wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 2

Instrukcje, jakie podawała mi Carolyn wydawały się z początku dziecinnie proste, do czasu, gdy przyszło mi pokonać pierwszy zakręt. Miałam dojść do parku, a zamiast tego trafiłam.. na plac zabaw, pełen małych, wrednych dzieci, śmiejących się i piszczących na całe gardła.
Zdenerwowana przeszłam brukowana alejką kilkanaście metrów, po czym zatrzymałam się i z ulgą stwierdziłam, że tuż za rogiem czeka na mnie ogromy plac zieleni, wypełniony po brzegi drzewami. Szybkim krokiem pokonałam dzieląca mnie od niego odległość i zwolniłam. Obmacałam wszystkie kieszenie spodni, w końcu natrafiając na telefon i słuchawki. Włączyłam jeden z moich ulubionych utworów, szukając wzrokiem małej, różowej kawiarenki, która według Rain miała się znajdować kilka kroków od parku.
Zamiast tego mój wzrok skupił się na dwóch postaciach idących naprzeciwko mnie. Byli to dwaj mężczyźni, ubrani na czarno. Potrzebowałam zaledwie kilku sekund, aby rozpoznać znane mi z wielu fotografii twarze.
Nie, to nie była rosyjska mafia.
Bez zastanowienia podeszłam do nich i wypaliłam prosto z mostu:
-Cześć. Mogłabym prosić o autograf?
Obaj odwrócili się do mnie i zmierzyli spojrzeniem, jakbym była tanią dziwką, która chce im zrobić laskę.
-Jasne - wyszczerzył się do mnie Andrew Biersack, na co odpowiedziałam nieśmiałym uśmiechem.
Cześć. Mogłabym prosić o autograf? Mózgu, serio?
Wyciągnęłam z kieszonki mały notesik, w którym zazwyczaj zapisywałam najtrudniejsze do zapamiętania rzeczy jak pracę domową, czy numery telefonów i otworzyłam na jednej z czystych stron. Na całe szczęście w mojej kieszonce znalazł się również malutki długopis, dzięki któremu nie nudziłam się w samolocie.
Cierpliwie czekałam, aż nabazgrzą w notesiku swoje autografy. Gdy w końcu oddali mi długopis i notes rzuciłam przelotne spojrzenie na ich podpisy i.. numery telefonów.
Mam do nich dzwonić? I co jeszcze?
-Dziękuję.
-Nie widzieliśmy cię tu wcześniej - zagadał Ashley.
-Um.. tak, jestem tu pierwszy dzień - odpowiedziałam bez zastanowienia, bo przecież i tak ich już więcej nie spotkam, prawa? Co mi szkodzi?
-To wszystko wyjaśnia - basista obdarzył mnie figlarnym uśmiechem. To takie żenujące! - Nie przegapiłbym w końcu tak ślicznej dziewczyny.
Nie, nie, Ash wcale nie jest podrywaczem. Nie leci na wszystko co ma cycki.
Dobra, to prawda, ja nie mam cycków.
-Ashley, nie neguj dziewczyny - szturchnął go w ramie Andrew - Jak się nazywasz?
Czuję się jak na pieprzonym przesłuchaniu. To, że mam sentyment do ich zespołu nie znaczy wcale, że będę odpowiadać na każde ich beznadziejne pytanie. Co ja jestem, na policji?
-Anna.
Nie, Ann, wcale nie musisz im odpowiadać na każde banalne pytanie. Ale jesteś pieprzoną grzeczną dziewczynką, córeczką psychologa i czujesz się w obowiązku być kulturalna wobec innych. Jesteś żałosna dziewczyno. Weź się w garść, przestań opieprzać się w myślach i zacznij działać!
-Anna.. ładnie - stwierdził blondyn - Jesteś Ukrainką?
Chinką, kurwa jego mać.
-Nie. Jestem Polką - odpowiedziałam przenosząc ciężar ciała na druga nogę i starając dać się im jasny znak, że rozmowa z nimi schodzi na zbyt osobiste tory.
Zaraz zaczną się pytać o rozmiar stanika, albo o kolor majtek.
-Dlatego jest taka śliczna - wymruczał pod nosem Ash.
Aha. A-ha.
Andy spojrzał na niego z politowaniem a później rzucił mi przepraszające spojrzenie. Zauważyłam, że jego wzrok powędrował na moją koszulkę, która, cóż, biorąc pod uwagę fakt, że dostałam ją od moich znajomych na pożegnanie, była bardzo ciekawie przyozdobiona w  naszyte serduszka, kwiatki i hasła wyzwalające w starszych paniach chęć zdarcia ze mnie ubrań, jakkolwiek to brzmi.
Zrobiłam krok w bok, postanawiając zakończyć rozmowę z nimi. Jednak, nie byłabym sobą, gdybym po prostu sobie poszła. Wręcz musiałam się odezwać.
-Miło było mi was poznać, chłopaki. I dzięki za autografy.
-Nie ma za co. Może się jeszcze kiedyś spotkamy - puścił mi oczko Biersack.
Wątpię.
Uśmiechnęłam się nieszczerze i odmaszerowałam w swoja stronę. Gdy oddaliłam się od nich o jakieś dwadzieścia kroków, usłyszałam niewyraźny komentarz Purdy'ego:
-Trochę młoda, ale dupę ma niezłą.
Bardzo miły i wrażliwy facet, doprawdy.

U Carolyn znalazłam się dwadzieścia minut później. Mieszkała w całkiem pokaźnym bloku na obrzeżach Hollywood, jakieś dwie mile ode mnie. Odszukałam na domofonie nazwisko kuzynki i naciskałam przycisk tak długo, aż przez głośnik nie usłyszałam bardzo głośnego:
-Czego, kurwa jego mać?!
Tak, moja kuzynka jest bardzo kulturalna. Podejrzewam, że tą "przesadną kulturę" nabyła w swojej pracy, jako barmanka w jednym z nocnych klubów. Bo tancerką być nie może, jest stanowczo za brzydka. I zbyt leniwa, żeby wyrobić sobie fajny tyłek.
-Komornik, proszę otworzyć - rozkazałam męskim, szorstkim głosem, który udało mi się wyrobić podczas jednego ze szkolnych przedstawień.
-Annie!!!
Okej, jej krzyk pewnie słyszało caluteńkie osiedle.
-Nie Annie, tylko komornik - zaśmiałam się.
Dosłownie kilka sekund później Caro tuliła mnie w swoich ramionach z siłą przynajmniej dwudziestu facetów. Dupę ma płaską, ale ramiona...
-Tęskniłam za tobą, wiesz? - mruknęła w moje ramie.
Carolyn ma 24 lata,  wygląd szesnastolatki a wzrost.. krasnoludka. Mogę bez wahania stwierdzić, że się nie czesze, chociaż jej włosy są o wiele ładniejsze od moich. Długie, blond fale zgrabnie opadające na jej szczupluteńkie plecy.
-No popatrz, a ja za tobą wcale - przytuliłam ją do siebie mocniej. - Za to Oli się stęsknił.
Rain podniosła głowę z mojego dekoltu i spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
-Ten debil jeszcze mnie pamięta?
-Nie, Caro, zapomniał, chociaż gadałaś z nim wczoraj przez kamerkę jakieś dwie godziny - powiedziałam sarkastycznie, zastanawiając się, czy tępota kuzynki nie jest czasem wymuszona.
Carolyn wzruszyła jedynie ramionami i złapała za rękę, by pociągnąć do swojego mieszkania. Gdy stanęłyśmy przez drewnianymi drzwiami, olśniło mnie.
-Miałaś po mnie wyjść ty mała suczko!
Rain uśmiechnęła się przepraszająco i wpuściła mnie do mieszkania, które, o dziwo, zdążyła zamknąć.
-Nie zdejmuj butów - mruknęła na wejściu. - Jeśli myślałaś, że posprzątam specjalnie na twoje przyjście, grubo się myliłaś.
Zaśmiałam się i w glanach rozwiązanych do połowy pomaszerowałam za nią do kuchni, pełniącej jednocześnie rolę jadalni, i jak przypuszczam centrum wszystkich spotkań towarzyskich.
-Ładnie masz - stwierdziłam z uznaniem, rozglądając się.
Muszę przyznać, wnętrze urządzone było bardzo.. ładnie. I statycznie. Po Carolyn spodziewałam się głów małych dzieci ponabijanych na patyczki od szaszłyków, przyszpilonych do ściany aktorów porno ociekających krwią, lub, ewentualnie, kręgu narkomanów śpiewających ballady o ziemniakach.
A tu BANG!
Malutkie mieszkanie sprawiało wrażenie o wiele większego, niż w rzeczywistości, dzięki ścianie, która od polowy po sam sufit była przeszklona. Cienkie, białe zasłonki nie zatrzymywały światła, a rozpraszały je ładnie po calutkim salonie. Rzeczą, która najbardziej mi się w nim podobała, była pluszowa, wrzosowa kanapa i kilka puf pasujących do zestawu. Kolor ten ładnie współgrał z jasnoszarymi ścianami i meblami z jasnego drewna, najprawdopodobniej z lipy.
Kuchnia również przypadła mi do gustu. Te same, jasne meble w połączeniu z wrzosowymi kafelkami nad kuchenką i białymi ścianami tworzyły ciekawą całość.
-Nie myśl sobie, że ja wpadłam na pomysł tego wystroju - mruknęła Caro.
Och, jak mogłabym tak pomyśleć?
-Dozorcą tu jest jakaś kobieta po sześćdziesiątce. Wszystkie mieszkania wyglądają podobnie. I nie wolno nic zmieniać, rozumiesz? Sama najchętniej pomalowałabym tu ściany na biało, jedną z nich ewentualnie na czerwono.. Dodała wygodne, czarne fotele i kanapę, w razie gdyby nie chciało mi się iść do sypialni po pracy...
-Albo gdybyś rozbierała faceta tak szybko, że doszedłby już w przedpokoju - wymruczałam falując brwiami w zabawny sposób, po czym puściłam do niej oczko.
Rain zmierzyła mnie od góry do dołu, po czym swoje zabójcze spojrzenie przeniosła na moją twarz. Uśmiechnęła się głupkowato i próbując powstrzymać się od śmiechu wyszeptała:
-Lepiej uważaj, Evans, bo zaraz rozbiorę i ciebie.
Dopiero teraz przyjrzałam się dokładniej jej oczom. w jasnym świetle wyglądały.. ślicznie.  Tęczówka przy samych krawędziach przybierała odcień butelkowej zieleni, która z nagła przechodziła w seledyn. Źrenicę za to otaczała piwna obwódka. Moja wujeczna siostra ma ładne oczy, a ja jestem w stanie to przyznać. Co się ze mną dzieje?
-Już dobrze, Rain. Tylko żartuję - powiedziałam ugodowo.
Caro roześmiała się i walnęła mnie lekko w ramię, by następnie wrócić do gorączkowego poszukiwania w szafce czegoś, co nie byłoby nadgryzione, przeterminowane, lub mięsne. W końcu ze zwycięską miną położyła na blacie opakowanie ciastek z karmelem, a następnie czekoladki z alkoholem.
Usiadłyśmy przy stole, popijając herbatę i co chwila podgryzając ciastka, które udało nam się zgrabnie połączyć z czekoladkami,
-A tak w ogóle, co u twoich rodziców? - spytała Carolyn.
-Mama słabo zniosła fakt, że  też postanowiłam wyjechać już teraz. Dobrze, że Sue z nią została, bo chyba by sobie nie poradziła sama z babcią. Oprócz tego raczej wszystko okey. Ojciec jak to ojciec. Odkąd dowiedział się, że zdobył tą pracę, przestał całkowicie pić i jest całkiem znośny - wzruszyłam ramionami, po czym zapytałam: -A co u wujka i cioci?
Blondynka zawahała się i przygryzła wargę. Po chwili cichym, wypranym z emocji głosem powiedziała:
-Z matką nie rozmawiałam od dłuższego czasu. Z ojcem widziałam się dobry miesiąc temu. Nadal nie chcą mi wybaczyć tej pracy, chociaż sami kazali mi się usamodzielnić. Czego innego miałam się niby złapać bez studiów? Tak przynajmniej mam pewną pracę przez kilka lat i spore napiwki za chodzenie w krótkich spódniczkach i wydekoltowanych bluzkach. Z resztą mniejsza. Odkąd wzięli rozwód, czasami mogę z jednym z nich porozmawiać bez ciągłego krzyku. Za to ojciec nieźle się wpienił, bo teraz w praktycznie każdym mailu, aktualnym prawku, dowodzie i paszporcie ma wpisane jej nazwisko. Nie wiem, jaki facet zgadza się przyjąć nazwisko żony? - ostatnie zdanie wypowiedziała żartem, a ja poczułam się niezręcznie.
Przez chwilę między nami panowała cisza.
-Jak podoba ci się w Mieście Aniołów? - spytała po dłuższej chwili.
-Jeszcze mało widziałam, wiesz? Ale jak do tej pory najbardziej podoba mi się moja kanapa, te boiska do kosza i siatki obok parku i szkoła do której mam chodzić.
Rain zmarszczyła brwi.
-Już zdążyłaś polecieć do szkoły, kujonie?
Prychnęłam z udawaną złością.
-Widziałam ją w internecie, łajzo.
-Oczywiście. Z przyjemnością będę patrzyła, jak zaczniesz zapierdalać po ulicach w obciachowym mundurku.
-Gdybyś chodziła chociaż do liceum, wiedziałabyś, że mundurki są obowiązkowe tylko na ważnych apelach, czyli dwa, trzy razy do roku- odpyskowałam bez zastanowienia.
-I tak jestem mądrzejsza od ciebie, wiesz?
I tu mnie ta małpa ma.
-Nie mogę o tym wiedzieć, bo przecież nie jesteś ode mnie mądrzejsza. Więc jeśli wiedziałabym tylko takie bzdury, nie można by było uznać mnie za mądrą, bo moja wiedza byłaby oparta na kłamstwach.
Carolyn przyjęła wyraz twarzy debila i przekrzywiła głowę, analizując moje słowa.
-Ja pierdolę, Evans, od kiedy ty potrafisz na wszystko odpyskować z sensem?
Wzruszyłam ramionami i posłałam jej buziaka, od którego w zabawny sposób próbowała się odpędzić.
Brakowało mi jej przez te pięć lat. Bardzo.
Przegadałyśmy chyba kilka godzin. Nie zorientowałam się nawet, kiedy zrobiło się ciemno. Gdy w końcu, po pięciu minutach gapienia się w okno zrozumiałam, że zapadł zmrok, zerwałam się z krzesła tak szybko, jakby parzyło mnie w tyłek.
-Carolyn, muszę lecieć. Ojciec skróci mnie o głowę, za włóczenie się w nocy w mieście, w którym jestem pierwszy dzień.
Rain wstała i przytuliła mnie.
-Przynajmniej wtedy będziemy równego wzrostu. No, prawie - mruknęła.
Uśmiechnęłam się lekko, a Caro zrobiła nadąsaną minę.
-Twój niski wzrost czasami jest całkiem przydatny.
-Niby w czym? - uniosła swoją ciemną, idealnie wyregulowaną brew.
-Nie musisz klękać do robienia laski.
-Evans!!!
Zaśmiałam się i czym prędzej naciągnęłam sweter, którym do tej pory byłam przewiązana w pasie. Ucałowałam nerwusa w policzek i otworzyłam drzwi, mówiąc przy tym:
-Dobranoc, kruszynko.

--------------------------------------------------------------------------------------------
Może już zauważyliście, że będą "małe" zmiany, co do mentalności bohaterów. W każdym razie, w nocy zaplanowałam wszystko aż do.. 16 rozdziału i powiem Wam, że zaskoczyłam samą siebie.
Love story to przeszłość.

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 1

Poczułam się jak wielkolud, stojąc w progu swojego pokoju. Wróć. To już przestał być mój pokój.
Odkąd miesiąc temu dowiedziałam się, że wyjeżdżamy, starałam się psychicznie przygotować na tą chwilę. Niestety, wszystkie stracone na to dni na nic się nie zdały. W mojej głowie co sekundę przewijały się wspomnienia z ostatnich kilku lat. Pierwszy, dosyć nieudolny pocałunek... z przyjaciółką, w ramach zakładu z kolegami z gimnazjum. Nieprzespane noce na dywanie razem z psem chorym na nowotwór.. Godziny nauki i ucieczki przez okno.
Nic więcej już się nie powtórzy. To koniec. Definitywny.
Wyjeżdżam do Los Angeles. Mój ojciec, Harry, psycholog od siedmiu boleści dostał tam ofertę pracy "nie do odrzucenia". Ta. Gówno prawda.
Wyjeżdżamy z Polski z jednego, oczywistego powodu. Tutaj nie ma zapotrzebowania na psychologów. Chory kraj zdrowych ludzi, ot co.
Fakt, że mój ojciec jest Anglikiem wcale nie działa na naszą korzyść. Ludzie nie chcą mu zaufać, bo nie ma toku myślenia Polaka. Jest zbyt otwarty na wszystko. Podobno. Ja twierdzę zupełnie inaczej.
-Annie! Chodź już, niedługo mamy samolot!- krzyknął Oliver, mój brat.
Żeby tylko.
Tak naprawdę wątpię, że Oli jest moim bratem. Już prędzej ufoludkiem. Różnimy się od siebie w każdym calu, jednak rozumiemy i wspieramy jak żadne inne.. rodzeństwo? Załóżmy, że jesteśmy tym rodzeństwem.
Oliver... Jest przystojny, to muszę mu przyznać. Z całej naszej trójki, bo mam jeszcze siostrę Sue, której nie uznaję i się do niej nie przyznaję, odkąd z pełną premedytacją i chęcią zdenerwowania mnie na moich oczach dorysowała na moich ulubionych plakatach wąsy, a na tych, na których owych wąsów nie dało narysować napisała "kocham Justina Biebera!!!" Dzięki Bogu, że ta blond wiedźma nie jedzie z nami!
Wracając do Olivera... Owszem, urodę ma, ale cała inteligencja przelała się na mnie. Mimo tego i tak wszystkie laski lecą właśnie na niego.
-Annie!
-Idę, idę!
Westchnęłam cicho i omiotłam wzrokiem granatowe ściany oraz drewniane meble. Będzie mi tego brakowało.
Złapałam sportową torbę, która ważyła pewnie dwa razy więcej niż ja i przewiesiłam ją przez ramię. Uregulowałam pasek tak, aby torba wpasowała się w moje, co tu kryć, pokaźne wcięcie w talii i zeszłam na dół po ciemnych, drewnianych schodach.
-Ileż można czekać, co?- upomniał mnie Harry i przeczesał palcami swoją blond czuprynę.
-Mogłam dłużej- wzruszyłam ramionami i podeszłam do Renaty, młodej... kiedyś młodej matki. -Będę tęskniła mamo.
Wspomniałam już, że moja matka też nie jedzie? Nie? No więc ona i Sue zostają tutaj. Mają zająć się chorą babcią. Wyjeżdżamy tylko ja, Oliver i ojciec. Dlaczego? To bardzo proste.
Oliver, jako "niezależny młody mężczyzna" rzucił studia. W Ameryce podobno dostanie się na o wiele lepsze. Ja za rok kończę liceum i również zamierzam studiować w Ameryce. Angielski znam perfekcyjnie, bo był jednym z dwóch uniwersalnych języków w domu.
-Będę tęsknić mała.
Matka przytuliła mnie mocno i ucałowała w policzek, na co uśmiechnęłam się. Pożegnanie z Sue nie było już tak wylewne. Powiedziałyśmy sobie krótkie "cześć". I tyle.

Siedziałam na lotnisku, obrażona na cały świat. Zostawili mnie samą, a sami poszli.. cholera wie gdzie. Tak więc rozplątałam czarne słuchawki i włożyłam je do uszu, ustawiając na pełną głośność I Love Rock N Roll, jedną z moich ulubionych piosenek. Rozejrzałam się jeszcze raz za tymi dwoma kretynami, ale zapadli się pod ziemię.
Dobrze, więcej żarcia samolotowego dla mnie.
Nagle.. ktoś zakrył mi oczy.
Gwałciciel? Pedofil? Sadysta? A może Oliver? Nie wiem, co gorsze.
-Nie pożegnałaś się ze mną młoda. Ładnie to tak?
Na dźwięk głosu przyjaciela mojego brata i jednocześnie mojego dobrego kumpla, zerwałam się z krzesła i rzuciłam mu na szyję.
-Maciek, pedale!- mruknęłam uwieszona na nim niczym leniwiec na gałęzi.
Ej, dobre porównanie! w końcu jestem leniem, a ten debil jest chudy jak patyk!
Chłopak objął mnie mocno, nie pozwalając spaść z wysokości.. może dziesięciu centymetrów.
-To że nie będziemy się widzieć przez miesiąc nie oznacza, że możesz sobie wyjechać bez słowa- zaśmiał się i postawił mnie na ziemi.
Ubrany był w czarny sweter z dekoltem w serek i powycierane jeansy. Na nogach miał znoszone trampki, w których zazwyczaj graliśmy w kosza i siatkę. Włosy jak zwykle ułożone były w "artystyczny rozpierdol", jak to pięknie ujmował.
Maciek był w wieku Olivera. Znali się od podstawówki. Często żartobliwie nazywałam ich gejami, bo wszędzie chodzili razem, nawet do kibla.
-Czekaj, jak to, miesiąc?- uniosłam jedną brew i spojrzałam na niego.. z dołu, jakkolwiek to brzmi.
-Oliver ci nie mówił?- pokręciłam głową - Jadę do LA na roczną wymianę.
Byłam ucieszona jak malutkie dziecko. Chciało mi się, skakać, piszczeć, śmiać się.. Zamiast tego rzuciłam się mu za szyję (znowu) i mocno przytuliłam (znowu).
-Chyba się cieszysz- zaśmiał się.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Moje nogi znów zwisały w powietrzu, a ja wesoło nimi machałam, starając się omijać nogi Maćka, żeby nie uszkodzić ich glanem.
-Będzie mi ciebie brakowało, skrzacie- wyplątał się z mojego żelaznego uścisku i pogłaskał po policzku. Jak na faceta miał bardzie delikatne dłonie.
-W końcu od ciebie odpocznę matole - uśmiechnęłam się z ulgą i przestąpiłam z nogi na nogę.
Maciek pokręcił nosem i wytargał mnie za policzki, jak to zwykła robić moja babcia. To był (na moje nieszczęście) też i jego zwyczaj.
-Jeszcze będziesz za mną tęskniła.
-Nie mam powodów.
-Nie masz?
Uniosłam jedną brew i przyjrzałam mu badawczo. Coś zmieniło się w jego postawie. Był jakby.. zdenerwowany.. zasmucony? Cholera go wie.
W końcu uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego ciepło. Ujęłam jego twarz w dłonie i przyciągnęłam do siebie tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.
-Więc na co czekasz? Pocałuj mnie w końcu.
Mój mózg chyba źle rozumie pojęcie wakacji. To przerwa od nauki, nie od myślenia.
Szkoda tylko, że wpadłam na to w momencie, gdy nasze usta były połączone w czymś na kształt orgii. W sumie, nie wiem, jak to określić. Maciek całował lepiej, o wiele lepiej niż.. niż wszyscy inni. Brał mnie ustami. Dosłownie. Byłam gotowa oddać mu się w każdej chwili. Wplotłam palce w jego włosy i lekko pociągnęłam. Zamruczał.
Oderwaliśmy się od siebie po kilkudziesięciu sekundach.
-Muszę przyznać, Ann, nie jesteś taka okropna jak myślałem.

Lot samolotem, to najgorsze co mnie do tej pory spotkało. Środkowe miejsce w środkowym rzędzie, pomiędzy staruszką rozwiązującą krzyżówkę a facetem z większymi cyckami niż ja, który po dwóch godzinach zasnął na moim biednym ramieniu i oślinił je..
Pani babcia mimo wszystko okazała się być bardzo miłą staruszką, która w Polsce miała jedynie przesiadkę. Przez dobre dwie godziny rozmawiałyśmy jak "równy z równym". Później babcia zasnęła, a ja zaczęłam czytać książki, które, mimo tego, że były całkowicie oklepane, zaciekawiły mnie. w przeciągu prawie dziewiętnastu godzin, które spędziłam w samolocie przeczytałam około... trzech obowiązkowych lektur..
Nie wiem co się ze mną dzieje, ale chyba staję się przykładną uczennicą.
W wakacje.

Gdyby ktokolwiek mi powiedział, że będę cieszyła się jak malutkie dziecko po wyjściu z samolotu, wyśmiałabym go. Teraz jednak niemalże sfrunęłam (ho, ho, jaka ja zabawna) na ziemię i w tempie ekspresowym znalazłam Harry'ego i Oliego.
-To jak? Jedziemy do domu?
Ojciec zmierzył mnie wzrokiem:
-Myślałem, że spytasz kiedy mamy lot powrotny- zaśmiał się i poczochrał mi włosy. 
Zawsze tak robił, gdy byłam malutka. To była nasz dawna.. pieszczota. Nigdy mi to nie przeszkadzało. Właściwie, nawet śmieszyło.
Po prawie godzinie znaleźliśmy się w końcu pod domkiem. Zmierzyłam wzrokiem kremowy dom z czterospadowym dachem. Nie wyglądał najgorzej, jednak to nie był typ budynku, w którym chciałabym mieszkać. Wolałam domy z tajemnicą. Stare, drewniane, przytulne..
Nie ceglaki.
Mimo wszystko z optymistycznym nastawieniem weszłam do środka. to, co tam zobaczyłam przerosło moje oczekiwania w znacznym stopniu.
Po wyjściu z ciemnego przedpokoju pełnego obrazów przedstawiających martwą naturę przeszłam do kremowo-białego salony, połączonego z kuchnią. W rogu znajdowała się brązowa, skórzana kanapa. I to nie taka prosto z salonu, z wymuskanym skajem. Nie, nie. Prawdziwa skórzana kanapa, zachęcająca do spania na niej i robienia wielu innych rzeczy.. Odwrócona była w stronę ceglanego kominka z półką z ciemnego drewna. Obok stał pasujący stół, za nim regał.
Wbiegłam na górę po schodkach, przeskakując od razu po dwa na raz i wparowałam do pierwszego lepszego pokoju. Zamurowało mnie. Balkon z przeszklonymi drzwiami, spore okno.. wszystko okalały bordowe ciężkie zasłony, dopasowane do koloru ścian. Na środku stało łóżko z drewnianymi wysokimi nóżkami, obok komoda i szafa. Na podłodze leżał czarny, przyjemny w dotyku dywan.
-Zajmuje ten!- wrzasnęłam ile sił w płucach, po czym rzuciłam torbę w kąt, modląc się, by nie pękła w szwach.
Zbiegłam na dół i trafiłam prosto w ramiona ojca.
-Tato, ja lecę do Carolyn. Wyjdzie po mnie, także się nie martw. Przeżyję- powiedziałam na jednym oddechu.
-Ale wróć w miarę...
Nie czekałam na dalszą wypowiedź Harry'ego. Wystrzeliłam z domu jak z procy i..
I to by było na tyle..

------------------------------------------------------------------------------------------------
Poprawiłam!!
Miłego czytania.