piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 3

Dobra. Muszę wziąć się w garść. To przecież była prosta droga! Na pewno dam radę dojść do domu. To przecież nic trudnego. Wystarczy skręcić kilka razy... Och, jestem dorosła, to jasne, że sobie poradzę!
Koga ja oszukuję, przecież jestem tylko beznadziejnym, malutkim człowieczkiem w obcym mieście. Nie jestem dorosła, jest najprawdopodobniej po północy, a ja nie mam zielonego pojęcia, gdzie do cholery jestem. Zgubiłam się, tak? I się boję. Bardzo.
Mam wrażenie, że od dłuższego czasu za mną idzie. Pomyślicie: nie, na pewno nie! Przecież to ogromne miasto, jest dużo ludzi i na pewno ktoś po prostu idzie w tym samym kierunku, co ja!
Nie.
Spoglądałam za siebie kilka razy. Przyłapałam go, jak mnie obserwował. Wręcz czułam, jak przewierca mi plecy swoim spojrzeniem. Za każdym kolejnym razem przystawał, wiązał byty, lub zaczynał rozglądać się po okolicy. Gdy znów zaczynałam iść, on ruszał znowu.
Co prawda, odległość między nami była zachowana, ale przebiegnięcie stu metrów zajmuje średnio 14 sekund. Wystarczyłoby, abym zatrzymała się chociażby po to, żeby zawiązać glana, a już mógłby mnie dorwać, obezwładnić, wsadzić do wozu i wywieźć do pierwszego lepszego burdelu!
Właściwie, o czym ja do jasnej cholery pieprze?
Postanowiłam zrobić coś dla odstresowania. Wyciągnęłam telefon, który już od dobrego miesiąca służył jedynie do słuchania muzyki, bo nie chciało mi się iść do sklepu po kartę. Następnie włożyłam do uszu słuchawki i czekałam, aż piosenka się zacznie.

I am a man who walks alone
And when I'm walking a dark road
At night or strolling through the park

When the light begins to change
I sometimes feel a little strange
A little anxious when it's dark

Fear of the dark, fear of the dark
I have a constant fear that something's always near
Fear of the dark, fear of the dark
I have a phobia that someone's always there 


Nie, no, to są chyba jakieś jaja. No kurwa, telefonie, serio? 
Postanowiłam, że najpierw wrócę do domu i pomartwię się o reakcję ojca, później zajmę się chodzącymi za mną psycholami. A tu co? Fear of the dark!
Obrażona na cały świat, a w szczególności na psychopatę śledzącego mnie i na mój kochany, zawsze mnie rozumiejący telefon, przemaszerowałam przez bogatsze osiedle, próbując wzrokiem odnaleźć cokolwiek, co mój najcudowniejszy, najgenialniejszy, najwspanialszy mózg pozostawił w mojej pamięci.
Gdy mijałam ostatnią posiadłość, zauważyłam całkiem znajomy, różowawy budynek, którego okna zasłonięte były od środka białymi firanami.
Miałam ochotę skakać ze szczęścia. Dalej droga była banalnie prosta. Skrzyżowanie, trzy przecznice, a później już z górki. Dosłownie, bo droga biegła w dół.
Wiem, mało zabawne.
Kierując się prostą zasadą "nie oglądaj się za siebie, bo ci z przodu ktoś przyjebie", przeszłam przez park, plac zabaw oraz skrzyżowanie.
Byłam blisko.
Pokonując przecznicę dzielącą mnie od "ostatniej prostej" zajęłam się obserwowaniem domów, aby chociaż na chwilę zapomnieć o obserwującym mnie psycholu. Wszystkie wyglądały praktycznie tak samo. Białe, bądź beżowe z ciemnymi dachami, zamykanymi okiennicami i bielutkimi płotami. Dokładnie tak, jak zwykle wyglądają w nudnych, amerykańskich komediach o nieprzeciętnie ciekawych obywatelach i ich cudownym życiu miłosnym, bądź rodzinnym, które sypie się, a później układa z powrotem.
W tamtym momencie postanowiłam sobie dwie rzeczy: przestanę oglądać amerykańskie filmy i.. nigdy więcej nie będę chodziła w nocy w słuchawkach.
Gdybym tego nie robiła, byłabym skupiona na drodze do domu. Usłyszałabym jego kroki. Ciężki oddech zaraz za sobą. Mogłabym uciec. 
Teraz stałam jak sparaliżowana, czując na ramieniu zaciskającą się dłoń. Nerwowo przełknęłam ślinę i powoli obróciłam, spodziewając się zobaczyć faceta w kominiarce z gazem pieprzowym, albo nożem w ręku.
Pomyliłam się.
Przede mną stał młody mężczyzna. Niebieskooki blondyn z szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. 
Andrew Dennis Biersack we własnej osobie, proszę państwa! Śmierdzący wódką, a właściwie bardziej rozwodnionym, posłodzonym spirytusem, papierochami i klubowym kiblem, gdzie prawdopodobnie bzykał jakąś laskę.
Moje marzenie się spełniło.
-Co tak śliczna dziewczyna jak ty robi na ulicy tak późno, całkiem sama? - spytał zniekształcając niektóre słowa i spojrzał nie na moją twarz, a cycki.
Dobra nasza. Nie pamięta mnie i jest tak pijany, że może nie zapamięta mnie w ogóle. Jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli, będę wolna od tego palanta na stałe. 
-Jestem dziwką, nie wiesz? - odpowiedziałam sarkastycznie wyrywając ramie z jego uścisku. Skrzywił się.
-Och, Annie, powinnaś być milsza, wiesz? Nie boisz się?
Taki chuj.
-Ciebie miałabym się bać? - uniosłam jedną brew cofnęłam dwa kroki w tył, a następnie odwróciłam i znów zaczęłam iść w stronę domu, od którego dzieliło mnie zaledwie jakieś pięćdziesiąt metrów.
-Powinnaś. Co, jeśli okazałbym się gwałcicielem i chciał pieprzyć cię w tą okrągłą dupę całą noc? Nie mogłabyś nic zrobić, bo jesteś taka mała i bezbronna... Zrobiłbym z tobą wszystko, czego bym chciał.
Zatrzymałam się i zacisnęłam mocno pięści, żeby przypadkiem jedna z nich nie wylądowała na jego oku, nosie, bądź zębach. Musiałam skupić całą siłę woli, żeby tak się nie stało.
-A jednak się mnie boisz... Wielka szkoda, bo miałem nadzieję, że dostanę chociaż buzi na dobranoc.
-Wiesz co, Biersack?- mruknęłam wykonując półobrót i patrząc wprost w jego błyszczące oczy. - Jesteś dupkiem. I idiotą. Nie chodzi mi o to, że chcę cię obrazić. Nie mam w zwyczaju od tak naskakiwać na ludzi, bez żadnego powodu. Ty jesteś wyjątkiem. Od samego początku irytuje mnie twoja osoba. Nie jesteś panem całego świata! To, że płaskie małolaty na ciebie lecą, nie oznacza jeszcze, że jesteś najcudowniejszym mężczyzną świata. Bo nie jesteś w ogóle mężczyzną. Jesteś na poziomie skretyniałego szesnastolatka z ogromnym ego, a zachowujesz się tak, jakbyś był ponad wszystkim. Myślisz, że każda na ciebie leci, wystarczy, że spojrzysz w jej oczy, albo skomplementujesz? Nie. Powinieneś się wstydzić. A ty wręcz przeciwnie, szczycisz się swoim idiotyzmem - powiedziałam najbardziej jadowitym tonem, na jaki było mnie w tamtej chwili stać i kręcąc swoją "okrągłą dupą" pokonałam ostatnie metry dzielące mnie od domu. Przeskoczyłam przez furtkę, nie przemęczając się jej otwieraniem i wyjęłam z kieszonki klucze. Otworzyłam drzwi od domu i przed wejściem do środka spojrzałam na ulicę.
Stał tam. Z miną zbitego psa patrzył na mnie, a później przeszył mnie na wylot jednym prostym słowem:
-Przepraszam.

Och, spłonę za to.

Skrzywiłam się, czując na twarzy promienie słońca. Spało mi się zdecydowanie zbyt dobrze, żebym właśnie teraz miała się budzić. Co prawda, nie pamiętam dobrze, gdzie zasnęłam, ale na pewno tutaj będę spała częściej.
O ile nie jest to łóżko Biersacka.
Niechętnie otworzyłam oczy, aby upewnić się, że jestem w swoim domu. Potwierdziło się. Leżałam na mojej ukochanej kanapie, pachnącej motocyklami, szorstkiej i pozszywanej w niektórych miejscach, przykryta kraciastym kocem z łaskoczącymi frędzlami. Było idealnie.
-Gdzieś ty była całą noc?!
BYŁO. BYŁO - czas przeszły. Ja za chwilę też będę tylko w czasie przeszłym.
-Cześć tato - uśmiechnęłam się niewinnie i podniosłam na łokciach. - Byłam u Carolyn. Spokojnie, nic mi się nie stało i nie wróciłam wcale późno. Musieliście wcześnie zasnąć.
-Za karę zrobisz śniadanie - zdecydował Harry, zrywając ze mnie koc. Uśmiechnął się z wyższością i zafalował brwiami. Widząc, że nie mam zamiaru ruszyć mojego "okrągłego tyłka" z kanapy powiedział - Chcesz, żebym ja je zrobił?
Nie musiał mnie więcej przekonywać.
Okej, Harry był świetnym ojcem, ale gotować absolutnie nie potrafił. Mylił przyprawy, nie mówiąc już o jego ciastach, z których można by budować mury obronne. Nawet czołg by się przez nie nie przebił.
Nie minęło pięć minut, a do kuchni przyszedł rozczochrany Oli. Oczywiście, nie raczył się ubrać: paradował w samych bokserkach.
Które były w bałwanki.
Dlaczego ja patrze na jego krocze?
Ratunku.
-Ann, nie gap się z łaski swojej na mojego kutasa, okej? - mruknął zaspanym głosem, czym wyrwał mnie z zamyślenia.
-Nie nazwałeś go jeszcze?- uniosłam jedną brew.
-Nie mam pomysłu na imię - odpowiedział kładąc ręce na moich biodrach i patrząc przez ramię na śniadanie, które robiłam właśnie dla niego.
-Nazwij go Kotek - zaproponowałam odchylając głowę i kładąc ją na jego ramieniu.
-Kotek?
-No wiesz, jak powiesz do dziewczyny, żeby pogłaskała Kotka, nikt nie domyśli się o co chodzi -wyjaśniłam z bananem na twarzy.
-Jesteś chora siostrzyczko - wymruczał mi do ucha. - A teraz szybciej rób mi te tosty, bo padam z głodu.
-Ja jestem chora?- uniosłam jedną brew. - Kto chodzi przy siostrze w gaciach i jeszcze ją wtedy tuli?
-Kto wymyśla imiona dla kutasa własnego brata? - odpyskował.
Wtedy właśnie do kuchni wszedł tata, ubrany w zwężane jeansy, czarną, luźną (przynajmniej na mnie) koszulkę Huntera z autografami oraz sfatygowane trampki, w których chodził od niepamiętnych czasów. Czyżby jeszcze dzisiaj nie musiał iść do pracy?
-Oboje jesteście dziwni. Na szczęście, to nie moja wina, tylko listonosza- zaśmiał się i poczochrał mi włosy, po czym usiadł do stołu, zaraz obok swojego (?) syna. - To jak będzie z tym śniadaniem?
-Musimy poczekać na listonosza. W końcu, robię to śniadanie tacie, tak? - uniosłam jedną brew po czym postawiłam przed Olim placki bananowe z miodem.
Jakby co, tylko to znalazłam w szafce i lodówce. Miód, jajka i banany. Uczta godna rodziny królewskiej.
-Nie zapominaj, że prawdziwym tatą jest ten, który cię wychował, a nie ten, który spłodził.
-Spoko. Kiedyś powiem to swojemu mężowi, gdy będzie się awanturował o zdrady - wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu pełnym satysfakcji i samozadowolenia. - A tak w ogóle, to chyba podpierdzieliłeś mi koszulkę.
-Jest męska - wzruszył ramionami zabierając Oliemu jednego placka, za co, rzecz jasna, dostał łyżką po łapach.
Oni chyba nigdy nie dorosną.
-No ale chciałam ją założyć! To moja ulubiona! Z resztą, nie słuchasz Huntera, więc oddaj, no już.
-Własnemu ojcu każesz się rozbierać?
-Ale ty nie jesteś listonoszem...
Ojciec spojrzał na mnie tak, jakby chciał mi ukręcić łeb. W sumie, pewnie właśnie tego chce. Nie dziwię mu się. Sama też na jego miejscu chciałabym to zrobić.
Zakończyłam smażenie placków dla taty, po czym podałam mu je i nie zważając na ich pytania o treści: "a ty nie jesz?", rozpoczęłam mozolną wędrówkę po drewnianych schodach na górę. W połowie drogi usłyszałam krzyk Olivera:
-Annie! Zamieniłem pokoje! Ty masz ten drugi!
-Ale... Ja chciałam tamten!
-Nie obchodzi mnie, co chcesz! Nie będę spał w babskim pokoju!

Boże, chcę umrzeć już teraz, zanim zabiję tego kretyna na śmierć.

----------------------------------------------------------------------------
Nie rozumiem, o co chodzi z tym bloggerem. Albo nie dodaje komentarzy, albo usuwa rozdziały. Omal nie dostałam zawału, jak zobaczyłam, że to gówno mi się usunęło. 
*błogosławię, że dzięki swojej (nikłej) inteligencji zapisałam go wcześniej w Wordzie*
W każdym razie, miałam też szansę zmienić końcówkę *na całe szczęście, bo chciałam coś jeszcze dopisać*
Także no.
I niedługo nowy. 

5 komentarzy:

  1. Ojej! *.* Zakochałam się.! znowu -.- To opowiadanie jest tak cholernie dobre noo...xD W ogóle nie mogę...czytam to z takim bananem na ryju, że matka chce mnie do psychiatry wysłać...znowu -.-. Boże!<3 Uwielbiam, kocham i pożądam really :3
    Tsaa...chciałabym takiego brata, chociaż w sumie mam kuzyna i jak u niego nocuje to nasze poranki wyglądają podobnie. "Ja za chwilę też będę tylko w czasie przeszłym..." - dosłownie tak pomyślałam wczoraj wieczorem (czyt.w nocy) jak wróciłam od koleżanki. Przypadeg.? O.o Nie sądzę. Ty, ale Ann mnie trochę wkurzyła.xD Co ona tak na tego Biersack'a najechała.? Biedny koleś, trochę wypił, jest dorosły, a ta na niego z ryjem.xD! Co nie zmienia faktu, że i tak ją kocham bo laska jest boska *.* Ty no właśnie ja też nie wiem co się dzieje z tym blogger'em.! Mi się za chuja komentarze nie chcą dodawać. -.- I dzięki za pomysł. Też lepiej zacznę zapisywać te rozdziały w wrodzie. :3
    Dobra laska życzę dużo weny, komentarzy i kc! :*
    Zapraszam do mnie na XVII rozdział :)
    http://rebelyellbvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział ,zresztą jak wszystkie . Życze weny :-)
    Zapraszam do mnie : http://thelegacybvbarmy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu rozpieprzyłaś mnie tekstami Annie xDD Świetny rozdzial :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super jest <3333 Rozpieprzyłaś mnie, uwielbiam <33333
    Czekam na następny i zapraszam do siebie:
    heart-of-fire-story.blogspot.com
    your-my-sweet-blasphemy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudo *.* Andy gwałciciel? - jakoś mi to do niego nie pasuje, teksty Ann rozwalają xD czytam następny, bo umieram z ciekawości ;P Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń