piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 18

Telefon rozdzwonił się w kieszeni moich spodenek gimnastycznych dokładnie w chwili, gdy obiecywałam trenerowi, że przestanę wymykać się w przerwach między meczami i rozmawiać, jak to ujął "ze swoim ukochanym."
Prawda była jednak taka, że to wcale nie ukochany do mnie wydzwania, ale Andy, który usilnie stara się dowiedzieć, czy będziemy mieli chociaż trochę czasu dla siebie między moimi zajęciami a jego koncertem. Rzadko mieliśmy okazję żeby spokojnie porozmawiać, tak, jak robiliśmy to, będąc blisko siebie. Tym razem nie dzieliło nas pół mili, ale niemal trzy tysiące.
 - Oddaj telefon, Evans - burknął trener, wyciągając otwartą dłoń w moim kierunku. Nie wyglądał tak, jakby miał ochotę na przekomarzanie się.
 - Trenerze, ostatni raz, obiecuję - chlipnęłam, robiąc najbardziej niewinną minę, na jaką tylko było mnie w tamtej chwili stać.
Zrezygnowany mężczyzna pokiwał jedynie głowa i westchnął ciężko.
 - Masz pół minuty.
Pokiwałam głową i niemal biegiem rzuciłam się do wyjścia, żeby odebrać i porozmawiać chociaż chwilę w spokoju. Odetchnęłam ciężko i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
 - Cześć, Ann - odezwał się wesoło Andy.
Miał lekko zachrypnięty i nieco zmęczony głos.
 - Ile razy mam ci powtarzać, że wracam do domu dopiero około piątej? - westchnęłam ciężko i oparłam o ścianę. - Zrozum, nie mogę ciągle wymykać się z lekcji żeby odebrać - dodałam z wyrzutem, chociaż nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.
 - Przesunęli nam koncert o dwie godziny, później nie będę miał czasu żeby zadzwonić - odburknął.
 - Andy, mogę czekać aż będziesz miał chwilę nawet pół nocy, ale teraz nie mam w ogóle czasu - jęknęłam. - Zadzwonię do ciebie, gdy będę miała chwilę, dobrze?
- Jak chcesz - mruknął. w jego tonie pobrzmiewała nuta irytacji.
Nim zdążyłam odpowiedzieć, kilka krótkich sygnałów przerwało połączenie.
Odkąd tylko wyjechali, Andy zachowywał się jak wiecznie skrzywdzony nastolatek. Nie mógł znieść, kiedy coś nie szło po jego myśli, ale ja nie zamierzałam mu ustępować. Gdyby dzwonił w ważnej sprawie, powiedziałby mi o tym na samym początku. Musiał zacząć zachowywać się tak, jak powinien zachowywać się mężczyzna w jego wieku.


 - Halo.
 - Teraz masz już dla mnie chwilę?
Zmarszczyłam brwi, nieco zdezorientowana. Powoli docierało do mnie, że zostałam właśnie brutalnie wyrwana z głębokiego snu przez dzwonek telefonu, który niefortunnie znalazł się na tyle blisko mojej dłoni, że odebrałam automatycznie, nie sprawdzając wcześniej, kto ośmiela się mnie budzić.
 - Zależy kto mówi - odsapnęłam.
Z głuchym jękiem przekręciłam się na drugi bok i wbiłam spojrzenie w miejsce, w którym powinien stać mój budzik. Nim przywykłam do mdłej ciemności, minęło kilka sekund.
 - Andy - odparł głos z wyraźną nutką oburzenia. - Evans, czy ty usunęłaś mój numer?
Druga w nocy. Cholerna druga w nocy.
A może druga nad ranem?
 - Jakżebym śmiała, szanowny lordzie Biersack. Twój numer jest najważniejszą, jedyną nienaruszalną częścią mojego telefonu, a rozmowy z tobą w środku nocy, gdy następnego dnia mam egzamin są moją największą rozkoszą. - Uśmiechnęłam się gorzko.
Czułam, jak tysiące kilometrów dalej przewraca oczami i sama też to zrobiłam.
 - Powiedziałaś, że możesz na mnie czekać nawet pół nocy. Jeśli się nie mylę, pół nocy będzie u was dopiero za godzinę.
 - Więc proszę, co mam ci powiedzieć? Femme i Crow mają się świetnie. Są rozpuszczone zupełnie tak jak ty - prychnęłam. - Femme właśnie śpi na mojej poduszce. Chcesz z nią chwilę porozmawiać?
Obróciłam się z trudem i przysunęłam telefon do kota i pogłaskałam go, żeby mógł usłyszeć donośne mruczenie.
 - Twój drugi skarb też śpi, ale nie będę wstawała i szła na drugi koniec pokoju, żeby mógł ci pomruczeć. Będziesz musiał uwierzyć mi na słowo.
 - Dlaczego jesteś tak... Ann, co ci się w ogóle stało?
Zmarszczyłam brwi. Doskonale wiedziałam, że nie zachowuję się tak, jak powinnam, ale nie chciałam mu tego przyznawać. Byłam zdenerwowana i spięta przez nadchodzące zawody stanowe, w których miałam szansę wziąć udział (tylko dzięki temu, że trener spędził cztery godziny na studiowaniu regulaminu i doszedł do wniosku, że przepisy nie zakazują wyraźnie występu drużyn mieszanych, a co nie jest zabronione - jest dozwolone). Miałam też niesamowitą ilość nauki, choć miałam maleńkie ułatwienie wynikające z różnicy systemów edukacji i część przerabianego materiału opanowałam znacznie wcześniej.
 - Nic mi się nie stało. Oczekujesz, że będę skakała z radości, gdy zadzwonisz o drugiej nad ranem bez ważnego celu? Nie jesteś...
 - Chciałem tylko usłyszeć twój głos, Ann, nic więcej - przerwał mi cicho. Jego ton tym razem przybrał kojącą barwę, ale było w nim coś tak specyficznego, że przeszedł mnie dreszcz.
Zorientowałam się, że podniosłam głos. Spod drzwi do pokoju sączyło się słabe światło, jakby Oliver zapalił je u siebie. Przygryzłam mocno wargę, czekając, aż przyjdzie do pokoju sprawdzić, dlaczego w środku nocy się wydzieram, ale światło po chwili znikło.
 - Przepraszam - szepnęłam, a potem zapadłam szybko w poduszki i mocno otuliłam kołdrą. - Nadal chcesz go posłuchać?
Odpowiedział mi miękkim, twierdzącym pomrukiem, więc mówiłam.
Nie pamiętam nawet dobrze, co. Na pewno o szkole i wszystkim tym, co działo się dookoła. Trochę plątał mi się język, jakbym wypiła kilka kieliszków wina, ale mówiłam. Długo. Może nawet trochę zbyt długo, bo niebo za oknem zaczynało powoli jaśnieć.
Andy zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi, bo słuchał mnie cały czas, co kilka minut potwierdzając, że nadal jest po drugiej stronie cichym, rozczulającym mruknięciem.
A potem zasnęłam, czując na jednym policzku ciepło wyświetlacza, a na drugim miękkie futerko Femme.


***

Poprawiłam na ramieniu zsuwający się plecak i spojrzałam na przyjaciółkę, która była już w połowie schodów.
 - Daj spokój, Ann, te stroje wcale nie są takie złe - zawołała i pokonała jeszcze dwa schodki.
Skrzywiłam się i jak uparte dziecko pokręciłam głową.
 - Są okropne. Zupełnie jak cerata - mruknęłam i zrównałam się z nią, pokonując cztery schodki na raz i omal nie wybijając sobie przy tym zębów. - Poza tym, najmniejszy rozmiar wygląda na mnie jak worek.
Jennifer odwróciła się z łobuzerskim uśmiechem i założyła za ucho kosmyk włosów, który wymknął się jej z warkocza.
 - Pomyśl, tylu przystojnych, spoconych facetów w nich grało - wymruczała.
 - I jeszcze więcej pryszczatych, brzydkich facetów - dodałam.
Obie te możliwości mnie odrzucały w dość niewytłumaczalny sposób, bo w końcu i w jednym, i w drugim przypadku koszulki były przecież bardzo dokładnie prane.
 - Nie marudź. Myśl o przystojnych, spoconych facetach.
 - A jeśli nie lubię przystojnych, spoconych facetów?
 - Myśl o pryszczatych, brzydkich facetach.
Parsknęłam śmiechem. Im dłużej znałam Jennifer, tym bardziej osobliwa mi się wydawała. Zawsze mówiła o swoich dziwacznych fantazjach wprost, często przy innych ludziach, czym wprawiała w zakłopotanie mnie i wszystkich dookoła.
Zeszłyśmy ze schodów i zaczęłyśmy iść w stronę parkingu, mijając po drodze grupki uczniów, którzy skończyli już lekcje. Niektórzy wyglądali dość osobliwie w krótkich spodenkach i podkoszulkach, podczas gdy reszta miała na sobie cieniutkie kurtki, a nawet czapki i szaliki. Było już dość chłodno, kończył się właśnie listopad i w Los Angeles zaczynało się robić zimniej niż zazwyczaj. Dziś było zaledwie piętnaście stopni, a znad oceanu wiał zimny wiatr, który przyciągał na niebo granatowe chmury.
 - Albo - przerwała moje rozmyślania i wskazała na przeciwległą stronę parkingu - myśl o przystojnych, niespoconych facetach.
Musiałam zmrużyć oczy, żeby zobaczyć to, co ona, a przynajmniej, jak mi się wydawało, to, co Jennifer chciała, żebym zobaczyła.
Na początku nie mogłam poznać mężczyzny stojącego kilkanaście metrów dalej. Potem jednak, gdy kilka trybików w moim mózgu magicznie się obudziło, pisnęłam radośnie (nie jestem z tego dumna) i niemal biegiem rzuciłam się w jego stronę, by niecałe piętnaście sekund później wtulać twarz w jego koszulkę, zawieszona kilka centymetrów nad ziemią w jego silnym uścisku.
Przez kilka minut wdychałam zapach jego perfum, skupiałam się na subtelnym dotyku jego dłoni na plecach. Nie miałam pojęcia, że będę za nim tak mocno tęsknić po miesiącu rozłąki.
 - Annie? - mruknął w moje włosy. jego ciepły oddech owiał moje ucho, co sprawiło, że zarumieniłam się delikatnie i bardziej w niego wtuliłam - Ostrożnie - wyszeptał, a potem odstawił mnie na ziemię i przytrzymał, na wypadek gdyby moje nogi przestały dobrze spełniać swoją funkcję.
  - Dlaczego nie mówiłeś, że wracasz? - spytałam z wyrzutem, gdy odzyskałam w pełni równowagę.
 - Chciałem zrobić ci niespodziankę - uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął zza pleców nieduży bukiecik uroczych, błękitnych kwiatów. - Mówiłaś kiedyś, że je lubisz - dodał niepewnie.
Pokiwałam głową z szerokim uśmiechem i zatopiłam twarz w tych przeuroczych, maleńkich dzwoneczkach. Pachniały słodko i delikatnie.
 - Bardzo je lubię - odpowiedziałam i uniosłam odrobinę wzrok. 
To wystarczyło, bym natrafiła na przenikliwe spojrzenie jego oczu. Jeszcze raz szybko spojrzałam na kwiaty i byłam już całkowicie pewna, że mają ten sam kolor, co jego tęczówki.
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że zatonęłam w nich na zawsze.


________________________________________________________________
Możecie mnie powiesić, ale, wow, po prawie roku przerwy napisałam rozdział w trzy godziny!
Może zamiast rozwodzić się nad wszystkim, jak to zwykle robię, dziś po prostu będę życzyła Wam udanego Sylwestra i świetnego nowego roku, który nie chodzi już z kosą jak ten obecny i jak 2015. Bawcie się jutro dobrze!
Królik