy z ulicy,
samochody ruszyły. Odetchnęłam i pociągnęłam chłopca na bok chodnika, gdzie
sięgał cień. Oboje byliśmy zmęczeni upałem, dlatego też te kilka przecznic
przeszliśmy powłócząc nogami i marudząc.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Tak, to
bardzo dojrzała postawa.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Colina
odprowadziłam dwie minuty przed czasem. Chłopak wpadł do domu jak burza i
pociągnął mnie za rękę, wołając przy tym swoją mamę. Kobieta wychyliła się z
kuchni i uśmiechnęła do mnie współczująco, jakby chciała powiedzieć „wiem, co
przeżyłaś” i gestem ręki przywołała mnie do kuchni. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Było to
średniej wielkości jasne pomieszczenie o cytrynowych ścianach. Pośrodku stal
stół ze szklanym blatem i pasujący zestaw krzeseł. Pani McCleethy
przygotowywała, jak podejrzewam podwieczorek dla synka.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-I jak
poszło?- zapytała wesoło, podając mi szklankę wody. Skinęłam w podziękowaniu
głową, rozkoszując się chłodnym napojem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Bardzo
dobrze, dziękuję – odpowiedziałam uprzejmie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-To bardzo
się cieszę- odetchnęła z ulgą. – Colin potrafi być bardzo niegrzeczny. Zwykle
opiekunki rezygnują po jednym dniu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-To miły
chłopiec. Nie sprawia żadnych problemów – skwitowałam, a mama Colina
uśmiechnęła się do mnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Nie wiem,
czy byłabyś zainteresowana, ale chciałabym „zatrudnić” cię na stałe. Mały
bardzo cię polubił – stwierdziła.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Jak na
potwierdzenie jej słów, do kuchni wpadł jej synek, niosąc rysunek. Wręczył mi
go z przysłowiowym bananem na twarzy i znów uciekł do salonu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Przyjrzałam
się rysunkowi z niemałym zachwytem. Chłopak miał wielki talent. Na kartce
widniał Harley Davidson, a obok nasza dwójka – co prawda byliśmy pozbawieni
twarzy, ale proporcje były wręcz idealne. Podejrzewam, że nawet mój dawny
nauczyciel plastyki – malarz, rzeźbiarz, który ukończył akademię sztuk pięknych
- nie powstydziłby się takiego dzieła.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Widzisz?
Stałaś się jego wzorem do naśladowania. Rano jak nakręcony opowiadał, jak to
będzie się z tobą bawił – zaśmiała się, czym szybko mnie zaraziła. Później
nastąpiła chwila ciszy, podczas której miałam okazję dokładniej przyjrzeć się
pani McCleethy. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Była to bardzo
urodziwa kobieta. Miała co najmniej metr siedemdziesiąt, nienaganną figurę,
czarne włosy do ramion i twarz dwudziestopięciolatki. Jej oczy były niemal
identyczne jak te jej syna. Zielone w kształcie migdałów, okolone długimi,
ciemnymi rzęsami i podkreślone równie ciemnymi brwiami. Mały, lekko zadarty nos
był pokryty małą ilością piegów, niemal niknących na tle opalonej skóry. Ust
mogły pozazdrościć jej wszystkie botoksowe gwiazdy dużego ekranu; były pełne i duże. Zaraz nad nimi miała
srebrny kolczyk, zupełnie jak Amy Winehouse. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Więc co ty
na to?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Jej głos
odbił się od moich uszu. Natychmiast otrząsnęłam się z transu i ochoczo
pokiwałam głową.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-To będzie
czysta przyjemność.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Super! –
ucieszyła się i uścisnęła moją dłoń. –Muszę podziękować Evelyn, że mi cię
poleciła. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Uśmiechnęłam
się do niej serdecznie i powoli cofnęłam dłoń.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
I ja muszę chyba podziękować Eve.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Pukanie do drzwi przerwało niemal absolutną ciszę panująca w moim pokoju. Zamiast kulturalnie wyjść z szafy i otworzyć, krzyknęłam tylko "wejść" i powróciłam do grzebania wśród porozrzucanych ubrań.<br />
-Annie?<br />
Na dźwięk głosu Biersacka wyprostowałam się jak struna. Gorączkowo rozejrzałam się za czymś, co mogłabym założyć na siebie, po czym najszybciej jak mogłam chwyciłam sukienkę w kolorze pastelowego różu, którą Sue przysłała mi trzy tygodnie temu i naciągnęłam na siebie.<br />
-Co?- odezwałam się w końcu, mając nadzieję, że Andy nie zobaczył mojej nerwowej krzątaniny we wnętrzu szafy.<br />
-Ile można się ubierać? - spytał lekko podirytowany.<br />
-To zależy. Wiesz, czasami mieszkasz z kimś, kto kompletnie nie umie robić prania i wszystkie twoje białe ubrania stają się różowe. Wtedy jesteś maksymalnie zdenerwowany, bo przecież w taki upał nie ubierzesz niczego czarnego prawda? - zadałam pytanie retoryczne, ściągając gumkę z włosów i rozplatając supeł autorstwa mojego brata. - Wtedy musisz przez kilka minut zastanawiać się nad odpowiednim ubraniem i przez dłuższy czas siedzieć z głowa w szafie.<br />
Poczochrałam lekko włosy i nogą przesunęłam zasuwane drzwi. Andy z uniesioną do góry brwią zmierzył mnie wzrokiem, po czym odwzajemnił mój uśmiech.<br />
-Odwołuję pytanie. Wyglądasz świetnie. Powinnaś zdecydowanie częściej nosić sukienki, przypominasz w nich dziewczynę - skomplementował. Chyba skomplementował. - A teraz chodź, musisz się odstresować przed tymi egzaminami.<br />
-Wcale się nie stresuję! - zaprotestowałam, naciągając na stopy białe tenisówki.<br />
-Gdybyś się nie stresowała, całymi dniami nie siedziałabyś w książkach. Przecież oboje doskonale wiemy, że to zdasz.<br />
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.<br />
-Za cholerę nie mogę zapamiętać nawet najważniejszych dat. Zawalę to. Albo wezmą mnie na nauczanie indywidualne - jęknęłam zdruzgotana na samą myśl o tym.<br />
-Przestań. Kiedy masz pierwsze egzaminy? - zapytał, podchodząc do drzwi.<br />
-We wtorek. Z angielskiego. Pisemny, później ustny - odpowiedziałam, idąc w jego stronę. - Historię mam dwa dni później.<br />
Andy oparł się o ścianę i założył ręce na piersi. Jeszcze raz zlustrował mnie spojrzeniem.<br />
-Jeśli chcesz, mogę ci pomóc - zaproponował z tajemniczym uśmiechem. - Ale zapłatę przyjmuje w naturze.<br />
-Idiota - podsumowałam, otwierając drzwi. - No idiota. Czemu ja się w ogóle z tobą zadaję?<br />
Na całe szczęście Andy pozostawił to pytanie bez odpowiedzi. W sumie, to nawet lepiej, bo jeśli odpowiedziałby to, co myślę, że chciał odpowiedzieć, jego dni byłyby policzone.<br />
<br />
<br />
-------------------------------------------------------------------------------------------<br />
Nienawidzę świąt ;-;<br />
Nie mam w ogóle czasu pisać, bo w kółko tylko sprzątanie, a i wena mi nie dopisuje. Cóż, za to mam ogrom pomysłów na nowe ff. Fuck Logic.<br />
Od następnego zdecydowanie więcej Bieracka, obiecuję. Tu miało go być dużo więcej, kilka stron więcej, ale Word mnie nie lubi i usunął mi połowę rozdziału ;-;<br />
Wyje.<br />
No to do następnego, moi drodzy. Postaram się wyrobić do czwartku.<br />
<br />
9 komentarzy - nowy.<br />
Wiem, że umiecie.<br />
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-35593823939488499792015-03-25T15:29:00.002+01:002015-06-12T15:09:00.588+02:00Rozdział 12<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Gdy udało mi
się przebudzić, na dworze wciąż było ciemno. Koszulka kleiła się do moich
pleców, wilgotne kosmyki na stałe przylgnęły do mojej twarzy, a serce kołatało
w piersi tak, jak nigdy wcześniej. Pokój skąpany w mdłym świetle latarni
walczył z całych sił, by odzyskać kształt, lecz w moich oczach zamglonych
strachem był jedynie zlepkiem ciemnych, niczym nieróżniących się elementów.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Pierwsza
sierpniowa noc była zimna. Zza chmur pokrywających niebo tylko raz na jakiś
czas wyłaniał się księżyc w pierwszej kwadrze, by chłodnymi, białymi
promieniami oświetlić moją twarz. W jego świetle moja skóra wyglądała na niemal
przeźroczystą, a perlące się na czole kropelki potu – niczym drobne kryształki.
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Powoli
stoczyłam się z łóżka i przykucnęłam przy nim, próbując opanować spazmatyczny
oddech i przyspieszone bicie serca. Oparłam się łokciami o materac i zamknęłam
oczy,. Kołysząc się na palcach do przodu i do tyłu, gdy w mojej głowie, niczym
retrospekcja, pojawiały się strzępki koszmaru, który atakował mnie z cała swoją
siłą już od tygodnia. Zimny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, gdy w końcu
udało mi się opanować przerażenie, lecz na jego miejscu, oprócz mrowienia w
klatce piersiowej i żebrach, pozostał dziwny niepokój. Pod moimi powiekami
nadal przewijały się poszczególne fragmenty złego snu, niczym najgorsza
hollywoodzka produkcja. Niepokój znalazł swoje źródło, gdy na miejscu koszmaru
pojawił się <i>on.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Odwiedzał
każdy mój sen. W każdym był równie poważny i opanowany, niczym najwyższej klasy
chirurg. Przytulał mnie do siebie, brał na kolana. Dotykał moich włosów i
policzków, zostawiając na nich łaskoczące smugi. Głaskał delikatnie po plecach,
obejmował, kołysał, szeptał czule, choć po przebudzeniu nie pamiętałam ani
jednego z jego słów. W mojej pamięci zostawały tylko jego wargi, ciepłe i
miękkie, pieszczące skórę na moim ramieniu i szyi. Silne dłonie, które
przesuwały się po moim ciele, badając każdy jego skrawek. Doprowadzał mnie tym
do szaleństwa, ale.. odsuwał się i patrzył na mnie zimno, gdy tylko jego wargi
miały spotkać moje. Patrzył tak chłodno, nieprzystępnie. A gdy otwierał usta,
czuły szept przeradzał się w ryk bestii o dwóch rzędach kilkucentymetrowych,
ostrych kłów, które później zatapiały się w moich ramionach.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Po dłuższej
chwili postanowiłam choć odrobinę się ogarnąć. Ściągnęłam przez głowę mokrą od
potu koszulkę i spod poduszki wyciągnęłam zapasową, którą przezornie
przygotowywałam przed pójściem spać, w razie gdybym w nocy miała pływać.
Oczywiście, jak najbardziej dosłownie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Z ubraniem w
ręce podreptałam do łazienki. Jak na rasowego tchórza przystało, po drodze
zapaliłam wszystkie możliwe światła. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Usta
przepłukałam wodą, szyję i twarz dokładnie umyłam, a następnie założyłam świeżą
koszulkę. Włosy zaplotłam mocno i płasko, żeby nie przeszkadzały mi podczas
snu. W rzeczywistości nawet nie myślałam, że uda mi się jeszcze zmrużyć oczy
bez kogoś, kto leżałby obok i tulił do siebie z całej siły sprawiając, że nie
miałabym czym oddychać. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Wzięłam
głęboki oddech i znów wsunęłam się w miękką pościel, tym razem jednak
odrzucając duszącą kołdrę na bok. Nim odważyłam się zamknąć oczy, zerknęłam na
zegarek w telefonie; brakowało tylko kilku minut do czwartej.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Westchnęłam
gorzko, przypominając sobie, co w takiej sytuacji zrobiłabym, gdybym była na
ukochanym zadupiu w Polsce. Wyszłabym na dwór w majtkach i koszulce, nie
przejmując się tym, że ktokolwiek mógłby mnie zobaczyć. Przeszłabym kilkaset
metrów, przebiegła boso po asfalcie, śmiała i skakała, zupełnie tak, jak robiła
to miała dama z legend, którymi starsze panie straszyły małe dzieci. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Legenda o
Białej Damie była mi bardzo dobrze znana. Otóż Dama pochodziła z zamożnej
rodziny, ale zakochała się w mężczyźnie o zdecydowanie wyższej pozycji. Nie,
nie w żadnym wieśniaku. W bogaczu z pozycją. Osobiście myślę, że poleciała na jago kasę,
ale to pewnie ja jestem materialistką niewierzącą w miłość, nie ona. W każdym
razie, Biała Dama w nocy wymykała się ze swojej sypialni, biegała po ulicy
jedynie w białej koszuli nocnej, śpiewała, tańczyła i śmiała się do swojego
ukochanego. Zwabione jej głosem wygłodniałe psy rozszarpały ją na kawałki,
zostawiając na ulicy jedynie strzępek jasnych włosów i niemal nietknięta
koszulę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Tak, wiem,
bardzo romantyczne.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Gdy podczas
pierwszej całonocnej bezsenności wymknęłam się z domu, na dworze zabawiłam nie
dłużej, niż trzy minuty. Sprintem przebiegłam sto metrów, a później zawróciłam,
bo bałam się, że zeżre mnie Burek sąsiadów.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Do moich
uszu dotarł cichutki sygnał wiadomości. Przewróciłam oczami i oparłam się na
łokciu, po czym wyciągnęłam się najbardziej jak tylko mogłam, żeby zgarnąć
laptopa leżącego na krześle przy biurku. Co tam szpagat, to jest dopiero
gimnastyka!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Kilka sekund
później siedziałam po turecku z laptopem na kolanach i twarzą Suellyn na
monitorze.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Jest
czwarta nad ranem do jasnej cholery! – jęknęłam przeciągle, patrząc na moją
niemal dwudziestoletnią siostrę i próbując rozszyfrować, jak wykonane jest
skomplikowane upięcie na czubku jej głowy, spod którego wymykały się pojedyncze
blond pasma. Pod światło wyglądały niczym aureolka, a jej anielski wizerunek
dopełniała biała sukienka, ślicznie kontrastująca z opaloną skórą. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Czwarta? U
nas jest trzynasta- wzruszyła szczuplutkimi ramionami, czym jeszcze bardziej
mnie rozjuszyła.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Masz
rozszerzoną geografię i nie wiesz, że strefy czasowe w których jesteśmy, różnią
się o pieprzone dziewięć godzin? – warknęłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-I tak nie
śpisz, więc o co ci chodzi? – zmarszczyła mały, lekko zadarty nosek. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Ona ma
urodę, ja mózg.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-O nic. Nie
mam siły dyskutować – uniosłam ręce w obronnym geście. – A teraz gadaj, czego
chcesz? Ostrzegam, jeśli chodzi o Darka, to się, kurde, zdenerwuję.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Darek był
narzeczonym, chłopakiem, czymś w tym stylu Suellyn. Miał dwadzieścia osiem lat
i oprócz wieku, nie różnił się ode mnie absolutnie niczym. No, może był trochę
ładniejszy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Nie lubiłam
go. Nigdy nie zdobył mojej sympatii, mimo, że prawie we wszystkim się
zgadzaliśmy. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Z Sue
poznali się na pierwszym roku jej studiów.
Zakochali się w sobie na zabój. Nie mam pojęcia jakim cudem, skoro on
wykładał tę nieszczęsną geografię…</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Nie o
Darka- machnęła lekceważąco ręką. – O Maćka.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Maciek z
kolei to przyjaciel Olivera, dawny obiekt moich westchnień. Gdy się z nim
żegnałam, z lekka mnie poniosło i popełniłam ogromny błąd – pocałowałam go.
Właściwie, to poprosiłam, żeby mnie pocałował, ale na jedno wychodzi. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-No, co z
nim? – oparłam łokcie na kolanach i patrzyłam wyczekująco na Sue. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Kazał
przekazać, że przyleci na tę wymianę dopiero za tydzień, bo nie dogadał się do
końca z tym drugim facetem w kwestii mieszkań. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Odetchnęłam
z ulgą. Faktycznie, ogarnęła mnie lekkość. Lubię Maćka, ale nie chcę robić mu
fałszywej nadziei. Od czasu tamtego pocałunku pomyślałam o nim może dwa razy.
Nie mogłabym znieść nieszczerych uśmiechów, zapadającej krępującej ciszy. Nie
mogłabym mu powiedzieć, że nie lubię go w ten sposób, który pozwoliłby nam na
bycie razem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Słabo. Z
tydzień mam egzaminy do liceum – poinformowałam bez większego entuzjazmu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Użalasz
się. Na pewno sobie poradzisz, przecież nie jesteś głupia! – uśmiechnęła się. –
Jak idzie ci biologia?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Czy Suellyn
Cecily Evans właśnie zapytała, jak idzie mi nauka i stwierdziła przy tym, że
nie jestem głupia? Chyba ktoś był tak miły i podmienił mi siostrę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Dobrze –
nieśmiało odwzajemniłam uśmiech. – A jak tobie poszły sesje?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Zdałam na
piątki! – wydęła usta pomalowane różowym błyszczykiem, a później zaśmiała się
perliście.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Okej, to już
przerasta ludzkie pojęcie. Oddam 50 punktów IQ za śmiech w połowie tak dziewczęcy jak ten Suellyn!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Brawo! –
pogratulowałam. – A jak w domu? Babcia dobrze się czuje? A mama? – zasypywałam
ją milionem pytań, byle tylko przestała mnie wpędzać w kompleksy swoim urokiem
osobistym.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-W domu
dobrze. Babcia czuje się coraz lepiej, aktualnie wyszła z mamą na zakupy.
Radzimy sobie dobrze, nie myśl, że nie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Sue, ja po
prostu się martwię- sprostowałam natychmiast, orientując się, że moje pytania
mogły zabrzmieć po prostu chamsko i nazbyt dociekliwie, tak, jakbym w nie nie
wierzyła. –Tęsknie za wami i chcę tylko wiedzieć, czy wszystko okej. Martwię
się – powtórzyłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Już nie ważne.
– powiedziała miękko. – Lepiej opowiadaj, jak tam w LA! Poznałaś kogoś?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Duszno i
gorąco. A oprócz tego jakoś leci. Tylko robię za służbę – zaśmiałam się, choć
świdrujące spojrzenie blondynki sprawiało, że moja obnażona dusza cierpiała
istne katusze.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Pytałam,
czy kogoś poznałaś – przypomniała.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Zagryzłam
nerwowo dolną wargą i potarłam lewe ramie. Sue zawsze miała lekką obsesję na
punkcie mojego życia uczuciowego. Wynikało to głównie z tego, że nigdy nie
byłam w związku (o ile można to tak nazwać) dłużej niż miesiąc i nigdy po
„zerwaniu” nie rozpaczałam okręcona w koc.
Można by pomyśleć, że jestem niestała w uczuciach, ale w rzeczywistości
jest trochę inaczej. Zbyt często ponoszą mnie emocje. Gdy po jakimś czasie
zdaję sobie z tego sprawę, po prostu kończę wszystko, co zaczęłam pod ich
wpływem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-No..
poznałam kilku – mruknęłam nieśmiało, patrząc w jej piwne oczy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-No to
opowiadaj! – Pisnęła podekscytowana. Wyglądała jak mała dziewczynka, która po
raz pierwszy znalazła się w wesołym miasteczku. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Jeden ma na
imię Matt – powiedziałam. – Poznaliśmy się przez internetowy czat, a później na
siebie wpadliśmy. Przyjaźnimy się, gramy razem w koszykówkę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Sądząc po
minie „mamo, ta brzydka pani właśnie odgryzła mi połowę lizaka”, moja odpowiedź
nie zaspokoiła jej ciekawości nawet w najmniejszym stopniu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Dobrze
całuje? – wypaliła.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Na moich
policzkach błyskawicznie pojawił się szkarłatny, a może nawet rubinowy
rumieniec. Uniosłam wysoko brwi, starając się przynajmniej stworzyć pozory, że
nie wiem zupełnie, o czym ona mówi. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Sue, ja…</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Przestań,
Annie. Zagryzasz środek policzka, czyli coś ukrywasz. Zawsze tak robisz. No
więc?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Cud, ludzie!
Zapiszcie to gdzieś! Sue pamięta więcej, niż moje imię!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Dobrze.
Bardzo dobrze. Zajebiście, cudownie, wspaniale. Jego usta są jak pieprzona
ambrozja. To znaczy, nie wiem, czy pieprzona, ale.. – przerwałam. Moje policzki
paliły żywnym ogniem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
- On też tak
myśli o tobie? </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Nie wiem,
Sue, nie wiem – poskarżyłam się. – Od tamtego pocałunku rzadko kiedy udaje nam
się porozmawiać – westchnęłam. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Annie? Czy
ty się z nim przespałaś?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Co? Nie! –
zaprzeczyłam zbyt gwałtownie. Suellyn chyba nie do końca mi wierzyła. – Sue,
nie rozłożyłam przed nim nóg. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-No dobra,
już, dobra- westchnęła i poprawiła prostą grzywkę, która i tak układała się o
wiele lepiej, niż moje włosy kiedykolwiek. – A ci inni? </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Puk, puk.
Kto tam? Zazdrość. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
- Poznałam
ich właśnie dzięki Mattowi. Gramy w jednej drużynie, nic szczególnego. –
Wzruszyłam ramionami. – A teraz zmieńmy temat, dobrze?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Sue
pogłaskała czule monitor, jakby próbując dodać mi otuchy. Przed oczami mignął
mi srebrny pierścionek z perełką. SUE JEDNAK JEST ZARĘCZONA.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
A zazdrość
przestała mnie pukać. Teraz próbuje mnie rozerwać młotem pneumatycznym.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Jasne –
uśmiechnęła się półgębkiem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Wiesz, bo
mam prośbę. Mogłabyś sprawdzić, czy w moim starym pokoju w szafie, na samym
dnie, nie leży notes? Stary, posklejany, lekko nadjedzony? Obok powinna być
książka, taka z twarzą kobiety na okładce. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Jest –
rzekła bez zastanowienia. - Znalazłam go jakiś tydzień temu, jak sprzątałam.
Obok leżał plakat tych, no… Zakonnic!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Parsknęłam
głośnym śmiechem, orientując się, że miała na myśli Black Veil Brides. Tak się
kończy tłumaczenie siostrze etymologii nazwy zespołu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Tak, Sue,
właśnie tak. Mogłabyś dać książkę i notes Maćkowi, żeby mi podrzucił? I tak
pewnie pofatyguję się po niego na lotnisko, więc nie powinno być problemu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Moja siostra
ochoczo pokiwała głową i zdmuchnęła pasmo włosów, które wpadło jej do oka.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-A co do
tego plakatu.. Przesłuchałam kilka piosenek tego zespołu i są całkiem nieźli –
stwierdziła z uznaniem, po czym, ku mojemu (nie)zaskoczeniu, dodała: - A
wokalista jest całkiem przystojny. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Pieprzyć
wokalistę – Albo i nie. – Basista to prawdziwy ogier!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Jak łatwo
się domyślić, moje słowa były nasączone sarkazmem najbardziej, jak to tylko
możliwe. Ale Sue chyba łyknęła moją przynętę, bo prychnęła lekceważąco.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Chyba
raczej kobyła.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Dopadł mnie
niekontrolowany śmiech. Złapałam się za brzuch i oparłam plecami o ścianę,
starając się choć trochę uspokoić, lecz to nie pomagało. Przycisnęłam poduszkę
do twarzy i wzięłam kilka głębokich wdechów, gdy moje oczy zaszły łzami.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Boże,
dlaczego dopiero teraz Sue stała się ideałem starszej siostry?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Sue, ja cię
kocham- pisnęłam w poduszkę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Wiem, ja ciebie
też kocham, Annie. Ale czekaj! Trochę o nich czytałam…</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ty
czytałaś?!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-I okazuje
się, że wszyscy mieszkają w Los Angeles! Może kiedyś któregoś z nich spotkasz?
– dokończyła entuzjastycznie, na co uśmiechnęłam się sennie. – Byłoby cudownie!
Pomyśl, spotkać takiego Andy’ego Biersacka i z nim porozmawiać.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Bardzo
możliwe, że spotkam. Jest ogromna szansa – sapnęłam wymijająco, ignorując
większą część jej wypowiedzi, na co zmarszczyła lekko brwi. – No, Sue, ja
kończę. Ta głupawka mnie wykończyła, a o dziesiątej jestem umówiona na spacer,
a później idę opiekować się dzieckiem. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Czekaj,
Ann. Jak to: „bardzo możliwe” i „ogromna szansa”? Czy ty coś przede mną
ukrywasz? I ty masz się opiekować dzieckiem?!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Pomachałam
jej jedynie, ukazując dwa rzędy prostych, białych zębów, po czym zatrzasnęłam
laptopa i wepchnęłam go pod łóżko, a sama wygodnie ułożyłam się na poduszkach.
Dosłownie kilka sekund później zmorzył mnie sen.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Niech się
zastanawia.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Mój telefon
rozdzwonił się na dobre punktualnie o ósmej rano. Z głośnym jękiem
niezadowolenie podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po zalanym światłem
pokoju. Gorące promienie lizały moją twarz i oślepiały, ale mimo to wstałam i
przeciągnęłam się dokładnie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Od
umówionego spaceru dzieliły mnie dwie godziny, które zamierzałam poświęcić na
ubranie się, wykąpanie, uczesanie, zjedzenie śniadania.. zrobienie śniadania
dla chłopaków i posprzątanie po nich…</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Nie wyrobię
się.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Przecierając
oczy podeszłam do szafy i wyjęłam z niej jasnogranatowe trampki przed kostkę,
białą koszulkę na ramiączkach czarne rurki i bieliznę. Z owym zestawem
pomaszerowałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i
wyprostowałam włosy, a później lekko je poczochrałam, żeby nabrały objętości.
Po chwili namysłu wytuszowałam też rzęsy
i pociągnęłam usta bezbarwnym błyszczykiem, po czym przyjrzałam się sobie z
niekłamanym.. zdziwieniem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Nie, to nie
jestem ja.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Westchnęłam
ciężko, wkładając na wpół rozładowany (ho, ho, pesymistka ze mnie) telefon do
kieszonki. Następnie zbiegłam na dół, omal nie zabijając się o własne nogi i
podreptałam do kuchni, żeby zrobić sobie zdrowe i pożywne śniadanie, czytaj
odgrzać wczorajszego kurczaka i kawałek pizzy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Gdy posiłek
był gotowy, udałam się do salonu, powaliłam się na mojej ukochanej kanapie i
zajęłam się oglądaniem głupich amerykańskich filmów o uzdolnionej młodzieży,
która musi pokonać multum przeciwności losu, żeby w końcu stać się naprawdę
kimś. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Kurwa mać –
rozległo się na schodach. O, tak, to musi być Oliver.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Na mojej
twarzy automatycznie pojawił się uśmiech, gdy brat zatrzymał się w pół drogi to
kuchni i spojrzał na mnie z mordem w oczach, orientując się, że właśnie
pochłaniam to, co on miał zamiar zjeść. Był w bokserkach, które dla odmiany nie
miały żadnych kompromitujących wzorków, na jego twarzy pojawił się zarost, że
już o jego fryzurze nie wspominając.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Zajebałaś
mi żarcie – warknął. Później spojrzał na ekran. – Hannah Montana?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Hannah
Montana- pokiwałam głową, po czym założyłam nogi na zagłówek i wzięłam
kolejnego gryza pizzy. – A tak poza tym, to od kurczaka rosną cycki. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Tobie nie-
westchnął, po czym powalił się obok. –Zabierz te śmierdzące stopy sprzed mojej
twarzy – nakazał, na co fuknęłam obrażona do granic.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-One nie
śmierdzą- zaprotestowałam. –tylko pachną jak wiosenna łąka.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Oli pokręcił
głową, po czym zepchną moje nogi z zagłówka. Nie pozostało mi nic innego, jak
położyć mu głowę na kolanach i oglądać dalej.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Po kilku
minutach na schodach rozległa się kolejna kurwa. Uniosłam głowę z kolan brata,
żeby zobaczyć tatę w równie nowatorskim uczesaniu, ale ubranego w moją koszulkę
i jeansowe spodnie do kolan.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-O, Hannah
Montana – uśmiechnął się, po czym opadł ciężko na fotel. – A tak w ogóle, to z
boku wyglądacie dosyć dwuznacznie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Nie trzeba
było dwa razy powtarzać. W mgnieniu oka przesunęliśmy się na dwa odległe końce
kanapy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ann podpieprzyła
śniadanie – zakablował Oliver. Kopnęłam go w biodro. – No za co?!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Za jajco!
Po prostu dbam o waszą formę i zdrowe odżywianie – rzekłam wyniośle.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Zaraz ja
zadbam o twoją sztuczną szczękę – warknął szatyn i praktycznie się na mnie
rzucił, okładając przy tym poduszką i
przytrzymując nogami. Pisnęłam i przylgnęłam plecami do podłokietnika, starając
się odepchnąć go jakoś. Oliver w jednej chwili ulokował się między moimi nogami
i jedną ręką przytrzymał mi nadgarstki, drugą natomiast nadal tłukł mnie tą
nieszczęsną poduszką.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Tymczasem,
nasz kochany tata nadal oglądał Hannah Montana.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Oli!
Skończ! – wrzeszczałam i szarpałam się, próbując jakoś kopnąć go w tyłek, albo
przynajmniej w uda, żeby chociaż na chwilę wstrzymał atak. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Zwinęłaś
moja pizzę. Nie możesz żyć na tej planecie.– stwierdził z niespotykaną u siebie
powagą i przycisnął mi poduszkę do twarzy. Później zaśmiał się, jak to mieli w
zwyczaju czynić złoczyńcy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Jesteś
głupi- wysepleniłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Najgorsza
riposta wszechczasów.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-To nie była
riposta.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-A ty jesteś
brzydka.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-A ty masz
owłosione nogi.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Chwila
ciszy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-TATO!!!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Koniec
końców, udało mi się wyplątać spod Oliego, dostaliśmy bure za zachowywanie się
jak idioci (od faceta który oglądał Hannah Montanah) i, idąc za radą taty,
poszliśmy na kompromis.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Dobra, to
był żart, wybiegłam z domu w szaleńczym pędzie, żeby tylko nie robić im
śniadania i nie zmywać po nich.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Słuchając <i>By The Way
</i>zespołu <i>Red Hot Chili </i><i>Peppers</i> pokonywałam kolejne przecznice dzielące
mnie od bloku, w którym mieszkał Matt. W głowie układałam sobie najdogodniejszy
możliwy przebieg naszej rozmowy, choć i tak wiedziałam, że nie zda się to na
nic.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Na miejscu
byłam po piętnastu minutach. Oparłam się o ścianę i zadzwoniłam domofonem,
czekając na jakąkolwiek odpowiedź. W końcu ta nastąpiła, ale… </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Odpowiedziała
mi mama Matta, pani Rose. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ann,
słońce, wejdź na górę, bo zanim obudzę tego lenia, mogą minąć wieki.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Zaśmiałam
się cicho, słysząc z jakim ubolewaniem w głosie kobieta mówi o lenistwie syna. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Dobrze, proszę
pani.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Weszłam do
budynku i przeskakując po cztery schodki na raz, wdrapałam się na piąte piętro.
Zapukałam dwukrotnie do drzwi, które niemal natychmiast się otworzyły. Stała w
nich czterdziestoletnia kobieta, bardzo ładna i miła. Miała krótko obcięte
włosy, szare oczy i cerę, której mogłaby pozazdrościć jej niejedna nastolatka. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Panią Rose
poznałam już wcześniej. Była pielęgniarką w pobliskim szpitalu i wychowywała
syna sama. Była otwarta, bardzo tolerancyjna i kochała zwierzęta, a szczególnie
Ramzesa. No, Matta też.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ile razy
mam ci powtarzać, że nie musisz pukać? – spytała na wejściu, uśmiechając się
przyjaźnie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Wie pani,
że i tak będę - odwzajemniłam uśmiech i weszłam do środka, gdy przepuściła mnie
w drzwiach. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Zsunęłam ze
stóp trampki i właśnie wtedy poczułam jak na ramiona spada mi ogromy ciężar, a
mokry język zaczyna lizać mnie po
twarzy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Ramzes,
piesku, spokój – zaszczebiotałam do ogromnego mastiffa i pogłaskałam go po
grzbiecie. –No już, złaź, bo zaraz przestawisz mi bark- przykucnęłam, żeby
zdjął łapy z moich ramion. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Ramzes
wykonał niemy rozkaz i nadstawił łeb do głaskania, co też uczyniłam, gdy tylko
udało mi się wyprostować.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Matt jest u
siebie, słonko. Nie wiem, czy będzie w stanie wyjść, po swoim wczorajszym
pijaństwie. Twierdzi, że umiera – zaśmiała się. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Kac
morderca? – uniosłam jedną brew, czochrając psa za uchem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Oj tak. Jak
wróciłam po nocnym dyżurze, leżał na kanapie do połowy rozebrany z butelką w
ręku i majaczył coś pod nosem. A jego pokój..- machnęła ręką. - Istne
pobojowisko. Nie wiem, czy sprowadził sobie prostytutki, czy zabawiał się tak z
Willem i Tonym, ale to przerasta ludzkie pojęcie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Domyślam
się- przytaknęłam. – To.. może spróbuję go obudzić, dobrze?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Oczywiście,
próbuj, ale nie wiem, czy ci się uda. Chociaż.. Odkąd cię poznał, zrobił się o
wiele grzeczniejszy. Spoważniał, a takie sytuacje jak ta praktycznie przestały
się zdarzać. Masz na niego dobry wpływ – oświadczyła.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Dziękuję –
odpowiedziałam, czym też zakończyłam nasza małą wymianę zdań.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Pani Rose
skierowała się do kuchni, a ja do pokoju jej syna. Zapukałam cicho, a gdy nie
usłyszałam odpowiedzi, powoli wsunęłam się do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
Faktycznie, pokój wyglądał jak pobojowisko. Na podłodze leżało kilka
zgniecionych puszek, spod łóżka wystawały kolorowe pisemka, a popielniczka na
stoliku nocnym była pełna.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Matty leżał
na wznak, przykryty kocem do pasa. Głowę miał zasłoniętą poduszką.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Przysiadłam
obok niego i pogłaskałam po ramieniu. Jego mięśnie były napięte, a mnie
cholernie kusiło, żeby przesunąć dłonią po jego klatce piersiowej. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Na całe
szczęście, gdy pokusa stała się zbyt silna, chłopak przekręcił się w moją
stronę i odrzucił poduszkę z twarzy, po czym przyjrzał mi badawczo.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Dzień dobry
– mruknął zachrypniętym głosem, podniósł się na łokciu i musnął ustami mój
policzek. – To nie był sen, prawda? Inaczej nie obudziłbym się obok ciebie –
uśmiechnął się rozkosznie, znów opadając na poduszki. Jego dłoń bez większego
problemu odnalazła moją, a nasze palce splotły się.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Matty,
piętnaście minut temu byliśmy umówieni. Cokolwiek ci się śniło, nie chcę nawet
wiedzieć co, się nie wydarzyło –
powiedziałam miękko, drugą ręką głaszcząc go po policzku.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Rose jęknął
niezadowolony i zamknął na chwilę oczy, mrucząc coś bez związku. Mocniej
ścisnął moją dłoń i przesunął ją ja swoją klatkę piersiową.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Palant chyba
czyta mi w myślach.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-To wielka
szkoda, bo gdyby to nie był sen, umarłbym w raju.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Choć
powinnam się rozpłynąć od tego komplementu, tylko wzniosłam oczy ku górze, po
czym spojrzałam, w jego szare oczy i, nie mogąc się powstrzymać, musnęłam lekko
jego usta.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Już ci
lepiej? – spytałam po chwili ciszy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-O wiele-
szepnął zadowolony i podniósł do siadu, opierając się na dłoniach. Oparł się
plecami o zagłówek i poklepał swoje kolana.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Błagam, oby
miał bokserki, inaczej chyba nigdy nie zasnę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
I on też
nie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Usadowiłam
się na jego kolanach, opierając wygodnie o jego klatę. Matt bez większych
ceregieli objął mnie w pasie i przycisnął do siebie mocniej, po czym oparł
głowę na moim ramieniu i cmoknął w szyję. Po chwili zastanowienia znów
pocałował tamto miejsce, tym razem dłużej i namiętniej, muskając językiem skórę
i lekko ją ssąc. Musiałam skupić całą siłę woli, żeby nie okazać, jakie to dla
mnie przyjemne. Jemu wyraźnie też sprawiało niemałą frajdę. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Skoro już
ci lepiej, to musimy porozmawiać – jęknęłam cicho. Matt niechętnie oderwał się
od mojej szyi, a jego oczy spotkały moje.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-O czym
porozmawiać? – zapytał, głaszcząc dłońmi moją talię.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-O tym,
Matt. Nie zauważyłeś, że coś się między nami zmieniło? – westchnęłam niepewnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-No..
Rozmawiamy mniej, mniej się spotykamy. Ale poza tym, jest całkiem normalnie –
wzruszył ramionami i odsunął ramiączko od stanika, które najwyraźniej lekko mu
przeszkadzało w pieszczeniu ustami moich barków.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Powiem mu to
delikatnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Chodzi o to
Matt, że dalej lubimy się tak samo.
Jesteśmy na siebie napaleni, nic więcej.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i>Och, cóż za subtelność.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Możemy
sprawdzić. Zróbmy to. Później się zobaczy, czy faktycznie jesteśmy na siebie
tylko napaleni, czy może to coś więcej -
zlustrował mnie od góry do dołu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Matt, to
tak nie działa – sapnęłam cicho i spuściłam głowę, żeby włosy, które na całe
szczęście zostawiłam rozpuszczone, zakryły rumieńce na moich policzkach. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
To jednak na
niewiele się zdało. Delikatnie złapał mój podbródek i podniósł do góry,
zmuszając, bym patrzyła w jego oczy. Powoli przesunął kciukiem po mojej dolnej
wardze, po czym z lekkim uśmiechem, głosem ściszonym do szeptu, spytał:</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-To byłby
twój pierwszy raz?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Mogłabym
przysiąc, że, cholera, kiedyś w policzkach wypali mi dziurę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Matt,
błagam..- szarpnęłam się lekko, lecz jego stalowy uścisk nie ustępował. – To
nie jest..</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Moja
sprawa, wiem. Ale nie masz się czego
wstydzić – Oparł usta o moją skroń. –
Chociaż wyglądasz uroczo, gdy się rumienisz. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Zabiję go
kiedyś. I to ze szczególnym okrucieństwem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
- Więc jak?
– pogłaskał mnie po włosach, jakby oczekiwał, że podejmę decyzję w minutę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Cóż, gdybym
lubiła twórczość Sandry Brown, zgodziłabym się od razu. W końcu główna
bohaterka zawsze jest z tym pierwszym, ewentualnie tym lepszym.</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-Skończmy
to.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
-------------------------------------------------------------------------------------------------------</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Chyba jestem chora. Napisałam 15 stron rozdziału i po prostu musiałam podzielić go na pół, bo byłby za długi, no. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
A tak w ogóle, to nie ma mnie w internetach przez tydzień, a gdy wracam jestem sto lat za murzynami. Pierdyliard nowych rozdziałów, czytelników, blogów.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
No to także ten.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Co do rozdziału: Otóż napisałam go (te 15 stron) w dwa dni, w tym pierwsze 5 stron przepisywałam 2 razy, bo zawiesił się komputer i nic, absolutnie nic się nie zapisało. Ale jest Suellyn! I jeszcze się na pewno pojawi.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Dobra, chyba tyle z mojej strony. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Powiecie mi, jak tam koncert, co? </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
10 komentarzy - nowy</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Serio, mogłabym dodać nawet dzisiaj.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Ach, jak mogłam zapomnieć. Jutro pojawią się też fakty o bohaterach. Naprawdę bardzo mi się nudziło.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-90548135658245288822015-03-12T20:23:00.003+01:002015-03-12T20:23:58.107+01:00Rozdział 11-Jak ty tu, do jasnej cholery wszedłeś?<br />
Stałem oparty o framugę drzwi i obserwowałem ją uważnie. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie, ale wiedziałem, że cieszy się na mój widok. Odkąd nasze relacje się poprawiły, zawsze miała wesołe iskierki w oczach. Nawet gdy była czymś zirytowana, uśmiechnęła się, kiedy byłem obok. Nie wiem, czy działam tak na wszystkie kobiety, czy tylko na nią, ale odpowiada mi to.<br />
-Twój tata mnie wpuścił - odpowiedziałem po dłuższej chwili i zamknąłem za sobą drzwi.<br />
Mój wzrok powoli ześlizgnął się z jej twarzy na długie, szczupłe nogi. Na udach miała położone dwa podręczniki, które zapewne ważyły więcej niż ona sama. Cholera, miała idealne ciało. To cud, że ostatnio oparłem się pokusie. Teraz, gdy miała na sobie jedynie bieliznę i rozciągniętą męska koszulkę, to było o wiele trudniejsze.<br />
Annie w zamyśleniu pokiwała głową i położyła książki na podłodze, po czym zrobiła mi miejsce. Usiadłem obok, kierowany jej niemym rozkazem.<br />
-Więc co było tak ważnego, że zapchałeś mi całą skrzynkę odbiorczą? - zapytała, a na jej usta wpełzł nieśmiały, a zarazem prowokacyjny uśmiech.<br />
-Czemu nie odzywałaś się wczoraj?- odbiłem pytanie.<br />
Roześmiała się i oparła plecami o ścianę. Miała ładny śmiech.Lekko zachrypnięty, ale jednocześnie łagodny. Można by go słuchać godzinami.<br />
-Nie chciałam się narzucać- powiedziała po chwili, gdy udało jej się opanować. Dopiero wtedy zorientowałem się, że i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Przecież masz życie i innych znajomych.<br />
W ten właśnie sposób mój uśmiech momentalnie zgasł. Przybiłem piątkę z własną twarzą, ale ona nie wyglądała tak, jakby żartowała.<br />
-Gadasz głupoty- stwierdziłem i machinalnie sięgnąłem do kosmyka jej włosów, który opadał jej na twarz. Założyłem go za ucho, a później przesunąłem opuszkami palców po jej policzku. Zmarszczyła brwi i prychnęła cicho, potęgując tym samym swój urok, o którym najprawdopodobniej sama nie zdawała sobie sprawy.<br />
Od początku naszej znajomości zaintrygowała mnie swoją osobą. Nie była taka, jak większość. Nie próbowała udusić mnie uściskiem, gdy spotkaliśmy się miesiąc temu. Traktowała mnie jak normalnego człowieka, równego sobie. Szczególnie zaimponowała mi tym, że wtedy, w tą felerną noc nie zgodziła się na moją propozycję.<br />
Szanuje się, to dobrze. Lubię, gdy kobiety się szanują.<br />
Przyznam, najtrudniej byłoby zmusić ją do mówienia. Nadal była oszczędna w słowach. Znałem jej zdanie na mniej ważne tematy, wiedziałem dokładnie, jakiej muzyki słucha, jaki sport lubi. Mogłem powiedzieć nawet kilka słów o jej dzieciństwie, ale gdyby się zastanowić, ta wiedza nie była niczym szczególnym. Tyle samo wie się o człowieku spotkanym w przedziale kolejowym.<br />
-Andy.. Chyba się zamyśliłeś - powiedziała, czym wyrwała mnie z zadumy. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłem, że miała jednak na sobie krótkie spodenki.<br />
Och tak. Znów się rozmarzyłem. Przecież nie mogłaby tak spokojnie rozmawiać ze mną, gdyby miała jedynie majtki.<br />
W sumie, ja też nie mógłbym tylko rozmawiać.<br />
-Przepraszam. Ostatnio często się zawieszam - mruknąłem pod nosem i z satysfakcją stwierdziłem, że rozbawiłem ją swoją miną naburmuszonego pięciolatka.<br />
-Nic się nie stało. To powiesz w końcu, co tak..- Przygryzła na moment dolną wargę, szukając odpowiedniego słowa. - Ważnego wydarzyło się tamtej nocy?<br />
-Nie pamiętasz, czy chcesz, żebym zrobił z siebie idiotę?<br />
-Już go z siebie robisz, więc odpowiedź chyba jest oczywista - posłała zgryźliwy komentarz.<br />
Dokuczaliśmy sobie dosyć często. Robiliśmy sobie na złość tylko po to, żeby później śmiać się z własnej głupoty. Chyba właśnie za ten dystans do siebie polubiłem ją najbardziej.<br />
-Byłaś cudowna. Naprawdę, na twoim miejscu zastanawiałbym się nad karierą gwiazdy porno - uśmiechnąłem się czarująco.<br />
-A ja na twoim miejscu nie - Rzuciła poduszką w mój tors i zaśmiała się.<br />
-Mówiłaś zupełnie co innego.<br />
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, wybuchnęliśmy śmiechem. Było wiadome, że nie robiliśmy niczego, co można by nazwać erotycznym, z wyjątkiem tej nieszczęsnej pobudki rano, kiedy to "przez przypadek" pomyliłem Ann z dziewczyną.<br />
Ciekawe, ile sposobów na zamordowanie mnie zdążyła wymyślić, gdy wracaliśmy.<br />
-Czyli tak po prostu zasnęliśmy na ziemi, tak? - upewniła się, na co ochoczo pokiwałem głową.<br />
-Tak, dokładnie tak.<br />
-Okej. To przecież normalne, nie? - uniosła brew. Wyglądała całkiem zabawnie, gdy po chwili na jej twarzy wykwitł rzadko spotykany, kpiący półuśmieszek. Trochę jak Lara Croft.<br />
-Nie - mruknąłem, za co dostałem z łokcia w ramię. - Ej! Za co?<br />
-Za całokształt- uśmiechnęła się szeroko. - A skoro już tu jesteś, odpytasz mnie z historii?<br />
-Uczysz się w wakacje?<br />
Ann wzruszyła ramionami i podała mi książkę, po czym ułożyła się wygodnie na łóżku, zakładając mi nogi na kolana. Dłonie splotła na płaskim brzuchu i wpatrzyła się w sufit.<br />
Jak ja mam się teraz, cholera jasna, skupić na historii?<br />
-Czasami trzeba. Historia i biologia to dwa moje słabe punkty, a za dwa tygodnie mam egzaminy. Jeżeli zawalę, to się załamię.<br />
-Szkoła to nie wszystko- uśmiechnąłem się i poklepałem ją lekko po kolanie. Zaśmiała się.<br />
-Wiem, ale bez wykształcenia będzie mi ciężko. Bo w sumie, co ja umiem takiego wyjątkowego? Nic.<br />
Okej, ta dziewczyna naprawdę ma tak niską samoocenę, czy tylko robi sobie ze mnie jaja?<br />
-Idę o zakład, że bez problemu ograłabyś kilku zawodników z NBA, a to już coś. Tamten facet, którego pokonałaś, grał kiedyś w profesjonalnej drużynie. Wywalili go chyba za sterydy, nie jestem pewny.<br />
-Sporo wiesz - zauważyła.<br />
Wzruszyłem ramionami i otworzyłem podręcznik do historii. Od dawna nie zaglądałem do książek. Zapomniałem, jak to jest siedzieć w szkolnej ławce i mieć nadzieję, że nie trzeba będzie odpowiadać. Chować się za zeszytem i udawać, że jest się w pełni zaabsorbowanym nauką.<br />
-Plotki szybko się rozchodzą. A teraz historia: W których latach rozegrała się wojna secesyjna?<br />
<br />
***<br />
<br />
Był wieczór, chociaż gdy patrzyłam na termometr wydawało mi się, że w rzeczywistości jest właśnie środek dnia. Upał był niemiłosierny - ciężko było się przestawić zaraz po dwóch pochmurnych dniach. Miałam ochotę wejść do zamrażarki i nie wychodzić z niej do jutra z nadzieją, że dzień będzie chłodniejszy, a niebo znów zaścieli gruba warstwa chmur.<br />
A jednak musiałam wyjść, bo obiecałam Carolyn, że przyjdę do niej do pracy. Miałam spędzić cały wieczór w klubie nocnym, wśród spoconych, pijanych ludzi i głośnej klubowej muzyki. Nie marzyłam o niczym innym, przysięgam.<br />
Z domu wyszłam około siódmej, ubrana w moje ukochane glany, krótkie jeansowe spodenki, jak łatwo się domyślić - za wysokim stanem i białą bokserkę. Po raz pierwszy od kilku miesięcy zrobiłam też makijaż, o ile makijażem można nazwać pomalowanie rzęs. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, bo to moja kuzynka miała ją przyciągać, żeby dostawać napiwki, nie ja.<br />
Na autobus czekałam chyba z dziesięć minut. W środku było tłoczno, pachniało stęchlizną i smutkiem. Ludzie wracali z pracy, przytłoczeni nadmiarem obowiązków. Zgarbiona kobieta z mysimi włosami ściśniętymi w kitkę stała przede mną, zaciskając w dłoniach czarną aktówkę. Jej kostki pobielały, podobnie jak twarz. Miałam wrażenie, że się dusi, dlatego położyłam dłoń na jej ramieniu i cicho spytałam:<br />
-Przepraszam, dobrze się pani czuje?<br />
Kobieta odwróciła się przodem do mnie. Jej chude, długie palce zaciskały się na jednym z siedzeń, wzrok był jakby mętny. Na policzku widniała fioletowa plama, na skroni rozcięcie, co pozwalało mi sądzić, że jest ofiarą jakiejś przemocy. Nieśmiało i bardzo dyskretnie zmierzyłam ją wzrokiem. Miała na sobie proste, czarne spodnie i biały golf bez rękawów, a na to zarzuciła marynarkę. Była w ciąży.<br />
-Dobrze- wychrypiała i zdobyła na lekki uśmiech. - Po prostu strasznie tu duszno.<br />
W tej sytuacji można było zrobić tylko jedno. Przecisnęłam się do jednego z okien i uchyliłam je, nie zważając na protesty starszej pani, od której oberwałam torebką w brzuch. Zamiast okazać skruchę, obdarzyłam ją karcącym spojrzeniem i wróciłam do ciężarnej kobiety. Powoli objęłam ją ramieniem i podprowadziłam do otwartego okna, torując sobie łokciami drogę.<br />
Przez resztę drogi stałam obok niej, bojąc się, że może w każdej chwili zemdleć. Następnie wysiadłam razem z nią, pomimo tego, że to nie był mój przystanek.<br />
-Dziękuję za pomoc - powiedziała, gdy w końcu udało jej się odzyskać kolory i złapać oddech. - Miła z ciebie dziewczyna.<br />
Uśmiechnęłam się. Miło było usłyszeć takie słowa z jej ust.<br />
-Nie ma za co proszę pani - odpowiedziałam grzecznie.<br />
Kobieta pomachała mi na pożegnanie, po czym obie odeszłyśmy w swoją stronę.<br />
Gdziekolwiek ta moja strona była.<br />
<br />
Nim znalazłam właściwą drogę, udało mi się źle skręcić pięć razy. Przysięgam, że zamorduje Caro. Nie odbierała ode mnie żadnych telefonów, nie odpisywała na wiadomości. No zabiję. Zajebię na miejscu. Glanami.<br />
Klub nocny, który nosił wdzięczną nazwę "<i>Let's drink!</i>", zauważyłam z kilkunastu metrów, dzięki wielkiemu, migającemu neonowi i gorylowi, który stał przy wejściu. Nie mówię teraz o ochroniarzu, tylko o... plastikowej atrapie goryla naturalnej wielkości.<br />
Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam malutką dziewczynę palącą papierosa, która opierała się o ścianę. Jej włosy platynowe, proste włosy sięgały pasa. Wydawała się być nieobecna, zamyślona. Zupełnie tak, jakby na kogoś czekała. Na kogo? Odpowiedź była banalnie prosta. Na mnie!<br />
-Evans! - wrzasnęła i rzuciła fajkę na chodnik, przygniatając ją niemożliwie wysoką szpilką, po czym podbiegła do mnie (na tych właśnie niemożliwie wysokich szpilkach) i rzuciła mi na szyję.- Myślałam, że już nie przyjdziesz!<br />
-Sorki, Caro. Miałam mały problem ze znalezieniem drogi - rozmasowałam w zamyśleniu kark, po czym odsunęłam od siebie blondynkę i zmierzyłam od góry do dołu wzrokiem.<br />
- Wyglądasz jak najwyższej klasy prostytutka! <br />
-Dzięki- wyszczerzyła się. - A ty idziesz się przebrać, bo mi pomożesz. Jest zajebisty ruch, a ja jestem sama. Oczywiście, robisz to charytatywnie, cała kasa dla mnie. <br />
Zaśmiałam się głośno na myśl o tym, że mam zapieprzać za barem jak dzika i znosić pijanych facetów. To zdecydowanie nie było zajęcie dla mnie. <br />
-Nie ma mowy! Nigdy w życiu nie ubiorę się w to, co leży na zapleczu nocnego. <br />
-Kto mówi o ciuchach stąd? - uniosła brew. - Mam dla ciebie kilka swoich. Są za duże, ale na ciebie powinny być idealne. <br />
Chyba po tym wieczorze będę miała załamanie nerwowe. <br />
-Nie założę twoich ubrań, Rain! Znam twoją garderobę nazbyt dobrze! <br />
Rzeczywiście, Caro lubiła ubierać się wyzywająco. Dziś miała na sobie czarną, obcisłą sukienkę, która nie sięgała nawet połowy uda, do tego te zajebiście wysokie szpilki (oczywiście też czarne), koszula w czarno-czerwoną kratę narzucona na wierzch i pończochy z podwiązkami. Paznokcie, a raczej szpony, miała dokładnie pomalowane na czerwono. Kreska na jej powiekach była idealna.<br />
Och, cholera, zazdroszczę jej. Moje paznokcie nie mogą być zbyt długie, bo nie chcę podczas gry wyłupić nikomu oka, nie wspominając o makijażu, który by po mnie spłyną.<br />
-Trudno, Evans! Albo wbijesz się w to, co przyniosłam sama, albo osobiście się w to ubiorę!<br />
Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę wejścia. Drogę niemal natychmiast zastąpił mi dwa razy większy facet, ogolony na łyso. Zrobiłam naburmuszona minę.<br />
-Dowód - wyciągnął rękę.<br />
Udałam zmieszaną i powoli wsuwałam dłonie do kieszonek z przodu spodenek. Przywołałam na policzki lekki rumieniec, po czym bardzo powoli włożyłam dłonie do tylnych kieszeni, po czym wykonałam najbardziej oczywisty gest - złapałam się za tyłek. Oczy faceta w momencie zrobiły się większe, na co oblizałam górną wargę, przy czym ostentacyjnie przeciągnęłam językiem po zębach.<br />
-Chyba zapomniałam o nim- powiedziałam.<br />
Mój głos zabrzmiał zupełnie tak, jak chciałam. Z natury niski i zachrypnięty był bardzo przekonujący. Faceci to lubili, a ja wykorzystywałam w każdy możliwy sposób.<br />
-Bez dowodu nie możesz wejść- westchnął goryl.<br />
-Może jakoś się dogadamy.. - spojrzałam na plakietkę z jego imieniem. - Lemmy?<br />
-Wybacz, bez dowodów nie wpuszczamy.<br />
Widziałam, że się waha. byłam blisko osiągnięcia celu.<br />
-Lemmy, na pewno coś da się zrobić - wymruczałam jak pani z sekstelefonu i podeszłam do niego bliżej. Umiejscowiłam dłonie na jego klatce piersiowej, zakrytej przez czarną koszulkę z krótkim rękawem. Pod palcami wyczułam przyspieszone bicie serca i napięte mięśnie. - Taki cudowny facet jak ty musi zrobić choć jeden wyjątek, hm?<br />
Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Moje piersi stykały się z jego klatą.<br />
-Możesz wejść - mruknął w końcu, a ja natychmiast odsunęłam się na bezpieczną odległość, po czym ominęłam go.<br />
W tamtej chwili poczułam, jak łapie mnie za dupę. Odwróciłam się powoli i zmarszczyłam brwi, po czym strąciłam ogromną łapę.<br />
-Tylko sprawdzałem, czy na pewno nie masz tam dowodu, maleńka - warknął z rozbawieniem.<br />
Okej, już nigdy więcej nie zastosuję tej metody. Nigdy.<br />
-Słuchaj, Lemmy. Nie mam dowodu, tak? Powiedziałam wprost. Jeszcze raz dotkniesz mnie w ten sposób, a stracisz tą rękę - wysyczałam z jadem, po czym zostawiłam zszokowanego gościa przed wejściem, a sama zniknęłam w ciemnym pomieszczeniu.<br />
Wiem, że zachowałam się jak suka. Wiem doskonale. Ale nie dam się macać ochroniarzowi. W razie czego Caro przecież mogłaby wpuścić mnie od zaplecza, prawda?<br />
W środku było okropnie duszno. Powietrze przepełnione dymem papierosowym co chwila przecinały kolorowe lasery. Ludzie na parkiecie skakali w rytm muzyki, a ci siedzący w pojedynczych lożach śmiali się i rozmawiali, próbując przekrzyczeć hałas. Przecisnęłam się między ludźmi, dwa razy zakręciłam biodrami, gdy jakiś chłopak próbował porwać mnie do tańca, ale ostatecznie udało mi się dotrzeć do baru. Usiadłam na jednym z krzesełek i odetchnęłam.<br />
-Co dla pięknej pani?<br />
Kpiący ton kuzynki zadziałał na mnie jak cios w twarz. Spiorunowałam ją spojrzeniem.<br />
-Twoją głowę na srebrnej tacy - warknęłam.<br />
Blondynka zaśmiała się, stawiając przede mną szklankę z wodą.<br />
-Tak w ogóle, to nieźle poradziłaś sobie z Lemmy'm. Zwykle nie wpuszcza nikogo, kto się nie wylegitymuje.<br />
-Widocznie mój niewylegitymowany tyłek mu nie przeszkadzał- jęknęłam, po czym wzięłam łyka przyjemnie chłodnej wody. - Idę o zakład, że jutro prawa połówka mojej dupy będzie sina.<br />
-Będzie idealnie pasowała do tej malinki z szyi - zaśmiała się.<br />
Wait. Jakiej malinki?<br />
Natychmiast dotknęłam swojej skóry, spodziewając się chyba, że będę miała tam wybity wielki napis "malinka", ale niczego nie wyczułam. Albo ten krasnal robi sobie jaja, albo uciekł mi kolejny fragment życia.<br />
-Och, stul pysk - mruknęłam, gdy już skończyłam wodę. Caro zabrała szklankę, po czym wyprostowała się i spojrzała mi w oczy.<br />
-Zaraz zawołam szefa, żeby na sekundę mnie zastąpił. To fajny koleś. Nie ma nic przeciwko, żebyś mi pomogła, bo poręczyłam za ciebie. W razie czego, ja ponoszę odpowiedzialność. Lepiej niczego nie spieprz - pogroziła mi palcem, na co tym razem ja się roześmiałam.<br />
-Nie ma problemu, Rain. Postaram się.<br />
<br />
-Nie włożę tego- zaprotestowałam, widząc strój, jaki wybrała dla mnie Carolyn.<br />
Zapleczem nazywało się średniej wielkości pomieszczenie, pomalowane zielonkawą farbą olejną. Z sufitu zwisała naga, lekko zabrudzona żarówka, dająca mgliste światło. W kącie stały skrzynki z butelkami po alkoholu, pod ścianą, bliżej wejścia do klubu kilka toaletek z lustrami, na których walały się kosmetyki. Jak twierdził Dave, właściciel lokalu, kiedyś mieli tu striptizerki, ale odkąd klienci zamiast pić gapili się na półnagie laski, zrezygnowali z nich, a biznes kręcił się dalej. Równolegle do toaletek stały wieszaki na kółkach, pełne ubrań w najróżniejszych rozmiarach i fasonach. Przysięgam, że to właśnie stamtąd Caro wzięła ubrania dla mnie.<br />
Kuzynka demonstrowała mi właśnie mikroskopijną, jeansową spódniczkę i top odsłaniający połowę cycków. Cały strój odsłaniał chyba cztery razy więcej niż zasłaniał i był kompletnie nie w moim stylu.<br />
-Evans, nie wyprowadzaj mnie z równowagi. Zakładaj to.<br />
-Nie!<br />
-Evans! - krzyknęła w końcu zdenerwowana, na co wyszczerzyłam się z zadowoleniem. Wyprowadzanie jej z równowagi to moje moje hobby. - Dobra. Zostań w tych swoich spodenkach, ale błagam, załóż chociaż bluzkę.<br />
Westchnęłam ciężko i zdjęłam swój podkoszulek, po czym rzuciłam go w jej twarz. Dziękowałam samej sobie, że zdecydowałam się jednak założyć ten piekielny stanik. Założyłam przez głowę czarną, maksymalnie wyciętą koszulkę <i>Motorhead</i>, spod której było widać więcej mojej bielizny, niż bym sobie tego życzyła, po czym wpuściłam ją w spodenki.<br />
Po chwili Rain wzięła się za poprawianie mojego wyglądu. Okiełznała loki sięgające pasa, które zapuszczałam dobre pięć lat, związując je w wysokiego kucyka. Do tego doszedł makijaż - mocna kreska i bordowe usta. Nie maskowała tego, co zrobiło ze mną słońce przez ostatni miesiąc. Mój nos, podobnie jak i policzki usiane były piegami. A ona tak po prostu stwierdziła, że to słodkie.<br />
-Dobra. Wyglądasz na jakieś dwadzieścia pięć lat - stwierdziła z dumą, po czym wytarła wyimaginowaną łzę. - Tak szybko dorastają...<br />
-Też mogłabyś urosnąć, krasnalu- uśmiechnęłam się szeroko.<br />
Opuściłyśmy zaplecze i stanęłyśmy za barem. Właściwie tylko blondynka, bo ja usiałam spokojnie na ladzie, oparta plecami o chropowatą, podświetlaną ścianę. Ruch nie był tak duży, jak się spodziewałam. Były nawet chwile, w których mogłyśmy spokojnie porozmawiać.<br />
-Annie, od faceta z czwartej loży - Caro podała mi dziwnie wyglądającego drinka. Przypominał trochę wściekłego pasa, ale pachniał pomarańczami.<br />
-Co to kurwa? - przyjrzałam się uważnie kieliszkowi.<br />
-Sex on the Beach. Sos tabasco, sok pomarańczowy i whisky. Widocznie facet chce coś ci dać nim coś do zrozumienia- uśmiechnęła się i przywaliła mi w ramię ścierką, szmata jedna.<br />
Nigdy nie piłam alkoholu. Czy to dziwne? Dla mnie nie. Czułam wstręt do jakichkolwiek trunków, zważywszy na to, że czułam ich zapach codziennie nieprzerwanie przez pięć lat. Do tego kac, którego fanką nigdy nie byłam. Nie wolno było mi pić.<br />
Ale tym razem zrobiłam wyjątek.<br />
Odchyliłam głowę do tyłu, gdy palący płyn powoli rozgrzewał mnie od środka. Był cholernie pikantny, ale zostawiał słodkawy posmak i przyjemne drapanie w gardle.<br />
Spojrzałam na faceta, który owego drinka mi postawił. Siedział opierając się na łokciach o stół i przyglądał mi się. Nie był stary ani obleśny, jak w pierwszej chwili myślałam. Miał może trzydzieści lat. Jego blond włosy odstawały na wszystkie możliwe strony. W brwi błyszczał srebrny kolczyk.<br />
-Niezły - stwierdziła moja kuzynka. - Ale i tak musisz uważać. Jeśli coś ci się stanie, wujek odgryzie mi głowę, a jemu wypruje flaki.<br />
-Tata to tata - machnęłam lekceważąco ręką. - Pomyśl, co zrobi Oliver!<br />
Carolyn uśmiechnęła się i szturchnęła mnie lekko łokciem, a później głową wskazała na blondyna, który zmierzał w naszym kierunku. Odsunęła się ode mnie kilka kroków i udając, że czyści szklanki, obserwowała całą sytuację.<br />
Zajebię jej.<br />
-Zatańczysz?<br />
Donośny głos bez trudu przebijał się przez dudniącą muzykę. Spojrzałam na mężczyznę lekko zdezorientowana, ale postanowiłam grać wielce zadowoloną. Obdarzyłam go kokieteryjnym uśmiechem, po czym zeskoczyłam z baru i podałam mu rękę.<br />
Kręciło mi się w głowie, gdy robiłam kolejne niepewne kroki. Świat zdawał się wirować i mienić różnymi kolorami. Przez krótką chwilę miałam wrażenie, że spadam w dół. Od świata odgrodziły mnie ramiona blondyna.<br />
A później.. <i>chyba</i> urwał mi się film.<br />
<br />
-Evans, podnieś dupę- usłyszałam nad uchem cichy jęk Carolyn. Ignorowałam ją od dłuższego czasu, co chwila odwracając się do niej plecami i naciągając kołdrę na głowę.<br />
Tak szczerze, to nie mam zielonego pojęcia, jak znalazłam się w domu Caro. Te małe zaniki pamięci zdarzały mi się coraz częściej i to właśnie wtedy, kiedy powinnam była pamiętać absolutnie wszystko.<br />
-Nie chcę - wybełkotałam w poduszkę.<br />
Rain sięgnęła po drastyczne środki. Zdarła ze mnie kołdrę i odrzuciła ją na bok. Na jej szczęście, nie chciało mi się wstawać i jej mordować. Byłam zbyt zmęczona, a w mojej głowie nadal trwała impreza. Uciążliwe pulsowanie rozrywało mój mózg na malutkie kawałeczki, a później przecierało przez gęste sito. Kac. To musiał być kac.<br />
-No wstawaj- zawyła, przewracając mnie przy tym na plecy.<br />
Wcześniej leżałam na brzuchu, powykręcana w bardzo dziwny sposób. Nie wiem, czy w nocy nagle uwierzyłam w potwory, ale to bardzo prawdopodobne, bo żadna z moich kończyn nie wystawała poza kanapę.<br />
-Po co?<br />
-Zrobiłam śniadanie.<br />
Nie musiała mówić więcej. Podniosłam się, choć nie bez problemów i uszczypnęłam w policzki dla rozbudzenia. Nie podziałało, ale i tak na miękkich nogach powlokłam się do kuchni, chcąc w końcu spałaszować śniadanie przygotowane przez blondynkę.<br />
Gdy usiadłyśmy przy stole, na którym stały kanapki z serem i ogromny dzbanek herbaty, zauważyłam, że Rain wygląda podejrzanie dobrze. Włosy miała gładko zaczesane do tyłu, wczorajszy makijaż zniknął, a cera była rozświetlona i godna pozazdroszczenia.<br />
Ja byłam jej kompletnym przeciwieństwem - rozczochrana, rozmazana, w staniku, spodenkach i kanapką w ustach.<br />
-Ann? Dobrze się czujesz?- spytała, po czym nalała mi do kubka herbaty. Przełknęłam kanapkę po czym wzięłam łyka i odpowiedziałam lekceważąco:<br />
-Jasne, że dobrze.<br />
-Masz dziwny, nieobecny wzrok- stwierdziła. - Ile wypiłaś?<br />
-Tylko tę sukę. A co?<br />
Carolyn parsknęła śmiechem.<br />
-Jaką znowu sukę?<br />
Moja dłoń spotkała się z twarzą.<br />
-Ten seks na plaży. Wiesz dobrze, że plaża i suka ciągle mi się mylą.Kto wymyślił tak podobną wymowę, co? Beach i bitch, co to, kurde, za różnica?<br />
-Seks na suce też w sumie mógłby być - uśmiechnęła się i przytuliła policzek do swojego kubka. - Masz strasznie słabą głowę, Evans.<br />
-Nic nie poradzę- Wzruszyłam ramionami. - Ale ty wypiłaś więcej i pamiętasz pewnie też znacznie więcej. Rozumiem, że już przywykłaś, ale żeby po pięciu szybkich?<br />
Blondynka roześmiała się i klepnęła mnie pod stołem w udo.<br />
-Pijesz, trzymasz w ustach, a później wypluwasz do butelki po piwie, udając, że zapijasz. To chyba oczywiste, nie?<br />
Nie, Carolyn. Skąd taka ja, która nie włóczy się po klubach, nie pije i nie flirtuje z każdym facetem, który tylko się rusza (albo i nie) ma to, do jasnej cholery, wiedzieć?<br />
-Jasne - mruknęłam pod nosem.<br />
-Wczoraj wydawało mi się, że jesteś pijana. Byłaś taka.. dziwna. Nie kontaktowałaś prawie, tylko mówiłaś, że bolą cię strasznie plecy i ramiona. Wcześniej zniknęłaś gdzieś z tamtym facetem, jak mu tam było? - spojrzała na mnie z wyczekiwaniem, ale tylko wzruszyłam ramionami. To chyba też mi umknęło. - Mniejsza. Nie było cię z pół godziny, a później wróciłaś z dziwnym wyrazem twarzy i powiedziałaś, że chcesz wracać. Nie mogłam cie wypuścić do domu, więc zadzwoniłam do wujka, że zostajesz u mnie na noc, a on obiecał, że będziesz miała przesrane. Tak właściwie, to miłego szlabanu do osiemnastki - wyszczerzyła się. - Więc jak tylko zamknęliśmy, przywlokłam cię tu, położyłam na kanapie i sama poszłam spać.<br />
-Dzięki, Carolyn. Można na ciebie liczyć- uśmiechnęłam się do niej czarująco, po czym spojrzałam na zegarek. Było południe. - Będę się zbierać. Im wcześniej wrócę, tym mniej wściekły będzie. Tak właściwie, to co mu powiedziałaś?<br />
Blondynka wyszczerzyła zęby.<br />
-Że nie chcę puszczać cię samej, samiusieńkiej w nocy do domu, bo może ci się coś stać.<br />
-Mądra dziewczynka- pochwaliłam, podnosząc się z miejsca. -A teraz daj mi coś, co nie śmierdzi wódką na kilometr.<br />
<br />
<i>Kolorowe lasery przecinały ciemność, a Adam ciągnął mnie za rękę w stronę jednego z wyjść ewakuacyjnych. Byłam otumaniona. Nie docierało do mnie nic, nawet dźwięki jednej z najlepszych piosenek The Prodigy, która zdawała się ogłuszać innych ludzi. Czułam jedynie jego twarde palce zaciśnięte na moim nadgarstku. Nie mogłam się szarpać, więc posłusznie szłam za nim, aż w końcu wyszliśmy na zewnątrz rozbuchanego lokalu, wprost do wąskiej uliczki ciągnącej się między dwoma budynkami. Przy jednej z kamiennych, nieotynkowanych ścian stały papierowe, zgniecione niedbale pudła. W powietrzu roztaczał się nieprzyjemny smród alkoholu, nikotyny i śmieci. Niedaleko słychać było wycie syreny policyjnej i trzask klapy od metalowego kontenera, a później przeciągłe miauczenie kota i tupot szczurzych łapek, gdzieś pod naszymi nogami.</i><br />
<i>Adam przycisnął mnie mocno do ściany. W mojej piersi nagle zabrakło powietrza. Dusiłam się, gdy kładł dłonie na moich udach i przesuwał nimi po mojej skórze. Próbowałam szarpnąć swoim ciałem, ale zarobiłam jedynie w twarz.</i><br />
<i>-Nie ruszaj się - warknął wprost do mojego ucha. Wzbierał we mnie potok łez, który chciał znaleźć gdzieś ujście. - Bo wtedy zaboli.</i><br />
<i>Moją głowę bombardowały tysiące myśli. Kim był przystojny Adam? Dlaczego wybrał mnie, skoro w klubie było mnóstwo innych, samotnych dziewczyn? Gwałcicielem? Sadystą? Handlarzem narkotyków, który mnie z kimś pomylił? A może pieprzonym handlarzem ludzkich organów?</i><br />
<i>I w ogóle.. czy był na tyle niebezpieczny, że nie pozwoliłby mi dożyć jutra?</i><br />
<i>-Nie zgwałcisz mnie - powiedziałam ledwie przytomna. - Mam penisa.</i><br />
<i>-Nie masz- westchnął zirytowany moją marną gierką.-Wystawałby ci ze spodenek.</i><br />
<i>Przepełniła mnie beznadzieja. Byłam zagubiona i skazana nie niego. Nawet, jeśli zaczęłabym wzywać pomocy, nikt by mnie nie usłyszał.</i><br />
<i>-A może mam takiego malutkiego, że ledwie go widać? - podjęłam ostatnią próbę. Jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta.</i><br />
<i>-A może zaraz faktycznie będziesz go miała, ale w ustach?</i><br />
<i>Cholera. Cholera, cholera, cholera. Co mam robić? </i><br />
<i>Rozejrzałam się, desperacko poszukując wzrokiem jakiejś broni. Wzięłam głęboki oddech, próbując odzyskać jasność umysłu.</i><br />
<i>Jasne. Przecież mam glany.</i><br />
<i>-Chyba podziękuję - mówiąc to, wsunęłam udo pomiędzy jego kolana i zrobiłam najbardziej żenującą rzecz świata. Chyba nie muszę mówić jaką?</i><br />
<i>-A ja myślę, że jednak tego chcesz- jęknął.</i><br />
<i>A akcie kompletnej desperacji wpiłam się w jego usta. Żadnej przyjemności, zwykła chęć przetrwania. Pozwoliłam sobie nawet na położenie dłoni na jego policzku, dzięki czemu rozluźnił uścisk.</i><br />
<i>I to był jego największy błąd.</i><br />
<i>Dziesięć sekund później wrzasnął na całe gardło. Mój glan rozbił się o jego stopę, najprawdopodobniej łamiąc mu palce. A ja uciekłam. Jak ostatni tchórz, nawet nie próbując udzielić pomocy.</i><br />
<i>Cóż, próbował mnie zgwałcić, do kompletu powinnam jeszcze "rozbić" mu jaja.</i><br />
<i>HA! Nie jestem aż tak pijana, skoro stać mnie na czarny humor!</i><br />
<i>Znów znalazła się w klubie, pośród innych ludzi wijących się na parkiecie przy szumie nazywanym dziś muzyką. Przeciskałam się między spoconymi ciałami, chcąc jak najszybciej poinformować kuzynkę, że wracam do domu.</i><br />
<i>-Hej! - usłyszałam wysoki głos Carolyn zaraz przy uchu. - Gdzie ty do jasnej cholery byłaś?</i><br />
<i>-Wracajmy... proszę.. - mruknęłam prawie bezgłośnie, całkowicie pewna tego, że słowa zagubiły się wśród fałszywych dźwięków.</i><br />
<br />
<i>Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, gdy wlokłam się za Caro i.. jakimś panem, który wydawał mi się być cholernie znajomy do jej domu. W głowie mi huczało. Było mi niedobrze i zimno, a gdy tylko słyszałam jakiś szmer, miałam ochotę krzyczeć ze strachu. Jedyne, czego w tamtej chwili pragnęłam, to cieplutkie łóżko, nic więcej. No, jeszcze silne ramiona, które utuliłyby mnie do snu i długa, pachnąca kąpiel.</i><br />
<i>Dochodziła druga, gdy w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce. Nadal pozostawałam z tyłu za migdalącą się parką, kiedy weszliśmy do mieszkania. Wiedząc, że nie mam absolutnie żadnych szans na spanie z Carolyn, bo wtedy musiałabym brać udział w orgii, pomaszerowałam do łazienki, po drodze zdejmując rozwalone niemal całkowicie glany. </i><br />
<i>Gdy spojrzałam w lustro, uśmiechnęłam się. Nadal wyglądałam ładnie, choć niedbale. Włosy wymykały się z kucyka, makijaż był lekko rozmazany, ale nie przeszkadzało mi to. Grunt, że wyglądam okej.</i><br />
<i>Zdjęłam koszulkę i przemyłam zimną wodą twarz, szyję i dekolt. Następnie rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami, pozwalając, by swobodnie opadały na ramiona. Nie obchodziło mnie to, że do jutra.. a raczej do rana, będą kręcone i prawdopodobnie nie do rozczesania. </i><br />
<i>Wyszłam z łazienki, zostawiając koszulkę Caro na pralce. Miałam już rzucić się na kanapę, kiedy usłyszałam głos kuzynki dochodzący z kuchni.</i><br />
<i>-Annie, chodź tu na chwilę.</i><br />
<i>Posłusznie skierowałam się w stronę pomieszczenia, pocierając klejące się ze zmęczenia oczy. Siedzieli tam oboje, Carolyn i ten chłopak. Właściwie, to bardziej mężczyzna. Też był koło trzydziestki, ale wyglądał na dwadzieścia z lekkim hakiem. </i><br />
<i>Jego włosy były krótkie, ciemnobrązowe, postawione do góry. Miał kilkudniowy zarost i przyjemny, odrobinę zmęczony uśmiech. Brązowe oczy lustrowały mnie od góry do dołu, a ja nie przejmowałam się wcale tym, że jestem tylko w staniku. Nie patrzył na mnie tak, jak na Carolyn - z pożądaniem, troską i czymś jeszcze. W jego oczach nie było tego dziwnego błysku, gdy patrzył na mnie. Był po prostu zainteresowany. W końcu w domu swojej dziewczyny nie zawsze widzi się inną, do tego prawie rozebraną i w żaden sposób nie skrępowaną.</i><br />
<i>Miał na sobie białą koszulkę i bokserki. Nie patrzyłam na ich kolor, wolałam w ogóle nie patrzeć w tamto miejsce. W oczy rzuciły mi się tylko nieogolone nogi.</i><br />
<i>A może to były włochate spodnie?</i><br />
<i>-Pościeliłam ci na kanapie, jak coś, to wołaj, okej?- zapytała z troską.</i><br />
<i>Carolyn Evangeline Rain okazała mi właśnie troskę? O niebiosa, cud! Cud, ludzie! Postawmy tu świątynie, niechaj wszyscy wiedzą, że ten pedofil sadysta się nawrócił i troszczy się o młodszą kuzynkę!</i><br />
<i>-Okej - uśmiechnęłam się lekko i znów obrałam kurs na kanapę. </i><br />
<i>-Annie?</i><br />
<i>-Co?</i><br />
<i>-Dobranoc- Przytuliła mnie i pocałowała w policzek.</i><br />
<i>Idę o zakład, że moja mina była wspaniała, bo jej chłopak (jak wnioskuję) zaśmiał się cicho. Zmarszczyłam brwi i zrobiłam do niego minę, a on odpowiedział tym samym. </i><i>Kandydat na męża Caro zaakceptowany, przeszedł test bycia fajnym.</i><br />
<i>-Dobranoc, Angie- szepnęłam w jej ramię, po czym odsunęłyśmy się od siebie i po kilku chwilach w końcu mogłam oddać się tej zajebiście wygodnej, mięciutkiej kanapie.</i><br />
<i>Nadal jestem wierna swojej największej miłości, kanapie w moim domu, ale powinna wybaczyć mi ten jeden romans. W końcu sobie ufamy. Ona dobrze wie, że jest jedyna.</i><br />
<i>Po godzinie leżenia w bezruchu z otwartymi oczami, postanowiłam włączyć telewizor. Leżąc na brzuchu skakałam po kanałach, aż w końcu trafiłam w dziesiątkę.</i><br />
<i>Nie, to nie było porno.</i><br />
<i>Lepiej.</i><br />
<i>Całonocny maraton teletubisiów!</i><br />
<i>Zajęłam się oglądaniem i przytulaniem poduszki, słuchając ciągłego "tulimy" i cichych pomruków dochodzących z sypialni Caro. Z połączeniu z bajką, gdzie te dziwne stworki z wiecznie otwartymi buziami tulą się od tyłu, wyglądało to co najmniej dziwne.</i><br />
<i>Porno dla dzieci? Czemu nie.</i><br />
<i>Przez kolejną godzinę (jak można się ruchać przez godzinę?) oglądałam następne odcinki i cieszyłam jak głupia, gdy w akompaniamencie jęków teletubisie się przytulały i wpadały na siebie. Gdy z sypialni przestały dochodzić dziwne odgłosy, wyłączyłam telewizor i przykryłam się kołdrą. Jutro będę ich wkurzać, to mają zagwarantowane. Ciekawe, jakie będą mieli miny, gdy zechce wyrecytować ich najlepsze teksty "dlaczego ten.. no, jest większy niż ostatnio?" albo "nogi szerzej, bo nie mogę wycelować".</i><br />
<i>Właśnie wtedy przypomniał mi się ten błysk w oczach chłopaka. Przez dłuższa chwilę zastanawiałam się, czym właściwie był. Możliwe, że miłością, nie jestem w zupełności pewna, w końcu nikt jeszcze tak na mnie nie patrzył. </i><br />
<i>Nikt, nawet Matt.</i><br />
<i>Zaczęłam sobie coś uświadamiać. To, co widziałam w jego oczach było czystym pożądaniem. Zaprzyjaźniając się z nim zbudowałam wysoki mur graniczny, który próbował obejść, żeby mnie zdobyć. Był tylko zauroczony. Tylko i wyłącznie. Nic więcej. To, co błyszczało w jego oczach było pożądaniem. O nie, nie dam mu tej satysfakcji. Nie będzie mnie miał na własność.</i><br />
<i>Przełknęłam ślinę, czując rosnącą gulę w gardle. Zakryłam głowę poduszką i zamknęłam oczy.</i><br />
<i>Chciałam zapomnieć.</i><br />
<i><br /></i>
Wiedziałam dobrze, że to będzie zły dzień.<br />
Ludzie patrzyli na mnie w bardzo ciekawy sposób, gdy maszerowałam ulicą ubrana w biały podkoszulek, czarne legginsy i glany z oderwaną podeszwą, które na moje szczęście ukrywały fakt, że spodnie ( o ile to można nazwać spodniami) są za krótkie. Przez dłuższy czas nie wiedziałam o co im chodzi. Uświadomiłam to sobie dopiero w połowie drogi, gdy mały chłopiec podszedł do mnie i postukał w kolano, gdy taśmą sklejałam mojego lewy but.<br />
-Pani tatuaże są na stałe?<br />
Zmarszczyłam brwi, a później zerknęłam na moja rękę, obawiając się ogromnego karniaka. Nic podobnego - najpiękniejsze motyle zombie zjadające teletubisie, jakie tylko widziałam.<br />
Jak ja mogłam tego nie zauważyć?<br />
-Nie, kochanie. To tylko długopis.<br />
Mam nadzieję.<br />
-Jestem pani chłopakiem?- przekręcił głowę w zabawny sposób i patrzył na mnie z wyczekiwaniem, gdy ja beształam się w myślach za nazwanie potencjalnej kolacji "kochaniem".<br />
Pokręciłam głową i wstałam, bacznie obserwowana przez młodego. Odeszłam kilka kroków i pomachałam mu, na co wykrzyknął:<br />
-Fajne buty!<br />
I pognał w kierunku placu zabaw.<br />
Gdy znalazłam się w domu, lewy glan był w proszku, a stan prawego wołał o pomstę do nieba. Metalowy nosek wystawał spod skóry i był mocno zgnieciony, sznurowadła wiązałam chyba w kilku miejscach, nie mówiąc o najprawdziwszych dziurach po bokach.<br />
Zdjęłam je ostrożnie i odstawiłam, kierując się do kuchni po szklankę wody. Tradycyjnie przy stole siedziała moja rodzinka - Oli i tata, jak zwykle nieubrani, rozczochrani, zarośnięci.<br />
-Jak było? - spytał tata, patrząc na mnie.<br />
-Nieźle- uśmiechnęłam się do niego.<br />
Nie rozumiem. Żadnych przesłuchań, pytań o ciążę, dragi, facetów, nic?<br />
-Ale rozwaliłam glany. Znajdzie się jakiś fundusz na nowe? - zapytałam z nadzieją.<br />
-Zarób sobie - wzruszył ramionami. - W końcu jesteś już samodzielną, młodą kobietą i możesz.. nie wiem, wyprowadzać psy, sprzątać, opiekować się dziećmi, zatrudnić się na zmywaku w restauracji?<br />
<br />
<i>Papa, moje ukochane glany...</i><br />
<i><br /></i>
Był wieczór, a ja wkuwałam historię po tym, jak machnęłam się o dwieście lat przy podawaniu daty wojny secesyjnej, a Andy miał ze mnie ubaw. Kułam z własnej woli, wcale nie miałam szlabanu. Cóż, przynajmniej wolałam tak sobie wmawiać.<br />
Tata wyszedł gdzieś pół godziny temu. Oliver razem z Eve siedzieli na dole i rozmawiali. Wydaje mi się, że Oli ją polubił. Nawet bardzo polubił.<br />
Gdy tylko przychodziła, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Widziałam, jak pilnował się, żeby nie złapać jej za rękę albo nie objąć. Pierwszy raz był taki. Nigdy nie zachowywał się przy dziewczynach jak potulny baranek. Jak baran owszem, ale nie jak baranek.<br />
Oderwałam się od tekstu o George'u Washingtonie i sięgnęłam dłonią po jedną z kilku kanapek, które były jedna z moich pomocy naukowych, ale natrafiłam na pusty talerzyk.<br />
Westchnęłam i wstałam, po czym udałam się na dół, w celu ogołocenia lodówki.<br />
Już stojąc na najwyższym stopniu schodów słyszałam ciche śmiechy dochodzące z salonu. Dogadywali się znakomicie, co ani trochę mi nie przeszkadzało, bo mogłam przejść niezauważona i równie niewidoczna dla ich oczu mogłam zrobić sobie kilka kolejnych pomocy naukowych. Miałam już wracać do mojej świątyni, gdy usłyszałam wysoki, ale bardzo przyjemny głos Evelyn.<br />
-Ann, możemy pogadać?<br />
Pojawił się dylemat. Iść na górę i wyjść na zimną, wredną sukę czy zostać i zaryzykować utratę pożywienia?<br />
Ostatecznie wróciłam się do salonu i usiadłam na fotelu, który był o wiele mniej zajebisty od kanapy.<br />
-O co chodzi? - zapytałam w końcu, patrząc na nich.<br />
-Miałabym do ciebie prośbę- powiedziała Eve. Wzięłam gryza jednej z kanapek i gestem ręki poleciłam jej, żeby kontynuowała. - Widzisz, moja sąsiadka szuka opiekunki do dziecka, a Oliver wspomniał, że szukasz pracy...<br />
Spiorunowałam brata wzrokiem. Wygadał się, menda jedna.<br />
-I zastanawiałam się, czy nie byłabyś zainteresowana - dokończyła i spojrzała na mnie pytająco.<br />
-Chętnie- zgodziłam się, po dłuższej chwili zastanowienia, po czym wstałam, zabrałam swoje kanapki i odmaszerowałam do pokoju.<br />
<br />
Dziećmi? Czemu nie! Może w końcu się najem.<br />
<br />
------------------------------------------------------------------------------------------------------------<br />
He. Długi.<br />
Okej, miałam opóźnienie, ale chciałam dużo w nim zawrzeć i chyba mi się udało. Mam jakiś dziwny tydzień. Nagle dowiedziałam się, że w maju pisze 3 konkursy - z fizyki, chemii i francuskiego.<br />
Trzymajcie kciuki!<br />
No to także ten.<br />
10 KOMENTARZY-NOWY<br />
<br />
A tymczasem, jeśli ktoś jeszcze nie widział:<br />
<h2 style="text-align: center;">
<a href="http://revenge-andybiersack.blogspot.com/" target="_blank">Revenge</a></h2>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-19488272229823927412015-03-03T21:37:00.001+01:002015-03-03T21:37:05.938+01:00Rozdział 10Zakupy nigdy nie były dla mnie szczególnie wielką atrakcją. Przebijanie się przez tłumy ludzi, kiczowate sklepowe wystawy i horrendalnie wysokie ceny nigdy mnie nie fascynowały. Cały ten gwar, chaos, przyprawiał mnie o zawrót głowy. Było mi słabo na samą myśl, że miałabym stać w kolejce długiej na pół sklepu tylko po to, żeby okazało się, że ubrania, o które chcę zapytać nie są w moim rozmiarze, kosztują dwa razy więcej niż wskazuje cena.<br />
Dlatego też, gdy tylko dotarliśmy na miejsce, oznajmiłam, że idę do księgarni. Tata na mój pomysł zareagował z wyraźną aprobatą i takim oto sposobem jedynym zakupem, jakiego dokonaliśmy były cztery książki, po dwie na głowę. Po raz pierwszy w życiu cieszyłam się z godziny zmarnowanej w centrum handlowym.<br />
Gdy wróciliśmy do domu, dochodziła druga. Cztery godziny zostało mi na przygotowanie się do meczu i rozmowy z Mattem. Jeśli coś spieprzę, to sobie tego nie daruję.<br />
Wdrapałam się na górę, po czym zgarnęłam z łóżka laptopa i podręcznik od biologii. Musiałam wziąć się ostro za naukę, inaczej na egzaminach wypadnę słabo, a w klasie maturalnej to niedopuszczalne, szczególnie, że później mam zamiar studiować na Uniwersytecie Kalifornijskim. Jeśli moja wiedza z przedmiotów ścisłych i humanistycznych jest wystarczająco wysoka, tak biologia u mnie leży i kwiczy. Mój mózg przestał przyswajać wiedzę z tego zakresu w ostatniej klasie gimnazjum, kiedy to, ku zaskoczeniu wszystkich, na koniec z biologii miałam tróję, zamiast piątki, która zazwyczaj figurowała na jej miejscu.<br />
Westchnęłam ciężko, po czym zaczęłam szukać informacji o programie nauczania dla klas maturalnych. Klikałam poszczególne linki, a z każdym kolejnym moje oczy robiły się coraz większe. Jeśli tak dalej pójdzie, skończę z nauczaniem indywidualnym, a egzamin dojrzałości zdam za jakieś...<br />
dwadzieścia, trzydzieści lat.<br />
Och, powinnam chyba napisać poradnik pozytywnego myślenia.<br />
<br />
Dochodziła szósta. Niebo nad Miastem Aniołów wciąż pokryte było chmurami, co nie wróżyło nic dobrego. Zanosiło się na burzę. Postanowiłam, że w razie gdyby ta miała się rozpętać w trakcie meczu, będę przygotowana. Oczywiście, nie po to, żeby się przed nią chronić, nie nie. Zamierzam pobić rekord prędkości na osiemset metrów. I, biorąc pod uwagę fakt, że burz boję się bardziej niż dziesięciu nieodebranych połączeń od mamy, uda mi się to.<br />
Wyciągnęłam z szafy czarne trampki, leginsy i koszulkę bez rękawów w tym samym kolorze.Włosy zaplotłam w luźnego warkocza, żeby nie przeszkadzały mi podczas gry. Spojrzałam na zegarek - miałam niecałe dziesięć minut na dojście do celu. Czyli czas pożegnać się z rozgrzewką, a z otwartymi ramionami powitać napad zmęczenia i bólu.<br />
Zbiegłam na dół i poinformowałam domowników o moim wyjściu. Nie mieli nic przeciwko, zważywszy na fakt, że wcześniej zrobiłam im obiad, a kolacje musieli tylko odgrzać. Zasada "przez żołądek do serca" w tym domu funkcjonowała jak w żadnym innym.<br />
Drogę do boiska pokonałam w pięć minut, zdobywając się na powolny trucht. Miałam wrażenie, że jak na zapowiadającą się rozgrywkę było zdecydowanie zbyt cicho. Może pomyliłam godziny? Albo dni? Może mecz jest jutro, a Matt postanowił zrobić sobie ze mnie jaja?<br />
Nie, on nie jest takim dupkiem. Po Dylanie mogłabym się tego spodziewać, podobnie było z Jamesem i Bruce'em. Ale nie z Mattem. On nie mógłby mnie wkręcić.<br />
Z truchtu przeszłam do marszu, a następnie do tempa spacerowego. Wyłoniłam się zza zakrętu, ale i wtedy nie byłam w stanie dostrzec przez drzewa tego, co działo się na boisku. Ktoś tak był, jedna osoba na pewno. Ale kto?<br />
Olałam kompletnie zakaz deptania trawy, zupełnie tak, jak robili to wszyscy inni ludzie, którym nie chciało się krążyć, zaliczając tym samym kilkadziesiąt dodatkowych metrów.<br />
I wtedy właśnie dokładnie zobaczyłam, kim była osoba siedząca pod siatką.<br />
Matt nie był ubrany tak, jak zwykł to robić do gry. Miał na sobie potargane jeansy, jego ulubione z resztą i koszulkę podobną do mojej, tyle, że z białym nadrukiem. Jego włosy, z których kolor zszedł niemal na dobre, zdawały się mienić najróżniejszymi odcieniami blondu, od platyny, aż do głębokiego złota i jasnego brązu.<br />
Cholera, dlaczego moje wyobrażenia o nim muszą podążać w stronę księcia na białym koniu? Czyżbym zamieniła się w końcu w dziewczynę?<br />
Odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął prawie niezauważanie. Przywołał mnie dłonią do siebie i uważnie obserwował, jak podchodzę bliżej i siadam obok niego. Przez dłuższą chwilę panowała cisza.<br />
Patrzyłam przed siebie, próbując nie zwracać uwagi na kolczyk, który błyszczał, gdy zza chmur przebijały się nieśmiałe promienie słońca. Przez jedną szaloną chwilę zastanawiałam się, jak mogły smakować jego usta. Czy całował równie dobrze, jak przytulał?<br />
Otrząsnęłam się, starając się powstrzymać setki kosmatych myśli, które nagle pojawiły się w mojej głowie. Najpierw musimy się pogodzić. Później przyjdzie pora na fantazje erotyczne.<br />
-Więc.. - zaczął przerywając ciszę i spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek. - Jak bardzo jesteśmy pokłóceni?<br />
Zauważyłam, że kąciki jego ust unosiły się do góry. Również pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech, usiłując wymyślić w miarę logiczną i inteligentną odpowiedź.<br />
<i>Nic z tego.</i><br />
-Myślę, że nie aż tak bardzo.<br />
-To dobrze- mruknął pod nosem. Jego dłoń przesunęła się bliżej mojej, by następnie spleść się z nią w uścisku. - Nie chciałbym cię stracić.. - dodał, po czym zarumienił się, najwyraźniej nie wierząc, że powiedział to na głos. - No wiesz, jesteśmy przyjaciółmi, więc to chyba normalne, że zależy mi na tobie i... pogrążam się, zgadza się? - westchnął i uniósł oczy ku górze, na co zaśmiałam się.<br />
Nie wiedzieć czemu, przysunęłam się bliżej i musnęłam ustami jego policzek. Wystarczyłoby tylko, żeby nieznacznie odwrócił głowę, a nasze usta spotkałyby się i mój misterny plan, żeby się w nim nie zauroczyć jeszcze bardziej, poszedłby w pizdu.<br />
I wiecie co?<br />
Mój misterny plan poszedł w pizdu.<br />
Tak jak przypuszczałam, miał delikatne usta. Delikatne, lecz pewne. Dłoń położył na moim policzku, opuszkami palców powoli przesuwał po mojej skórze. Jego wargi pieściły powoli moje, a kolczyk dodawał tylko osobliwości naszemu "małemu wybrykowi". Nie sprzeciwiłam się, gdy objął mnie, a jego dłoń powędrowała odrobinę za nisko. Czułam się bezpieczna, chociaż osoby które bezczelnie gapiły się na nas z boku mogły mieć trudność z odróżnieniem, gdzie kończy się moja skóra a zaczyna jego. A ja i tak nadal będę utrzymywać, że przyjaźń damsko-męska istnieje!<br />
Odsunęliśmy się od siebie najwolniej, jak się tylko dało. Powoli otworzyłam oczy, chcąc zobaczyć jego reakcję. Cóż, to nie było mi dane, bo nasze usta po raz kolejny spotkały się ze sobą, a moje powieki na powrót opadły.<br />
Tym razem było inaczej. Delikatność zniknęła, zastąpiła ją.. czysta żądza. Miałam nieodpartą chęć wsunąć dłonie pod jego koszulkę i poczuć bicie jego serca pod palcami. Zrobiłam to. Chociaż byliśmy w miejscu publicznym, a gdzieś w pobliżu mogła kręcić się straż miejska, moje dłonie zabłądziły pod jego ubraniem. Matt najwyraźniej potraktował to jako przyzwolenie, bo poczułam, jak jego język przesuwa się powoli po mojej dolnej wardze. Rozchyliłam usta, aby bez przeszkód mógł pieścić mnie bardziej. A on skorzystał z zaproszenia.<br />
-Cholera, Annie- sapnął, gdy po kilku pełnych namiętności sekundach odsunęliśmy się od siebie na bezpieczną odległość i patrzyliśmy sobie w oczy z zapałem tak wielkim, że byłam skłonna pomyśleć, że rzucimy się na siebie. Poprawka. Miałam nadzieję, że się na siebie rzucimy. - Dziwnie jest cię całować, ale to uzależniajace- mruknął nieco zawiedziony.<br />
-Zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej - stwierdziłam filozoficznie, po czym zagryzłam lekko dolną wargę.<br />
-To źle, że chcę mieć ten owoc tylko dla siebie? - zapytał.<br />
Jego spojrzenie nie straciło swojej drapieżności. Byłam w stu procentach pewna, że patrzę na niego w dokładnie ten sam sposób. I nagle przestałam żałować, że szczegółowo przeanalizowałam dział o rozmnażaniu płciowym u ssaków.<br />
-W żadnym razie. To wręcz idealnie..<br />
Mogłabym nawet przysiąc, że oddałabym mu się właśnie tam, na boisku do koszykówki, gdyby nie głośne, chłopięce głosy, które były coraz bliżej nas. Wśród nich, nawet bez patrzenia, rozpoznałam głosy bliźniaków oraz naszego mastera imprez i podrywu - Dylana.<br />
Rzuciłam im ukradkowe spojrzenie i zmarszczyłam brwi. Następnie znowu popatrzyłam na Matta z pytającą miną. Jemu przybyłe towarzystwo również nie odpowiadało, co wywnioskowałam po jego niemrawej minie. Po chwili podniósł się, podał mi rękę i pomógł wstać. Kolejny gentleman?<br />
-Annie! Rose! - zawołał Dy i podszedł do nas z bananem na ustach. - Chłopaki wrócili! W końcu nie będę musiał z wami grać!<br />
-Pojebało cię? Bez ciebie nie gramy, chociażbyśmy mieli siedzieć na ławce! - krzyknęli Jamie i Bruce. Byli bardzo zgodni jak na braci. Często mówili w tym samym czasie to samo, co odrobinę mnie przerażało.<br />
Wyłączyłam się z ich konwersacji, by przyjrzeć się przybyłym chłopakom. Obaj byli mniej więcej w tym samym wieku, chociaż jeden wyglądał na dorosłego. Miał na twarzy lekko szczeciniasty zarost, jego brązowe włosy były rozczochrane i odstawały na wszystkie możliwe strony. Intensywnie zielone oczy skupione były na mnie. Jego usta wygięły się delikatnie, gdy zauważył moje spojrzenie.<br />
Odwróciłam szybko wzrok, za co zbeształam się w myślach.<br />
-A, tak - mruknął Jamie i odwrócił się w nasza stronę. -Ann, to jest Will - wskazał na uśmiechniętego szatyna. - Ten tu to Anthony, czyli w skrócie idiota.<br />
Spojrzałam na chłopaka - miał może 1,8 metra wzrostu, chociaż wysoki czarny irokez dodawał mu kilku centymetrów i ciało młodego boga. Jego rysy twarzy były delikatne, usta wąskie, nos prosty i oczy, w których można było się zgubić. Były niemal czarne, tęczówka wydawała się zlewać ze źrenicą. Na jego rękach widniało kilka bardziej i mniej udanych tatuaży, chociaż każdy z nich miał w sobie "to coś".<br />
-A to Ann, nowa laska Matta - dokończył Jamie.<br />
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, James leżałby trupem, a ja i Matt musielibyśmy zasiąść przed sądem.<br />
-Jestem za mała na jego laskę - mruknęłam pod nosem, a moje myśli znów zboczyły na niewłaściwe tory. Oni spojrzeli na mnie znacząco, po czym dostali napadu śmiechu, największego, jaki w życiu wiedziałam.<br />
-Że niby Matt ma dużego? - zawył Bruce łapiąc się za brzuch.<br />
A tak. Z tego, co mi wiadomo, ci idioci każdego roku bawią się w "kto ma największego kutasa". W każdej historii, niezależnie, czy są z tego samego roku, czy nie, zwycięża własnie ten, który opowiada.<br />
Rose zrobił obrażoną minę i przysunął się do mnie. Dłonie położył na moich biodrach, a głowę oparł na moim ramieniu. Czułam, jak przesuwa ustami po mojej szyi, by następnie wyszeptać mi do ucha:<br />
-Nadal nie możesz przestać o nim myśleć, co?<br />
Zadrżałam. Moje ciało zaczęło reagować zupełnie inaczej, niż bym sobie tego życzyła. Stałam się wręcz nadwrażliwa na jego dotyk i oddech łaskoczący mnie w kark i szyję.<br />
-Utkwił mi w pamięci na dobre - zaśmiałam się, chociaż z początku nie byłam pewna, czy mój normalny śmiech nie zmienił się w nerwowy chichot.<br />
-Dobrze, że nie w czymś innym - musnął ustami mój policzek. Walnęłam go w ramię, gdy zdałam sobie sprawę, co miał na myśli mówiąc to.<br />
-Zboczeniec - zawyrokowałam.<br />
Dopiero wtedy zorientowaliśmy się, że jesteśmy uważnie obserwowani. Cała piątka patrzyła na nas tak, jakbyśmy byli przybyszami z innej planety, mówiącymi w zupełnie innym języku.<br />
W sumie, nie dziwię im się. Na ich miejscu patrzyłabym w podobny sposób.<br />
-To jak, gramy ten mecz?<br />
<br />
Leżałam na łóżku i czytałam już ósmy rozdział podręcznika do biologii, gdy do moich uszu dotarły pierwsze dźwięki makareny. Zignorowałam sygnał, bo najprawdopodobniej był to po prostu Oli, któremu nie chce się ruszyć dupy sprzed telewizora, żeby poszukać pilota.<br />
Przekręciłam kartkę i wczytałam się w tekst. Gdy po piętnastu minutach ten sam sygnał powtórzył się po raz dziesiąty, rzuciłam książką i odblokowałam urządzenie.<br />
38 wiadomości, 3 nieodebrane połączenia.<br />
Z oczami wielkimi jak pięciozłotówki sprawdziłam, kto był nadawcą wszystkich smsów. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że większość będzie od Biersacka.<br />
<br />
<b>Andy</b>: Czemu nie odbierasz?<br />
<br />
<b>Andy</b>: Obraziłaś się?<br />
<br />
<b>Andy</b>: Odbierz w końcu.<br />
<br />
<b>Andy</b>: No Annie, nie bądź taka..<br />
<br />
<b>Andy</b>: Odbierz ten głupi telefon, bo zaraz do ciebie przyjdę.<br />
<br />
<b>Andy</b>: Okej, obraziłaś się za tamto w nocy?<br />
<br />
<b>Andy</b>: Wszystko ci wyjaśnię, tylko odbierz.<br />
<br />
<b>Andy</b>: Ann, ja nie żartuję.<br />
<br />
<b>Andy</b>: Jeśli teraz nie odbierzesz, możesz się mnie spodziewać.<br />
<br />
<b>Andy</b>: To ostatnia szansa.<br />
<br />
<b>Andy</b>: Będę za 15 minut.<br />
<br />
Ostatnia wiadomość została odebrana równe dziesięć minut temu. Jeśli do tej pory nie dotarł, pewnie tylko żartował z tym przyjściem. W końcu, po co miałby to robić? Nawet nie byliśmy przyjaciółmi. Wiedzieliśmy o sobie bardzo niewiele.<br />
Odłożyłam telefon na stolik nocny i znów zatopiłam się w lekturze. W miarę, jak zagłębiałam się w kolejne tematy, biologia wydawała mi się być coraz bardziej interesująca. W dwa dni nadrobiłam kilka miesięcy lenistwa, odświeżyłam wiadomości, które w dziwny sposób zakodowały się w mojej głowie i poznawałam nowe ciekawostki.<br />
Naukę jednak przerwało mi ciche pukanie do drzwi. Nie podnosząc wzroku znad tekstu mruknęłam ciche "proszę".<br />
-Ostrzegałem cię.<br />
O cholera.<br />
<br />
----------------------------------------------------------------------------------------------<br />
Rozdział wyjątkowo przed czasem. *brawo dla mnie*<br />
Dodałabym go jutro, ale niestety, do domu wrócę dopiero około 18 i nie będę miała czasu na pisanie, dlatego też spięłam dzisiaj poślady i dodałam!<br />
Tak, tak, wiem, DLACZEGO ONA NIE JEST Z ANDY'M?<br />
Bo mam taki kaprys. Spokojnie, jeszcze im się uda, chyba. Mam plany, ale nie będę wam dawać spoilerów.<br />
Ach tak, nowego opowiadania możecie spodziewać się w sobotę, ewentualnie niedzielę. Postaram się skończyć pierwszy rozdział i go dodać, razem z bohaterami.<br />
I wie ktoś może, gdzie mogę zamówić szablon, żeby w miarę szybko był gotowy?<br />
<br />
9 KOMENTARZY - NOWY<br />
<br />
Bo dobrze wam idzie! I powtarzam: nie musicie pisać mi rozprawek. Dwa zdania - podoba mi się to i to, to i to nie. Nawet z Anonima.<br />
<br />
Dobrej nocki!Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-80649483008624455122015-02-26T21:01:00.002+01:002015-02-26T21:01:39.542+01:00Rozdział 9Stałam pod drzwiami domu przez dłuższą chwilę, próbując ułożyć sensowne wyjaśnienie swojej nieobecności przez całą noc. Wiedzieli, że wychodzę z Andy'm. Teraz mogli podejrzewać mnie o różne rzeczy, nie wyłączając, no cóż, seksu z chłopakiem, którego praktycznie nie znam. W sumie, na ich miejscu, też bym się o to podejrzewała.<br />
<div>
Nie chodzi oczywiście o to, że jestem, jak to mówią, puszczalska. Nie, nie. Pasuję bardziej do opisu nieśmiałej cnotki, niż puszczalskiej landryny, chociaż nie jestem nieśmiała. Nie preferuję przygód na jedną noc. Przeczytałam zdecydowanie zbyt wiele romansów z biblioteczki mamy i poezji miłosnej, żeby teraz oddać komuś swoje ciało, zanim pozwolę mu zabrać cząstkę duszy.</div>
<div>
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam cicho drzwi. Dom wyglądał na pusty, pomimo, że słychać było ciche brzęczenie telewizora. Rozwiązałam glany i wsunęłam głowę do salonu, chcąc odnaleźć wzrokiem Harry'ego albo Olivera. Nie zauważyłam ich.</div>
<div>
Odetchnęłam z ulgą i zdjęłam buty, po czym na palcach przemknęłam przez korytarz i salon, starając się dojść do schodów niezauważona.</div>
<div>
-Może zanim znikniesz w pokoju, powiesz nam, gdzie ty do jasnej cholery byłaś i dlaczego nie odbierałaś telefonów?</div>
<div>
Widocznie jestem zbyt duża, żeby pozostać niewidoczna. </div>
<div>
Oliver razem z tatą siedzieli w kuchni i patrzyli na mnie tak, jakby mieli zamiar faktycznie mnie zamordować. Zacisnęłam ręce i przymknęłam lekko oczy, biorąc głęboki oddech i odwracając się na pięcie, aby być przodem do nic. </div>
<div>
Obaj nie wyglądali na wyspanych. Zapewne czekali na mnie pół nocy, aż nie zmorzył ich sen. Uch, mogłam w porę się ogarnąć, żeby się o mnie nie martwili.</div>
<div>
Moja wina.</div>
<div>
-Miałam wyciszony telefon, ale byłam bezpieczna.</div>
<div>
Śpiąc na ziemi razem z Andy'm, dokładnie nie wiem gdzie, ale bardzo blisko oceanu, w dodatku przez caluteńką noc wystawiona na zimny wiatr, a z rana na deszcz. </div>
<div>
-Bezpieczna? - prychnął ojciec. - Z obcym facetem? W nowym mieście? Och, na pewno.</div>
<div>
-Tato, ufam mu - mruknęłam cicho, sama nie do końca wierząc, że wypowiadam te słowa na głos. - Nic mi się nie stało, możesz być spokojny. </div>
<div>
Harry westchnął. Przeczesał palcami włosy, które pchały mu się do oczu i przez dłuższą chwilę przyglądał mi się uważnie. Jego wzrok był przeszywający, niemal czułam, jak przewierca mnie na wylot, próbując znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania, na jakie nie zamierzałam udzielać odpowiedzi. Na moje policzki wkradł się palący, wstydliwy rumieniec. </div>
<div>
Zawiodłam go, chociaż on przestał mnie zawodzić od dwóch lat.</div>
<div>
-Miał przynajmniej prezerwatywy?</div>
<div>
Poczułam, jak w moim gardle rosła ogromna gula. Jak mógł tak pomyśleć? Przecież ja i Biersack.. Nie, fu, nie. Nie możliwe, przecież nie mogłabym z nim się przespać!</div>
<div>
Chociaż przecież i tak wiedziałam, że w końcu o to zapyta.</div>
<div>
-Tato- zaczęłam spokojnie, chociaż z trudem wypowiadałam każde kolejne słowo. - Nie spałam z nim. Znaczy tak, spałam, ale nie tak, jak myślisz. Po prostu leżałam obok niego. W ubraniu.</div>
<div>
Oliver parsknął śmiechem, widząc moje zażenowanie. Posłałam mu nieprzyjemne spojrzenie, po czym po raz kolejny przeniosłam wzrok na tatę. Wyglądał na niezbyt zadowolonego z mojej odpowiedzi.</div>
<div>
-Ja ci wnuków nie dostarczę, powinieneś patrzeć raczej na Oliego - zasugerowałam, chcąc odwrócić ich uwagę od mojej osoby. Tym razem to mój brat próbował zasztyletować mnie spojrzeniem. Jego usta zaciśnięte były w wąską kreskę. </div>
<div>
Zawsze lubiłam go denerwować. Miałam do tego wrodzony talent. A talenty trzeba rozwijać, bo inaczej się zmarnują.</div>
<div>
-Ja obstawiałbym Sue - nie zgodził się Oli. </div>
<div>
-A ja obstawiam, że Ann teraz pójdzie do swojego pokoju, ogarnie się, bo wygląda jak upiór, później zacznie się uczyć na egzaminy z biologii i przez następny tydzień, w ramach kary, będzie sprzątała caluteńki dom i weźmie na siebie moje dyżury.<br />
Opadła mi szczęka. Mam sprzątać po dwóch facetach, gotować im i na dodatek uczyć się biologii? O nie, chyba raczej podziękuję, to nie moja bajka. Szczególnie biologia, bo i tak gotuję dla nich i sprzątam.<br />
-Tato, do egzaminów dwa tygodnie, zdążę się jeszcze nauczyć - jęknęłam, ale po chwili przestałam marudzić, widząc jego groźną minę.<br />
Westchnęłam ciężko i skierowałam się na górę. Powoli poczłapałam po schodach i przez korytarz wprost do swojego pokoju. Miałam ochotę rzucić się na łóżko i odespać noc, co zapewne właśnie robi Andy, ale przypomniałam sobie o bałaganie w szafie. Złapałam się za głowę i bardzo powoli odsunęłam nogą drzwi.<br />
-Ja pierdolę...<br />
Nie mam pojęcia, co tu się stało, ale nie zostawiłam to wczoraj aż takiego bałaganu. Właściwie burdelu, bo porozrzucane ubrania wyglądały jak zdzierane z kilku prostytutek na raz.<br />
Posprzątałam wszystko, nie mając innego wyjścia. Następnie udałam się do łazienki, żeby zobaczyć, czy faktycznie jest ze mną aż tak źle, jak mówił tata.<br />
Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoją twarz. Skóra zmieniła kolor na lekko ziemisty i pojawiły się na niej piegi, których kiedyś próbowałam się pozbyć. Teraz mi się podobały. Były urocze w połączeniu z dołeczkami w policzkach i dodawały mi odrobinę.. dziewczęcości. Oczy miałam lekko podkrążone. Białko przecinały czerwone żyłki, przez które wyglądałam, jakbym była na kacu. Z cichym pomrukiem niezadowolenia przeczesałam naturalnie kręcone włosy palcami, teraz niemal sztywne od słonej wody i piasku. Prysznic był konieczny.<br />
Przed wejściem do kabiny, czy chociażby rozebraniem się, wyłowiłam z szafy ubranie na przebranie i czystą bieliznę. Dopiero po chwili wskoczyłam pod prysznic i pozwoliłam, by ciepła woda obmywała moje ciało.<br />
Plecami oparłam się o błękitne płytki. Dlaczego nie pamiętam tego, co robiliśmy, zanim zasnęliśmy razem? Nie możliwe, żeby urwał mi się film. Przecież nie piliśmy.<br />
Najwyraźniej to, co działo się wtedy, pozostanie zagadką. Przynajmniej do czasu, aż nie zasypię Biersacka serią kłopotliwych pytań.<br />
Tym razem pozwoliłam sobie na bardzo długi prysznic. Biologia może przecież poczekać; nic się nie stanie, jak zajrzę do książek trochę później.<br />
Gdy w końcu postanowiłam zakończyć kąpiel i ubrałam się, przeszła mi ochota na wszystko. Dosłownie. Padłam na łóżko, wkładając przedtem kilka książek pod poduszkę. Może Karolowi Wielkiemu nic to nie pomogło, ale ja przecież jestem młodsza. W moim przypadku ta metoda powinna się sprawdzić.<br />
<br />
Gdy się obudziłam, była czwarta. Z głuchym jękiem bólu podniosłam się z łóżka i wyciągnęłam spod poduszki książki. Nie czułam się ani odrobinę mądrzejsza, a jedynym efektem mojej operacji był bolący kark.<br />
Usiadłam na łóżku i potarłam twarz dłońmi, które po chwili przesunęłam na szyję i ramiona. Powolnymi kulistymi ruchami zaczęłam je rozmasowywać, gdy usłyszałam brzęczenie mojego telefonu. Na całe szczęście zapomniałam o włączeniu dźwięku, bo ludzie straciliby jedyne źródło kontaktu ze mną poza e-mailem.<br />
Wzięłam urządzenie do ręki, drugą cały czas masując obolały kark. Po odblokowaniu klawiatury odczytałam pierwszą od czterech dni wiadomość od Matta. Była beznadziejnie krótka.<br />
<i>Mecz jutro o szóstej.</i><br />
Odłożyłam telefon na szafkę i poklepałam się po policzkach, aby choć trochę odzyskać kontakt z rzeczywistością. A było to trudne zadanie, szczególnie przez ostatnie cztery dni, wyłączając spotkanie z Andy'm.<br />
Pokłóciliśmy się z Mattem. I to dość dotkliwie. Nie pamiętam nawet o co, ale szczerze tej kłótni żałuję. Zbliżyliśmy się do siebie w bardzo krótkim czasie i wyglądało na to, że rozumiemy się całkiem dobrze. Tymczasem już po niecałych trzech tygodniach zdążyliśmy pokłócić się do tego stopnia, że przestaliśmy się do siebie odzywać.<br />
Z westchnieniem wstałam i wciągnęłam na tyłek potargane czarne rurki. Kręcone, rozczochrane włosy zebrałam na czubku głowy i związałam, po czym zeszłam na dół, potykając się o własne nogi.<br />
Oli i Harry siedzieli w salonie przed telewizorem, oglądając wiadomości. Nie wiem, jak oni mogą tego słuchać, szczególnie, że większość dotyczy polityki.<br />
-Czy wam się już całkiem nudzi?- mruknęłam zerkając z ukosa na telewizor. - Obejrzelibyście jakiś film, albo coś.<br />
Oli odwrócił głowę w moją stronę i zmierzył od góry do dołu spojrzeniem, po czym wstał i poszedł do kuchni, a gestem ręki wskazał, żebym poszła razem z nim. Przewróciłam oczami i nie odrywając nóg od podłogi poszłam, bo chyba można to tak nazwać, do kuchni. Przysięgam, że jeśli chodzi o to, że mam zjeść śniadanie przygotowane przez niego (chociaż jego gotowanie ciężko nazwać gotowaniem), to mu przywalę. W końcu zrozumie, że nie wolno truć siostry (o ile rzeczywiście nią jestem, bo wiecie, listonosz).<br />
Na całe szczęście moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Oli właśnie czekał, aż woda w czajniku się zagotuje.<br />
Ile ja się czołgałam do tej kuchni?<br />
Usiadłam przy blacie i oparłam się na łokciach, czekając, aż brat uwinie się z napojem. Jego twarz była nadzwyczaj poważna. Od dawna nie widziałam go takiego. Uśmiech zniknął, zamiast niego pojawił się chłód.<br />
W końcu brat postawił przede mną parujący kubek z herbatą i dwie kanapki z dżemem truskawkowym. Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam łyk napoju, który "zbawia świat".<br />
-Annie, musimy porozmawiać. Jak ojciec z córką.<br />
Parsknęłam krótkim śmiechem, ale uspokoiłam się pod jego karcącym spojrzeniem.<br />
-Miałeś na myśli brat z siostrą- poprawiłam z cieniem uśmiechu na ustach i wzięłam gryza kanapki. - No to mów, o co chodzi?<br />
Oliver przez dłuższą chwilę dobierał słowa, obracając w palcach swój kubek.<br />
-Posłuchaj Annie. Nie chcę cię obrazić, ani nic, ale.. od zawsze kolegujesz się tylko z chłopakami. Zobacz, ile już masz przez nich.. kontuzji - mruknął i spojrzał mi w oczy. -Pamiętasz, jak raz spadłaś z tamtego drzewa, a później...<br />
-Tak, Oliver, pamiętam. Ciężko zapomnieć, skoro do tej pory mam na boku bliznę wielkości dłoni - warknęłam cicho.<br />
Miałam trzynaście lat, gdy nabawiłam się najpoważniejszej kontuzji wynikającej z własnej głupoty. Założyłam się wtedy z kolegami, o rok starszymi od siebie o to, że wejdę na jedno z najwyższych i jednocześnie najstarszych drzew w okolicy. Wiedziałam wtedy, że sobie poradzę. To była dla mnie pestka, zważywszy na fakt, że lubiłam chodzenie po drzewach. Byłam jak mała, zwinna małpka, której nie porasta sierść.<br />
Na szczyt dostałam się w kilka minut. To było cudowne uczucie - widzieć wszystko, co się dzieje dookoła. Problem miałam jedynie z zejściem na ziemię. Dwa razy nawet zawisłam z nogami w powietrzu, ale z tym sobie poradziłam. Cały wypadek miał miejsce dwa metry nad ziemią, kiedy to gałąź złamała się, a ja poleciałam w dół, żebrami zawadzając o ostrą korę i drewno.<br />
Zbagatelizowałam ból i rozcięcie, które wtedy jeszcze nie było tak wielkie i nie wyglądało strasznie. Opatrzyłam je odpowiednio, a rodzicom nie powiedziałam ani słowa. Cóż, później dowiedzieli się sami.<br />
Dwa dni później razem ze znajomymi graliśmy w siatkówkę. Nie wyglądało na to, że ma stać się coś złego. Do czasu, aż nie stałam się rozgrywającą. Przy jednym z wyskoków poczułam rozdzierający wręcz ból. Jak się okazało, skóra pękła. Rozdarła się. Gdybyście widzieli minę lekarza... do tej pory pamiętam, jak złapał się za głowę, widząc ranę. Założyli mi czterdzieści szwów.<br />
Od tamtej pory wchodzę jedynie na te drzewa, które są w pełni stabilne, a ryzyko kolejnego wypadku jest nikłe.<br />
-Nie zrozum mnie źle - poprosił, łapiąc moją dłoń. - Chodzi mi o to, że któryś z nich może cię wykorzystać. Nie możesz im ufać bezgranicznie, bo możesz się sparzyć.<br />
-Oli, kotku, teraz ty mnie posłuchaj. Nikomu nie ufam całkowicie. Trzymam ich na pewien dystans, wiesz? Nie jestem głupia.<br />
-Wiem, że nie jesteś głupia, Annie. Ale powinnaś uważać. Szczególnie na takich, jak Andy. Faceci tacy jak on to zdobywcy. Jak już osiągnie swój cel, pozostawia go w takiej postaci jakiej jest. Zdobędzie ciebie, a później zostawi - zakończył, a potem puścił moje dłonie. Zabrał jedną z moich kanapek i podsunął mi do ust. - A tak w ogóle, to masz to zjeść. Nie traciłem czterech minut życia tylko po to, żeby to się teraz marnowało.<br />
Przewróciłam oczami i wzięłam się za jedzenie kanapki. Oliver jak nikt inny dba o to, żebym nie zapomniała o jedzeniu. Kiedyś stwierdził, że mam ładne ciało i powinnam o nie dbać, bo jest moim jedynym atutem. Od tamtej pory rozumiemy się jak żadne inne rodzeństwo (?) w kwestii sportu. Każde wakacje z wyjątkiem tych grywaliśmy w piłkę i biegaliśmy. Oboje skorzystaliśmy na tym po równo - on jest niezłym ciachem, szczególnie jak zdejmie koszulkę. Ja muszę zdejmować prawie wszystko, ale to tylko drobny szczegół.<br />
<br />
Dochodziła ósma, kiedy całą rodziną zebraliśmy się przed telewizorem. Można by powiedzieć, że przez te trzy tygodnie kanapa stała się miejscem kultu w tym domu. Każdy tylko czekał na to, żeby posadzić na niej tyłek.<br />
Och, cholera, ja chyba wyjdę za maż za nią. Bo mogę wyjść za mąż za kanapę, prawda? To chyba nie jest zabronione. Chociaż.. skoro kanapa to rodzaj żeński, czy to oznacza, że jestem lesbijką?<br />
No cholera, wkopałam się. Nie będzie małych podnóżków ani foteli.<br />
-Ann, nie śpij- Oli pomachał mi ręką przed oczami. - Zapomniałaś, że masz zrobić nam coś do jedzenia?<br />
Och, no tak. Od momentu mojego zejścia na dół perfidnie wykorzystywali fakt, że mam im usługiwać. Wniosek - w tym tygodniu mogę rozkładać namiot w kuchni, bo i tak prawie nie będę z niej wychodziła. Zaczynam zauważać, że "moi chłopcy" mają naprawdę bardzo seksistowskie poglądy. Kobieto, do kuchni! Kobieto, posprzątaj! Kobieto, gdzie są moje granatowe bokserki w smoki? A mogłam zostać w Polsce z Sue, mamą i babcią. Przynajmniej miałabym sprzątanie z głowy, ale..<br />
No właśnie, ale. życie z nimi było o wiele ciekawsze, niż oglądanie głupich seriali w telewizji, nauka, czy słuchanie jedynie ballad rockowych, bo innych babcia nie lubi. Z tymi dwoma debilami miałam raj. Czasami wieczorami, jeśli w telewizji nie leciało nic ciekawego, braliśmy stare instrumenty i graliśmy. Tata, jeszcze całkiem nie aż tak dawno temu, bo gdy był na studiach, pasjonował się motocyklami i muzyką. Nauczył się grać na gitarze. Oczywiście, gdy byliśmy mali, a tata jeszcze nie pił, nauczył nas grać. Mnie i Olivera. Sue nigdy nie pałała miłością do muzyki.<br />
Z ociąganiem wstałam i powlokłam się do kuchni. Po pobieżnym przejrzeniu szafek i lodówki stwierdziłam, że jutro czeka mnie podróż do warzywniaka, a chłopaki będą musieli zadowolić się tostami z serem.<br />
Wzięłam się za robienie kolacji, ale zamiast skupić się na gotowaniu, o ile można to tak nazwać, co chwila spoglądałam na telewizor. Oglądaliśmy Alicję w Krainie Czarów - ekranizację jednej z moich ulubionych książek, która krótko mówiąc była do dupy. Królowa Kier do tej pory wzbudzała we mnie jedynie pozytywne emocje. Mało powiedziane, była moją ulubioną postacią! W filmie straciła swój urok przez ciągłe wykrzykiwanie najbardziej irytującego tekstu na świecie: "skrócić o głowę!".<br />
W ciągu piętnastu minut ten sam tekst wypowiedziała pięć razy. Jej głos drażnił moje uszy, zdawał się wbijać w nie tysiące szpilek. Przysięgam, jeszcze raz, a rozwalę ten jej okrągły łeb kapciem. I to ze szczególnym okrucieństwem! Takim samym, z jakim do tostów dodałam sosu tabasco.<br />
Będą mieli niespodziankę.<br />
<i>Och, jaka ty zła! Po prostu bad girl, nie ma co! Było dołożyć jeszcze kilka stokrotek!</i><br />
Nałożyłam ich kolację na talerz i zaniosłam do salonu. Teraz żałuję, że nie włączyłam kamery. Mogłabym zrobić dokument o tym, jak "drapieżniki" rzucają się na swoją "ofiarę" i zaczynają ją w zastraszającym tempie rozszarpywać i pożerać.<br />
-Nie umiesz robić tostów - stwierdził Harry, wgapiony w Jabberwocka*. - Z wierzchu spalone, a ser w środku jest zimny.<br />
Oliver pokiwał głową na znak, że w pełni zgadza się z opinią taty. Chwilę później obaj spojrzeli na siebie w sposób, który tak bardzo mnie przerażał...<br />
-Skrócić o głowę!!!<br />
<i>Tak właśnie rozpętali trzecią wojnę światową.. </i><br />
<i><br /></i>
Był środek nocy, gdy mój piękny sen o świecie bez biologii i trygonometrii przerwało walenie do drzwi. Otworzyłam zapuchnięte oczy i spojrzałam za okno - było ciemno, chociaż łuna bijąca od centrum Miasta Aniołów rozświetlała niebo. Skrzywiłam się nieznacznie, gdy moje cieplutkie stopy dotknęły zimnych paneli, ale mimo to podeszłam i otworzyłam drzwi, jedną dłonią rozcierając twarz. Jednak widok Olivera w samych bokserkach, trzymającego pod pachą kołdrę i poduszkę rozbudził mnie wystarczająco, bym mruknęła:<br />
-Co ty tu do jasnej cholery robisz?<br />
Oli tylko wzruszył ramionami i przepchnął się w drzwiach obok mnie, po czym skasował wzrokiem moje ciało, które teraz zasłaniały tylko białe majtki i podkoszulek na bardzo cienkich ramiączkach. Uśmiechnął się w ten cholernie seksowny i irytujący sposób.<br />
-Masz wygodniejsze łóżko - stwierdził po chwili i rozłożył wygodnie na pościeli. MOJEJ POŚCIELI.<br />
Jęknęłam zdruzgotana, że muszę z nim znowu spać, w dodatku ubrana tak, jakbyśmy właśnie spędzili wspólną noc. Mimo to położyłam się obok niego, głowę układając na jego ramieniu, a nogę na biodrach.<br />
-Nie za wygodnie ci? - spytał sennie, ale objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Był ciepły i wygodny. Czasami zazdroszczę tym wszystkim dziewczynom, które z nim sypiają. Jest niezły, tylko głupi. I jest moim bratem, więc i tak mam do niego pełne prawo. Właściwie, to one powinny zazdrościć mi.<br />
-To moje łóżko, więc się zamknij. Ja tu ustalam zasady - odpowiedziałam wymijająco i zamknęłam oczy. Jeżeli moje myśli schodzą na Olivera i to, jaki jest dobry w łóżku, powinnam spać jeszcze co najmniej cztery godziny.<br />
Skupiłam cała siłę woli na poprzednim śnie, którego krótkie fragmenty zachowały się w mojej pamięci wśród zlepku myśli. Gdy w końcu przed moimi oczami pojawiła się wizja świata idealnego, Oliver śmiał przerwać tę cudowną chwilę.<br />
-Tak właściwie.. Co ty robiłaś z tym Andy'm całą noc?<br />
Och tak. Idealnie. Nie marzę o niczym innym, niż ciągłe myślenie o nocy z Biersackiem.<br />
-Spałam - powiedziałam, próbując powstrzymać ziewnięcie. - Tylko spałam. Nic więcej. Nawet się z nim nie całowałam. Leżeliśmy i się przytulaliśmy.<br />
-Okej. Skoro tak mówisz, to nie mam podstaw, żeby ci nie wierzyć- przytulił mnie mocno. Natychmiast wtuliłam się w jego silne ramiona. -Ale gdyby ci coś zrobił, mów śmiało, chętnie pozbawię go genitaliów.<br />
Zaśmiałam się mimo senności i ucałowałam bruneta w policzek.<br />
-Jesteś idealnym bratem, Oli - szepnęłam.<br />
Nawet nie zauważyłam, kiedy dopadł mnie sen.<br />
<br />
Siedem godzin później siedziałam przy stole, nadal w mojej skąpej piżamie, opierając się łokciami o blat. Za osiem godzin mam znaleźć się na boisku, pogodzić z Mattem i rozegrać dobry mecz w pokojowej atmosferze. Przynajmniej tak zakładał mój plan, który miałam nadzieję zrealizować.<br />
Czas, który pozostał do szóstej wieczorem, zamierzałam spędzić z Harry'm, który na całe szczęście miał dziś wyjątkowo wolne w pracy i nie musiał jechać na uniwersytet, żeby tam wykładać. Tak! Ofertą "nie do odrzucenia" była praca profesora uczelni wyższej! Tata, który do tej pory był tylko psychologiem w jednej z przychodni, stał się profesorem. Cóż, tytuł doktora i doświadczenie zawodowe sprzed kilkunastu lat jednak mu się przydało.<br />
Teraz, w wakacje, gdy wszystkie sesje się skończyły, miał dwa tygodnie urlopu. Dwa tygodnie, które spędzi z nami, swoimi dziećmi. A raczej ze mną, bo Oli jak zwykle będzie marnował się na kanapie.<br />
-Cześć Annie- mruknął zaspany, wchodząc do kuchni. Była dziesiąta, a on wyglądał, jakby dopiero co wstał. Zazwyczaj o szóstej rano wyglądał kilka lat młodziej, nić teraz, gdy mógł w końcu się wyspać.<br />
-Cześć- odpowiedziałam.<br />
Ubrany był w zwężane jeansy, poprzecierane w niektórych miejscach, i czarną koszulkę bez nadruku. Kręcone blond włosy dziś były wyjątkowo proste, przełożone na jeden bok. Oprócz tego na jego twarzy pojawił się lekki zarost, a w uchu kolczyk, którego zwykle nie zakładał. Panie i panowie! Oto przed wami, superpoważny, superdorosły pan profesor!<br />
-Jak spałaś?- zapytał, przerywając tym samym cisze i nalewając sobie kawy z dzbanka. Usiadł koło mnie i rzucił dziwne spojrzenie, którego nie byłam w stanie zinterpretować. - Oli jest wygodny?<br />
-Tato... - jęknęłam zbolałym tonem i opuściłam głowę na stół. Spojrzałam na niego wilkiem. - To on mi się wepchał do łóżka!<br />
-Wmawiaj sobie! - zaśmiał się. - Gdyby ci się nie podobało, nie tuliłabyś się!<br />
Wiem już, po kim jestem aż tak dziwna. Nie da rady się mnie wyprzeć, jesteśmy zbyt podobni pod względem głupoty.<br />
-Wiesz, jaki jest wygodny? Sam byś się przytulił!<br />
-Ma to po mnie - stwierdził w końcu Harry. - Co dzisiaj zamierzasz robić?<br />
Zmiana tematu była tym, czego właśnie pragnęłam. Rozmowa jeszcze zeszłaby na "jak TO robią pszczółki", a nie miałam siły wyobrażać sobie, że pan pszczoła zamiast żądła ma penisa.<br />
-Nie wiem. Wieczorem mam mecz, a do wieczora pewnie będę siedzieć w domu i po was sprzątać - uśmiechnęłam się lekko.<br />
Manipulowanie ludźmi było moją specjalnością. Zwykle rzucałam coś półżartem, a oni tak po prostu łykali przynętę.<br />
Tata od zawsze był trudna zdobyczą. Znał moje gierki dobrze, no bo w końcu był psychologiem, prawda? Potrafił mnie rozgryźć. Ale nie tym razem.<br />
-To może.. wyjdziemy gdzieś. Nie wiem, gdzie lubią chodzić dziewczyny w twoim wieku? - zapytał całkowicie poważnie, rozmasowując przy tym kark.<br />
-A ja wiem? Jedyne miejsca, w jakich tu byłam to kino, plaża, <i>Wattles Garden Park.. </i><br />
-Idziemy do centrum handlowego - stwierdził w końcu, wzdychając ciężko. - Idź się ubrać, a ja obudzę Olivera.<br />
<br />
<i>Biedny tata. Nawet nie wie, że właśnie sam rzucił się na pożarcie lwu.</i><br />
<br />
------------------------------------------------------------------------------------------------------------<br />
Dzisiaj zapychacz bez Matta i Biersacka, których jednak w dalszych rozdziałach nie zabraknie. Chciałam przybliżyć wam postać Ann, jej ojca i brata, bo oni też tu będą odgrywali ważną rolę.<br />
Matko, jutro mam kartkówkę, muszę iść się uczyć, a tak mi się nic nie chce...<br />
Jak mija wam tydzień?<br />
<br />
OFICJALNIE W GŁOSOWANIU KTÓRE WEDŁUG KOCHANEGO BLOGGERA *BRAWA* POWINNO TRWAĆ JESZCZE 1814 DNI, ZWYCIĘŻA <b>REVENGE ISN'T ALWAYS SWEET</b>!<br />
PIERWSZY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ PRAWDOPODOBNIE ZA NIEDŁUGO (TA DOKŁADNOŚĆ) JAK W KOŃCU NAPISZĘ GO TAK, ŻE NIKT NIE BĘDZIE CHCIAŁ SPALIĆ MI DOMU.<br />
<br />
<b>LIMIT MNIEJSZY, BO W KOŃCU ZAPYCHACZ - 7 KOM - NOWY!</b><br />
<br />
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-17976620500654117912015-02-19T20:53:00.000+01:002015-02-21T18:08:57.076+01:00Rozdział 8<span style="color: purple;"><i>Rozdział ze specjalną dedykacją dla Sebastiana. Za pomoc i miłe słowa.</i></span><br />
<br />
Ostatnie godziny trzeciej soboty lipca spędzałam razem z Andy'm. Mimo początkowej "niechęci" jaką do niego żywiłam, okazał się być całkiem miłym, zakręconym chłopakiem. Był nawet trochę podobny do mnie, pod względem charakteru i poglądów, jeśli nie liczyć tego, że mieliśmy całkowicie inne zdanie co do brania używek. On do tego nic nie miał, ja byłam i jestem całkowicie przeciwna.<br />
Zwykle rozmawialiśmy na mniej zobowiązujące tematy, przy których oczywiście śmialiśmy się jak idioci. Od czasu do czasu udawało nam się opanować i prowadziliśmy prawdziwą, inteligentną konwersację; w dodatku bez żadnych wyzwisk czy podtekstów.<br />
Takim też sposobem udało nam się.. zakolegować. Tak, to idealne słowo. Naszej relacji nie można było nazwać przyjaźnią, co najwyżej właśnie koleżeństwem. Andy przestał uważać mnie za zimną, kłamliwą sukę, która nie dopuszcza do siebie ludzi, a on nie był już dla mnie zboczeńcem, który gustuje w mało wyszukanych alkoholach.<br />
Tym razem jednak nasze spotkanie miało nieco inny charakter.<br />
Z samego rana, czyli około południa, wpadliśmy na siebie całkowicie przypadkowo. Maszerowałam właśnie do mojego przyszłego liceum, żeby sprawdzić terminy egzaminów pisemnych i ustnych, które miałyby pomóc w przydzielaniu mnie do różnych grup na poszczególnych przedmiotach. Bo oczywiście nie łaska opublikować ich w internecie. Na Andy'ego wpadłam po drodze, gdy wychodził z <i>Hot Topic</i> ze spotkania z fanami. Miał sceniczny makijaż, jego spodnie opinały nogi o wiele bardziej, niż moje, ale i tak wyglądał bardziej męsko od większości chłopaków, których mijałam na ulicy.<br />
Nie rozmawialiśmy długo. Co najwyżej pięć minut. To jednak wystarczyło, by Biersack zaproponował mi wspólny wieczór. Zgodziłam się. Naprawdę lubiłam spędzać z nim czas, szczególnie, że nie musiałam martwić się o to, czy przypadkiem się nie zgubię. Odniosłam wrażenie, że Andy zna całe Los Angeles, wliczając w to miejsca, które naprawdę warto odwiedzić.<br />
Na przykład stare kino - puszczają w nim jedynie stare dobre filmy akcji, żadnego romantycznego chłamu dwudziestego pierwszego wieku. Jeszcze innym - mała altanka w <i>Wattles Garden Park, </i>w której w każdy poniedziałek, piątek i niedzielę można było posłuchać kwartetu skrzypcowego. Czterech starszych panów, którzy absolutnie niczym nie wyróżniali się spośród masy innych szarych ludzi, przynosili ze sobą skrzypce i dawali najpiękniejsze koncerty na świecie. Nie przejmowali się uwagami "bardzo inteligentnej, nowoczesnej" młodzieży, która obrzucała ich, kolokwialnie mówiąc, gównem. Tworzyli sztukę i tylko to się dla nich liczyło.<br />
<br />
Dochodziła piąta. Andy miał przy jechać po mnie za kilka minut, a ja nadal siedziałam w szafie, z włosami splecionymi w kłosa autorstwa Olivera, czyli jak łatwo się domyślić - w supeł. Nie miałam pomysłu, w co mogę się ubrać.<br />
Głuchą ciszę i moje wgapianie się w półkę z koszulkami w jednolitym kolorze, którym jak łatwo się domyślić był czarny, przerwały pierwsze dźwięki makareny.<br />
I wtedy właśnie rozpoczęłam gorączkowe poszukiwanie telefonu, zakopanego gdzieś pośród.. tego wszystkiego, co leżało na podłodze. Po kilkunastu sekundach udało mi się znaleźć urządzenie. Spojrzałam na wyświetlacz - Andy.<br />
-Daj mi pięć minut - powiedziałam błagalnym tonem, próbując wyciągnąć koszulkę z same go dołu, w efekcie czego, cała reszta posypała się prosto na mnie - Albo dziesięć.<br />
-Oglądasz kreskówki, czy nie masz się w co ubrać? - mruknął rozbawiony.<br />
Wie o mnie zdecydowanie za dużo.<br />
-Aktualnie mam na sobie chyba tyle warstw ubrań, że mogłabym wyruszyć na biegun - westchnęłam i naciągnęłam na siebie czarną, przylegającą do ciała koszulkę, która była delikatnie prześwitująca. Przekręciłam się na brzuch i sięgnęłam po obcięte jeansy, które pospiesznie naciągnęłam na koronkowe majtki.<br />
Nawet, jeśli mnie rozbierze, stanik nie jest do kompletu. Niech nie myśli, że bieliznę ubierałam z myślą o nim i o innych.. rzeczach.<br />
-To zdejmij większość z nich, nie będą potrzebne - niemal wymruczał do słuchawki.<br />
-Andy!<br />
-Zostało ci trzy minuty, Annie. Radzę się spieszyć, później wyżyjesz się na mojej męskiej dumie.<br />
Rozłączyłam się i dostałam niekontrolowanego napadu śmiechu. Nogami odepchnęłam ubrania pod półki i weszłam do łazienki, żeby moje włosy wyglądały chociaż odrobinę lepiej od tego, co aktualnie mam na głowie. Rozplotłam starannie supeł. Kosmyki zamieniły się w burzę nieokiełznanych, czekoladowych fal, na których tak zależy gwiazdom wielkiego ekranu. Cóż, ja mam je w pełnym gratisie, jeśli zapomnę o użyciu odżywki koloryzującej.<br />
Wyszłam z pokoju, po drodze zatrzaskując drzwi od Narni i szafy. Na złamanie karku zbiegłam po schodach. W pośpiechu założyłam glany, chociaż już rano wydawało mi się, że coś z nimi nie tak. Postanowiłam, że nie będę się nimi przejmować. Po prostu zawiąże sznurówki wokół kostek i wrażenie luzu ustanie.<br />
Jak pomyślałam, tak zrobiłam.<br />
Wyszłam z domu i rozejrzałam się. Przy ulicy stał tylko jeden samochód; czarne BMW Biersacka.<br />
Chłopak stał oparty o maskę i bawił się telefonem. Gdyby mnie nie zauważył, mogłabym go wystraszyć, ale.. Lepiej nie. Jeszcze zacznie piszczeć jak mała dziewczynka i co wtedy będzie?<br />
-Dłużej się nie dało?- zapytał, przerywając tym samym moje rozmyślania. Schował telefon do kieszeni i przytulił mnie mocno. Od jego perfum zakręciło mi się w głowie, ale wtuliłam się mocniej w jego ciało. Dlaczego, skoro jeszcze trzy tygodnie temu w takiej sytuacji wbiłabym mu nóż w plecy? Odpowiedź jest banalnie prosta - Andy tulił po mistrzowsku.<br />
-Dało- mruknęłam w jego ramię, po czym powoli wyswobodziłam się z jego uścisku. - To powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy?<br />
-Tajemnica- odpowiedział z prowokującym uśmiechem i otworzył mi drzwi, po czym poczekał, aż łaskawie wsiądę.<br />
-Od kiedy jesteś takim gentlemanem?- zadałam kolejne pytanie i zapięłam pasy. Andy w tym czasie usiadł za kierownicą i przekręcił kluczyk w stacyjce.<br />
-Od zawsze - po raz kolejny zaszczycił mnie tym samym uśmiechem.<br />
-Na początku odniosłam trochę inne wrażenie.. - sugestywnie poruszyłam brwiami, za co dostałam lekkiego kuksańca w ramię. - Gentlemani nie biją kobiet - dodałam obrażona.<br />
-Jesteś dziewczyną? Przepraszam, nie zauważyłem - odburknął w odpowiedzi, a kąciki jego ust uniosły się do góry. Wyglądał uroczo, ale nie powiem mu tego. Nazwanie faceta uroczym to największa zbrodnia tego świata.<br />
Zmarszczyłam lekko brwi i skupiłam się na krajobrazie, który mijaliśmy. Domy i drzewa zdawały się powoli przemieszczać się w przeciwnym kierunku, ludzie na ulicach wyglądali tak, jakby biegli.<br />
-O czym tak myślisz? - zapytał, tym razem Andy, nie odrywając wzroku od ulicy.<br />
-O tym, że nie powiedziałeś mi, że masz zamiar zepchnąć mnie ze wzgórza Hollywood - odpowiedziałam, wyjawiając mu tym samym swoje najnowsze odkrycie, z którego byłam szalenie dumna. Zorientowałam się o tym jedynie po tym, że ogromny, biały napis był coraz bliżej nas. Chodź właściwie, to my byliśmy bliżej niego. Cokolwiek.<br />
-Zorientowałaś się? - wyszeptał, parodiując przy tym szept wszystkich wystraszonych lasek z horrorów, które nagle dowiadywały się prawdy o wszystkim.<br />
-Nieee, tak tylko powiedziałam, żeby było śmiesznie.<br />
-Och, jeszcze zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni! - zaśmiał się "złowrogo", co wywołało u mnie tylko i wyłącznie napad głupiego chichotu.<br />
Jeśli jakoś przeżyje ten wieczór, to chcę przespać jutrzejszy dzień i cały ból brzucha, jaki na mnie czeka.<br />
<br />
Andy zaparkował na poboczu, przy samym końcu drogi. Zaciągnął ręczny, aby samochód przypadkiem się nie stoczył, chociaż, logicznie rzecz biorąc nie miał jak, bo droga kończyła się na poziomym placyku, który od strony miasta osłonięty był krzewami. Andy wysiadł z samochodu i zanim ja zdążyłam uporać się z upierdliwym zapięciem pasów bezpieczeństwa, zdążył otworzyć mi drzwi. Patrzył na mnie wyczekująco, kiedy toczyłam alkę na śmierć i życie. W końcu rzuciłam mu zbolałe spojrzenie, na co przewrócił oczami i pochylił się, żeby mi pomóc.<br />
-Tak trudno? - jęknął, uwalniając mnie z pułapki.<br />
-Widocznie mam kiepski dzień - wzruszyłam ramionami wygramoliłam się z pojazdu.<br />
Przede mną rozciągał się zapierający dech w piersiach widok. Dosłownie, bo powietrze tu było gorące i przy każdym kolejnym oddechu wysuszało płuca i usta. Ogromny, biały napis <i>HOLLYWOOD </i>zdawał się promieniować, podświetlany przez promienie słońca.<br />
-Robi wrażenie- pokiwałam głową w zamyśleniu i powoli zakołysałam się w przód i w tył.<br />
-Dlatego tu jesteśmy.<br />
Nie zauważyłam nawet, że Andy stanął obok mnie i objął mnie ramieniem. Wydawało mi się to dziwne, chociaż, właściwie, było to całkiem przyjemne uczucie. Przynajmniej dawał troszeczkę cienia.<br />
-Chodź - powiedział po dłuższej chwili, ciągnąc mnie w stronę samochodu. - Mamy do zobaczenia jeszcze jedno miejsce.<br />
<br />
Pół godziny później znaleźliśmy się.. No właśnie. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie. Wyglądało mi to na kamienne wzgórze. Z daleka słychać było szum oceanu, więc zapewne jesteśmy całkiem blisko niego.<br />
Wyszliśmy z samochodu (ja po raz kolejny z pomocą Biersacka) i przeszliśmy dobre pół kilometra wąską, kamienistą ścieżką. Później zaczęliśmy schodzić w dół, a właściwie, zjeżdżać. Tym razem tylko i wyłącznie ze względów bezpieczeństwa trzymaliśmy się za ręce. W razie, gdyby jedno z nas się obsunęło, drugie poleciałoby zaraz za nim i oboje cierpielibyśmy po równo. Sprawiedliwość musi być!<br />
Po kolejnych dziesięciu minutach schodzenia w dół, miałam dość. Kamienie uciekały mi spod nóg, co chwila przesuwałam się do przodu i gdyby nie asekuracja w postaci ręki Andy'ego, straciłabym wszystkie zęby co najmniej dwa, trzy razy.<br />
-Daleko jeszcze? - marudziłam, pokonując kolejne metry.<br />
-Nie daleko - stwierdził. - Jeśli chcesz, mogę wziąć cię na ręce - zaproponował i spojrzał na mnie pytająco.<br />
-Nie trzeba - zaprotestowałam błyskawicznie.<br />
Byłoby mu łatwiej mnie zrzucić. A lepiej zapobiegać, niż później oglądać swoje kości.<br />
Dwieście metrów później dróżka przestała być stroma. Głazy gdzieniegdzie porastała świeża, zielona trawa. Szum oceanu mieszał się ze skrzekiem mew, siedzących w swoich gniazdach nad nami.<br />
-Teraz uważaj - mruknął pod nosem Andy i zwolnił kroku. Przyglądał się kamiennej ścianie przed nami, jakby szukał w niej skarbu, albo chociażby wskazówki, jak można go znaleźć. Po chwili wsunął się w szczelinę w skale, ciągnąc mnie przy tym za rękę.<br />
To nie może skończyć się dobrze.<br />
Powoli przesuwałam się do przodu, starając się nie rozbić sobie o nic głowy, co było trochę nonsensowne, bo Andy szedł wyprostowany i o nic nie zawadzał, więc ja, prawie o głowę niższa od niego nie miałam się o co martwić.<br />
Po kilkunastu sekundach blondyn zatrzymał się gwałtownie. Odwrócił się i uśmiechnął do mnie lekko, choć było to ledwie widoczne w tak słabym świetle.<br />
-Już jesteśmy - poinformował, po czym na powrót odwrócił się do mnie plecami i przysunął do kamiennej ściany, robić tym samym miejsce dla mnie. Podeszłam bliżej i.. stałam się częścią skały.<br />
Przed nami rozciągała się samotna plaża, wielkości małego domu, z każdej strony otoczona skałami. Trawę porastającą kamienie i przebijającą się przez piach przykrywała cienka warstwa soli. Na wodzie pojawiały się drobne fale, które tylko zachęcały, by się w nie rzucić.<br />
-Idziesz, czy nie? - spytał Biersack.<br />
Spojrzałam w dół i uniosłam jedną brew. Nie zauważyłam nawet, że zdążył zeskoczyć z kamiennej ścianki i czekał, aż zrobię to samo.<br />
-Tak, tak, już idę - odpowiedziałam cicho i przykucnęłam, po czym zwiesiłam nogi i odepchnęłam się lekko.<br />
Moje nogi uderzyły o miękki piasek. Powoli wyprostowałam plecy i jeszcze raz obejrzałam całą plażę, zastanawiając się przy tym, jak tak piękny kawałek lądu mógł pozostać pusty, mimo tylu ludzi, którzy zapewne wielokrotnie go widzieli? Może po prostu nie wiedzieli, jak się do niego dostać lub nie chcieli go niszczyć?<br />
Och, czy nawet teraz muszę myśleć logicznie?<br />
-I jak ci się podoba?<br />
Spojrzałam na Andy'ego z delikatnym uśmiechem, który od chwili przybycia tu błąkał się po moich ustach.<br />
-Jest pięknie. Ale.. Andy. Mogę cię o coś zapytać?<br />
-Jasne. Pytaj, o co tylko chcesz - uśmiechnął się zachęcająco i zawiesił przenikliwy wzrok na mojej twarzy. Teraz wystarczy tylko się nie jąkać i nie rumienić.<br />
Tak, będzie ciężko.<br />
-Dlaczego to robisz? Te wszystkie miłe rzeczy akurat dla mnie, skoro tysiące dziewczyn na świecie marzy tylko o zamienieniu z tobą słowa?<br />
Biersack zastanawiał się przez chwilę. Spojrzenie utkwił w niknącym za linią horyzontu oceanie.<br />
-Widzisz Ann.. Zaintrygowałaś mnie. Nie jesteś do końca taka, jak wszystkie. Trochę dziwna i zwariowana, ale to akurat w porządku. Po prostu lubię to, że traktujesz mnie jak każdego innego człowieka - powiedział, gestykulując przy tym dłonią. - I chciałbym cię lepiej poznać. I chodzi mi tu o ciebie, nie opinie - dodał trochę niepewnie.<br />
Mam mu opowiadać o sobie? Pokazać to, co gnieździ się w moim umyśle, do którego dostęp ma pięć osób, z czego cztery to najbliższa rodzina?<br />
Stałam przed ciężkim wyborem. Wyjawienia prawdy o sobie, a stratą dobrego kolegi. Jak to dobrze, że nie zmieniam zdania co piec sekund jak część dziewczyn w moim wieku..<br />
-Lubię takie miejsca - zaczęłam po chwili, siadając na piasku. Andy usiadł obok mnie i oplótł kolana ramionami, jak to zwykle robią faceci. - Jak byłam mała, rodzice często zabierali mnie na różne spacery, rowery. Zdarzało się, że w wakacje uciekałam z domu babci i biegłam dwa kilometry do lasu, żeby tylko znaleźć tam miejsce godne uwagi i pokazać je rodzicom - zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową, przypominając sobie dużo mniejszą wersję mnie. - Ogółem, moje dzieciństwo było naprawdę fajne. Potrafiłam z łatwością nawiązać znajomości. Ba! Większość.. hm, elity zza sklepu mówiła mi po imieniu!<br />
Przerwałam na dłuższą chwilę, próbując zebrać myśli. Andy patrzył na mnie wyczekująco, najwyraźniej łaknąc dalszej części opowieści o moim arcyciekawym dzieciństwie. Nie zamierzałam mówić mu zbyt wiele. Tylko to, co wiedziało o mnie większość znajomych.<br />
-A później?- spytał w końcu, dając upust swojej ciekawości. Przerwałam usypywanie górki z białego piasku i założyłam ręce na kolanach, opierając na nich brodę.<br />
-Później było normalnie. Zaczęła się szkoła i nauka. Nic ciekawego - odpowiedziałam zdawkowo.<br />
-Błagam! Nic ciekawego? Każdy za szkolnych czasów miał jakieś przygody - zaoponował i rozwalił moją mozolnie usypywaną górkę.<br />
-Zależy co chcesz powiedzieć przez "przygody".<br />
-No wiesz.. wypady ze znajomymi, kompromitujące zakłady, kłótnie z nauczycielami - zaczął wymieniać, śmiejąc się pod nosem z mojej obrażonej miny.<br />
-A, tak. Znajomi. Miałam kilku kolegów, ale z żadnym z nich nie byłam na tyle związana, żeby nazwać go przyjacielem. Z dziewczynami się nie zadawałam. Nigdy mnie jakoś nie lubiły - nabrałam w garść piasku i lekko w niego sypnęłam, w ramach zemsty za zepsucie mojego dzieła. Andy szturchnął mnie łokciem w ramie i zaśmiał się. - A co do szkoły i nauczycieli, to zawsze szło mi dobrze. Nigdy zbytnio się z nimi nie kłóciłam, nie licząc biolożki... Nienawidzę biologii.<br />
-Jak można nie lubić biologii? - spytał z ubolewaniem. - Przecież tam się mówi o rozmnażaniu!<br />
-Rozmnażanie rozmnażaniem, ale po co mi wiedzieć, jak rozmnażają się meduzy i ameby? Wypłynie mi kiedyś któraś ze zlewu, jak już będę pracowała na zmywaku, przystawi broń do skroni i powie: "gadaj, jak się rozmnażam, albo kulka w łeb!"?<br />
Śmiech Andy'ego odbił się od skał, wywołując echo.<br />
-Jesteś bardzo Ambitna, Annie, naprawdę - zarechotał, zarażając mnie tym samym. Przez dłuższą chwilę próbowaliśmy opanować napad głupawki i złapać oddech. -A czym się interesujesz?<br />
Pytanie, którego wręcz nienawidzę. Nigdy nie potrafię wymienić wszystkiego, o czym wiem chociaż trochę, co jest przy tym dla mnie interesujące. Zawsze coś ominę, czasami jest to nawet jedna z rzeczy dla mnie najważniejszych.<br />
-Mam szerokie zainteresowania. Łatwiej chyba powiedzieć, czym się nie interesuję - uśmiechnęłam się i tym razem ja szturchnęłam go w ramię.<br />
-Więc czym się nie interesujesz?- odpłacił tym samym.<br />
Nie wiem, czy ten nędzny głupiec jest świadom, że to oznacza wojnę..<br />
-Rozmnażaniem się meduz! - odpowiedziałam, gdy po raz kolejny moje ciało zakołysało się na boki. - Jeszcze raz tak zrobisz, a chyba się na ciebie rzucę!<br />
I jak na złość! Po raz kolejny lekko mnie popchnął. Dwie chwile później, leżał na piasku, przygnieciony ciężarem mojego ciała, z nadgarstkami unieruchomionymi nad głową.<br />
-No to teraz twoja kolej. O twoim dzieciństwie trochę czytałam. Ale nie mówisz o sobie praktycznie nic. Więc teraz się spowiadaj.<br />
-Ale jestem ateistą! - zaśmiał się i podniósł do pozycji siedzącej, przez co automatycznie wylądowałam na jego kolanach. - To co chcesz wiedzieć?- zapytał, kładąc dłonie na mojej talii.<br />
Tak jak mówiłam, to się skończy źle.<br />
-Wszystko! - odpowiedziałam z głupawą miną.<br />
-No więc mam na imię Andy, Mam 23 lata, jestem muzykiem. Jestem w miarę silny, więc z łatwością będę mógł cię zaraz utopić w tym oto Oceanie Spokojnym. Co jeszcze chcesz wiedzieć?<br />
Debil. No, ludzie, debil.<br />
-Co zrobić, żebyś mnie nie utopił?<br />
-Grzecznie zdjąć koszulkę i spodenki i pójść do wody.<br />
Przez chwilę nie odzywałam się. Wstałam z jego kolan, przy okazji wyplątując się z mocnego uścisku i powoli poszłam w stronę wody.<br />
-Czyli mam ci tu zrobić striptiz i utopić się sama?- spytałam dla upewnienia się i złapałam krawędź koszulki. Cieszyłam się, że telefon, podobnie jak reszta rzeczy, które miałam w kieszonce zostały w samochodzie.<br />
-Wystarczy striptiz- odparł zdejmując białą koszulkę i rzucając ją na bok. Spojrzałam na niego nierozumnie.<br />
-A ty czemu się rozbierasz? - uniosłam jedna brew i zagapiłam na tatuaż na jego żebrach. Była to czaszka, wyglądająca na nie dokończoną.<br />
-Korci mnie, żeby wskoczyć do tej wody od dłuższego czasu. Nie marudź i się rozbieraj - mruknął, patrząc na mnie wyczekująco i zdejmując trampki. Został jedynie w luźnych, czarnych spodenkach do kolan.<br />
Przewróciłam oczami i ściągnęłam z siebie koszulkę. Jak się cieszę, że odpuściłam sobie koronkowy stanik. Powinnam sobie pogratulować.<br />
<i>Tak więc, gratuluję, Ann, bardzo dobra decyzja, w końcu się wykazałaś.</i><br />
Andrew skasował mnie wzrokiem od góry do dołu i pokiwał z uznaniem głową.<br />
-Nieźle - stwierdził, zatrzymując wzrok w wiadomym miejscu i powoli idąc w stronę wody. -Bardzo nieźle... Kurwa, zimna! - wrzasnął, gdy w jego nogi uderzyła spora fala.<br />
-Piszczysz jak baba!- pisnęłam, o wiele bardziej męsko od niego i zdjęłam rozkołatane glany. Związałam jeszcze włosy w koka i podeszłam do niego. - Jest ciepła - stwierdziłam, będąc po kolana w wodzie.<br />
Uśmiechnął się złowrogo i wyciągnął ręce w moją stronę. To mogło oznaczać tylko jedno.<br />
Nim zdążyłam się wycofać, calutka byłam mokra. Od słonej wody moje oczy niemiłosiernie zapiekły, a skóra na niektórych bliznach zaczęła dziwnie łaskotać. Tu było inaczej, niż na plaży w Santa Monica. Tam woda była mniej zasolona i zdecydowanie mniej przejrzysta.<br />
Miałam ochotę zemścić się na Andy'm za to, co przed chwilą zrobił. A gdy ja mam zamiar się zemścić, należy się bać. Rose się już o tym przekonał. Tym razem jednak nie popełnię tego samego błędu, co dwa tygodnie temu. Wystarczą mi erotyczne sny z Mattem, Biersacka do tego mieszać nie trzeba.<br />
-Ty debilu! - krzyknęłam, mrugając oczami i chlapiąc go.<br />
-Sama mówiłaś, że ciepła!<br />
Zabiję...<br />
<br />
Leżeliśmy na masce jego samochodu, obserwując zachód słońca między wzgórzami. Błękitne niebo stopniowo przybierało barwy od zielonego, aż po krwistą czerwień. Krzyk mew umilał nam czas, podobnie jak radio ustawione na odpowiednią stację.<br />
On naszej kąpieli minęła dobra godzina. Oboje zdążyliśmy wyschnąć i uspokoić się po zawodach w chlapaniu się i obrzucaniu piaskiem, które zakończyły się remisem i niepoważną, choć zabawną wymianą zdań.<br />
Tym razem wybraliśmy mniej zobowiązujący temat, czyli po prostu muzykę. Dyskutowaliśmy odnośnie każdego utworu, który usłyszeliśmy w radiu. Rozmowa była na tyle zajmująca, że nie zauważyliśmy nawet, kiedy zrobiło się ciemno, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy.<br />
Noce tu były chłodniejsze, niż można się było spodziewać, w szczególności w niedalekiej odległości od oceanu. Przeklinałam się w myślach za to, że nie wzięłam bluzy, albo chociażby skórzanej kurtki, która ochroniłaby mnie odrobinę przed zimnymi językami wiatru, atakującymi moją skórę.<br />
-Zimno ci?- zapytał Andy, który do tej pory obejmował mnie jednym ramieniem i wsłuchiwał w tekst <a href="https://www.youtube.com/watch?v=k78P4IV7M_M" target="_blank">Stupid Kid</a> - Alkaline Trio.<br />
Nie czekał na moją odpowiedź. Zabrał rękę spod moich pleców i wstał. Obszedł samochód i z bagażnika wyciągnął sporej wielkości bluzę. Rzucił ją w moją stronę i wrócił na swoje miejsce, wyjmując ubranie z moich dłoni i zakładając mi je. Przysunął się do mnie powoli i włożył rękę w drugi rękaw, po czym zapiął suwak.<br />
-Już lepiej? - spytał kolejny raz, wolną ręką głaszcząc moje plecy.<br />
-Lepiej- mruknęłam lekko zawstydzona.<br />
Nie chodziło tu tylko o to, że byliśmy bardzo blisko siebie. Onieśmielał mnie swoją troską i bezinteresownym działaniem. Zachowywał się trochę tak, jakby był moim chłopakiem.<br />
i jeśli mam być szczera, nie przeszkadzało mi to.<br />
<i>Oczywiście, że ci nie przeszkadzało, Ann. Przecież to pieprzony Andy Biersack!</i><br />
Czułam się dobrze, przytulona do jego ciepłego ciała. Miło było poczuć ramiona, które mnie obejmowały i usłyszeć, jak pod nosem śpiewa kolejną zwrotkę piosenki, której tytułu nie znałam.<br />
-Widzisz tam? - spytał, wskazując na niebie zbiorowisko gwiazd. Przyjrzałam się uważnie ciemnemu niebu, lecz nie udało mi się zobaczyć nic, oprócz pojedynczych, świecących punkcików. - To wielka niedźwiedzica - wyjaśnił, widząc moje niewiedzące spojrzenie. - Tam obok jest mała, a zaraz nad nimi Gwiazda Polarna - wyjaśnił, wskazując kolejne jarzące się kropki.<br />
-Znasz się na gwiazdach?<br />
-Trochę- przyznał, a jego głos brzmiał zaskakująco nieśmiało. - Rzadko kiedy można zobaczyć tu gwiazdy. Normalnie przysłaniają je światła miasta. Czasami pojawiają się przed burzą, a wtedy miło jest na nie popatrzeć.<br />
Pokiwałam głową, dając znać, że podzielam jego zdanie. Także lubiłam gwiazdy, chociaż były dla mnie prawdziwą czarną magią. Nigdy nie potrafiłam znaleźć żadnego gwiazdozbioru, nawet jeżeli ktoś, tak jak teraz Andy, pokazywał mi go palcem.<br />
Kosmos wydawał mi się być odległy i tajemniczy. Napawał mnie dziwnym spokojem, dokładnie takim, jaki daje obietnica dochowania sekretu przez najlepszego przyjaciela. To tak intrygujące - patrzymy w jedną wielką niewiadomą, a jednak nie panikujemy, chociaż mogą się w niej czaić najróżniejsze niebezpieczeństwa.<br />
<br />
<i>'ll tell you what I've done<br />I'll tell you what I'll do<br />Been driving all nite just to get close to you<br />Baby Babe - I'm moving so fast<br />You'd better come on. <br /><br />The moon is alright<br />The freeway's heading south<br />My heart is going Boom!<br />There's a strange taste in my mouth<br />Baby Babe - I'm moving real fast<br />So try to hold on<br />Try to hold on!</i><br />
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
Kobiecy, lekko zachrypnięty głos przerwał panującą między nami ciszę. Miałam ochotę przybić piątkę z własną twarzą, gdy zorientowałam się, jak bardzo piosenka pasuje do zaistniałej sytuacji.</div>
<div>
-Sleeping in my car - I will undress you! Sleeping in my car - I will caress you! Staying in the back seat of my car making up!* - Zaśpiewał Andy, śmiejąc się przy tym. </div>
<div>
Uszczypnęłam go lekko w plecy, żeby był cicho, jednak najwyraźniej nie do końca zrozumiał moje polecenie. Wstał, pociągając mnie za sobą i zaczął tańczyć w rytm muzyki, nadal wyśpiewując kolejne słowa.</div>
<div>
-Andy, debilu! - uśmiechnęłam się i razem z nim podskakiwałam do muzyki, starając się nie zgnieść mu stóp glanami, co było trudnym wyzwaniem.<br />
-Co? - zapytał ze śmiechem.</div>
<div>
-Psujesz to, no!<br />
-Ja psuję?- uniósł brwi i spojrzał mi w oczy.<br />
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie mam pojęcia, ile czasu staliśmy wpatrzeni w siebie, bez żadnego słowa. Tak, jakby czas na chwilę <span style="background-color: white;">się zatrzymał</span>.<br />
-Annie.. - przerwał panującą między nami ciszę i pochylił się nade mną bardziej. Odsunęłam głowę w bok, żeby uniknąć robienia głupot. - Wcale nie psuję tej piosenki - wykrztusił w końcu.<br />
-Nie.. Ty ją tylko masakrujesz..- mruknęłam.<br />
Cieszyłam się w duchu, że jest ciemno, a pokręcone włosy zakrywają dokładnie moje policzki i palące rumieńcie, które na nich wykwitły.<br />
<br />
<br />
Poczułam, jak na moim policzku rozbija się zimna, mokra kropla. Przytłumiony ból głowy nie pozwalał mi otworzyć oczu, a kłucie w plecach nie pozwalało na najmniejszy ból. Było mi zimno, najbardziej w nogi. Nie miałam pojęcia, co może się ze mną dziać. Gdzie ja do jasnej cholery jestem i dlaczego wszystko mnie tak bardzo boli?<br />
Uch, nie przekonam się, póki nie otworzę oczu. Będzie ciężko.<br />
Powoli rozchyliłam ciężkie powieki i zamrugałam dwa razy. Było jasno. Bardzo jasno. Na lewo ode mnie były.. jakieś krzaki. Na prawo koło od samochodu.<br />
Chyba wolałam jednak żyć w niewiedzy.<br />
-Gdzie ja kurwa jestem? spytałam sama siebie cicho i podjęłam próbę podniesienia się. Słysząc ciche mruknięcie spojrzałam w dół i doznałam szoku. -Andy!<br />
Na twarzy blondyna pojawił się niezadowolony grymas. Zmarszczył lekko brwi przez sen i przekręcił się na bok, sprawiając tym samym, że moje ciało uderzyło o twardą ziemię. Jęknęłam z bólu u spróbowałam wyplatać się z silnego uścisku chłopaka, jednak na marne. Bez żadnego trudu zatrzymał mnie i przytulił do siebie.<br />
Och, kurwa, serio?<br />
Moja irytacja osiągnęła apogeum, gdy jedna z jego dłoni wylądowała na moim pośladku. Szarpnęłam się lekko, a jego dłoń zacisnęła się mocniej na moim ciele.<br />
-Andy, wstawaj! - krzyknęłam mu do ucha.<br />
Podziałało. Otworzył oczy i rozejrzał nieprzytomnie, w końcu zatrzymując spojrzenie na mojej twarzy, ozdobionej drwiącym uśmiechem.<br />
-Cześć, Annie - mruknął sennie. Na jego twarzy malował się ból i zmęczenie. Oczy były lekko podkrążone, źrenice rozszerzone, jak u narkomana. Zauważyłam nawet delikatny zarost pod jego nosem. Dziewiczy wąs, mówiąc potocznie. - Jak spałaś?<br />
No oczywiście. Bo w końcu to nic dziwnego, ze budzisz się nie wiadomo gdzie z dziewczyną którą znasz niecały miesiąc. To całkowicie normalne, że w takiej sytuacji należy spytać, czy się wyspała.<br />
-Jesteś strasznie niewygodny - burknęłam, znajdując suwak od wilgotnej od deszczu bluzy.<br />
Tak, zgadza się, padało. Właściwie na razie tylko kropiło, ale patrząc na chmury, nisko obwieszone nad ziemią, zapowiadała się ulewa.<br />
Rozpięłam ją powoli rozprostowałam zdrętwiałe nogi. Powoli podniosłam się i oparłam o samochód, mając nadzieje, że noc na ziemi nie pogorszy mojego stanu jeszcze bardziej.<br />
-Za to ty byłaś całkiem niezłą kołdrą..<br />
Przewróciłam oczami i zacisnęłam dłonie w pięści. Starałam się opanować i nie przywalić mu przypadkiem w twarz.<br />
-Okej. Nawet wolę nie pytać, jak to się stało, że spaliśmy tu, w dodatku razem. Jak w domu skażą mnie na szubienicę i tak nie będą słuchać wyjaśnień- westchnęłam cicho i wyciągnęłam rękę, aby pomóc mu wstać. Bez wahania złapał moją dłoń i podniósł się powoli.<br />
-W takim razie przydałoby się wracać- powiedział cicho i otworzył mi drzwi. - Zanim i na mnie zdążą przygotować pstryczek.<br />
<br />
Droga minęła nam w ciszy. Żadne z nas wolało się nie odzywać, przynajmniej do chwili pożegnania, gdy rzuciliśmy sobie ciche "cześć".<br />
<br />
----------------------------------------------------------------------------------<br />
*Sleeping in my car<br />
Znowu się spóźniłam, ale chyba wynagrodziłam wam to długością.<br />
Na razie wygrywa opowiadanie nr 1! Każdy widzi, ale i tak muszę to napisać. No nic.<br />
LIMIT!<br />
8 KOMENTARZY - NOWY<br />
Wiem, ze umiecie xD</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-60004203573834900962015-02-12T14:54:00.002+01:002015-02-12T14:58:34.432+01:00Rozdział 7<span style="font-family: inherit;"><b>NA DOLE WAŻNE OGŁOSZENIE, PROSZĘ NIE OMIJAĆ</b></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Z ociąganiem otworzyłam</span><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> o</span><span style="font-family: inherit;">czy, słysząc w pokoju denerwujący dźwięk budzika. Uderzyłam na oślep w telefon, nie martwiąc się tym, że w najgorszym wypadku mogłabym do całkowicie zniszczyć. Chciałam jedynie uciszyć ten durny alarm, chociaż na jedną chwilę.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Po dwóch uderzeniach na oślep zrozumiałam, że sprawy siłą nie rozwiążę. Podniosłam się na łokciach i popatrzyłam na ekran mojej niezniszczalnej nokii. Zegarek cyfrowy mówił jasno, że powinnam jeszcze spać co najmniej cztery godziny, jednak notatka pod nim podpowiadała, że jeśli nie chcę podpaść mojemu kochanemu Mattowi powinnam jak najszybciej wstać.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Odrzuciłam białą kołdrę na bok i wstałam z łóżka, nie patrząc przy tym w lustro. Bałam się tego, co mogłabym w nim zobaczyć.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Samarę Morgan? Kubę Rozpruwacza?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Albo gorzej! Swoje odbicie!</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Leniwym krokiem weszłam do szafy, po czym wyciągnęłam z niej czarne, nieprześwitujące legginsy i cieniutki, biały podkoszulek, pod który na całe szczęście nie trzeba zakładać stanika.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Ubrałam się, założyłam buty do biegania i związałam wysoko włosy w nadziei, że dzięki temu żaden niesforny kosmyk nie będzie mi przeszkadzał. Następnie przemyłam twarz zimną wodą, aby chodź odrobinę się rozbudzić i nie zachowywać się jak zombie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Ostatni raz zerknęłam na zegarek w telefonie i stwierdziłam, że mam jeszcze odrobinę czasu. Zeszłam na dół, do kuchni, gdzie zastałam Harry'ego ubranego w proste, czarne jeansy i koszulę. Jego blond włosy, zwykle zostawione w nieładzie, tym razem były zaczesane do tyłu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Co tak wcześnie? - spytał upijając łyk swojej kawy, po czym zmierzył mnie od góry do dołu i stwierdził: - Mecz? Tak rano? Czy oni powariowali?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Nie żaden mecz- pokiwałam z politowaniem głową, wyciągając z lodówki, która o dziwo nie świeciła już pustkami, butelkę wody i sałatkę, którą przezornie przygotowałam sobie wczoraj. - Po prostu trening. Jestem dwa razy mniejsza od nich, muszę nadrabiać wielkość kondycją i siłą. A ty? W niedzielę do pracy? - odbiłam pytanie biorąc do ust małego pomidorka.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Mam im złożyć raport po tygodniu pracy. Próbują mnie sprawdzić, czy sobie radzę - Wzruszył ramionami. - Do południa wrócę.</span><br />
W zamyśleniu kiwnęłam głową i dokończyłam śniadanie. Odłożyłam pojemniczek do zlewu i sprawdziłam temperaturę za oknem. 25 stopni. Nie jest źle.<br />
<span style="font-family: inherit;">Tata zmierzył mnie badawczym spojrzeniem, po czym z cichym westchnieniem podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach. Przez chwilę próbował dobrać odpowiednie słowa, po czym spokojnym, ale stanowczym głosem upomniał mnie:</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Pamiętaj, że nie wolno ci się zbytnio przemęczać. Musisz na siebie uważać, dobrze?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Dobrze, tato. Będę uważać.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br />
-Matt! Ja już nie mogę!</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Chwiejnym krokiem podeszłam do najbliższej ławki, która znajdowała się zaraz przy drodze, pod jakimś blokiem i oparłam się o nią dłońmi. Moje serce waliło okropnie szybko. W klatce piersiowej czułam ogromny, nieco przytłumiony ból. Pochyliłam głowę i wzięłam kilka głębokich oddechów, co zazwyczaj mi pomagało.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Nie tym razem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Poczułam elektryzujące dreszcze przechodzące od kości ogonowej, wzdłuż kręgosłupa, przez żebra, aż w końcu dobiegające karku. Miałam wrażenie, że kości odrywają się od mojego ciała, a na ich miejscu pojawia się palący kwas.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Jęknęłam cicho i zacisnęłam palce na oparciu ławki. Na całe szczęście o wpół do siódmej rano mało kto przechodzi ulicą, czy wychodził na zewnątrz. Nikt nie widział tego nagłego.. ataku? Nie, nigdy nie miewam ataków. Po prostu mnie boli, nic więcej.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Uniosłam powoli głowę i zamrugałam kilka razy, by odzyskać ostrość widzenia. Wzięłam głęboki oddech, później następny, a zawroty głowy powoli ustępowały.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Chyba trochę przesadziliśmy jak na pierwszy raz - uśmiechnął się smutno Matt i pogłaskał mnie czule po plecach, chcąc mnie pewnie uspokoić. -Zróbmy sobie trochę przerwy, co? Powinnaś odpocząć.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">W milczeniu pokiwałam głową i padłam na ławkę. Matt kucnął przy mnie i przesunął dłonią po moim policzku.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Nie jesteś nawet ciepła, ani zgrzana.- stwierdził cicho i przesunął palce na moją szyję. - Ale puls masz zdecydowanie zbyt duży - dodał.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Nie zdążyłam odpowiedzieć. Wziął mnie na ręce, tak samo, jak mąż to robi ze swoją żoną i pomaszerował chodnikiem wzdłuż ulicy.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Matty, co ty robisz? - zapytałam, wtulona w jego koszulkę. On nawet nie był zmęczony. Pachniał tak samo ładnie, jak rano, gdy przytuliliśmy się na powitanie. A przebiegliśmy jakieś cztery mile!</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Czy ten człowiek w ogóle się nie poci?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Idziemy do mnie. Nie dam ci wracać do domu taki kawał, gdy możesz w każdej chwili zemdleć, albo jeszcze gorzej. Odpoczniemy, coś porobimy, a później cię odprowadzę - odpowiedział spokojnie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Miałam ochotę go walnąć. Jestem dużą dziewczynką, potrafię zająć się sobą! Nie musi się o mnie troszczyć aż tak bardzo.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Chociaż, skoro tak bardzo lubi to robić, to nie mam nic przeciwko, może mnie nosić. Oczywiście, jeśli te jego cudowne, silne ramiona nie połamią się pod moim ciężarem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Po dwóch, trzech minutach dotarliśmy pod jego blok. Rose, rzecz jasna, nie dał mi wejść na piętro samej. Wniósł mnie po schodach, następnie, wciąż trzymając mnie na rękach, wyciągnął klucze i utworzył drzwi. Teraz podziwiam trzykrotnie. Chociaż.. Biorąc pod uwagę wczorajszy dzień, powinnam podziwiać go czterokrotnie. Jego.. warunki pozwalają na to.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Chłopak położył mnie na swoim łóżku i pocałował w czoło. Z boku to mogło wyglądać bardzo dziwnie, chociaż dla nas był to zwykły przyjacielski gest. Matt, mimo tego, że był punkiem, był szalenie uroczy i kochany. No tylko tulić.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">No dobra, przez niektóre duże okoliczności, nie skończyło by się tylko na tuleniu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Zrobię coś do picia, okej? Poleż, odpocznij, nie próbuj zaglądać do szuflady, bo mam tam rzeczy, które nie są dla dzieci, a ciśnienie masz wystarczająco wysokie...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Masz gazetki pornograficzne? - przerwałam niemal natychmiast, podnosząc się na łokciach.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Jak mówiłem, nie dla dzieci. Ale Ramzes chętnie dotrzyma ci towarzystwa. Za chwilę wrócę - obiecał, znikając za drzwiami.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Ramzesa poznałam, gdy pewnego razu Matt zabrał mnie na spacer, żebym poznała miasto. Przy okazji wziął ze sobą swojego pupila, czyli ogromnego mastifa angielskiego. Można by pomyśleć, że tak duży pies nie powinien mieszkać w bloku, ale Ramzesowi to najwyraźniej się podobało.Matty znalazł go, gdy był jeszcze szczeniaczkiem i nie widać było po nim, że aż tak urośnie. </span><br />
<span style="font-family: inherit;">Był to.. pies o mentalności kota. Mimo swojego rozmiaru i wagi, która dwukrotnie przewyższała moją, potrafił wejść na kolana, kanapę, a nawet położyć się w łóżku i przytulić.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Tak też zrobił tym razem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Ramzes wskoczył na łóżko i położył się w poprzek; swoje łapy i łeb ułożył na mnie. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam zwierze. Jego sierść była gładka, czarna, całkiem przyjemna w dotyku. Mimo lekko zwisającej skóry dokładnie było widać mięśnie pracujące pod nią.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Co piesku? Pan nie zdążył cię wcześniej pogłaskać?- zaszczebiotałam do niego, przez co swoim mokrym, długim jęzorem zaczął maltretować moją rękę.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Jaki pan, taki pies. Matt też ma pewną część ciała dwa razy większą niż przeciętnie.</span><br />
<i><span style="font-family: inherit;">Och, mózgu, błagam, przestań.</span></i><br />
<span style="font-family: inherit;">Ramzes zdążył usnąć, gdy w pokoju pojawił się Matt z dwoma kubkami herbaty. Postawił oba na szafce nocnej, a sam ułożył się obok mnie, plecami do ściany, przytulając mnie do siebie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Myślałem, że zanim przyjdę zdąży cię zjeść - zaśmiał się i wtulił twarz w moje włosy, łaskocząc jednocześnie po szyi. Uch, nie znoszę jego gierek. - Widocznie jesteś zbyt mała jak na posiłek dla niego - dodał po chwili namysłu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-W takim razie, dlaczego nie zjadł jeszcze ciebie? Przecież jesteś.. duży - Mimo całego wysiłku, jaki włożyłam w to, aby moja wypowiedź nie zabrzmiała dwuznacznie, a mój wzrok nie powędrował w wiadome miejsce, jednak tak się stało.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Po raz kolejny miałam ochotę roześmiać się na widok miny Matta.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Mogłabyś przestać myśleć o moim kutasie? - spytał zirytowany. Jak mam o nim nie myśleć, skoro jest przyciśnięty do mojego tyłka? - I nie ruszać się? - dodał, gdy podjęłam próby odsunięcia się od niego na bezpieczną odległość.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Już przestaję - mruknęłam pod nosem, zawstydzona. Matt uśmiechnął się do mnie na ten swój dziwny sposób i cmoknął w policzek.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Tak lepiej.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Odkręciłam się na plecy, a on, jak gdyby nigdy nic założył nogę na moje uda. Spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem, a on tylko wzruszył ramionami.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Ogarnęłam wzrokiem pokój chłopaka. Nie pasował on do stereotypowego wyobrażenia chłopięcej sypialni. Po pierwsze i najważniejsze: panował tu porządek. Co prawda, na biurku i stoliku nocnym leżało kilka książek i płyt, ale to oczywiste, bo Rose do pedantów nie należy.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Na ścianie, przy której stało biurko i łóżko, wisiało kilka plakatów. Z wielka dumą zauważyłam, że Matt słucha Zielonych Żabek, KSU, Azotox i kilku innych polskich zespołów punkowych. </span><br />
<span style="font-family: inherit;">Z powrotem położyłam się na plecach. Wtedy właśnie mój wzrok skupił się na kilku pojedynczych zdjęciach przyczepionych nad łóżkiem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Jedno z nich przedstawiało mojego kolegę wraz z innym chłopakiem, ładne kilka lat temu. Obaj siedzieli nad jeziorkiem w otoczeniu, żab.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Martwych żab.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Po chwili postanowiłam zaspokoić swoją niezdrową ciekawość i przekręciłam się twarzą do Rose'a. Jeśli do tej pory trwaliśmy w dwuznacznej pozycji, to ta sugerowała tylko i wyłącznie jedno..</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-Matty? Nie żeby coś, ale.. O co chodzi z tym zdjęciem?</span><br />
Mina Rose'a była nieodgadniona. Przez chwile wpatrywałam się z zaciekawieniem w jego twarz, gdy w końcu zaczął mówić:<br />
-Miałem wtedy chyba siedem lat, byłem na wakacjach u babci, w Nevadzie. Razem z kuzynem poszliśmy wtedy nad jeziorko za domem babci i łapaliśmy żaby- Uśmiechnął się lekko i po chwili kontynuował - Założyliśmy się o to, kto nadmucha więcej.<br />
-Robiliście z nich baloniki? - otworzyłam szeroko oczy i wybuchnęłam śmiechem. Wiem, wiem, zwierzęta cierpiały, ale gdy wyobraziłam sobie Matta całującego żabę, nie mogłam się powstrzymać.<br />
-Nie baloniki - oburzył się. - Szukaliśmy księżniczki. Nie było żadnej.<br />
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dostaliśmy prawdziwego napadu głupawki. Najwyraźniej był on gwałtowny i głośny, bo zaniepokojona sąsiadka z góry kilkukrotnie uderzyła w sufit, a raczej swoją podłogę.<br />
Ramzes za to pozostał niewzruszony.<br />
-Może całowaliście nie tam gdzie trzeba? - zasugerowałam, próbując choć na chwilę się opanować.<br />
-Ja pierdole, Ann co ja ci złego zrobiłem?<br />
Uspokoiliśmy się dopiero słysząc kilka przeciągłych dzwonków do drzwi. Wiedzieliśmy, że to nie mogła być mama Matta. Skuliliśmy się na łóżku i chichotaliśmy jak hieny, nie próbując nawet odpowiedzieć na nawoływanie sąsiadki.<br />
-Nie mówiłeś, że jesteś zoofilem - wyszeptałam, tym razem skutecznie powstrzymując szeroki, ironiczny uśmieszek, który cisnął mi się na usta.<br />
-Nie chciałem cię straszyć, żabciu - odparował.<br />
W momencie znalazłam się pod nim. Przyciskał moje nadgarstki do poduszki, a nasze twarze dzieliło nie więcej, niż pięć centymetrów.<br />
Dupek znowu próbuje mnie zawstydzić. Nie ma tak łatwo.<br />
Pochylił się jeszcze bardziej. Czułam jego ciepły, miętowy oddech na policzku. W jednej chwili na moje policzki wypełzła czerwień.<br />
Dobra, jednak jest łatwo.<br />
-Czemu się rumienisz? - zadał pytanie retoryczne. Przynajmniej tak przypuszczam, bo odpowiedź na nie była chyba oczywista.<br />
Rose uśmiechnął się i zszedł ze mnie, po czym na powrót położył się obok. Uśmiech nie znikał mu z twarzy do czasu, aż zirytowana nie zadałam najbardziej uniwersalnego pytania na świecie:<br />
-Co?<br />
-Nic. Po prostu miło jest wiedzieć, że komuś się podobam.<br />
-Nie podobasz mi się!- zaprzeczyłam gwałtownie. - Jesteś całkowicie nie w moim typie. Z resztą, ja wolę chłopców.<br />
Punk popatrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Położył dłoń na moim policzku i przesunął kciukiem po lekko odstającej kości policzkowej, przez co moją buźkę rozjaśnił promienny uśmiech.<br />
Ten jednak szybko zniknął z mojej twarzy, gdy usłyszałam słowa: <br />
-Tylko winny się tłumaczy.<br />
<br />
Wieczór zapowiadał się wyjątkowo leniwie. Oliver wyszedł gdzieś z Evelyn, wiec zostałam w domu tylko z tatą. Zaczęliśmy oglądać filmy, leżąc na kanapie, w której już nie tylko ja byłam na zabój zakochana. Oczarowała wszystkich domowników.<br />
W połowie nudnej komedii romantycznej, od której oboje dostawaliśmy odruchu wymiotnego, postanowiłam dać swojej biednej głowie odpocząć.<br />
Wstałam z najukochańszego mebla w całym domu i pomaszerowałam do kuchni, drąc się przy tym:<br />
-Czyj jutro dyżur w kuchni?!<br />
A tak. Nigdy o tym nie wspominałam, ale postanowiliśmy się zorganizować. W tym też celu każdy wie, co i kiedy ma sprzątać.<br />
-Olivera! - odkrzyknął tata, dzielnie oglądając najbardziej nonsensowny film, jaki wyprodukowano. Dziwię się, że nikt nie nadał mu właśnie takiego tytułu.<br />
-To dobrze. Bo jakby był mój, nic byśmy nie zjedli.<br />
Harry zaśmiał się w odpowiedzi, a ja rozpoczęłam przygotowywanie kolacji, która miała pobrudzić jak najwięcej naczyń.<br />
"Słodki, cichy, z kornym licem, ale z diabłem, z diabłem w duszy!"<br />
<br />
<i>Czasami myślę, że coraz bardziej upodabniam się do bohaterów książkowych, których kiedyś tak bardzo nienawidziłam.</i><br />
<i><br /></i>
<i>-------------------------------------------------------------------------------------</i><br />
Okej, zawaliłam. Nie podoba mi się ten rozdział, jakoś mi nie gra.<br />
Kolejne powinny być coraz lepsze, bo zaczynam się rozkręcać. Powoli, ale się rozkręci.<br />
Uhh, dlaczego Ann i Matt tak bardzo mi do siebie pasują? Musze to jakoś popsuć, znaleźć Mattowi dziewczynę, czy coś takiego.<br />
<br />
I do ogłoszenia.<br />
Jako, że Singu prawie zakończone (durny epilog), postanowiłam pisać drugie opowiadanie.<br />
Mam jednak aż 2 pomysły, co jest dziwne jak dla mnie, bo zwykle moja głowa to jedna wielka pustka.<br />
<br />
1. Revenge isn't always sweet<br />
Po czterech latach więzienia, Andrew Biersack wychodzi na wolność. Rodzi się w nim pragnienie zemsty. Zemsty na dwójce ludzi, przez których zmarnował w areszcie najlepsze lata swojego życia. Postanawia uderzyć w ich najsłabszy punkt - jedyną córkę.<br />
<br />
2. Lifeline<br />
Suellyn Hope jest szarą myszką, która ukrywa prawdziwą siebie pod rozciągniętymi swetrami. Jej ułożony świat burzy się, gdy jedna ze starych znajomości zaczyna się odnawiać. Dziewczyna postanawia zacząć życie na nowo.<br />
Czy to się jej uda?<br />
<br />
<b>ZAPRASZAM DO ANKIETY</b>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-39422040486619376072015-02-04T14:25:00.000+01:002015-02-04T14:25:18.183+01:00Rozdział 6 Plaża. Piekące słońce, szumiący ocean, biały, gorący piasek, który dostawał się dosłownie wszędzie przy każdym najmniejszym ruchu i cudowny pan po czterdziestce w obcisłych, różowych kąpielówkach, wrzynających się w czerwony od słońca tyłek.<br />
A ja pośrodku tego wszystkiego, leżąca na zapiaszczonym kocu.<br />
Cudownie. Wręcz zajebiście.<br />
Jedynym plusem całej sytuacji było to, że rozłożyliśmy się na w miarę spokojnym kawałku plaży, gdzie ludzie nie leżeli "na sobie", a w kilkumetrowych odstępach. Byliśmy też w miarę blisko wody, więc chłodziła nas przyjemna rześka bryza.<br />
Chłopaki pływali, a raczej bawili się w oceanie, w czasie gdy ja pilnowałam naszych rzeczy wciśniętych w jedną sportową torbę i bawiłam się piłką do siatkówki. Mogłabym się poopalać, gdyby nie fakt, że zapomniałam na śmierć o kremie z filtrem. Bez niego nie było nawet mowy o zdjęciu koszulki. Moja skóra nie była jeszcze przyzwyczajona do kalifornijskich promieni słonecznych. Spiekłabym się na raka i nawet o dotykaniu mnie nie byłoby mowy.<br />
Co dopiero mówić o grze w koszykówkę, gdzie w każdej chwili mogę dostać od ogromnego, czarnoskórego mięśniaka, który chyba mnie nienawidzi. To dopiero byłby ból. Masochiści mogliby się schować, naprawdę.<br />
Oderwałam na chwilę wzrok od plażowiczów na bardziej zaludnionej części plaży, aby sprawdzić, co robią chłopaki. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu cała szóstka właśnie zmierzała w moim kierunku. Śmiali się, przepychali, zupełnie jak małe dzieci. Dlaczego ja się z nimi zadaję?<br />
-Nie opalasz się? - spytał Matt, który opadł na koc obok mnie i zaczął wycierać ręcznikiem mokre włosy. - Myślałem, że laski przychodzą na plażę, żeby poleżeć na słońcu i złapać ładny kolorek - dodał uśmiechnięty i rzucił ręcznik w stronę torby. Trafił.<br />
-Problem w tym, że nie jestem laską, Matty. A gdy zaczynam się opalać, zwykle kończę jako pomidor - odwzajemniłam uśmiech i przerzuciłam jego zaplątane kosmyki na właściwą stronę.<br />
Wyglądał zabawnie z zielonkawymi włosami i miną Kuby Rozpruwacza. Cóż, jego włosów mało kto może dotykać. A ja, niestety, jeszcze nie jestem na liście osób uprzywilejowanych i sądząc po mimice jego twarzy, przez długi czas się na niej nie znajdę.<br />
-W takim razie jesteś najładniejszym pomidorem na świecie - stwierdził obejmując mnie ramieniem.<br />
-Jesteś mokry, cioto!- zaśmiałam się, kiedy ten popchnął mnie na koc i położył na mnie, przez co moja koszulka stawała się mokra i lepiła się do ciała.<br />
-Ty też zaraz będziesz!<br />
Mówiąc to, nie chciał się o mnie wytrzeć. O nie. Zorientowałam się o jego niecnych planach, dopiero gdy wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę wody.<br />
Wierzgałam, krzyczałam, piszczałam, ale nic nie pomagało. Trzymał mnie w żelaznym uścisku, pacan jeden. Ratownik, rzecz jasna, też nie zwracał na nas uwagi, bo był zajęty jedzeniem swojej kanapki. Co z tego, że Matt chciał mnie wrzucić do oceanu! Najwyżej się utopię, albo dostanę szoku termicznego! Przecież to nic takiego, kanapka jest o wiele ważniejsza!<br />
-Matthew Rose, puszczaj mnie w tej chwili, bo inaczej założę nową inkwizycję i spalą cię na stosie za czary! - krzyknęłam, ale po chwili spojrzałam w dół i... zmieniłam zdanie. - Albo trzymaj mnie, mój dzielny rycerzu i nie pozwól upaść.<br />
Matty zaśmiał się i powoli zaczął rozluźniać uścisk. Korzystając z okazji objęłam mocniej jego szyję i założyłam jedną łydkę na jego plecy, w razie, gdyby chciał mnie puścić. A chciał. W końcu poczułam, jak jego ramiona powoli opadają wzdłuż tułowia. Przytuliłam się do niego mocniej.<br />
-To nie boli, Annie. Puść się, albo sam będę musiał cie zrzucić - powiedział z bananem na twarzy i zrobił kilka kroków do przodu.<br />
Woda niemalże dotykała moich pleców.<br />
-Matt, słońce, kotku, najcudowniejszy mój przyjacielu, błagam, nie rób mi te.. - nie dokończyłam.<br />
Zimna woda w mig otoczyła moje ciało i zamknęła je w zimnym uścisku. Płuca zapiekły niemiłosiernie, gdy wypuściłam powietrze. Poczułam ogromy strach, ale jednoczesny spokój i.. Mimo że się bałam, czułam się bezpiecznie. Byłam w tamtej chwili pełna sprzeczności.<br />
Po dziesięciu sekundach odważyłam się otworzyć oczy. Nie było to zbyt mądre posunięcie, chociaż uważam, że zabranie Mattowi kąpielówek było jeszcze gorsze.<br />
Zamachałam nogami, chcąc odpłynąć jak najdalej od niego, po czym wynurzyłam się na powierzchnię, razem ze swoją zdobyczą.<br />
Mina Rose'a - bezcenna.<br />
-I co, Matty? Warto było mnie wrzucać? - przedrzeźniałam go, oglądając jego czarne spodenki.<br />
-Oddawaj!- zażądał. patrząc na mnie z mieszanką niedowierzania i zawstydzenia w oczach.<br />
Och, gdyby tylko wiedział, jak ja się czułam! Byłam niemalże po ramiona w lodowatej wodzie, a niecałe trzy metry ode mnie stał mój nagi przyjaciel i próbował zabić mnie wzrokiem.<br />
Kusiło mnie, żeby zajrzeć pod wodę.<br />
-Dlaczego miałabym ci je oddać? - spytałam ironicznie i machając ubraniem tak, jakbym miała je za chwilę wyrzucić.<br />
Chwila nieuwagi, rozkojarzenia.. Chlup! Gacie Matta wylądowały jakieś trzy metry ode mnie. Mogłabym czekać, aż przypłyną razem z falami, ale nie było na to czasu. Odbiłam się od dna i błyskawicznie znalazłam przy kąpielówkach. Miałam właśnie je złapać, gdy poczułam, jak silne ramie oplata mnie w talii. Porzuciłam chęć zgarnięcia ubrania, gdy spojrzałam w oczy Rose'a. Nie wiem, jak tak szybko przy mnie się znalazł, ale podziwiam go za umiejętności pływackie i za... Okej, to chyba każdy wie.<br />
-Widzisz, Annie? Byłoby lepiej, gdybyś oddała mi je wcześniej. Nie musiałabyś aż tak się rumienić.<br />
Uch, nienawidzę go.<br />
Ale jest uroczy i jego.. no, wiadomo co, z tego co czuję przy mojej nodze jest.. pokaźny. W sumie, to nie ma nic wspólnego z jego urokiem osobistym i ze sposobem, w jaki właśnie na mnie patrzył, ale jest warte podkreślenia.<br />
Pokiwałam nieznacznie głową, gdy z mojej dłoni wyjął swoje spodenki i pod wodą naciągnął je na tyłek. Po chwili jego ręce znów znalazły się na moim ciele, a wzrok skupił na mojej twarzy. Patrzył na mnie tak ciepło, chociaż powinien być wkurzony za akcję z kąpielówkami.<br />
-Chodź już. Cała drżysz - powiedział cicho i pogłaskał mnie po policzku.<br />
Głupi dupek próbuje mnie zawstydzić jeszcze bardziej. Zaraz go chyba utopię.<br />
Wróciliśmy na brzeg, praktycznie w siebie wtuleni. Nie mam pojęcia czemu tak dobrze było mi w jego ramionach, ani czemu tak bardzo lubię jego zapach. Gdybym analizowała romantyczne powieści, jakie do tej pory przeczytałam, mogłabym dojść do wniosku, że po prostu jestem w nim zakochana.<br />
Z tym, że to niemożliwe. Ja i Matt? Nie, nie, nie. Jesteśmy do siebie zbyt podobni. Tworzylibyśmy związek idealny, czyli taki, który musiałby po jakimś czasie się rozpaść. Poza tym, znamy się dopiero tydzień. W tak krótkim czasie mogłabym się nim jedynie zauroczyć.<br />
Z rozmyślenia wyrwał mnie głos Jamesa. Machał mi telefonem przed nosem i mówił coś, co przez dłuższą chwilę do nie mnie docierało.<br />
-Ann, telefon ci dzwoni. Ann, dzwoni ci. Ann!!!<br />
Otrząsnęłam się i wyrwałam mu telefon z dłoni. Spojrzałam na wyświetlacz - numer nieznany. Odeszłam od chłopaków kilka kroków, po czym odebrałam telefon.<br />
-Cześć, Annie. Tu Andy.<br />
A mogłam mu dać numer ojca, albo jakiejś pizzerii. Wtedy przynajmniej miałabym święty spokój.<br />
-Cześć - przywitałam się, niby grzecznie. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim, szczególnie teraz, kiedy ta banda pacanów patrzyła na mnie jak na potencjalną ofiarę.<br />
-Posłuchaj. Wczoraj powiedziałaś, że nie miałabyś nic przeciwko naszemu spotkaniu i lepszemu poznaniu się. Więc może spotkamy się dzisiaj?<br />
<i>Nie jest źle, Ann. Pamiętasz wczorajszy dzień. Na pewno nikt ie dosypał ci do wody pigułki gwałtu. Po prostu nie pamiętasz akurat tej rozmowy. Zdarza się.</i><br />
-Jasne. Bardzo chętnie - Powiedziałam zaczesując palcami mokre włosy do tyłu.<br />
Tylko, że nie z tobą.<br />
-Świetnie! - W jego głosie słychać było entuzjazm. On chyba naprawdę myśli, że idę z nim bo chcę, a nie dlatego, żeby nie zrobić mu przykrości. - Wpadnę po ciebie koło szóstej. Mam nadzieję, że lubisz komedie romantyczne?<br />
<i>Błagam, niech on tylko żartuje...</i><br />
-Nienawidzę - odpowiedziałam, mając nadzieję, że może odwoła zaproszenie.<br />
<i>Nadzieja matką głupich.</i><br />
-To dobrze, bo idziemy na Rocky'ego. Pamiętaj, o szóstej.<br />
Zanim zdążyłam otworzyć usta, ten się rozłączył. Spojrzałam na zegarek - miałam trzy godziny z lekkim hakiem.<br />
Wyrobię się.<br />
<br />
Nie wyrobię się!!!<br />
Wszystko przez chłopaków. Stwierdzili, że szybki mecz siatkówki przed wyjściem mi nie zaszkodzi. Rzecz jasna, wszystko przeciągnęło się do godziny. Następnie Matt stwierdził, że potrzebuje ostrych treningów, jeśli chcę grać z nimi w drużynie i mierzyć się z potworami pokroju tamtego murzyna. Kolega Rose stwierdził, że zechcę wstać jutro bladym świtem i iść z nim pobiegać. A od Jamesa i Bruce'a wiem, że "blady świt" to dla Matta szósta nad ranem.<br />
Fenomenalnie wręcz.<br />
Później te panienki nie mogły się zebrać. Co prawda, Wszystko było w jednym miejscu, ale dzielenie ręczników, koszulek i telefonów zajęło nam dobre pół godziny. Trzydzieści minut zostało na przejście prawie pięciu kilometrów.<br />
Podsumowując, miałam może dwa kwadranse na wszystko. Prysznic, bo kochani chłopcy oblali mnie sokiem pomarańczowym "dla ochłody", wysuszenie i ułożenie włosów, ubranie się, wyjaśnienie Oliverowi gdzie i z kim idę, a co ważniejsze, czy wrócę przed powrotem ojca, i.. Tak. Kulminacyjny punkt programu, czyli makijaż, którego jeszcze chyba nigdy nie robiłam, ale moja cera po dzisiejszym dniu zdecydowanie go wymaga. Nienawidzę swoich piegów, chyba tak samo jak amerykańskich komedii romantycznych.<br />
Wpadłam do swojego pokoju jak burza, po czym weszłam do szafy i otworzyłam drzwi, na których już widniał ozdobny napis "Narnia". Zrzuciłam z siebie zaplamione ubrania, które cisnęłam do umywalki i o dziwo trafiłam. Prysznic wzięłam w rekordowym czasie, bo zajął mi on zaledwie pięć minut. Dobrze, że wczoraj ogoliłam nogi.<br />
Wytarłam się, ubrałam bieliznę, wysuszyłam i ułożyłam włosy. Po sprawdzeniu godziny omal nie zeszłam na zawał. Miałam dziesięć cholernych minut na makijaż, ubranie i tłumaczenie. To niewykonalne.<br />
Posmarowałam twarz tonikiem, żeby choć odrobinę złagodzić zaróżowienia i piegi, które wywołało słońce i wróciłam się do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne biodrówki, które pospiesznie założyłam i zawinęłam u dołu, żeby ukryć drobne mankamenty, które powstały na skutek chodzenia w zbyt długich spodniach, na dodatek bez butów. Nie miałam czasu na zastanawianie się nad bluzką. Wzięłam więc czarną bokserkę i jeansową kamizelkę z dużą naszywką Misfits na plecach.<br />
Włożyłam do kieszonki telefon, portfel i zbiegłam na dół. Nie jestem typem dziewczyny, która zawsze chodzi z torebką. Nie potrzebuję miliona rzeczy pod ręką. Wystarczy mi to, co mam w kieszonkach.<br />
-Oliver! - krzyknęłam zeskakując z ostatniego schodka i wychylając się zza ściany, aby zobaczyć brata oglądającego telewizję... z jakąś laską. - Słuchaj, idę z kolegą do kina.. - dokończyłam o wiele ciszej i zmierzyłam nieznajomą spojrzeniem.<br />
Oli odwrócił się do mnie i uśmiechnął lekko, przez co w jego policzku pojawił się dołeczek. Wstał razem ze swoją towarzyszką i przedstawił nas sobie.<br />
-Ev, to moja siostra, Anna. Annie, moja koleżanka, Evelyn Skylar - powiedział, a my uścisnęłyśmy sobie dłonie i zmierzyłyśmy się wzrokiem.<br />
Ev była bardzo ładna. Niewysoka, zgrabna, o pogodnym, łagodnym uśmiechu. Jej włosy łagodnymi falami spływały na ramiona i dekolt. Miały ładny, czerwonkawy kolor, miejscami wpadający w miedziany, można by powiedzieć nawet, że cynamonowy. Zapewne w ludziach budziła pozytywne emocje.<br />
We mnie nie. Była zdecydowanie zbyt podobna do mnie. Na zewnątrz anioł, w środku cholera wie co. Na takie lepiej uważać. Poznam lepiej - dopiero zdecyduję, czy ją lubię, czy nie.<br />
-Miło poznać - uśmiechnęłam się do niej nieznacznie, chociaż dziewczyna odebrała to chyba za miły gest. Cóż, mam nadzieję, że nie jest tak naiwna jak Biersack, żeby wierzyć w każde moje słowo.<br />
-Mi również miło - odwzajemniła mój gest, ściskając mocniej moją dłoń.<br />
Charakterna. Coraz lepiej, Ev, coraz lepiej.<br />
-Annie, może uświadomisz mnie, o której masz zamiar wrócić? - powiedział Oliver, kiedy oboje wrócili na kanapę, a ja zaczęłam zawiązywać glany.<br />
-To zależy - wzruszyłam ramionami i włożyłam sznurówki do środka. - Prawdopodobnie za trzy godziny z lekkim hakiem.<br />
-Postaraj się wrócić przed tatą, co? - mruknął, na co tylko kiwnęłam głową, słysząc pukanie do drzwi.<br />
Spojrzałam na zegarek - był punktualnie.<br />
Po odczekaniu dosłownie pięciu sekund, otworzyłam drzwi i wysunęłam się na dwór, aby się z nim przywitać i nie prowokować Olivera do przesłuchań, bo akurat w tej kwestii jest o wiele gorszy od niektórych ojców.<br />
-Cześć - uśmiechnął się do mnie Andy. - Myślałem, że zechcesz mnie spławić.<br />
-Jestem wyrachowana, ale nie do tego stopnia - zaoponowałam, cicho się śmiejąc. Naprawdę mnie rozgryzł.<br />
-Nie masz nic przeciwko, żebyśmy poszli pieszo? Mogłyby być korki, a początek jest najlepszy - stwierdził, łapiąc moją dłoń.<br />
Czy zawsze muszę chodzić z nim za rączkę? Czuję się jak mała, bezbronna dziewczynka z rodzicem, albo starszym bratem.<br />
-Jasne, że nie - odpowiedziałam szczerze i rzuciłam ukradkowe spojrzenie na nasze splecione ze sobą dłonie. Nawet ze swoim byłym chłopakiem nie chodziłam za rękę.<br />
Nie odpowiedział, jedynie pociągnął mnie lekko za sobą. Zapowiada się ciekawy wieczór.<br />
<br />
-Andy, co twoja ręka robi na moim kolanie? - wyszeptałam wpatrzona w ekran, na którym rozgrywała się scena walki ulicznego wojownika z mistrzem, który do złudzenia przypominał mojego wczorajszego rywala.<br />
-Chciałem tylko wziąć popcorn - wyjaśnił szeptem i spojrzał na moją nogę, po czym klepnął mnie lekko w kolano i zajął podłokietnik.<br />
Chwila zastanowienia.<br />
-Andy, nie mieliśmy popcornu.<br />
Nie odezwał się, nawet na mnie nie spojrzał, tylko uśmiechnął się półgębkiem. Zrezygnowałam z dalszej konwersacji i zajęłam drugi podłokietnik, zaraz obok grubszego faceta około pięćdziesiątki, który patrzył na mnie krzywko odkąd zajęłam miejsce obok niego. Nie był zbyt piękny, ale przynajmniej nie czepiał się moich nóg.<br />
<br />
Gdy wyszliśmy z kina, było już prawie ciemno. Latarnie oświetlały niemal puste ulice ciepłym, pomarańczowym światłem. Budynek w którym mieściło się kino był niedaleko mojego domu, bo szliśmy do niego zaledwie piętnaście, dwadzieścia minut. W podobnym czasie pokonaliśmy też drogę powrotną.<br />
-Miło było spędzić z tobą wieczór - powiedział, gdy udało mu się opanować śmiech. - Może wybierzemy się niedługo na drugą część?<br />
-Żebyś znowu zaczął się śmiać, jak będą rozcinać mu powieki? O nie, chyba podziękuję!<br />
-To nie moja wina! - zaoponował, ale po chwili przybrał poważniejszą minę i ton. - Może przejdziemy się jeszcze kawałek dla uspokojenia? Co ty na to?<br />
Zatrzymałam się, żeby uważnie mu się przyjrzeć. Spacer? W nocy? Z nim? Jego spojrzenie było tak intensywne, że to nie mógł być żart.<br />
-Nie mogę. Jutro muszę rano wstać - dodałam tonem usprawiedliwienia, chociaż doskonale wiedziałam, że nie muszę się przed nim tłumaczyć. A jednak coś kazało mi uzasadnić swoją odmowę.<br />
-Trening? - spytał.<br />
-Skąd wiesz? - odbiłam pytanie i spojrzałam na niego równie przenikliwie.<br />
-Bo wyglądałaś wczoraj jak wrak człowieka po starciu z tamtym facetem. Chociaż nie, on wyglądał o wiele gorzej - pokiwał jakby w zamyśleniu głową, po czym znów utkwił wzrok w mojej twarzy.<br />
-Sam chciał grać jeden na jeden - wzruszyłam teatralnie ramionami, po czym pozwoliłam sobie na niewinny, słodki uśmiech.<br />
Mina Andrew była bezcenna. Zapewne mój wyraz twarzy psychopatki bił go na głowę, ale i tak wyglądał przezabawnie.<br />
-Teraz bardzo powoli się od ciebie oddalę na bezpieczną odległość.. - Powiedział o wiele ciszej i zrobił krok w bok.<br />
-Bardzo śmieszne - powiedziałam z politowaniem i pociągnęłam go lekko w swoją stronę, aby go przytulić. - Dziękuję za dzisiaj. Nie jesteś taki okropny, jak mi się wydawało.<br />
Biersack był do tego stopnia zaskoczony moim gestem, że odwzajemnił go dopiero po upływie kilku sekund. Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie mocno.<br />
-Też dziękuję, że zgodziłaś się ze mną pójść - uśmiechnął się. - I dobranoc.<br />
-Dobranoc, Andy.<br />
<br />
<i>Nie taki diabeł straszny...</i><br />
<i><br /></i>
<i>------------------------------------------------------------------------------------------------</i><br />
Od razu przepraszam za opóźnienie. Rozdział byłby wcześniej, gdyby nie wyłączyli mi prądu, zanim zdążyłam go zapisać. To wszystko, co przeczytaliście, napisałam w niecałe dwa dni, chcąc dodać to jak najszybciej, bo czuję, że się nie wywiązuję z danej wam obietnicy, bo dodaję albo co 9, albo co 10 dni. Mam nadzieję, że mi wybaczycie?<br />
I w kwestii wyjaśnień: Nie, Ann nie leci na Matta. Mogę to wam zagwarantować. W końcu to ff o Andy'm!<br />
Z góry dziękuję za każdy komentarz, nawet najkrótszy. Zależy mi na nich, bo to daje motywacje do pracy.<br />
Enjoy.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-81913658961597410132015-01-24T22:59:00.002+01:002015-04-03T13:10:08.623+02:00Rozdział 5 -Podaj! - krzyknął Matt, a ja wykonałam błyskawiczny zwód, omijając swojego przeciwnika i podając mu kozłem piłkę. Chłopak wybił się wysoko w górę i wykonał idealny wsad do kosza. - Świetnie, mała - pochwalił pochodząc do mnie i całując w czoło.<br />
Znam Matta dokładnie tydzień i wiem o nim praktycznie wszystko. Poczynając od wyglądu jego pokoju, przechodząc przez ulubione filmy i gry, aż po kolor bokserek, jakie dziś na sobie ma.<br />
Ma czerwone.<br />
-Dzięki, duży - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramie, na co skrzywił się z udawanym bólem i poczochrał mi włosy.<br />
Matt jest świetnym chłopakiem. Nie mówię tak tylko dla tego, że jesteśmy podobni jak dwie krople wody. Ma cudowny charakter, chociaż większość dziewczyn uznałoby go za zimnego i zdystansowanego. W rzeczywistości to ciepły i miły człowiek, który potrafi podnieść na duchu, jest otwarty na nowe znajomości i właściwie jemu zawdzięczam to, że po dziewięciu dniach w nowym otoczeniu mam już sporą gromadkę znajomych i nie nudzę się wieczorami przed telewizorem.<br />
Nie jest romantykiem, w żadnym razie. Nie próbował mnie zaprosić na spotkanie "tylko we dwoje". Jesteśmy bardzo dobrymi kumplami, można by powiedzieć, że nawet przyjaciółmi.<br />
-Ann! Uważaj!<br />
A tak. Jedyną jego wadą jest to, że każe mi "uważać" kilka sekund za późno.<br />
Nie zdążyłam nawet się obrócić, a stukilogramowa bestia leżała na mnie i wierzgała na wszystkie strony, klnąc głośno. Mogłam przysiąc, że słyszałam trzask swoich żeber. Tyłek i plecy bolały mnie niemiłosiernie, podobnie jak głowa, a ten debil darł mi się do ucha na cały głos!<br />
Grę przerwano, a ogromny, ciemnoskóry mężczyzna zszedł ze mnie, wściekle przy tym sapiąc.<br />
-Po jaką cholerę bierzecie do drużyny taką beznadziejną małolatę?! Pieprzona suka nawet nie umie biegać! - darł się, gdy Rose próbował bezskutecznie podnieść mnie z ziemi i doprowadzić do porządku.<br />
Kiedy w końcu mogłam stanąć na własnych nogach, nie pomagając sobie ramieniem przyjaciela, powoli podeszłam do faceta, z którym się zderzyłam.<br />
-Przepraszam, że pana ego ucierpiało przy upadku na mnie, ale pragnę przypomnieć, że do kurwy nędzy, to pan powinien wyminąć przeciwnika, który pana atakuje, a nie go taranować!<br />
-Więc sądzisz, że nie znam się na koszykówce, gówniaro?<br />
Przysięgam, mało brakowało, a przez jego "groźną" minę wybuchnęłabym ze śmiechu. Wyglądał jak rozjechany kot.<br />
-Nic takiego nie mówiłam - odpowiedziałam ze stoickim spokojem, patrząc w jego wyłupiaste oczy. - To pan to powiedział, nie ja. W każdym razie uważam, że pana złość jest nieuzasadniona.<br />
<i>Stąpasz po cienkim lodzie, Ann.</i><br />
-Jeśli jesteś taka cwana, zmierzmy się jeden na jeden. Zobaczymy, czy twoja teoria przekłada się na grę.- mruknął wyraźnie.. hm, wkurwiony, bo wkurzony i zdenerwowany to zbyt delikatne określenia.<br />
Zamiast odpowiadać, wzięłam do ręki piłkę i pomaszerowałam do środka boiska. Sędzia, którym był na całe szczęście chłopak, który nie grał w żadnej drużynie, wyrzucił piłkę w górę.<br />
Zanim mój przeciwnik wybił ją w swoją stronę, zdążyłam pomyśleć tylko, że czeka mnie bardzo ciężkie starcie.<br />
Piłka poszybowała na połowę murzyna. Wyminęłam go, zanim zdążył się obrócić i przejęłam ją. wykorzystałam moją dobrą pozycję, wykonałam dwutakt, a następnie dokładny wsad.<br />
Po jego minie mogłam zgadnąć, że nie spodziewał się tego.<br />
-Miałaś szczęście, młoda.<br />
<i>Och, jakżeby inaczej.</i><br />
-W takim razie zobaczmy, ile szczęścia będę miała następnym razem - uśmiechnęłam się prowokująco, podając mu szybko piłkę. Złapał ją, ustawił się za linią boiska i podał do mnie, abym mu ją odrzuciła. Zrobiłam to.<br />
Czy pan wspaniały zapomniał, że nie gramy w siatkówkę?<br />
Piłka odbiła się od jego dłoni i poszybowała z moją stronę, podobnie jak ta wielka bestia. Nie było czasu na popisy. Złapałam piłkę stojąc krok za połową boiska i z całej siły rzuciłam ją w stronę kosza.<br />
Trafiłam.<br />
5:0 dla mnie, cieciu.<br />
-Widocznie dzisiaj mam dobry dzień - zaśmiałam się do faceta i czekałam na kolejne rozegranie akcji.<br />
-Głupi ma zawsze szczęście - stwierdził. - Orientuj się, młoda.<br />
<br />
-Chłopaki, pijemy! - wrzasnął na cały głos Dylan, najstarszy z drużyny.<br />
Dylan miał 29 lat, a był chyba najbardziej roztrzepany z nas wszystkich. Jego ulubionym zajęciem było imprezowanie i z tego co wiem, romanse ze wszystkim co tylko się rusza.<br />
-Nie dzisiaj Dy. Jutro - zaśmiał się Matt, który od dobrych pięciu minut trzymał moje zwłoki na kolanach i starał się mnie nie uszkodzić.<br />
Co prawda, udało mi się wgrać, ale szczęścia miało w tym wielki udział. Ta bestia staranowała mnie jeszcze kilka razy, wepchnęła w siatkę i walnęła z pięści w plecy, gdy próbowałam obejść ją zwodem.<br />
"Przypadkiem!" - tłumaczył.<br />
Gówno prawda.<br />
-Czemu nie dzisiaj? - Dylan, którego nazwisko do tej pory nie było mi znane, bo jak stwierdził, nie jest mi do niczego potrzebne, spojrzał na Matta pytająco.<br />
-Chcesz zbierać części jej ciała po całym LA? - zapytał i powoli wstał, biorąc mnie na tak zwaną "pannę młodą", po czym powoli przykucną i postawił moje nogi na ziemi.<br />
Wstałam, chociaż nie bez problemu i oparłam o jego ramię.<br />
Mogłabym nawet zdechnąć, byleby on mnie wtedy tulił.<br />
-To jaki plan na jutro? - dociekał Dy.<br />
-Plaża, jako nagroda dla naszego małego terminatora, a później spacer i ewentualnie jakieś piwo - zaproponowała moja podpórka, a ja uśmiechnęłam się blado.<br />
Nie byłam jeszcze na tutejszej plaży, chociaż jest ona chyba drugą atrakcją Miasta Aniołów, zaraz po wzgórzu Hollywood. Mogłam zgadywać, że jest tam tłoczno i gorąco.<br />
-Nam pasuje- zakrzyknęli wszyscy, chociaż i tak widać było po nich, że woleliby jutro pić cały dzień.<br />
Zauważyłam, że żaden z nich oprócz Matta, z którym rozmawiałam już chyba na wszystkie możliwe tematy, nie jest ani odrobinę zboczony. To romantycy. Pieprzeni romantycy.<br />
Oprócz Rose'a. On jest moim małym zboczuchem.<br />
-Okej. W takim razie, jesteśmy umówieni. Macie szczęście, że jutro sobota i nie muszę iść do pracy - zaśmiał się Dy i poklepał mnie po pełnym sińców ramieniu. Uśmiechnęłam się do niego. - Byłaś świetna, Annie. Będą z ciebie ludzie.<br />
-Dzięki, Dylan.<br />
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i pogłaskał mnie po głowie jak psa.<br />
Tfu, sukę.<br />
-Kończymy na dzisiaj - stwierdził, kierując wzrok na Jamesa i Bruce'a, dziewiętnastoletnich bliźniaków, którzy przy linii boiska ćwiczyli zwody.<br />
Lubiłam tych dwóch debili. Byli pozytywnie zakręceni, chociaż wyglądali na.. poukładanych.<br />
-Okej. To chłopaki, ja lecę - zakomunikowałam i powoli oderwałam się od mojej cudownej, idealnej, przystojnej podpórki i rozejrzałam.<br />
Przy ogrodzeniu zebrała się mała grupka gapiów. Cóż, widocznie nieczęsto mierzą się tu czarnoskóry wielkolud i drobna dziewczyna z Europy.<br />
Widocznie to bardzo ciekawe.<br />
Intrygujące.<br />
-Annie, czekaj. Odprowadzę cię - zaoferował się mój przyjaciel. Tak, Matty jest przyjacielem. Jestem tego pewna.<br />
-Nie trzeba - zaoponowałam, przytulając go na do widzenia. - Zobaczymy się jutro.<br />
-Wpadnę po ciebie przed południem.<br />
Ta. Dzień Rose'a wygląda trochę inaczej. Można to łatwo wywnioskować, że ten mecz mieliśmy grać dziś po południu.A jest dziewiąta.<br />
Wieczorem.<br />
-Albo wiesz co? Zadzwoń do mnie, jak będziesz gotowa - pogłaskał mnie po plecach, okrytych czarną koszulką bez rękawów.<br />
-Tak chyba będzie lepiej- zaśmiałam się i powoli od niego odsunęłam, zmierzając w stronę wyjścia z boiska. Po drodze zgarnęłam z ławki granatową bluzę Matta, którą zabrał tylko ze względu na mnie. Dobrze wie, że ją lubię. I że jej już nie odzyska.<br />
Założyłam ciepłą bluzę na siebie, zdając sobie przy tym sprawę, że z tyłu wyglądam dokładnie tak, jakbym nie miała na sobie spodni i wyszłam z boiska do koszykówki. Powoli skierowałam się w stronę jednej z alejek, prowadzących do ulicy, niesiona zdziwionymi spojrzeniami ludzi.<br />
Pewnie rzadko kiedy właśnie ta drobna dziewczyna ogrywa giganta 43:7 w dziesięć minut.<br />
Przeszłam może kilkadziesiąt metrów, pogrążona w rozmyślaniach, kiedy poczułam, jak czyjaś dłoń, z całą pewnością męska, powoli oplata moje ramie.<br />
Odwróciłam się, myśląc, że właścicielem owej dłoni jest Matt, albo Dylan, który, jak się okazało podczas jednej z moich wypraw do sklepu, mieszka ćwierć mili na wschód ode mnie, jednak zwykle chodzi tą samą drogą.<br />
Myliłam się.<br />
Znowu.<br />
Chyba mam deja vu.<br />
Bo, właściwie, po co Pan Okrągła Dupa miałby mnie zaczepiać na ulicy, w dodatku będąc trzeźwym? Miałam się o tym przekonać za chwilę. Ale nie mogłam nawet przypuszczać, że zatrzymał mnie po to, aby.. przeprosić.<br />
-Ann...- zaczął nieśmiało. Pamięta moje imię, czuję się zaszczycona! - Słuchaj, chciałem cię przeprosić za to tydzień temu..<br />
Cud! Ludzie, cud! Pamięta coś z tamtej nocy! No kurde, cud!<br />
-Zachowałem się jak idiota.<br />
-Nie, wcale nie!- prychnęłam i przestąpiłam z nogi na nogę, patrząc na niego wyczekująco.<br />
Andy nerwowo wziął oddech i spojrzał na mnie smutno i bezradnie. Po alkoholu był bardziej wyszczekany.<br />
-Głupio mi. Zwykle nie składam dziewczynom takich propozycji po kilku godzinach znajomości - wyznał, a jego uściska na moim ramieniu zelżał. - Wiesz, jesteś ładna i trochę działasz na facetów.<br />
Och. Komplementy. Cudownie.<br />
-Jasne. Rozumiem, po alkoholu może odwalać. Nie wiedziałeś co robisz. Nic się nie stało, tak? Po prostu, zapomnij, niech sumienie cię już nie męczy - o ile je masz, ty płaskodupa istoto.<br />
-Serio mi wybaczasz?<br />
Nie.<br />
-Nie ma o czym mówić - zapewniłam, chociaż w rzeczywistości czułam do niego niechęć. Ogromną niechęć, która bardzo powoli przeradzała się w coś gorszego.<br />
-To dobrze. Bałem się, że będziesz chciała ochrzanić mnie, jak ostatnio.<br />
Bo chcę.<br />
-Też za tamto przepraszam. Poniosło mnie. Byłam zdenerwowana, bo wcześniej się zgubiłam i na tobie wyładowałam złość. Ale ty chyba też mi wybaczysz?<br />
-Nie mógłbym się gniewać na taką ślicznotkę - puścił mi oczko.<br />
-Przestań- nakazałam. - Bo się zarumienię.<br />
Ze złości.<br />
-Wyglądałabyś uroczo - mruknął pod nosem i uśmiechnął się.<br />
Miał ładny uśmiech. Wiem, co widzą w nim dziewczyny. Po prostu wygląda z nim tak normalnie. Nie jak gwiazda, czy zadufany w sobie dupek. Wygląda jak miły, grzeczny chłopak.<br />
-Mogę cię odprowadzić?<br />
-Pewnie - odpowiedziałam bez zastanowienia, nawet nie wiedząc o co zapytał. Właściwie, prawdopodobnie nie ogarnęłabym się, nawet gdyby właśnie zaproponował mi dziki seks analny z użyciem banana jako dildo.<br />
-No to.. chodźmy - pociągnął mnie lekko za rękę.<br />
Szłam za rękę z Biersackiem i nie miałam przy tym "kisielu w majtkach". Co jest ze mną nie tak? Jestem lesbijką?<br />
Droga mijała nam w ciszy. Nie była to krepująca, wymuszona cisza, spowodowana brakiem tematów. Jemu było głupio, a ja nie miałam zamiaru z nim gadać. Owszem, był dla mnie miły, przeprosił, ale, cholera jasna, nie mogę pozbyć się wrażenia, że jak nie patrze, patrzy mi w dekolt.<br />
Albo to on jest zboczony, albo ja.<br />
Andrew odezwał się dopiero wtedy, gdy dochodziliśmy do mojego domu. Przystanął i delikatnym, jak na faceta, gestem obrócił mnie w swoją stronę, po czym zawstydził mnie dwoma, bardzo krótkimi zdaniami:<br />
-Tak właściwie, czasami warto jest przyjąć przeprosiny. A kłamać nie jest ładnie.<br />
Zamurowało mnie. Patrzyłam na niego wielkimi oczami, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.<br />
Przejrzał mnie? Tak szybko?<br />
-Ja..- wykrztusiłam tylko, ale przerwał mi i sprawił, że zarumieniłam się jeszcze bardziej.<br />
-Uwierzyłbym ci, gdybyś nie wbijała mi tak mocno paznokci w rękę - zaśmiał się cicho. - I nie uciekała wzrokiem, gdy mi odpowiadasz.<br />
-Przepraszam- westchnęłam ciężko, a moja niechęć zaczęła bardzo powoli się zmniejszać.<br />
Jeśli mnie przejrzał, nie jest głupi. Mogłabym poświęcić mu trochę uwagi.<br />
-Nie przepraszaj. Wiem, że czasem jestem dupkiem. Po prostu nie oceniaj mnie tak szybko, dobrze, Annie?<br />
Kiwnęłam głową, wciąż patrząc na niego wielkimi oczami. Uśmiechnął się do mnie i lekko ścisnął moją dłoń, po czym zaczął mówić ciszej, przez co musiałam się do niego zbliżyć.<br />
-Może kiedyś dasz się namówić na jakieś spotkanie? Poznałabyś mnie lepiej i zmieniła o mnie zdanie. Bo nie jestem taki, jak ci się wydaje.<br />
-Nie jesteś szalenie inteligentny, przystojny i uroczy? Okej, jak wolisz - powiedziałam cicho, patrząc w jego oczy.<br />
-Jesteś słodka, kiedy starasz się być miła. Daj mi swój numer - już miałam się nie zgodzić, kiedy dodał: - Wiem, gdzie mieszkasz. Nie masz wyboru.<br />
-Czy to jest szantaż? - uniosłam jedna brew.<br />
-A jeśli tak? - odwzajemnił mój gest.<br />
-Jeśli tak, to zacznę cię lubić.<br />
-Oczywiście, że to szantaż.<br />
Zaśmiałam się i czekałam, aż końcu uda mu się wydobyć telefon z rurek. Gdy w końcu to mu się udało, wystukałam na ekranie ciąg cyfr i oddałam mu telefon.<br />
Uśmiechał się. Ale nie tak, jak wcześniej. Ten uśmiech był inny. Dziwny.<br />
<br />
<i>Cóż, właśnie oddałam duszę diabłu.</i><br />
<br />
---------------------------------------------------------------------------------<br />
Dam dam dam daaaam!!<br />
Ann się waha, Andy nie czai, autorka woli zeswatać Ann z Mattem.<br />
I tak zrobi inaczej.<br />
Jak widzicie, powoli się godzą.<br />
Powoli.<br />
i tak pójdą do łóżka.<br />
Okej.<br />
Życze dobrej nocy!<br />
<br />
KOMENTOWAĆ, BO JEBNĘ LIMITAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-1299315897434181802015-01-17T17:02:00.000+01:002015-04-03T13:10:57.260+02:00Rozdział 4 Obrażona na cały świat, a w szczególności na osobnika płci (chyba) męskiej (o ile sobie tych bokserek nie wypycha watą, tak jak to robiła połowa dziewczyn ze stanikami w mojej dawnej szkole), odszukałam swoją torbę i dwie walizki, które, o dziwo, nie leżały byle jak w kącie holu, a równo ustawione pod drzwiami mojego najnowszego pokoju. Złapałam jedną z walizek i zmuszając się do wysiłku, zaciągnęłam ją do pokoju. Podobnie postąpiłam z druga walizką i torbą, bo, rzecz jasna, wczoraj nie chciało mi się nawet rozpakować, nie mówiąc już o braniu prysznica po powrocie od kuzynki, czy nawet przebraniu się. Ba! Nawet glanów nie zdjęłam!<br />
W każdym razie, dopiero teraz zwróciłam uwagę na wystrój pokoju. Różnica była diametralna.<br />
Okna w jednej ze ścian znajdowały się we wnęce, w której z kolei mieściło się coś na kształt mini łóżka, ot, kilka dużych, miękkich poduszek, koc i widok na całą ulicę. W wnękę wbudowana była półka z ciemnego drewna pełna.. książek! Tak, książek!<br />
Omal nie dostałam orgazmu, gdy zorientowałam się, że biblioteczka zajmuje niemal całą ścianę. Po szczegółowym przejrzeniu zawartości półki zauważyłam największe dzieła Stevena Kinga, Sandry Brown, Nory Roberts, Adama Mickiewicza, Henryka Sienkiewicza oraz wielu, wielu innych mniej znanych autorów, jak Robert Muchamore.<br />
Uśmiechnięta od ucha do ucha poddałam oględzinom drugą część pokoju -lustro, stojące w kącie, zaraz obok biblioteczki, biurko, stojące obok biblioteczki, dwuosobowe łóżko, które mówiło do mnie: no dalej, połóż się na mnie.. Nie pożałujesz, obiecuję. Będę z tobą co noc i nigdy cię nie opuszczę..<br />
Coś czuję, że rzadko kiedy będę wychodziła z tej cudownej, bieluteńkiej pościeli.<br />
W każdym razie, Zainteresowała mnie również szafa wbudowana w ścianę. Otworzyłam ciemne drzwi i moim oczom ukazało się.. Wejście do Narni?<br />
Kto normalny ma drzwi w szafie?<br />
Okej, mniejsza z tym. Przecież nie jestem normalna, prawda?<br />
Uchyliłam powoli drzwi, spodziewając się.. no właśnie. Czego mogłam się spodziewać? Zwłok? W każdym razie, zwłok nie było, była jedynie łazienka.<br />
Moja. Własna. Osobista. Łazienka.<br />
Chyba nie muszę mówić, że odkrycie tego, jakże cudownego pomieszczenia wywołało u mnie atak euforii, połączony z piskiem szczęścia i serią podskoków w miejscu?<br />
W każdym razie, łazienka nie była "w moim stylu". Jasnoniebieskie kafelki i białe szafki zupełnie nie pasowały do moich wyobrażeń, jednak, biorąc pod uwagę fakt, że nie znajdę w umywalce owłosionych golarek, a mój żel nie zniknie w tajemniczy sposób, jestem w pełni zadowolona.<br />
Wyszłam z pomieszczenia, udając się z powrotem do pokoju, aby znaleźć w torbie coś do przebrania. Po upływie dosłownie półtorej minuty wygrzebałam z ciemnej otchłani mojego bagażu krótkie, jeansowe spodnie z wysokim stanem, które wręcz uwielbiam, od czasu, gdy kolega niesiony natchnieniem i alkoholem obciął ich nogawki, aby "wyeksponować moje nogi". Do nich dobrałam dosyć luźny, czary podkoszulek bez nadruku. Z takim zestawem znów udałam się "do Narni", gdzie wzięłam porządny prysznic, aby zmyć z siebie stres i wszystkie wydarzenia z ostatnich dwóch dni. Następnie czym prędzej osuszyłam ciemne włosy ręcznikiem, o splotłam je w luźny warkocz, aby nie pokręciły się zbytnio, a co najwyżej pofalowały.<br />
Czysta, pachnąca i uczesana wróciłam na dół, notując w pamięci aby nie wspominać Oliverowi o łazience, ani tym bardziej o jego ulubionych książkach zajmujących miejsce w mojej biblioteczce.<br />
Moja biblioteczka.<br />
Cholera, jak to cudownie brzmi. Dokładnie tak, jak imię chłopaka, wymawiane przez dochodzącą dziewczynę.<br />
Znaczy się, tak myślę.<br />
Sprzątnęłam talerze po śniadaniu i wyjęłam z torby Harry'ego swojego starego, ale bardzo dobrze działającego laptopa, ozdobionego naklejkami, podpisami. Włączyłam urządzenie i zmieniłam w nim ustawienia tak, że pokazywał czas zarówno u nas, jak i w Polsce. Tak, na wszelki wypadek, gdybym przez przypadek chciała pogadać z mamą albo Sue na Skype o czwartej nad ranem...<br />
Zalogowałam się na pierwszym lepszym czacie z kamerką, w nadziei, że znajdę tak nowych znajomych. Ewentualnie popatrzę na penisy w zwodzie, albo na cycki.<br />
Po półgodzinnym odrzucaniu propozycji cyberseksu, oglądania dziesięciocentymetrowych członków i czytania komplementów o mojej (wątpliwej) urodzie, natrafiłam na bardzo ciekawego chłopaka.<br />
Był.. przystojny. Wręcz idealny. Jak moja biblioteczka.<br />
Jego miętowe włosy ułożone były w irokeza. Pełne wargi zdobił srebrny kolczyk, a szyję tatuaż z motywem łapacza snów. Jego oczy były szare, niczym zachmurzone niebo, a rzęsy długie jak firany. Niejedna dziewczyna mogłaby mu ich pozazdrościć.<br />
Nie miał na sobie koszulki, dzięki czemu jego umięśniona klatka piersiowa była idealnie widoczna. Och, ile kosztowało mnie powstrzymywanie się od przygryzienia wargi!<br />
Napisał niemal natychmiast, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu.<br />
<br />
MattRose: Co tu robisz?<br />
<br />
Gdyby nie wyraz jego twarzy, mogłabym pomyśleć, że nie jest zainteresowany rozmową ze mną, a mój widok wręcz go odstrasza. Na całe szczęście był wyszczerzony jak clown psychopata, co skutecznie odpędzało ode mnie takie myśli.<br />
<br />
AnnEvans: Podejrzewam, że dokładnie to samo co Ty.<br />
<br />
MattRose: Oglądasz erekcję niedowartościowanych facetów?<br />
<br />
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową, nie mając pojęcia, co mogę opisać na tak oryginalne.. stwierdzenie, o charakterze pytającym, o ile coś takiego w ogóle istnieje.<br />
<br />
MattRose: Najwyraźniej tak. Co u Ciebie?<br />
<br />
To jakże niewinne pytanie, tak często zadawane przez znajomych mogłoby okazać się dla mnie pułapką. Musiałam zainteresować Matta (jak wnioskuję po jego nicku) swoją osobą, więc zwykłe "a nic, a u ciebie?" nie wchodziło w grę.<br />
<br />
AnnEvans: Całkiem dobrze, gdyby nie fakt, że za chwilę się roztopię. A u Ciebie?<br />
<br />
Tak, na pewno zainteresowałam go swoją osobą. Z pewnością właśnie szuka w najciemniejszych odmętach internetu moich danych osobowych i adresu zamieszkania, a wieczorem będzie stał pod drzwiami z bukietem róż i pierścionkiem zaręczynowym.<br />
Nie to, że miałabym coś przeciwko temu.<br />
<br />
MattRose: Nieźle, gdyby nie fakt, że zaraz się roztopisz i będę skazany na zapadlinę umysłową innych użytkowników tego portalu.<br />
<br />
Na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech, co wywołało reakcję łańcuchową w postaci jego uśmiechu. Był zabawny, inteligentny i przystojny. Nie sądziłam, że trafię tu na kogoś takiego.<br />
<br />
MattRose: To może zanim się roztopisz, zapytam, czym się interesujesz?<br />
<br />
AnnEvans: Musiałabym napisać tu wypracowanie, żeby wymienić wszystko. Ale jeśli miałabym wybierać, padłoby na malarstwo, książki, koszykówkę i muzykę. A Ty?<br />
<br />
MattRose: Widocznie mamy całkiem podobne zainteresowania. Nie dziwię się, że jeszcze się nie rozłączyłaś<br />
<br />
AnnEvans: Mogłabym napisać to samo. W takim razie, jakiej muzyki słuchasz, Matt?<br />
<br />
MattRose: Włącz głośnik, Ann, a się dowiesz.<br />
<br />
Uśmiech na jego twarzy stopniowo rósł, gdy podjęłam próbę podłączenia głośników do laptopa. Zaśmiałam się cicho, wyobrażając sobie, co ktoś mógłby pomyśleć wchodząc do pokoju.<br />
Ja, pochylona przed monitorem i Matthew wgapiony w moje ciało.<br />
Abo odwrotnie.<br />
Chłopak wpatrzony w monitor, którym widać mój dekolt.<br />
Gdy w końcu uporałam się się z podłączaniem sprzętu i usiadłam wygodnie na krześle, uruchamiając dźwięk. Z głośników sączyła się doskonale znana mi melodia. Utwór instrumentalny jednego z lepszych, oczywiście według mnie, zespołów folk-metalowych. <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Ufk7uoVyOMI" target="_blank">Eluveitie - Isara</a>.<br />
<br />
MattRose: I jak Ci się podoba?<br />
<br />
AnnEvans: Pytasz, jak podoba mi się jeden z moich ulubionych utworów? Cóż, muszę przyznać, że jest całkiem niezły.<br />
<br />
Chłopak uśmiechnął się leniwie i napisał kilka słów na klawiaturze.<br />
<br />
MattRose: Masz niezły gust muzyczny. Muszę lecieć. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś zobaczymy.<br />
<br />
Uśmiechnęłam się do niego, ale nie zdążyłam napisać chociażby jednego zdania, kiedy pojawiła się ostatnia wiadomość, a mój rozmówca się rozłączył. Brzmiała ona:<br />
<br />
MattRose: A tak poza tym, to masz całkiem fajne cycki :)<br />
<i><br /></i>
<i>Nie, chłopaki wcale nie patrzą na biust. W ogóle. To tylko kobiety są tak zboczone, że myślą jedynie o jednym.</i><br />
<i><br /></i>Przeczesałam palcami włosy, zastanawiając się, co mogłabym jeszcze porobić. Mimo, że w przeciągu trzech dni spałam może dziewięć godzin, nie działał do końca na moją korzyść. Najchętniej położyłabym się spać, bo różnica czasowa również daje mi w kość, ale jeśli to zrobię, z każdym dniem będzie trudniej. Lepiej nie ryzykować.<br />
Podniosłam się z krzesła i zamknęłam laptopa, po czym wzięłam go pod pachę i udałam się na górę, aby się rozpakować. Odłożyłam sprzęt na biurko i wyciągnęłam z walizki równo złożone rzeczy ułożyłam na półkach te, które w razie czego mogłabym uprasować w pięć minut, a spódnice, sukienki i koszule powiesiłam na wieszakach. Nie zajęły nawet połowy szafy.<br />
Chcąc dać odpocząć moim biednym nogom od glanów, wyjęłam moje jedyne, niezniszczone tenisówki i założyłam je, nie przejmując się wiązaniem. Związałam jeszcze ciemne włosy w kucyk, pilnując, aby żadne kosmyk nie próbował uciec. W efekcie uzyskałam grubą kitkę do połowy pleców i wygląd naćpanego szczura.<br />
Nie wiem, co ludzie we mnie widzą.<br />
Następnie znów zeszłam na dół, a w kuchni zastałam panów domu, rozwalonych na stole, przepracowanych i głodnych. Zrobiłam dwa kroki w tył, próbując usunąć im się z pola widzenia, ale na marne. Oli odwrócił głowę w moją stronę i z uśmiechem godnym Cheshire Cata, rozkazał:<br />
-Idź do sklepu.<br />
Niedoczekanie.<br />
-Sam idź - odmruknęłam.<br />
-Mogę iść z tobą, jak bardzo chcesz, ale ostrzegam cię, nie kąpałem się od dwóch dni, więc raczej nie będziesz miała szans na podryw.<br />
-Idę tylko do supermarketu, nie na dziwki - wzruszyłam ramionami.<br />
-Idziesz! Sama to powiedziałaś! - wykrzyknął, a ja z niedowierzaniem przyglądałam się temu wyszczerzowi. Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem zmieścił się na jego twarzy.<br />
Westchnęłam pokonana i zgarnęłam ze stołu listę zakupów, którą pobieżnie przejrzałam, pieniądze, torbę, którą dawniej nosiłam do szkoły, a od jakichś dwóch lat służy jako torba na zakupy i powłócząc nogami udałam się do najbliższego sklepu.<br />
<br />
Muszę się pochwalić, tym razem udało mi się nie zgubić.<br />
Spokojnym, spacerowym tempem pokonywałam odcinek drogi między parkiem, a boiskami, co chwila poprawiając na ramieniu torbę. Gdybym była chudsza, pewnie przeważyłaby mnie.<br />
Na całe szczęście, nigdy nie miałam kompleksów związanych z moim ciałem. Z twarzą - owszem, mam do tej pory, a zawdzięczam je moim kochanym znajomym z poprzedniej szkoły.<br />
Przyznam, ich żarty były zabawne.<br />
Przez tydzień.<br />
Następne lata już nie.<br />
Pogrążona we wspomnieniach, które miałam zostawić za sobą, pokonałam zakręt i.. potrąciłam kogoś.<br />
Jeśli to będzie Biersack, to chyba się powieszę.<br />
Podniosłam głowę i odwiesiłam plany samobójstwa. Przede mną stał chłopak o bardzo znajomej twarzy.<br />
-No kurwa, jak chodzisz dzie... Ann?<br />
-Cześć Matt.<br />
<br />
-------------------------------------------------------------------<br />
Nienawidzę.<br />
Bleggera.<br />
Bardzo.<br />
Ktoś chyba mnie zgłosił i ujebali rozdział. Jakim prawem?<br />
No nic.<br />
Chciałabym was prosić o komentowanie, bo to wkurzające, jak jest tyle wejść, a mało kto raczy poświęcić kilka sekund na napisanie jednego zdania.<br />
Ja pisze rozdziały po 5h!<br />
Błagam, komentujcie *tak, poniżam się dla was*<br />
Do piątku!<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-63260615173249789112015-01-09T20:03:00.001+01:002015-06-20T16:45:29.376+02:00Rozdział 3 Dobra. Muszę wziąć się w garść. To przecież była prosta droga! Na pewno dam radę dojść do domu. To przecież nic trudnego. Wystarczy skręcić kilka razy... Och, jestem dorosła, to jasne, że sobie poradzę!<br />
Koga ja oszukuję, przecież jestem tylko beznadziejnym, malutkim człowieczkiem w obcym mieście. Nie jestem dorosła, jest najprawdopodobniej po północy, a ja nie mam zielonego pojęcia, gdzie do cholery jestem. Zgubiłam się, tak? I się boję. Bardzo.<br />
Mam wrażenie, że od dłuższego czasu za mną idzie. Pomyślicie: nie, na pewno nie! Przecież to ogromne miasto, jest dużo ludzi i na pewno ktoś po prostu idzie w tym samym kierunku, co ja!<br />
Nie.<br />
Spoglądałam za siebie kilka razy. Przyłapałam go, jak mnie obserwował. Wręcz czułam, jak przewierca mi plecy swoim spojrzeniem. Za każdym kolejnym razem przystawał, wiązał byty, lub zaczynał rozglądać się po okolicy. Gdy znów zaczynałam iść, on ruszał znowu.<br />
Co prawda, odległość między nami była zachowana, ale przebiegnięcie stu metrów zajmuje średnio 14 sekund. Wystarczyłoby, abym zatrzymała się chociażby po to, żeby zawiązać glana, a już mógłby mnie dorwać, obezwładnić, wsadzić do wozu i wywieźć do pierwszego lepszego burdelu!<br />
Właściwie, o czym ja do jasnej cholery pieprze?<br />
Postanowiłam zrobić coś dla odstresowania. Wyciągnęłam telefon, który już od dobrego miesiąca służył jedynie do słuchania muzyki, bo nie chciało mi się iść do sklepu po kartę. Następnie włożyłam do uszu słuchawki i czekałam, aż piosenka się zacznie.<br />
<i><br /></i><i>I am a man who walks alone<br />And when I'm walking a dark road<br />At night or strolling through the park<br /><br />When the light begins to change<br />I sometimes feel a little strange<br />A little anxious when it's dark<br /><br />Fear of the dark, fear of the dark<br />I have a constant fear that something's always near<br />Fear of the dark, fear of the dark<br />I have a phobia that someone's always there </i><br />
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
Nie, no, to są chyba jakieś jaja. No kurwa, telefonie, serio? </div>
Postanowiłam, że najpierw wrócę do domu i pomartwię się o reakcję ojca, później zajmę się chodzącymi za mną psycholami. A tu co? <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Nba3Tr_GLZU" target="_blank"><i>Fear of the dark!</i></a><br />
Obrażona na cały świat, a w szczególności na psychopatę śledzącego mnie i na mój kochany, zawsze mnie rozumiejący telefon, przemaszerowałam przez bogatsze osiedle, próbując wzrokiem odnaleźć cokolwiek, co mój najcudowniejszy, najgenialniejszy, najwspanialszy mózg pozostawił w mojej pamięci.<br />
Gdy mijałam ostatnią posiadłość, zauważyłam całkiem znajomy, różowawy budynek, którego okna zasłonięte były od środka białymi firanami.<br />
Miałam ochotę skakać ze szczęścia. Dalej droga była banalnie prosta. Skrzyżowanie, trzy przecznice, a później już z górki. Dosłownie, bo droga biegła w dół.<br />
Wiem, mało zabawne.<br />
Kierując się prostą zasadą "nie oglądaj się za siebie, bo ci z przodu ktoś przyjebie", przeszłam przez park, plac zabaw oraz skrzyżowanie.<br />
Byłam blisko.<br />
Pokonując przecznicę dzielącą mnie od "ostatniej prostej" zajęłam się obserwowaniem domów, aby chociaż na chwilę zapomnieć o obserwującym mnie psycholu. Wszystkie wyglądały praktycznie tak samo. Białe, bądź beżowe z ciemnymi dachami, zamykanymi okiennicami i bielutkimi płotami. Dokładnie tak, jak zwykle wyglądają w nudnych, amerykańskich komediach o nieprzeciętnie ciekawych obywatelach i ich cudownym życiu miłosnym, bądź rodzinnym, które sypie się, a później układa z powrotem.<br />
W tamtym momencie postanowiłam sobie dwie rzeczy: przestanę oglądać amerykańskie filmy i.. nigdy więcej nie będę chodziła w nocy w słuchawkach.<br />
<div>
Gdybym tego nie robiła, byłabym skupiona na drodze do domu. Usłyszałabym jego kroki. Ciężki oddech zaraz za sobą. Mogłabym uciec. </div>
<div>
Teraz stałam jak sparaliżowana, czując na ramieniu zaciskającą się dłoń. Nerwowo przełknęłam ślinę i powoli obróciłam, spodziewając się zobaczyć faceta w kominiarce z gazem pieprzowym, albo nożem w ręku.</div>
<div>
Pomyliłam się.</div>
<div>
Przede mną stał młody mężczyzna. Niebieskooki blondyn z szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. </div>
<div>
Andrew Dennis Biersack we własnej osobie, proszę państwa! Śmierdzący wódką, a właściwie bardziej rozwodnionym, posłodzonym spirytusem, papierochami i klubowym kiblem, gdzie prawdopodobnie bzykał jakąś laskę.</div>
<div>
Moje marzenie się spełniło.</div>
<div>
-Co tak śliczna dziewczyna jak ty robi na ulicy tak późno, całkiem sama? - spytał zniekształcając niektóre słowa i spojrzał nie na moją twarz, a cycki.</div>
<div>
<i>Dobra nasza. Nie pamięta mnie i jest tak pijany, że może nie zapamięta mnie w ogóle. Jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli, będę wolna od tego palanta na stałe. </i></div>
<div>
-Jestem dziwką, nie wiesz? - odpowiedziałam sarkastycznie wyrywając ramie z jego uścisku. Skrzywił się.</div>
<div>
-Och, Annie, powinnaś być milsza, wiesz? Nie boisz się?</div>
<div>
<i>Taki chuj.</i></div>
<div>
-Ciebie miałabym się bać? - uniosłam jedną brew cofnęłam dwa kroki w tył, a następnie odwróciłam i znów zaczęłam iść w stronę domu, od którego dzieliło mnie zaledwie jakieś pięćdziesiąt metrów.</div>
<div>
-Powinnaś. Co, jeśli okazałbym się gwałcicielem i chciał pieprzyć cię w tą okrągłą dupę całą noc? Nie mogłabyś nic zrobić, bo jesteś taka mała i bezbronna... Zrobiłbym z tobą wszystko, czego bym chciał.<br />
Zatrzymałam się i zacisnęłam mocno pięści, żeby przypadkiem jedna z nich nie wylądowała na jego oku, nosie, bądź zębach. Musiałam skupić całą siłę woli, żeby tak się nie stało.<br />
-A jednak się mnie boisz... Wielka szkoda, bo miałem nadzieję, że dostanę chociaż buzi na dobranoc.<br />
-Wiesz co, Biersack?- mruknęłam wykonując półobrót i patrząc wprost w jego błyszczące oczy. - Jesteś dupkiem. I idiotą. Nie chodzi mi o to, że chcę cię obrazić. Nie mam w zwyczaju od tak naskakiwać na ludzi, bez żadnego powodu. Ty jesteś wyjątkiem. Od samego początku irytuje mnie twoja osoba. Nie jesteś panem całego świata! To, że płaskie małolaty na ciebie lecą, nie oznacza jeszcze, że jesteś najcudowniejszym mężczyzną świata. Bo nie jesteś w ogóle mężczyzną. Jesteś na poziomie skretyniałego szesnastolatka z ogromnym ego, a zachowujesz się tak, jakbyś był ponad wszystkim. Myślisz, że każda na ciebie leci, wystarczy, że spojrzysz w jej oczy, albo skomplementujesz? Nie. Powinieneś się wstydzić. A ty wręcz przeciwnie, szczycisz się swoim idiotyzmem - powiedziałam najbardziej jadowitym tonem, na jaki było mnie w tamtej chwili stać i kręcąc swoją "okrągłą dupą" pokonałam ostatnie metry dzielące mnie od domu. Przeskoczyłam przez furtkę, nie przemęczając się jej otwieraniem i wyjęłam z kieszonki klucze. Otworzyłam drzwi od domu i przed wejściem do środka spojrzałam na ulicę.<br />
Stał tam. Z miną zbitego psa patrzył na mnie, a później przeszył mnie na wylot jednym prostym słowem:<br />
-Przepraszam.<br />
<br />
<i>Och, spłonę za to.</i><br />
<br />
Skrzywiłam się, czując na twarzy promienie słońca. Spało mi się zdecydowanie zbyt dobrze, żebym właśnie teraz miała się budzić. Co prawda, nie pamiętam dobrze, gdzie zasnęłam, ale na pewno tutaj będę spała częściej.<br />
O ile nie jest to łóżko Biersacka.<br />
Niechętnie otworzyłam oczy, aby upewnić się, że jestem w swoim domu. Potwierdziło się. Leżałam na mojej ukochanej kanapie, pachnącej motocyklami, szorstkiej i pozszywanej w niektórych miejscach, przykryta kraciastym kocem z łaskoczącymi frędzlami. Było idealnie.<br />
-Gdzieś ty była całą noc?!<br />
BYŁO. BYŁO - czas przeszły. Ja za chwilę też będę tylko w czasie przeszłym.<br />
-Cześć tato - uśmiechnęłam się niewinnie i podniosłam na łokciach. - Byłam u Carolyn. Spokojnie, nic mi się nie stało i nie wróciłam wcale późno. Musieliście wcześnie zasnąć.<br />
-Za karę zrobisz śniadanie - zdecydował Harry, zrywając ze mnie koc. Uśmiechnął się z wyższością i zafalował brwiami. Widząc, że nie mam zamiaru ruszyć mojego "okrągłego tyłka" z kanapy powiedział - Chcesz, żebym ja je zrobił?<br />
Nie musiał mnie więcej przekonywać.<br />
Okej, Harry był świetnym ojcem, ale gotować absolutnie nie potrafił. Mylił przyprawy, nie mówiąc już o jego ciastach, z których można by budować mury obronne. Nawet czołg by się przez nie nie przebił.<br />
Nie minęło pięć minut, a do kuchni przyszedł rozczochrany Oli. Oczywiście, nie raczył się ubrać: paradował w samych bokserkach.<br />
Które były w bałwanki.<br />
Dlaczego ja patrze na jego krocze?<br />
Ratunku.<br />
-Ann, nie gap się z łaski swojej na mojego kutasa, okej? - mruknął zaspanym głosem, czym wyrwał mnie z zamyślenia.<br />
-Nie nazwałeś go jeszcze?- uniosłam jedną brew.<br />
-Nie mam pomysłu na imię - odpowiedział kładąc ręce na moich biodrach i patrząc przez ramię na śniadanie, które robiłam właśnie dla niego.<br />
-Nazwij go Kotek - zaproponowałam odchylając głowę i kładąc ją na jego ramieniu.<br />
-Kotek?<br />
-No wiesz, jak powiesz do dziewczyny, żeby pogłaskała Kotka, nikt nie domyśli się o co chodzi -wyjaśniłam z bananem na twarzy.<br />
-Jesteś chora siostrzyczko - wymruczał mi do ucha. - A teraz szybciej rób mi te tosty, bo padam z głodu.<br />
-Ja jestem chora?- uniosłam jedną brew. - Kto chodzi przy siostrze w gaciach i jeszcze ją wtedy tuli?<br />
-Kto wymyśla imiona dla kutasa własnego brata? - odpyskował.<br />
Wtedy właśnie do kuchni wszedł tata, ubrany w zwężane jeansy, czarną, luźną (przynajmniej na mnie) koszulkę Huntera z autografami oraz sfatygowane trampki, w których chodził od niepamiętnych czasów. Czyżby jeszcze dzisiaj nie musiał iść do pracy?<br />
-Oboje jesteście dziwni. Na szczęście, to nie moja wina, tylko listonosza- zaśmiał się i poczochrał mi włosy, po czym usiadł do stołu, zaraz obok swojego (?) syna. - To jak będzie z tym śniadaniem?<br />
-Musimy poczekać na listonosza. W końcu, robię to śniadanie tacie, tak? - uniosłam jedną brew po czym postawiłam przed Olim placki bananowe z miodem.<br />
Jakby co, tylko to znalazłam w szafce i lodówce. Miód, jajka i banany. Uczta godna rodziny królewskiej.<br />
-Nie zapominaj, że prawdziwym tatą jest ten, który cię wychował, a nie ten, który spłodził.<br />
-Spoko. Kiedyś powiem to swojemu mężowi, gdy będzie się awanturował o zdrady - wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu pełnym satysfakcji i samozadowolenia. - A tak w ogóle, to chyba podpierdzieliłeś mi koszulkę.<br />
-Jest męska - wzruszył ramionami zabierając Oliemu jednego placka, za co, rzecz jasna, dostał łyżką po łapach.<br />
Oni chyba nigdy nie dorosną.<br />
-No ale chciałam ją założyć! To moja ulubiona! Z resztą, nie słuchasz Huntera, więc oddaj, no już.<br />
-Własnemu ojcu każesz się rozbierać?<br />
-Ale ty nie jesteś listonoszem...<br />
Ojciec spojrzał na mnie tak, jakby chciał mi ukręcić łeb. W sumie, pewnie właśnie tego chce. Nie dziwię mu się. Sama też na jego miejscu chciałabym to zrobić.<br />
Zakończyłam smażenie placków dla taty, po czym podałam mu je i nie zważając na ich pytania o treści: "a ty nie jesz?", rozpoczęłam mozolną wędrówkę po drewnianych schodach na górę. W połowie drogi usłyszałam krzyk Olivera:<br />
-Annie! Zamieniłem pokoje! Ty masz ten drugi! <br />
-Ale... Ja chciałam tamten!<br />
-Nie obchodzi mnie, co chcesz! Nie będę spał w babskim pokoju!<br />
<i><br /></i>
<i>Boże, chcę umrzeć już teraz, zanim zabiję tego kretyna na śmierć.</i><br />
<br />
----------------------------------------------------------------------------<br />
Nie rozumiem, o co chodzi z tym bloggerem. Albo nie dodaje komentarzy, albo usuwa rozdziały. Omal nie dostałam zawału, jak zobaczyłam, że to gówno mi się usunęło. </div>
<div>
*błogosławię, że dzięki swojej (nikłej) inteligencji zapisałam go wcześniej w Wordzie*<br />
W każdym razie, miałam też szansę zmienić końcówkę *na całe szczęście, bo chciałam coś jeszcze dopisać*<br />
Także no.<br />
I niedługo nowy. </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-82940806603319322162014-12-30T15:09:00.001+01:002015-04-03T13:10:34.261+02:00Rozdział 2 Instrukcje, jakie podawała mi Carolyn wydawały się z początku dziecinnie proste, do czasu, gdy przyszło mi pokonać pierwszy zakręt. Miałam dojść do parku, a zamiast tego trafiłam.. na plac zabaw, pełen małych, wrednych dzieci, śmiejących się i piszczących na całe gardła.<br />
Zdenerwowana przeszłam brukowana alejką kilkanaście metrów, po czym zatrzymałam się i z ulgą stwierdziłam, że tuż za rogiem czeka na mnie ogromy plac zieleni, wypełniony po brzegi drzewami. Szybkim krokiem pokonałam dzieląca mnie od niego odległość i zwolniłam. Obmacałam wszystkie kieszenie spodni, w końcu natrafiając na telefon i słuchawki. Włączyłam <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Wry9G6rcdQw" target="_blank">jeden z moich ulubionych utworów</a>, szukając wzrokiem małej, różowej kawiarenki, która według Rain miała się znajdować kilka kroków od parku. <br />
Zamiast tego mój wzrok skupił się na dwóch postaciach idących naprzeciwko mnie. Byli to dwaj mężczyźni, ubrani na czarno. Potrzebowałam zaledwie kilku sekund, aby rozpoznać znane mi z wielu fotografii twarze. <br />
Nie, to nie była rosyjska mafia.<br />
Bez zastanowienia podeszłam do nich i wypaliłam prosto z mostu:<br />
-Cześć. Mogłabym prosić o autograf?<br />
Obaj odwrócili się do mnie i zmierzyli spojrzeniem, jakbym była tanią dziwką, która chce im zrobić laskę.<br />
-Jasne - wyszczerzył się do mnie Andrew Biersack, na co odpowiedziałam nieśmiałym uśmiechem.<br />
<i>Cześć. Mogłabym prosić o autograf? </i>Mózgu, serio?<br />
Wyciągnęłam z kieszonki mały notesik, w którym zazwyczaj zapisywałam najtrudniejsze do zapamiętania rzeczy jak pracę domową, czy numery telefonów i otworzyłam na jednej z czystych stron. Na całe szczęście w mojej kieszonce znalazł się również malutki długopis, dzięki któremu nie nudziłam się w samolocie.<br />
Cierpliwie czekałam, aż nabazgrzą w notesiku swoje autografy. Gdy w końcu oddali mi długopis i notes rzuciłam przelotne spojrzenie na ich podpisy i.. numery telefonów.<br />
Mam do nich dzwonić? I co jeszcze?<br />
-Dziękuję.<br />
-Nie widzieliśmy cię tu wcześniej - zagadał Ashley.<br />
-Um.. tak, jestem tu pierwszy dzień - odpowiedziałam bez zastanowienia, bo przecież i tak ich już więcej nie spotkam, prawa? Co mi szkodzi?<br />
-To wszystko wyjaśnia - basista obdarzył mnie figlarnym uśmiechem. To takie żenujące! - Nie przegapiłbym w końcu tak ślicznej dziewczyny. <br />
Nie, nie, Ash wcale nie jest podrywaczem. Nie leci na wszystko co ma cycki. <br />
Dobra, to prawda, ja nie mam cycków.<br />
-Ashley, nie neguj dziewczyny - szturchnął go w ramie Andrew - Jak się nazywasz?<br />
Czuję się jak na pieprzonym przesłuchaniu. To, że mam sentyment do ich zespołu nie znaczy wcale, że będę odpowiadać na każde ich beznadziejne pytanie. Co ja jestem, na policji?<br />
-Anna.<br />
<i>Nie, Ann, wcale nie musisz im odpowiadać na każde banalne pytanie. Ale jesteś pieprzoną grzeczną dziewczynką, córeczką psychologa i czujesz się w obowiązku być kulturalna wobec innych. Jesteś żałosna dziewczyno. Weź się w garść, przestań opieprzać się w myślach i zacznij działać!</i><br />
-Anna.. ładnie - stwierdził blondyn - Jesteś Ukrainką?<br />
<i>Chinką, kurwa jego mać.</i><br />
-Nie. Jestem Polką - odpowiedziałam przenosząc ciężar ciała na druga nogę i starając dać się im jasny znak, że rozmowa z nimi schodzi na zbyt osobiste tory. <br />
Zaraz zaczną się pytać o rozmiar stanika, albo o kolor majtek.<br />
-Dlatego jest taka śliczna - wymruczał pod nosem Ash.<br />
Aha. A-ha.<br />
<div>
Andy spojrzał na niego z politowaniem a później rzucił mi przepraszające spojrzenie. Zauważyłam, że jego wzrok powędrował na moją koszulkę, która, cóż, biorąc pod uwagę fakt, że dostałam ją od moich znajomych na pożegnanie, była bardzo ciekawie przyozdobiona w naszyte serduszka, kwiatki i hasła wyzwalające w starszych paniach chęć zdarcia ze mnie ubrań, jakkolwiek to brzmi.<br />
Zrobiłam krok w bok, postanawiając zakończyć rozmowę z nimi. Jednak, nie byłabym sobą, gdybym po prostu sobie poszła. Wręcz musiałam się odezwać.<br />
-Miło było mi was poznać, chłopaki. I dzięki za autografy.<br />
-Nie ma za co. Może się jeszcze kiedyś spotkamy - puścił mi oczko Biersack.<br />
Wątpię.<br />
Uśmiechnęłam się nieszczerze i odmaszerowałam w swoja stronę. Gdy oddaliłam się od nich o jakieś dwadzieścia kroków, usłyszałam niewyraźny komentarz Purdy'ego:<br />
<div>
-Trochę młoda, ale dupę ma niezłą.</div>
<div>
Bardzo miły i wrażliwy facet, doprawdy.</div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
U Carolyn znalazłam się dwadzieścia minut później. Mieszkała w całkiem pokaźnym bloku na obrzeżach Hollywood, jakieś dwie mile ode mnie. Odszukałam na domofonie nazwisko kuzynki i naciskałam przycisk tak długo, aż przez głośnik nie usłyszałam bardzo głośnego:<br />
-Czego, kurwa jego mać?!<br />
Tak, moja kuzynka jest bardzo kulturalna. Podejrzewam, że tą "przesadną kulturę" nabyła w swojej pracy, jako barmanka w jednym z nocnych klubów. Bo tancerką być nie może, jest stanowczo za brzydka. I zbyt leniwa, żeby wyrobić sobie fajny tyłek.<br />
-Komornik, proszę otworzyć - rozkazałam męskim, szorstkim głosem, który udało mi się wyrobić podczas jednego ze szkolnych przedstawień.<br />
-Annie!!!<br />
Okej, jej krzyk pewnie słyszało caluteńkie osiedle.<br />
-Nie Annie, tylko komornik - zaśmiałam się.<br />
Dosłownie kilka sekund później Caro tuliła mnie w swoich ramionach z siłą przynajmniej dwudziestu facetów. Dupę ma płaską, ale ramiona...<br />
-Tęskniłam za tobą, wiesz? - mruknęła w moje ramie.<br />
Carolyn ma 24 lata, wygląd szesnastolatki a wzrost.. krasnoludka. Mogę bez wahania stwierdzić, że się nie czesze, chociaż jej włosy są o wiele ładniejsze od moich. Długie, blond fale zgrabnie opadające na jej szczupluteńkie plecy.<br />
-No popatrz, a ja za tobą wcale - przytuliłam ją do siebie mocniej. - Za to Oli się stęsknił.<br />
Rain podniosła głowę z mojego dekoltu i spojrzała na mnie, marszcząc brwi.<br />
-Ten debil jeszcze mnie pamięta?<br />
-Nie, Caro, zapomniał, chociaż gadałaś z nim wczoraj przez kamerkę jakieś dwie godziny - powiedziałam sarkastycznie, zastanawiając się, czy tępota kuzynki nie jest czasem wymuszona.<br />
Carolyn wzruszyła jedynie ramionami i złapała za rękę, by pociągnąć do swojego mieszkania. Gdy stanęłyśmy przez drewnianymi drzwiami, olśniło mnie.<br />
-Miałaś po mnie wyjść ty mała suczko!<br />
Rain uśmiechnęła się przepraszająco i wpuściła mnie do mieszkania, które, o dziwo, zdążyła zamknąć.<br />
-Nie zdejmuj butów - mruknęła na wejściu. - Jeśli myślałaś, że posprzątam specjalnie na twoje przyjście, grubo się myliłaś.<br />
Zaśmiałam się i w glanach rozwiązanych do połowy pomaszerowałam za nią do kuchni, pełniącej jednocześnie rolę jadalni, i jak przypuszczam centrum wszystkich spotkań towarzyskich.<br />
-Ładnie masz - stwierdziłam z uznaniem, rozglądając się.<br />
Muszę przyznać, wnętrze urządzone było bardzo.. ładnie. I statycznie. Po Carolyn spodziewałam się głów małych dzieci ponabijanych na patyczki od szaszłyków, przyszpilonych do ściany aktorów porno ociekających krwią, lub, ewentualnie, kręgu narkomanów śpiewających ballady o ziemniakach.<br />
A tu BANG!<br />
Malutkie mieszkanie sprawiało wrażenie o wiele większego, niż w rzeczywistości, dzięki ścianie, która od polowy po sam sufit była przeszklona. Cienkie, białe zasłonki nie zatrzymywały światła, a rozpraszały je ładnie po calutkim salonie. Rzeczą, która najbardziej mi się w nim podobała, była pluszowa, wrzosowa kanapa i kilka puf pasujących do zestawu. Kolor ten ładnie współgrał z jasnoszarymi ścianami i meblami z jasnego drewna, najprawdopodobniej z lipy.<br />
Kuchnia również przypadła mi do gustu. Te same, jasne meble w połączeniu z wrzosowymi kafelkami nad kuchenką i białymi ścianami tworzyły ciekawą całość.<br />
-Nie myśl sobie, że ja wpadłam na pomysł tego wystroju - mruknęła Caro.<br />
Och, jak mogłabym tak pomyśleć?<br />
-Dozorcą tu jest jakaś kobieta po sześćdziesiątce. Wszystkie mieszkania wyglądają podobnie. I nie wolno nic zmieniać, rozumiesz? Sama najchętniej pomalowałabym tu ściany na biało, jedną z nich ewentualnie na czerwono.. Dodała wygodne, czarne fotele i kanapę, w razie gdyby nie chciało mi się iść do sypialni po pracy...<br />
-Albo gdybyś rozbierała faceta tak szybko, że doszedłby już w przedpokoju - wymruczałam falując brwiami w zabawny sposób, po czym puściłam do niej oczko.<br />
Rain zmierzyła mnie od góry do dołu, po czym swoje zabójcze spojrzenie przeniosła na moją twarz. Uśmiechnęła się głupkowato i próbując powstrzymać się od śmiechu wyszeptała:<br />
-Lepiej uważaj, Evans, bo zaraz rozbiorę i ciebie.<br />
Dopiero teraz przyjrzałam się dokładniej jej oczom. w jasnym świetle wyglądały.. ślicznie. Tęczówka przy samych krawędziach przybierała odcień butelkowej zieleni, która z nagła przechodziła w seledyn. Źrenicę za to otaczała piwna obwódka. Moja wujeczna siostra ma ładne oczy, a ja jestem w stanie to przyznać. Co się ze mną dzieje?<br />
-Już dobrze, Rain. Tylko żartuję - powiedziałam ugodowo.<br />
Caro roześmiała się i walnęła mnie lekko w ramię, by następnie wrócić do gorączkowego poszukiwania w szafce czegoś, co nie byłoby nadgryzione, przeterminowane, lub mięsne. W końcu ze zwycięską miną położyła na blacie opakowanie ciastek z karmelem, a następnie czekoladki z alkoholem.<br />
Usiadłyśmy przy stole, popijając herbatę i co chwila podgryzając ciastka, które udało nam się zgrabnie połączyć z czekoladkami,<br />
-A tak w ogóle, co u twoich rodziców? - spytała Carolyn.<br />
-Mama słabo zniosła fakt, że też postanowiłam wyjechać już teraz. Dobrze, że Sue z nią została, bo chyba by sobie nie poradziła sama z babcią. Oprócz tego raczej wszystko okey. Ojciec jak to ojciec. Odkąd dowiedział się, że zdobył tą pracę, przestał całkowicie pić i jest całkiem znośny - wzruszyłam ramionami, po czym zapytałam: -A co u wujka i cioci?<br />
Blondynka zawahała się i przygryzła wargę. Po chwili cichym, wypranym z emocji głosem powiedziała:<br />
-Z matką nie rozmawiałam od dłuższego czasu. Z ojcem widziałam się dobry miesiąc temu. Nadal nie chcą mi wybaczyć tej pracy, chociaż sami kazali mi się usamodzielnić. Czego innego miałam się niby złapać bez studiów? Tak przynajmniej mam pewną pracę przez kilka lat i spore napiwki za chodzenie w krótkich spódniczkach i wydekoltowanych bluzkach. Z resztą mniejsza. Odkąd wzięli rozwód, czasami mogę z jednym z nich porozmawiać bez ciągłego krzyku. Za to ojciec nieźle się wpienił, bo teraz w praktycznie każdym mailu, aktualnym prawku, dowodzie i paszporcie ma wpisane jej nazwisko. Nie wiem, jaki facet zgadza się przyjąć nazwisko żony? - ostatnie zdanie wypowiedziała żartem, a ja poczułam się niezręcznie.<br />
Przez chwilę między nami panowała cisza.<br />
-Jak podoba ci się w Mieście Aniołów? - spytała po dłuższej chwili.<br />
-Jeszcze mało widziałam, wiesz? Ale jak do tej pory najbardziej podoba mi się moja kanapa, te boiska do kosza i siatki obok parku i szkoła do której mam chodzić.<br />
Rain zmarszczyła brwi.<br />
-Już zdążyłaś polecieć do szkoły, kujonie?<br />
Prychnęłam z udawaną złością.<br />
-Widziałam ją w internecie, łajzo.<br />
-Oczywiście. Z przyjemnością będę patrzyła, jak zaczniesz zapierdalać po ulicach w obciachowym mundurku.<br />
-Gdybyś chodziła chociaż do liceum, wiedziałabyś, że mundurki są obowiązkowe tylko na ważnych apelach, czyli dwa, trzy razy do roku- odpyskowałam bez zastanowienia.<br />
-I tak jestem mądrzejsza od ciebie, wiesz?<br />
I tu mnie ta małpa ma.<br />
-Nie mogę o tym wiedzieć, bo przecież nie jesteś ode mnie mądrzejsza. Więc jeśli wiedziałabym tylko takie bzdury, nie można by było uznać mnie za mądrą, bo moja wiedza byłaby oparta na kłamstwach.<br />
Carolyn przyjęła wyraz twarzy debila i przekrzywiła głowę, analizując moje słowa.<br />
-Ja pierdolę, Evans, od kiedy ty potrafisz na wszystko odpyskować z sensem?<br />
Wzruszyłam ramionami i posłałam jej buziaka, od którego w zabawny sposób próbowała się odpędzić.<br />
Brakowało mi jej przez te pięć lat. Bardzo.<br />
Przegadałyśmy chyba kilka godzin. Nie zorientowałam się nawet, kiedy zrobiło się ciemno. Gdy w końcu, po pięciu minutach gapienia się w okno zrozumiałam, że zapadł zmrok, zerwałam się z krzesła tak szybko, jakby parzyło mnie w tyłek.<br />
-Carolyn, muszę lecieć. Ojciec skróci mnie o głowę, za włóczenie się w nocy w mieście, w którym jestem pierwszy dzień.<br />
Rain wstała i przytuliła mnie.<br />
-Przynajmniej wtedy będziemy równego wzrostu. No, prawie - mruknęła.<br />
Uśmiechnęłam się lekko, a Caro zrobiła nadąsaną minę.<br />
-Twój niski wzrost czasami jest całkiem przydatny.<br />
-Niby w czym? - uniosła swoją ciemną, idealnie wyregulowaną brew.<br />
-Nie musisz klękać do robienia laski.<br />
-Evans!!!<br />
Zaśmiałam się i czym prędzej naciągnęłam sweter, którym do tej pory byłam przewiązana w pasie. Ucałowałam nerwusa w policzek i otworzyłam drzwi, mówiąc przy tym:<br />
-Dobranoc, kruszynko.<br />
<br />
--------------------------------------------------------------------------------------------<br />
Może już zauważyliście, że będą "małe" zmiany, co do mentalności bohaterów. W każdym razie, w nocy zaplanowałam wszystko aż do.. 16 rozdziału i powiem Wam, że zaskoczyłam samą siebie.<br />
Love story to przeszłość.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-4025315949108476177.post-55490004422690244512014-12-28T13:58:00.003+01:002015-04-03T13:10:20.967+02:00Rozdział 1 Poczułam się jak wielkolud, stojąc w progu swojego pokoju. Wróć. To już przestał być mój pokój.<br />
Odkąd miesiąc temu dowiedziałam się, że wyjeżdżamy, starałam się psychicznie przygotować na tą chwilę. Niestety, wszystkie stracone na to dni na nic się nie zdały. W mojej głowie co sekundę przewijały się wspomnienia z ostatnich kilku lat. Pierwszy, dosyć nieudolny pocałunek... z przyjaciółką, w ramach zakładu z kolegami z gimnazjum. Nieprzespane noce na dywanie razem z psem chorym na nowotwór.. Godziny nauki i ucieczki przez okno.<br />
Nic więcej już się nie powtórzy. To koniec. Definitywny.<br />
Wyjeżdżam do Los Angeles. Mój ojciec, Harry, psycholog od siedmiu boleści dostał tam ofertę pracy "nie do odrzucenia". Ta. Gówno prawda.<br />
Wyjeżdżamy z Polski z jednego, oczywistego powodu. Tutaj nie ma zapotrzebowania na psychologów. Chory kraj zdrowych ludzi, ot co.<br />
Fakt, że mój ojciec jest Anglikiem wcale nie działa na naszą korzyść. Ludzie nie chcą mu zaufać, bo nie ma toku myślenia Polaka. Jest zbyt otwarty na wszystko. Podobno. Ja twierdzę zupełnie inaczej.<br />
-Annie! Chodź już, niedługo mamy samolot!- krzyknął Oliver, mój brat.<br />
Żeby tylko.<br />
Tak naprawdę wątpię, że Oli jest moim bratem. Już prędzej ufoludkiem. Różnimy się od siebie w każdym calu, jednak rozumiemy i wspieramy jak żadne inne.. rodzeństwo? Załóżmy, że jesteśmy tym rodzeństwem.<br />
Oliver... Jest przystojny, to muszę mu przyznać. Z całej naszej trójki, bo mam jeszcze siostrę Sue, której nie uznaję i się do niej nie przyznaję, odkąd z pełną premedytacją i chęcią zdenerwowania mnie na moich oczach dorysowała na moich ulubionych plakatach wąsy, a na tych, na których owych wąsów nie dało narysować napisała "kocham Justina Biebera!!!" Dzięki Bogu, że ta blond wiedźma nie jedzie z nami!<br />
Wracając do Olivera... Owszem, urodę ma, ale cała inteligencja przelała się na mnie. Mimo tego i tak wszystkie laski lecą właśnie na niego.<br />
-Annie!<br />
-Idę, idę!<br />
Westchnęłam cicho i omiotłam wzrokiem granatowe ściany oraz drewniane meble. Będzie mi tego brakowało.<br />
Złapałam sportową torbę, która ważyła pewnie dwa razy więcej niż ja i przewiesiłam ją przez ramię. Uregulowałam pasek tak, aby torba wpasowała się w moje, co tu kryć, pokaźne wcięcie w talii i zeszłam na dół po ciemnych, drewnianych schodach.<br />
-Ileż można czekać, co?- upomniał mnie Harry i przeczesał palcami swoją blond czuprynę.<br />
-Mogłam dłużej- wzruszyłam ramionami i podeszłam do Renaty, młodej... kiedyś młodej matki. -Będę tęskniła mamo.<br />
Wspomniałam już, że moja matka też nie jedzie? Nie? No więc ona i Sue zostają tutaj. Mają zająć się chorą babcią. Wyjeżdżamy tylko ja, Oliver i ojciec. Dlaczego? To bardzo proste.<br />
Oliver, jako "niezależny młody mężczyzna" rzucił studia. W Ameryce podobno dostanie się na o wiele lepsze. Ja za rok kończę liceum i również zamierzam studiować w Ameryce. Angielski znam perfekcyjnie, bo był jednym z dwóch uniwersalnych języków w domu.<br />
-Będę tęsknić mała.<br />
Matka przytuliła mnie mocno i ucałowała w policzek, na co uśmiechnęłam się. Pożegnanie z Sue nie było już tak wylewne. Powiedziałyśmy sobie krótkie "cześć". I tyle.<br />
<br />
Siedziałam na lotnisku, obrażona na cały świat. Zostawili mnie samą, a sami poszli.. cholera wie gdzie. Tak więc rozplątałam czarne słuchawki i włożyłam je do uszu, ustawiając na pełną głośność I Love Rock N Roll, jedną z moich ulubionych piosenek. Rozejrzałam się jeszcze raz za tymi dwoma kretynami, ale zapadli się pod ziemię.<br />
Dobrze, więcej żarcia samolotowego dla mnie.<br />
Nagle.. ktoś zakrył mi oczy.<br />
Gwałciciel? Pedofil? Sadysta? A może Oliver? Nie wiem, co gorsze.<br />
-Nie pożegnałaś się ze mną młoda. Ładnie to tak?<br />
Na dźwięk głosu przyjaciela mojego brata i jednocześnie mojego dobrego kumpla, zerwałam się z krzesła i rzuciłam mu na szyję.<br />
-Maciek, pedale!- mruknęłam uwieszona na nim niczym leniwiec na gałęzi.<br />
Ej, dobre porównanie! w końcu jestem leniem, a ten debil jest chudy jak patyk!<br />
Chłopak objął mnie mocno, nie pozwalając spaść z wysokości.. może dziesięciu centymetrów.<br />
-To że nie będziemy się widzieć przez miesiąc nie oznacza, że możesz sobie wyjechać bez słowa- zaśmiał się i postawił mnie na ziemi.<br />
Ubrany był w czarny sweter z dekoltem w serek i powycierane jeansy. Na nogach miał znoszone trampki, w których zazwyczaj graliśmy w kosza i siatkę. Włosy jak zwykle ułożone były w "artystyczny rozpierdol", jak to pięknie ujmował.<br />
Maciek był w wieku Olivera. Znali się od podstawówki. Często żartobliwie nazywałam ich gejami, bo wszędzie chodzili razem, nawet do kibla.<br />
-Czekaj, jak to, miesiąc?- uniosłam jedną brew i spojrzałam na niego.. z dołu, jakkolwiek to brzmi.<br />
-Oliver ci nie mówił?- pokręciłam głową - Jadę do LA na roczną wymianę.<br />
Byłam ucieszona jak malutkie dziecko. Chciało mi się, skakać, piszczeć, śmiać się.. Zamiast tego rzuciłam się mu za szyję (znowu) i mocno przytuliłam (znowu).<br />
-Chyba się cieszysz- zaśmiał się.<br />
-Nawet nie wiesz jak bardzo.<br />
Moje nogi znów zwisały w powietrzu, a ja wesoło nimi machałam, starając się omijać nogi Maćka, żeby nie uszkodzić ich glanem.<br />
-Będzie mi ciebie brakowało, skrzacie- wyplątał się z mojego żelaznego uścisku i pogłaskał po policzku. Jak na faceta miał bardzie delikatne dłonie.<br />
-W końcu od ciebie odpocznę matole - uśmiechnęłam się z ulgą i przestąpiłam z nogi na nogę.<br />
Maciek pokręcił nosem i wytargał mnie za policzki, jak to zwykła robić moja babcia. To był (na moje nieszczęście) też i jego zwyczaj.<br />
-Jeszcze będziesz za mną tęskniła.<br />
-Nie mam powodów.<br />
-Nie masz?<br />
Uniosłam jedną brew i przyjrzałam mu badawczo. Coś zmieniło się w jego postawie. Był jakby.. zdenerwowany.. zasmucony? Cholera go wie.<br />
W końcu uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego ciepło. Ujęłam jego twarz w dłonie i przyciągnęłam do siebie tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.<br />
-Więc na co czekasz? Pocałuj mnie w końcu.<br />
Mój mózg chyba źle rozumie pojęcie wakacji. To przerwa od nauki, nie od myślenia.<br />
Szkoda tylko, że wpadłam na to w momencie, gdy nasze usta były połączone w czymś na kształt orgii. W sumie, nie wiem, jak to określić. Maciek całował lepiej, o wiele lepiej niż.. niż wszyscy inni. Brał mnie ustami. Dosłownie. Byłam gotowa oddać mu się w każdej chwili. Wplotłam palce w jego włosy i lekko pociągnęłam. Zamruczał.<br />
Oderwaliśmy się od siebie po kilkudziesięciu sekundach.<br />
-Muszę przyznać, Ann, nie jesteś taka okropna jak myślałem.<br />
<br />
Lot samolotem, to najgorsze co mnie do tej pory spotkało. Środkowe miejsce w środkowym rzędzie, pomiędzy staruszką rozwiązującą krzyżówkę a facetem z większymi cyckami niż ja, który po dwóch godzinach zasnął na moim biednym ramieniu i oślinił je..<br />
<div>
Pani babcia mimo wszystko okazała się być bardzo miłą staruszką, która w Polsce miała jedynie przesiadkę. Przez dobre dwie godziny rozmawiałyśmy jak "równy z równym". Później babcia zasnęła, a ja zaczęłam czytać książki, które, mimo tego, że były całkowicie oklepane, zaciekawiły mnie. w przeciągu prawie dziewiętnastu godzin, które spędziłam w samolocie przeczytałam około... trzech obowiązkowych lektur..</div>
<div>
Nie wiem co się ze mną dzieje, ale chyba staję się przykładną uczennicą.</div>
<div>
W wakacje.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Gdyby ktokolwiek mi powiedział, że będę cieszyła się jak malutkie dziecko po wyjściu z samolotu, wyśmiałabym go. Teraz jednak niemalże sfrunęłam (ho, ho, jaka ja zabawna) na ziemię i w tempie ekspresowym znalazłam Harry'ego i Oliego.</div>
<div>
-To jak? Jedziemy do domu?<br />
Ojciec zmierzył mnie wzrokiem:</div>
<div>
-Myślałem, że spytasz kiedy mamy lot powrotny- zaśmiał się i poczochrał mi włosy. </div>
<div>
Zawsze tak robił, gdy byłam malutka. To była nasz dawna.. pieszczota. Nigdy mi to nie przeszkadzało. Właściwie, nawet śmieszyło.</div>
<div>
Po prawie godzinie znaleźliśmy się w końcu pod domkiem. Zmierzyłam wzrokiem kremowy dom z czterospadowym dachem. Nie wyglądał najgorzej, jednak to nie był typ budynku, w którym chciałabym mieszkać. Wolałam domy z tajemnicą. Stare, drewniane, przytulne..</div>
<div>
Nie ceglaki.</div>
<div>
Mimo wszystko z optymistycznym nastawieniem weszłam do środka. to, co tam zobaczyłam przerosło moje oczekiwania w znacznym stopniu.</div>
<div>
Po wyjściu z ciemnego przedpokoju pełnego obrazów przedstawiających martwą naturę przeszłam do kremowo-białego salony, połączonego z kuchnią. W rogu znajdowała się brązowa, skórzana kanapa. I to nie taka prosto z salonu, z wymuskanym skajem. Nie, nie. Prawdziwa skórzana kanapa, zachęcająca do spania na niej i robienia wielu innych rzeczy.. Odwrócona była w stronę ceglanego kominka z półką z ciemnego drewna. Obok stał pasujący stół, za nim regał.</div>
<div>
Wbiegłam na górę po schodkach, przeskakując od razu po dwa na raz i wparowałam do pierwszego lepszego pokoju. Zamurowało mnie. Balkon z przeszklonymi drzwiami, spore okno.. wszystko okalały bordowe ciężkie zasłony, dopasowane do koloru ścian. Na środku stało łóżko z drewnianymi wysokimi nóżkami, obok komoda i szafa. Na podłodze leżał czarny, przyjemny w dotyku dywan.</div>
<div>
-Zajmuje ten!- wrzasnęłam ile sił w płucach, po czym rzuciłam torbę w kąt, modląc się, by nie pękła w szwach.</div>
<div>
Zbiegłam na dół i trafiłam prosto w ramiona ojca.</div>
<div>
-Tato, ja lecę do Carolyn. Wyjdzie po mnie, także się nie martw. Przeżyję- powiedziałam na jednym oddechu.</div>
<div>
-Ale wróć w miarę...</div>
<div>
Nie czekałam na dalszą wypowiedź Harry'ego. Wystrzeliłam z domu jak z procy i..</div>
<div>
I to by było na tyle..</div>
<div>
<br /></div>
<div>
------------------------------------------------------------------------------------------------</div>
<div>
Poprawiłam!!</div>
<div>
Miłego czytania.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02162900698031592551noreply@blogger.com8