niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 15

Wiecie co? Jak mnie najdzie wena, to poprawię i czternasty, będzie bardziej składny. Jak już mi się to uda, poinformuję was niezwłocznie.
WAŻNE OGŁOSZENIE NA SAMYM DOLE
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dylan, master wszystkich imprez i mistrz podrywu, jak go pieszczotliwie określaliśmy, wpadł do mnie zaraz po południu z propozycją wyjścia na boisko. Ignorując mój głośny sprzeciw, zwlókł mnie z kanapy siłą i niemal wyniósł z domu, zanim udało mi się wybłagać chociażby szansę na przebranie się z okropnie niewygodnych wąskich spodni i białej koszuli, których nie zdążyłam zdjąć po egzaminie z historii, który swoją drogą poszedł mi całkiem nieźle. Przebrana w wygodne, krótkie spodenki i jasną koszulkę zgodziłam się w końcu dobrowolnie opuścić dom.
Dzień był ciepły i słoneczny. Promienie słońca przebijające się przez korony drzew przyjemnie łaskotały moją twarz, gdy w ciszy przemierzaliśmy jedną z parkowych alejek.
W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce.
Na boisku znajdowały się zaledwie trzy osoby. Matt, James i Bruce wygodnie opierali się o siatkę i podawali sobie piłkę, starając się z odległości rzucić do kosza, co w większości się im udawało. Przez chwile byłam pod wrażeniem ich umiejętności, a później stwierdziłam, że, hej, przecież też tak umiem! I przestałam być pod wrażeniem.
Podeszliśmy bliżej nich, starając się, jako tako, nie sprawiać wrażenia zdezorientowanych całą sytuacją. W końcu na boiskach zwykle roiło się od dzieciaków, a teraz były puste.
-Cześć- powiedziałam od niechcenia, rzucając Rose'owi obojętne spojrzenie.
Można powiedzieć, że po tym, co stało się w jego sypialni, nasze stosunki skomplikowały się jeszcze bardziej. Z zauroczonych w sobie dzieciaków zmieniliśmy się w obrażalskie nastolatki, których nijak nie da się pogodzić. Tak, cóż, widocznie nasza "przyjaźń" od początku nie miała sensu, a moje zauroczenie jak zwykle okazało się tylko bezsensowym pragnieniem posiadanie bliskiej osoby.
-Ta, cześć. - odburknął, zabierając piłkę z rąk Jamesa i wstając ze swojego miejsca, żeby wykonać perfekcyjny wsad z dwutaktu.
-Co mu się stało? - spytał półgłosem Dylan, marszcząc brwi i kątem oka patrząc na Rose'a z autentyczną troską.
-Skąd my to mamy, kurwa, wiedzieć? - skontrował Bruce, zakładając ramiona na kolana i marszcząc ze zirytowaniem ciemne brwi.
-No nie wiem, może stąd, że macie z nim najlepszy kontakt?
Wymieniali się pytaniami jeszcze przez prawie dwie minuty, w czasie których Matt zdążył dwa razy rzucić za trzy, wykonać wsad i podejść do mnie z piłką pod pachą i pytaniem:
-O czym oni znowu pieprzą?
Spojrzałam na niego spod rzęs i wzruszyłam teatralnie ramionami, próbując przekazać, że mało obchodzą mnie tematy tych dwóch awanturników.
-dobra, Ann, koniec tych dziwnych zagrywek, nie możemy być na siebie wiecznie obrażeni, nie? - sapnął, druga ręką rozmasowując kark. - To był jeden głupi wyskok, miałem kaca, nie myślałem co robię. Nie obrażaj się na mnie - szturchnął mnie lekko w bok, na co, zirytowana, przewróciłam oczami i odsunęłam się o pół kroku w bok.
Nie sądziłam, że gdy to głupie zauroczenie minie, Matt stanie się dla mnie zupełnie obojętny, tak, jakby w ogóle nie istniał.
-Czy ja wyglądam na obrażoną? - sarknęłam, zakładając ręce i rzucając ukradkowe spojrzenie chłopakom, którzy, niezrażeni obecnością Rose'a, nadal dyskutowali na temat jego osoby. Debile.
Debile, ale i tak ich lubię,
-Tak, Ann, wyglądasz na obrażoną. I to bardzo obrażoną. Przestań zachowywać się jak dziecko, gdybyś nie była taką cnotką, do niczego by nie doszło.
-Gdybyś nie był takim napalonym idiotą, do niczego by nie doszło - warknęłam, obracając się tak, by stać z nim twarzą.. w klatę. Nie, nie jestem niska, on jest, kurde, za wysoki.
Rose uśmiechnął się z kpiną, wypuszczając piłkę i zakładając ręce na piersi. spojrzał na mnie wzrokiem przesyconym politowaniem.
-Myślisz, że dlaczego jest wokół ciebie tylu facetów? Większość chce cię tylko przelecieć.
-Ja nie chcę jej bzyknąć!- nie zgodził się Jamie, wstając i podchodząc do nas. - Bez obrazy, Evans, ale wolę niskie, starsze blondynki, nie spełniasz standardów. - Poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu i uśmiechał pokrzepiająco.
-Nie ma sprawy, James, ty też nie jesteś w moim typie.
Okej, kłamałam. James był bardzo w moim typie, najbardziej z nich wszystkich, ale na równi z Bruce'm.  Lubiłam, bardzo lubiłam to charakterystyczne połączenie zielonych, wesołych oczu, brązowych włosów sięgających ramion i rozbrajającego uśmiechu, który od niedawna na stałe przykleił się do jego ust. Wszyscy wiedzieliśmy czemu - masz kochany Jamie znalazł dziewczynę, w której był bezgranicznie zakochany, toteż spędzał z nią sporo czasu.
Ale o kumplach (i mnie!) nie zapominał.
-No. Skoro sprawę mamy wyjaśnioną, to możemy grać, huh? - krzyknął Dy, podbiegając i w niemożliwie niskim skłonie zgarniając piłkę z ziemi. - Dzielimy się na składy, czy tak jak ostatnio, każdy pracuje na siebie?
Wybraliśmy druga opcję i zaczęliśmy grę.

Tego samego wieczoru na wymianę miał przyjechać Maciek. Jak ustaliliśmy wcześniej, ten weekend miał spędzić u nas, a w poniedziałek rano pojechać do rodziny chłopaka, który wybrał się do Polski.
Tak więc, o godzinie pieprzonej jedenastej, siedziałam na lotnisku, popijając kawę z cudownego, bo bezpłatnego, automatu i czekając, aż Maciek uwinie się z odprawą.
Powoli sącząc napój o smaku styropianu, obserwowałam ludzi przewijających się w zastraszającym tempie przez halę odlotów. Biegali, truchtali, machali torbami, gubili dzieci, a ja, pośrodku tego wszystkiego, śmiałam się z nich w duchu.
-O której on miał być? - zapytałam Oliego, przekazując w jego ręce ciepły kubek.
-Godzinę temu. Pewnie debil pomylił samoloty, czy coś- westchnął, biorąc łyka i krzywiąc się nieznacznie - Wiem, czemu ta kawa jest darmowa. Gdyby nie była, nikt by za nią nie zapłacił.
Parsknęłam śmiechem, opierając przedramiona na kolanach i wypatrując w tłumie  wysokiego szatyna, jednak, jak na złość, nie było ani jednego.
Westchnęłam, odpychając się lekko dłońmi od kolan i opierając wygodnie (o ile to możliwe)  o oparcie czerwonego, plastikowego krzesełka.
Dopiero po niespełna godzinie, wśród ludzi wypatrzyłam kogoś, kto chociaż odrobinę przypominałby Nowaka. Wstałam i szturchnęłam w ramię przysypiającego brata, po czym na zesztywniałych nogach pomaszerowałam najpierw do kosza, żeby wyrzucić kubek, a później w stronę chłopaka.
Im bliżej byłam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to jednak nie on. Już miałam się odwrócić i z powrotem zając miejsce na niewygodnym krzesełku, kiedy uśmiechną się w bardzo znajomy sposób i podszedł do mnie szybko, łapiąc  objęcia i mrucząc:
-W tych jasnych ciuchach i opaleniźnie prawie cię nie poznałem, Evans. Wyglądasz jak ekskluzywna prostytutka.
-Dzięki - zaśmiałam się, mocniej zaplatając ramiona na jego szyi - I co tak długo? Siedzimy tu dobre dwie godziny i czekamy na ciebie!
-Umh, jeszcze w Warszawie mieliśmy drobne opóźnienia i tak jakoś wyszło - uśmiechnął się i klepnął mnie lekko w plecy. - No, koniec tych czułości, dusisz mnie, Ann.
-Zaraz - odburknęłam, z twarzą wtuloną w jego bluzę.
Tylko czekam na jego reakcję na temperaturę panująca na dworze.
Trzy minuty później udało mi się od niego odkleić, głównie ze względu na to, że w tym czasie Oliver zdążył do nas przyjść i poinformować, że idziemy, zanim wszystkie taksówki  nam uciekną.
Tak więc, w minutę zebraliśmy się i opuściliśmy lotnisko, trafiając prosto w żar, który  tak panował, mimo późnej pory.
-Ile tu kurwa jest, trzydzieści stopni? - sapnął Maciek, natychmiast zdejmując bluzę i przewiązując się nią w pasie.
-Osiemdziesiąt pięć w stopniach Fahrenheita - uśmiechnęłam się, patrząc na tablicę umieszczoną na jednej ze ścian monstrualnego, pięciokątnego, białego budynku.
-Ile?!
-W przeliczeniu trzydzieści - wyjaśnił Oliver, szukając wzrokiem wolnej taksówki. - Idziemy - zdecydował w końcu, szybkim krokiem ruszając na skos przez parking.
Rzuciliśmy sobie z Maćkiem znaczące spojrzenie, pędem ruszając za moim bratem i potykając się o swoje nogi.
Zapowiada się ciekawy weekend.

W domu byliśmy około pierwszej - ja i Oliver niemal zasypialiśmy pijąc herbatę w kuchni, za to Maciek, cholera, tryskał energią i nie mógł znaleźć dla siebie miejsca.
-Mógłbyś posadzić gdzieś tę dupę? Nie mogę się skupić na patrzeniu w przestrzeń - ziewnęłam, podnosząc głowę ze stołu i patrząc na zdezorientowanego Nowaka.
Ten posłusznie usiadł na jednym z krzeseł i rzucił nam wesołe spojrzenie.
-Wy już zmęczeni? Ludzie, jest wcześnie!
-Zobaczymy co powiesz jutro jak obudzę cię o siódmej rano, kurwo - ostudził jego zapał Oliver, zakładając ręce na swoje ramiona i powoli masując je.
Nowak udał oburzonego i przyłożył Oliemu pięścią w ramię. Mój brat rzucił mu mordercze spojrzenie.
-A ja proponuję iść spać- uśmiechnęłam się i wstałam, omal nie przewracając kubka i krzesła. Zaklęłam cicho, przytrzymując naczynie.
Wolałam zapobiec temu, co mogłoby się stać, jeśli jeden wyprowadziłby drugiego z równowagi, więc po prostu pociągnęłam obu za koszulki, dając znać, że mają iść za mną.
Po krótkiej kłótni, spowodowanej tym, że nikomu nie chciało się wcześniej wychodzić na dwór, żeby zabrać pościel która się tam wietrzyła, postanowiliśmy dzisiaj spać na podłodze w moim pokoju. We trójkę. Dwóch chłopaków i jedna ja.
Chryste.
Po szybkim prysznicu, znieśliśmy do pokoju koce i kołdry, układając je na podłodze. Na takim prowizorycznym posłaniu położyliśmy się (ja z brzegu, daleko od nich) i, mówiąc wprost, zasnęliśmy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------
gra wstępna trwa, później czeka was ostra akcja
Dobry wieczór! kto się stęsknił? Widzę las rąk (ten sarkazm)
Nonono. Koniec zajebanego miesiąca, będę zaglądała tu częściej. Rozdział napisałam, przyznam się bez bicia, wczoraj i dziś.
Tyle pomysłów, tak mało czasu/
i co tu jeszcze.. a tak

WAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNEWAŻNE

zepsułam komputer, więc większość rozdziałów, krótko mówiąc, poszła się jebać. Na laptopie pisać nie umiem. No. Więc będą opóźnienia, na pewno błędy i parodie tego, co miało być.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

REKLAMA:
polecam wszystkim, których nie boli czytanie ze zrozumieniem

rassysfanfics.blogspot.com