czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 11

-Jak ty tu, do jasnej cholery wszedłeś?
Stałem oparty o framugę drzwi i obserwowałem ją uważnie. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie, ale wiedziałem, że cieszy się na mój widok. Odkąd nasze relacje się poprawiły, zawsze miała wesołe iskierki w oczach. Nawet gdy była czymś zirytowana, uśmiechnęła się, kiedy byłem obok. Nie wiem, czy działam tak na wszystkie kobiety, czy tylko na nią, ale odpowiada mi to.
-Twój tata mnie wpuścił - odpowiedziałem po dłuższej chwili  i zamknąłem za sobą drzwi.
Mój wzrok powoli ześlizgnął się z jej twarzy na długie, szczupłe nogi. Na udach miała położone dwa podręczniki, które zapewne ważyły więcej niż ona sama. Cholera, miała idealne ciało. To cud, że ostatnio oparłem się pokusie. Teraz, gdy miała na sobie jedynie bieliznę i rozciągniętą męska koszulkę, to było o wiele trudniejsze.
Annie w zamyśleniu pokiwała głową i położyła książki na podłodze, po czym zrobiła mi miejsce. Usiadłem obok, kierowany jej niemym rozkazem.
-Więc co było tak ważnego, że zapchałeś mi całą skrzynkę odbiorczą? - zapytała, a na jej usta wpełzł nieśmiały, a zarazem prowokacyjny uśmiech.
-Czemu nie odzywałaś się wczoraj?- odbiłem pytanie.
Roześmiała się  i oparła plecami o ścianę. Miała ładny śmiech.Lekko zachrypnięty, ale jednocześnie łagodny. Można by go słuchać godzinami.
-Nie chciałam się narzucać- powiedziała po chwili, gdy udało jej się opanować. Dopiero wtedy zorientowałem się, że i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Przecież masz życie i innych znajomych.
W ten właśnie sposób mój uśmiech momentalnie zgasł. Przybiłem piątkę z własną twarzą, ale ona nie wyglądała tak, jakby żartowała.
-Gadasz głupoty- stwierdziłem i machinalnie sięgnąłem do kosmyka jej włosów, który opadał jej  na twarz. Założyłem go za ucho, a później przesunąłem opuszkami palców po jej policzku.  Zmarszczyła brwi i prychnęła cicho, potęgując tym samym swój urok, o którym najprawdopodobniej sama nie zdawała sobie sprawy.
Od początku naszej znajomości zaintrygowała mnie swoją osobą. Nie była taka, jak większość. Nie próbowała udusić mnie uściskiem, gdy spotkaliśmy się miesiąc temu. Traktowała mnie jak normalnego człowieka, równego sobie. Szczególnie zaimponowała mi tym, że wtedy, w tą felerną noc nie zgodziła się na moją propozycję.
Szanuje się, to dobrze. Lubię, gdy kobiety się szanują.
Przyznam, najtrudniej byłoby zmusić ją do mówienia. Nadal była oszczędna w słowach. Znałem jej zdanie na mniej ważne tematy, wiedziałem dokładnie, jakiej muzyki słucha, jaki sport lubi. Mogłem powiedzieć nawet kilka słów o jej dzieciństwie, ale gdyby się zastanowić, ta wiedza nie była niczym szczególnym. Tyle samo wie się o człowieku spotkanym w przedziale kolejowym.
-Andy.. Chyba się zamyśliłeś - powiedziała, czym wyrwała mnie z zadumy. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłem, że miała jednak na sobie krótkie spodenki.
Och tak. Znów się rozmarzyłem. Przecież nie mogłaby tak spokojnie rozmawiać ze mną, gdyby miała jedynie majtki.
W sumie, ja też nie mógłbym tylko rozmawiać.
-Przepraszam. Ostatnio często się zawieszam - mruknąłem pod nosem i z satysfakcją stwierdziłem, że rozbawiłem ją swoją miną naburmuszonego pięciolatka.
-Nic się nie stało. To powiesz w końcu, co tak..- Przygryzła na moment dolną wargę, szukając odpowiedniego słowa. - Ważnego wydarzyło się tamtej nocy?
-Nie pamiętasz, czy chcesz, żebym zrobił z siebie idiotę?
-Już go z siebie robisz, więc odpowiedź chyba jest oczywista - posłała zgryźliwy komentarz.
Dokuczaliśmy sobie dosyć często. Robiliśmy sobie na złość tylko po to, żeby później śmiać się z własnej głupoty. Chyba właśnie za ten dystans do siebie polubiłem ją najbardziej.
-Byłaś cudowna. Naprawdę, na twoim miejscu zastanawiałbym się nad karierą gwiazdy porno - uśmiechnąłem się czarująco.
-A ja na twoim miejscu nie - Rzuciła poduszką w mój tors i zaśmiała się.
-Mówiłaś zupełnie co innego.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, wybuchnęliśmy śmiechem. Było wiadome, że nie robiliśmy niczego, co można by nazwać erotycznym, z wyjątkiem tej nieszczęsnej pobudki rano, kiedy to "przez przypadek" pomyliłem Ann z dziewczyną.
Ciekawe, ile sposobów na zamordowanie mnie zdążyła wymyślić, gdy wracaliśmy.
-Czyli tak po prostu zasnęliśmy na ziemi, tak? - upewniła się, na co ochoczo pokiwałem głową.
-Tak, dokładnie tak.
-Okej. To przecież normalne, nie? - uniosła brew. Wyglądała całkiem zabawnie, gdy po chwili na jej twarzy wykwitł rzadko spotykany, kpiący półuśmieszek. Trochę jak Lara Croft.
-Nie - mruknąłem, za co dostałem z łokcia w ramię. - Ej! Za co?
-Za całokształt- uśmiechnęła się szeroko. - A skoro już tu jesteś, odpytasz mnie z historii?
-Uczysz się w wakacje?
Ann wzruszyła ramionami i podała mi książkę, po czym ułożyła się wygodnie na łóżku, zakładając mi nogi na kolana. Dłonie splotła na płaskim brzuchu i wpatrzyła się w sufit.
Jak ja mam się teraz, cholera jasna, skupić na historii?
-Czasami trzeba. Historia i biologia to dwa moje słabe punkty, a za dwa tygodnie mam egzaminy. Jeżeli zawalę, to się załamię.
-Szkoła to nie wszystko- uśmiechnąłem się i poklepałem ją lekko po kolanie. Zaśmiała się.
-Wiem, ale bez wykształcenia będzie mi ciężko. Bo w sumie, co ja umiem takiego wyjątkowego? Nic.
Okej, ta dziewczyna naprawdę ma tak niską samoocenę, czy tylko robi sobie ze mnie jaja?
-Idę o zakład, że bez problemu ograłabyś kilku zawodników z NBA, a to już coś. Tamten facet, którego pokonałaś, grał kiedyś w profesjonalnej drużynie. Wywalili go chyba za sterydy, nie jestem pewny.
-Sporo wiesz - zauważyła.
Wzruszyłem ramionami i otworzyłem podręcznik do historii. Od dawna nie zaglądałem do książek. Zapomniałem, jak to jest siedzieć w szkolnej ławce i mieć nadzieję, że nie trzeba będzie odpowiadać. Chować się za zeszytem i udawać, że jest się w pełni zaabsorbowanym nauką.
-Plotki szybko się rozchodzą. A teraz historia: W których latach rozegrała się wojna secesyjna?

***

Był wieczór, chociaż gdy patrzyłam na termometr wydawało mi się, że w rzeczywistości jest właśnie środek dnia. Upał był niemiłosierny - ciężko było się przestawić zaraz po dwóch pochmurnych dniach. Miałam ochotę wejść do zamrażarki i nie wychodzić z niej do jutra z nadzieją, że dzień będzie chłodniejszy, a niebo znów zaścieli gruba warstwa chmur.
A jednak musiałam wyjść, bo obiecałam Carolyn, że przyjdę do niej do pracy. Miałam spędzić cały wieczór w klubie nocnym, wśród spoconych, pijanych ludzi i głośnej klubowej muzyki. Nie marzyłam o niczym innym, przysięgam.
Z domu wyszłam około siódmej, ubrana w moje ukochane glany, krótkie jeansowe spodenki, jak łatwo się domyślić - za wysokim stanem i białą bokserkę. Po raz pierwszy od kilku miesięcy zrobiłam też makijaż, o ile makijażem można nazwać pomalowanie rzęs. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, bo to moja kuzynka miała ją przyciągać, żeby dostawać napiwki, nie ja.
Na autobus czekałam chyba z dziesięć minut. W środku było tłoczno, pachniało stęchlizną i smutkiem. Ludzie wracali z pracy, przytłoczeni nadmiarem obowiązków. Zgarbiona kobieta z mysimi włosami ściśniętymi w kitkę stała przede mną, zaciskając w dłoniach czarną aktówkę. Jej kostki pobielały, podobnie jak twarz. Miałam wrażenie, że się dusi, dlatego położyłam dłoń na jej ramieniu i cicho spytałam:
-Przepraszam, dobrze się pani czuje?
Kobieta odwróciła się przodem do mnie. Jej chude, długie palce zaciskały się na jednym z siedzeń, wzrok był jakby mętny. Na policzku widniała fioletowa plama, na skroni rozcięcie, co pozwalało mi sądzić, że jest ofiarą jakiejś przemocy. Nieśmiało i bardzo dyskretnie zmierzyłam ją wzrokiem. Miała na sobie proste, czarne spodnie i biały golf bez rękawów, a na to zarzuciła marynarkę. Była w ciąży.
-Dobrze- wychrypiała i zdobyła na lekki uśmiech. - Po prostu strasznie tu duszno.
W tej sytuacji można było zrobić tylko jedno. Przecisnęłam się do jednego z okien i uchyliłam je, nie zważając na protesty starszej pani, od której oberwałam torebką w brzuch. Zamiast okazać skruchę, obdarzyłam ją karcącym spojrzeniem i wróciłam do ciężarnej kobiety. Powoli objęłam ją ramieniem i podprowadziłam do otwartego okna, torując sobie łokciami drogę.
Przez resztę drogi stałam obok niej, bojąc się, że może w każdej chwili zemdleć. Następnie wysiadłam razem z nią, pomimo tego, że to nie był mój przystanek.
-Dziękuję za pomoc - powiedziała, gdy w końcu udało jej się odzyskać kolory i złapać oddech. - Miła z ciebie dziewczyna.
Uśmiechnęłam się. Miło było usłyszeć takie słowa z jej ust.
-Nie ma za co proszę pani - odpowiedziałam grzecznie.
Kobieta pomachała mi na pożegnanie, po czym obie odeszłyśmy w swoją stronę.
Gdziekolwiek ta moja strona była.

Nim znalazłam właściwą drogę, udało mi się źle skręcić pięć razy. Przysięgam, że zamorduje Caro. Nie odbierała ode mnie żadnych telefonów, nie odpisywała na wiadomości. No zabiję. Zajebię na miejscu. Glanami.
Klub nocny, który nosił wdzięczną nazwę "Let's drink!", zauważyłam z kilkunastu metrów, dzięki wielkiemu, migającemu neonowi i gorylowi, który stał przy wejściu. Nie mówię teraz o ochroniarzu, tylko o... plastikowej atrapie goryla naturalnej wielkości.
Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam malutką dziewczynę palącą papierosa, która opierała się o ścianę. Jej włosy platynowe, proste włosy sięgały pasa. Wydawała się być nieobecna, zamyślona. Zupełnie tak, jakby na kogoś czekała. Na kogo? Odpowiedź była banalnie prosta. Na mnie!
-Evans! - wrzasnęła i rzuciła fajkę na chodnik, przygniatając ją niemożliwie wysoką szpilką, po czym podbiegła do mnie (na tych właśnie niemożliwie wysokich szpilkach) i rzuciła mi na szyję.- Myślałam, że już nie przyjdziesz!
-Sorki, Caro. Miałam mały problem ze znalezieniem drogi - rozmasowałam w zamyśleniu kark, po czym odsunęłam od siebie blondynkę i zmierzyłam od góry do dołu wzrokiem.
- Wyglądasz jak najwyższej klasy prostytutka!
-Dzięki- wyszczerzyła się. - A ty idziesz się przebrać, bo mi pomożesz. Jest zajebisty ruch, a ja jestem sama. Oczywiście, robisz to charytatywnie, cała kasa dla mnie.
Zaśmiałam się głośno na myśl o tym, że mam zapieprzać za barem jak dzika i znosić pijanych facetów. To zdecydowanie nie było zajęcie dla mnie.
-Nie ma mowy! Nigdy w życiu nie ubiorę się w to, co leży na zapleczu nocnego.
-Kto mówi o ciuchach stąd? - uniosła brew. - Mam dla ciebie kilka swoich. Są za duże, ale na ciebie powinny być idealne.
Chyba po tym wieczorze będę miała załamanie nerwowe.
-Nie założę twoich ubrań, Rain! Znam twoją garderobę nazbyt dobrze!
Rzeczywiście, Caro lubiła ubierać się wyzywająco. Dziś miała na sobie czarną, obcisłą sukienkę, która nie sięgała nawet połowy uda, do tego te zajebiście wysokie szpilki (oczywiście też czarne), koszula w czarno-czerwoną kratę narzucona na wierzch i pończochy z podwiązkami. Paznokcie, a raczej szpony, miała dokładnie pomalowane na czerwono. Kreska na jej powiekach była idealna.
Och, cholera, zazdroszczę jej. Moje paznokcie nie mogą być zbyt długie, bo nie chcę podczas gry wyłupić nikomu oka, nie wspominając o makijażu, który by po mnie spłyną.
-Trudno, Evans! Albo wbijesz się w to, co przyniosłam sama, albo osobiście się w to ubiorę!
Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę wejścia. Drogę niemal natychmiast zastąpił mi dwa razy większy facet, ogolony na łyso. Zrobiłam naburmuszona minę.
-Dowód - wyciągnął rękę.
Udałam zmieszaną i powoli wsuwałam dłonie do kieszonek z przodu spodenek. Przywołałam na policzki lekki rumieniec, po czym bardzo powoli włożyłam dłonie do tylnych kieszeni, po czym wykonałam najbardziej oczywisty gest - złapałam się za tyłek. Oczy faceta w momencie zrobiły się większe, na co oblizałam górną wargę, przy czym ostentacyjnie przeciągnęłam językiem po zębach.
-Chyba zapomniałam o nim- powiedziałam.
Mój głos zabrzmiał zupełnie tak, jak chciałam. Z natury niski i zachrypnięty był bardzo przekonujący. Faceci to lubili, a ja wykorzystywałam w każdy możliwy sposób.
-Bez dowodu nie możesz wejść- westchnął goryl.
-Może jakoś się dogadamy.. - spojrzałam na plakietkę z jego imieniem. - Lemmy?
-Wybacz, bez dowodów nie wpuszczamy.
Widziałam, że się waha. byłam blisko osiągnięcia celu.
-Lemmy, na pewno coś da się zrobić - wymruczałam jak pani z sekstelefonu i podeszłam do niego bliżej. Umiejscowiłam dłonie na jego klatce piersiowej, zakrytej przez czarną koszulkę z krótkim rękawem. Pod palcami wyczułam przyspieszone bicie serca i napięte mięśnie. - Taki cudowny facet jak ty musi zrobić choć jeden wyjątek, hm?
Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Moje piersi stykały się z jego klatą.
-Możesz wejść - mruknął w końcu, a ja natychmiast odsunęłam się na bezpieczną odległość, po czym ominęłam go.
W tamtej chwili poczułam, jak łapie mnie za dupę. Odwróciłam się powoli i zmarszczyłam brwi, po czym strąciłam ogromną łapę.
-Tylko sprawdzałem, czy na pewno nie masz tam dowodu, maleńka - warknął z rozbawieniem.
Okej, już nigdy więcej nie zastosuję tej metody. Nigdy.
-Słuchaj, Lemmy. Nie mam dowodu, tak? Powiedziałam wprost. Jeszcze raz dotkniesz mnie w ten sposób, a stracisz tą rękę - wysyczałam z jadem, po czym zostawiłam zszokowanego gościa przed wejściem, a sama zniknęłam w ciemnym pomieszczeniu.
Wiem, że zachowałam się jak suka. Wiem doskonale. Ale nie dam się macać ochroniarzowi. W razie czego Caro przecież mogłaby wpuścić mnie od zaplecza, prawda?
W środku było okropnie duszno. Powietrze przepełnione dymem papierosowym co chwila przecinały kolorowe lasery. Ludzie na parkiecie skakali w rytm muzyki, a ci siedzący w pojedynczych lożach śmiali się i rozmawiali, próbując przekrzyczeć hałas. Przecisnęłam się między ludźmi, dwa razy zakręciłam biodrami, gdy jakiś chłopak próbował porwać mnie do tańca, ale ostatecznie udało mi się dotrzeć do baru. Usiadłam na jednym z krzesełek i odetchnęłam.
-Co dla pięknej pani?
Kpiący ton kuzynki zadziałał na mnie jak cios w twarz. Spiorunowałam ją spojrzeniem.
-Twoją głowę na srebrnej tacy - warknęłam.
Blondynka zaśmiała się, stawiając przede mną szklankę z wodą.
-Tak w ogóle, to nieźle poradziłaś sobie z Lemmy'm. Zwykle nie wpuszcza nikogo, kto się nie wylegitymuje.
-Widocznie mój niewylegitymowany tyłek mu nie przeszkadzał- jęknęłam, po czym wzięłam łyka przyjemnie chłodnej wody. - Idę o zakład, że jutro prawa połówka mojej dupy będzie sina.
-Będzie idealnie pasowała do tej malinki z szyi - zaśmiała się.
Wait. Jakiej malinki?
Natychmiast dotknęłam swojej skóry, spodziewając się chyba, że będę miała tam wybity wielki napis "malinka", ale niczego nie wyczułam. Albo ten krasnal robi sobie jaja, albo uciekł mi kolejny fragment życia.
-Och, stul pysk - mruknęłam, gdy już skończyłam wodę. Caro zabrała szklankę, po czym wyprostowała się i spojrzała mi w oczy.
-Zaraz zawołam szefa, żeby na sekundę mnie zastąpił. To fajny koleś. Nie ma nic przeciwko, żebyś mi pomogła, bo poręczyłam za ciebie. W razie czego, ja ponoszę odpowiedzialność. Lepiej niczego nie spieprz - pogroziła mi palcem, na co tym razem ja się roześmiałam.
-Nie ma problemu, Rain. Postaram się.

-Nie włożę tego- zaprotestowałam, widząc strój, jaki wybrała dla mnie Carolyn.
Zapleczem nazywało się średniej wielkości pomieszczenie, pomalowane zielonkawą farbą olejną. Z sufitu zwisała naga, lekko zabrudzona żarówka, dająca mgliste światło. W kącie stały skrzynki z butelkami po alkoholu, pod ścianą, bliżej wejścia do klubu kilka toaletek z lustrami, na których walały się kosmetyki. Jak twierdził Dave, właściciel lokalu, kiedyś mieli tu striptizerki, ale odkąd klienci zamiast pić gapili się na półnagie laski, zrezygnowali z nich, a biznes kręcił się dalej. Równolegle do toaletek stały wieszaki na kółkach, pełne ubrań w najróżniejszych rozmiarach i fasonach. Przysięgam, że to właśnie stamtąd Caro wzięła ubrania dla mnie.
Kuzynka demonstrowała mi właśnie mikroskopijną, jeansową spódniczkę i top odsłaniający połowę cycków. Cały strój odsłaniał chyba cztery razy więcej niż zasłaniał i był kompletnie nie w moim stylu.
-Evans, nie wyprowadzaj mnie z równowagi. Zakładaj to.
-Nie!
-Evans! - krzyknęła w końcu zdenerwowana, na co wyszczerzyłam się z zadowoleniem. Wyprowadzanie jej z równowagi to moje moje hobby. - Dobra. Zostań w tych swoich spodenkach, ale błagam, załóż chociaż bluzkę.
Westchnęłam ciężko i zdjęłam swój podkoszulek, po czym rzuciłam go w jej twarz. Dziękowałam samej sobie, że zdecydowałam się jednak założyć ten piekielny stanik. Założyłam przez głowę czarną, maksymalnie wyciętą koszulkę Motorhead, spod której było widać więcej mojej bielizny, niż bym sobie tego życzyła, po czym wpuściłam ją w spodenki.
Po chwili Rain wzięła się za poprawianie mojego wyglądu. Okiełznała loki sięgające pasa, które zapuszczałam dobre pięć lat, związując je w wysokiego kucyka. Do tego doszedł makijaż - mocna kreska i bordowe usta. Nie maskowała tego, co zrobiło ze mną słońce przez ostatni miesiąc. Mój nos, podobnie jak i policzki usiane były piegami. A ona tak po prostu stwierdziła, że to słodkie.
-Dobra. Wyglądasz na jakieś dwadzieścia pięć lat - stwierdziła z dumą, po czym wytarła wyimaginowaną łzę. - Tak szybko dorastają...
-Też mogłabyś urosnąć, krasnalu- uśmiechnęłam się szeroko.
Opuściłyśmy zaplecze i stanęłyśmy za barem. Właściwie tylko blondynka, bo ja usiałam spokojnie na ladzie, oparta plecami o chropowatą, podświetlaną ścianę. Ruch nie był tak duży, jak się spodziewałam. Były nawet chwile, w których mogłyśmy spokojnie porozmawiać.
-Annie, od faceta z czwartej loży - Caro podała mi dziwnie wyglądającego drinka. Przypominał trochę wściekłego pasa, ale pachniał pomarańczami.
-Co to kurwa? - przyjrzałam się uważnie kieliszkowi.
-Sex on the Beach. Sos tabasco, sok pomarańczowy i whisky. Widocznie facet chce coś ci dać nim coś do zrozumienia- uśmiechnęła się i przywaliła mi w ramię ścierką, szmata jedna.
Nigdy nie piłam alkoholu. Czy to dziwne? Dla mnie nie. Czułam wstręt do jakichkolwiek trunków, zważywszy na to, że czułam ich zapach codziennie nieprzerwanie przez pięć lat. Do tego kac, którego fanką nigdy nie byłam. Nie wolno było mi pić.
Ale tym razem zrobiłam wyjątek.
Odchyliłam głowę do tyłu, gdy palący płyn powoli rozgrzewał mnie od środka. Był cholernie pikantny, ale zostawiał słodkawy posmak i przyjemne drapanie w gardle.
Spojrzałam na faceta, który owego drinka mi postawił. Siedział opierając się na łokciach o stół i przyglądał mi się. Nie był stary ani obleśny, jak w pierwszej chwili myślałam. Miał może trzydzieści lat. Jego blond włosy odstawały na wszystkie możliwe strony. W brwi błyszczał srebrny kolczyk.
-Niezły - stwierdziła moja kuzynka. - Ale i tak musisz uważać. Jeśli coś ci się stanie, wujek odgryzie mi głowę, a jemu wypruje flaki.
-Tata to tata - machnęłam lekceważąco ręką. - Pomyśl, co zrobi Oliver!
Carolyn uśmiechnęła się i szturchnęła mnie lekko łokciem, a później głową wskazała na blondyna, który zmierzał w naszym kierunku. Odsunęła się ode mnie kilka kroków i udając, że czyści szklanki, obserwowała całą sytuację.
Zajebię jej.
-Zatańczysz?
Donośny głos bez trudu przebijał się przez dudniącą muzykę. Spojrzałam na mężczyznę lekko zdezorientowana, ale postanowiłam grać wielce zadowoloną. Obdarzyłam go kokieteryjnym uśmiechem, po czym zeskoczyłam z baru i podałam mu rękę.
Kręciło mi się w głowie, gdy robiłam kolejne niepewne kroki. Świat zdawał się wirować i mienić różnymi kolorami. Przez krótką chwilę miałam wrażenie, że spadam w dół. Od świata odgrodziły mnie ramiona blondyna.
A później.. chyba urwał mi się film.

-Evans, podnieś dupę- usłyszałam nad uchem cichy jęk Carolyn. Ignorowałam ją od dłuższego czasu, co chwila odwracając się do niej plecami i naciągając kołdrę na głowę.
Tak szczerze, to nie mam zielonego pojęcia, jak znalazłam się w domu Caro. Te małe zaniki pamięci zdarzały mi się coraz częściej i to właśnie wtedy, kiedy powinnam była pamiętać absolutnie wszystko.
-Nie chcę - wybełkotałam w poduszkę.
Rain sięgnęła po drastyczne środki. Zdarła ze mnie kołdrę i odrzuciła ją na bok. Na jej szczęście, nie chciało mi się wstawać i jej mordować. Byłam zbyt zmęczona, a w mojej głowie nadal trwała impreza. Uciążliwe pulsowanie rozrywało mój mózg na malutkie kawałeczki, a później przecierało przez gęste sito. Kac. To musiał być kac.
-No wstawaj- zawyła, przewracając mnie przy tym na plecy.
Wcześniej leżałam na brzuchu, powykręcana w bardzo dziwny sposób. Nie wiem, czy w nocy nagle uwierzyłam w potwory, ale to bardzo prawdopodobne, bo żadna z moich kończyn nie wystawała poza kanapę.
-Po co?
-Zrobiłam śniadanie.
Nie musiała mówić więcej. Podniosłam się, choć nie bez problemów i uszczypnęłam w policzki dla rozbudzenia. Nie podziałało, ale i tak na miękkich nogach powlokłam się do kuchni, chcąc w końcu spałaszować śniadanie przygotowane przez blondynkę.
Gdy usiadłyśmy przy stole, na którym stały kanapki z serem i ogromny dzbanek herbaty, zauważyłam, że Rain wygląda podejrzanie dobrze. Włosy miała gładko zaczesane do tyłu, wczorajszy makijaż zniknął, a cera była rozświetlona i godna pozazdroszczenia.
Ja byłam jej kompletnym przeciwieństwem - rozczochrana, rozmazana, w staniku, spodenkach i kanapką w ustach.
-Ann? Dobrze się czujesz?- spytała, po czym nalała mi do kubka herbaty. Przełknęłam kanapkę po czym wzięłam łyka i odpowiedziałam lekceważąco:
-Jasne, że dobrze.
-Masz dziwny, nieobecny wzrok- stwierdziła. - Ile wypiłaś?
-Tylko tę sukę. A co?
Carolyn parsknęła śmiechem.
-Jaką znowu sukę?
Moja dłoń spotkała się z twarzą.
-Ten seks na plaży. Wiesz dobrze, że plaża i suka ciągle mi się mylą.Kto wymyślił tak podobną wymowę, co? Beach i bitch, co to, kurde, za różnica?
-Seks na suce też w sumie mógłby być - uśmiechnęła się i przytuliła policzek do swojego kubka. - Masz strasznie słabą głowę, Evans.
-Nic nie poradzę- Wzruszyłam ramionami. - Ale ty wypiłaś więcej i pamiętasz pewnie też znacznie więcej. Rozumiem, że już przywykłaś, ale żeby po pięciu szybkich?
Blondynka roześmiała się i klepnęła mnie pod stołem w udo.
-Pijesz, trzymasz w ustach, a później wypluwasz do butelki po piwie, udając, że zapijasz. To chyba oczywiste, nie?
Nie, Carolyn. Skąd taka ja, która nie włóczy się po klubach, nie pije i nie flirtuje z każdym facetem, który tylko się rusza (albo i nie) ma to, do jasnej cholery, wiedzieć?
-Jasne - mruknęłam pod nosem.
-Wczoraj wydawało mi się, że jesteś pijana. Byłaś taka.. dziwna. Nie kontaktowałaś prawie, tylko mówiłaś, że bolą cię strasznie plecy i ramiona. Wcześniej zniknęłaś gdzieś z tamtym facetem, jak mu tam było? - spojrzała na mnie z wyczekiwaniem, ale tylko wzruszyłam ramionami. To chyba też mi umknęło. - Mniejsza. Nie było cię z pół godziny, a później wróciłaś z dziwnym wyrazem twarzy i powiedziałaś, że chcesz wracać. Nie mogłam cie wypuścić do domu, więc zadzwoniłam do wujka, że zostajesz u mnie na noc, a on obiecał, że będziesz miała przesrane. Tak właściwie, to miłego szlabanu do osiemnastki - wyszczerzyła się. - Więc jak tylko zamknęliśmy, przywlokłam cię tu, położyłam na kanapie i sama poszłam spać.
-Dzięki, Carolyn. Można na ciebie liczyć- uśmiechnęłam się do niej czarująco, po czym spojrzałam  na zegarek. Było południe. - Będę się zbierać. Im wcześniej wrócę, tym mniej wściekły będzie. Tak właściwie, to co mu powiedziałaś?
Blondynka wyszczerzyła zęby.
-Że nie chcę puszczać cię samej, samiusieńkiej w nocy do domu, bo może ci się coś stać.
-Mądra dziewczynka- pochwaliłam, podnosząc się z miejsca. -A teraz daj mi coś, co nie śmierdzi wódką na kilometr.

Kolorowe lasery przecinały ciemność, a Adam ciągnął mnie za rękę w stronę jednego z wyjść ewakuacyjnych. Byłam otumaniona. Nie docierało do mnie nic, nawet dźwięki jednej z najlepszych piosenek The Prodigy, która zdawała się ogłuszać innych ludzi. Czułam jedynie jego twarde palce zaciśnięte na moim nadgarstku. Nie mogłam się szarpać, więc posłusznie szłam za nim, aż w końcu wyszliśmy na zewnątrz rozbuchanego lokalu, wprost do wąskiej uliczki ciągnącej się między dwoma budynkami. Przy jednej z kamiennych, nieotynkowanych ścian stały papierowe, zgniecione niedbale pudła. W powietrzu roztaczał się nieprzyjemny smród alkoholu, nikotyny i śmieci.  Niedaleko słychać było wycie syreny policyjnej i trzask klapy od metalowego kontenera, a później przeciągłe miauczenie kota i tupot szczurzych łapek, gdzieś pod naszymi nogami.
Adam przycisnął mnie mocno do ściany. W mojej piersi nagle zabrakło powietrza. Dusiłam się, gdy kładł dłonie na moich udach i przesuwał nimi po mojej skórze. Próbowałam szarpnąć swoim ciałem, ale zarobiłam jedynie w twarz.
-Nie ruszaj się - warknął wprost do mojego ucha. Wzbierał we mnie potok łez, który chciał znaleźć gdzieś ujście. - Bo wtedy zaboli.
Moją głowę bombardowały tysiące myśli. Kim był przystojny Adam? Dlaczego wybrał mnie, skoro w klubie było mnóstwo innych, samotnych dziewczyn? Gwałcicielem? Sadystą? Handlarzem narkotyków, który mnie z kimś pomylił? A może pieprzonym handlarzem ludzkich organów?
I w ogóle.. czy był na tyle niebezpieczny, że nie pozwoliłby mi dożyć jutra?
-Nie zgwałcisz mnie - powiedziałam ledwie przytomna. - Mam penisa.
-Nie masz- westchnął zirytowany moją marną gierką.-Wystawałby ci ze spodenek.
Przepełniła mnie beznadzieja. Byłam zagubiona i skazana nie niego. Nawet, jeśli zaczęłabym wzywać pomocy, nikt by mnie nie usłyszał.
-A może mam takiego malutkiego, że ledwie go widać? - podjęłam ostatnią próbę. Jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta.
-A może zaraz faktycznie będziesz go miała, ale w ustach?
Cholera. Cholera, cholera, cholera. Co mam robić? 
Rozejrzałam się, desperacko poszukując wzrokiem jakiejś broni. Wzięłam głęboki oddech, próbując odzyskać jasność umysłu.
Jasne. Przecież mam glany.
-Chyba podziękuję - mówiąc to, wsunęłam udo pomiędzy jego kolana i zrobiłam najbardziej  żenującą rzecz świata. Chyba nie muszę mówić jaką?
-A ja myślę, że jednak tego chcesz- jęknął.
A akcie kompletnej desperacji wpiłam się w jego usta. Żadnej przyjemności, zwykła chęć przetrwania. Pozwoliłam sobie nawet na położenie dłoni na jego policzku, dzięki czemu rozluźnił uścisk.
I to był jego największy błąd.
Dziesięć sekund później wrzasnął na całe gardło. Mój glan rozbił się o jego stopę, najprawdopodobniej łamiąc mu palce. A ja uciekłam. Jak ostatni tchórz, nawet nie próbując udzielić pomocy.
Cóż, próbował mnie zgwałcić, do kompletu powinnam jeszcze "rozbić" mu jaja.
HA! Nie jestem aż tak pijana, skoro stać mnie na czarny humor!
Znów znalazła się w klubie, pośród innych ludzi wijących się na parkiecie przy szumie nazywanym dziś muzyką. Przeciskałam się między spoconymi ciałami, chcąc jak najszybciej poinformować kuzynkę, że wracam do domu.
-Hej! - usłyszałam wysoki głos Carolyn zaraz przy uchu. - Gdzie ty do jasnej cholery byłaś?
-Wracajmy... proszę.. - mruknęłam prawie bezgłośnie, całkowicie pewna tego, że słowa zagubiły się wśród fałszywych dźwięków.

Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, gdy wlokłam się za Caro i.. jakimś panem, który wydawał mi się być cholernie znajomy do jej domu. W głowie mi huczało. Było mi niedobrze i zimno, a gdy tylko słyszałam jakiś szmer, miałam ochotę krzyczeć ze strachu. Jedyne, czego w tamtej chwili pragnęłam, to cieplutkie łóżko, nic więcej. No, jeszcze silne ramiona, które utuliłyby mnie do snu i długa, pachnąca kąpiel.
Dochodziła druga, gdy w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce. Nadal pozostawałam z tyłu za migdalącą się parką, kiedy weszliśmy do mieszkania. Wiedząc, że nie mam absolutnie żadnych szans na spanie z Carolyn, bo wtedy musiałabym brać udział w orgii, pomaszerowałam do łazienki, po drodze zdejmując rozwalone niemal całkowicie glany. 
Gdy spojrzałam w lustro, uśmiechnęłam się. Nadal wyglądałam ładnie, choć niedbale. Włosy wymykały się z kucyka, makijaż był lekko rozmazany, ale nie przeszkadzało mi to. Grunt, że wyglądam okej.
Zdjęłam koszulkę i przemyłam zimną wodą twarz, szyję i dekolt. Następnie rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami, pozwalając, by swobodnie opadały na ramiona. Nie obchodziło mnie to, że do jutra.. a raczej do rana, będą kręcone i prawdopodobnie nie do rozczesania. 
Wyszłam z łazienki, zostawiając koszulkę Caro na pralce. Miałam już rzucić się na kanapę, kiedy usłyszałam głos kuzynki dochodzący z kuchni.
-Annie, chodź tu na chwilę.
Posłusznie skierowałam się w stronę pomieszczenia, pocierając klejące się ze zmęczenia oczy. Siedzieli tam oboje, Carolyn i ten chłopak. Właściwie, to bardziej mężczyzna. Też był koło trzydziestki, ale wyglądał na dwadzieścia z lekkim hakiem. 
Jego włosy były krótkie, ciemnobrązowe, postawione do góry. Miał kilkudniowy zarost i przyjemny, odrobinę zmęczony uśmiech. Brązowe oczy lustrowały mnie od góry do dołu, a ja nie przejmowałam się wcale tym, że jestem tylko w staniku. Nie patrzył na mnie tak, jak na Carolyn - z pożądaniem, troską i czymś jeszcze. W jego oczach nie było tego dziwnego błysku, gdy patrzył na mnie. Był po prostu zainteresowany. W końcu w domu swojej dziewczyny nie zawsze widzi się inną, do tego prawie rozebraną i w żaden sposób nie skrępowaną.
Miał na sobie białą koszulkę i bokserki. Nie patrzyłam na ich kolor, wolałam w ogóle nie patrzeć w tamto miejsce. W oczy rzuciły mi się tylko nieogolone nogi.
A może to były włochate spodnie?
-Pościeliłam ci na kanapie, jak coś, to wołaj, okej?- zapytała z troską.
Carolyn Evangeline Rain okazała mi właśnie troskę? O niebiosa, cud! Cud, ludzie! Postawmy tu świątynie, niechaj wszyscy wiedzą, że ten pedofil sadysta się nawrócił i troszczy się o młodszą kuzynkę!
-Okej - uśmiechnęłam się lekko i znów obrałam kurs na kanapę. 
-Annie?
-Co?
-Dobranoc- Przytuliła mnie i pocałowała w policzek.
Idę o zakład, że moja mina była wspaniała, bo jej chłopak (jak wnioskuję) zaśmiał się cicho. Zmarszczyłam brwi i zrobiłam do niego minę, a on odpowiedział tym samym. Kandydat na męża Caro zaakceptowany, przeszedł test bycia fajnym.
-Dobranoc, Angie- szepnęłam w jej ramię, po czym odsunęłyśmy się od siebie i po kilku chwilach w końcu mogłam oddać się tej zajebiście wygodnej, mięciutkiej kanapie.
Nadal jestem wierna swojej największej miłości, kanapie w moim domu, ale powinna wybaczyć mi ten jeden romans. W końcu sobie ufamy. Ona dobrze wie, że jest jedyna.
Po godzinie leżenia w bezruchu z otwartymi oczami, postanowiłam włączyć telewizor. Leżąc na brzuchu skakałam po kanałach, aż w końcu trafiłam w dziesiątkę.
Nie, to nie było porno.
Lepiej.
Całonocny maraton teletubisiów!
Zajęłam się oglądaniem i przytulaniem poduszki, słuchając ciągłego "tulimy" i cichych pomruków dochodzących z sypialni Caro. Z połączeniu z bajką, gdzie te dziwne stworki z wiecznie otwartymi buziami tulą się od tyłu, wyglądało to co najmniej dziwne.
Porno dla dzieci? Czemu nie.
Przez kolejną godzinę (jak można się ruchać przez godzinę?) oglądałam następne odcinki i cieszyłam jak głupia, gdy w akompaniamencie jęków teletubisie się przytulały i wpadały na siebie. Gdy z sypialni przestały dochodzić dziwne odgłosy, wyłączyłam telewizor i przykryłam się kołdrą. Jutro będę ich wkurzać, to mają zagwarantowane. Ciekawe, jakie będą mieli miny, gdy zechce wyrecytować ich najlepsze teksty "dlaczego ten.. no, jest większy niż ostatnio?" albo "nogi szerzej, bo nie mogę wycelować".
Właśnie wtedy przypomniał mi się ten błysk w oczach chłopaka. Przez dłuższa chwilę zastanawiałam się, czym właściwie był. Możliwe, że miłością, nie jestem w zupełności pewna, w końcu nikt jeszcze tak na mnie nie patrzył. 
Nikt, nawet Matt.
Zaczęłam sobie coś uświadamiać. To, co widziałam w jego oczach było czystym pożądaniem. Zaprzyjaźniając się z nim zbudowałam wysoki mur graniczny, który próbował obejść, żeby mnie zdobyć. Był tylko zauroczony. Tylko i wyłącznie. Nic więcej. To, co błyszczało w jego oczach było pożądaniem. O nie, nie dam mu tej satysfakcji. Nie będzie mnie miał na własność.
Przełknęłam ślinę, czując rosnącą gulę w gardle. Zakryłam głowę poduszką i zamknęłam oczy.
Chciałam zapomnieć.

Wiedziałam dobrze, że to będzie zły dzień.
Ludzie patrzyli na mnie w bardzo ciekawy sposób, gdy maszerowałam ulicą ubrana w biały podkoszulek, czarne legginsy i glany z oderwaną podeszwą, które na moje szczęście ukrywały fakt, że spodnie  ( o ile to można nazwać spodniami) są za krótkie. Przez dłuższy czas nie wiedziałam o co im chodzi. Uświadomiłam to sobie dopiero w połowie drogi, gdy mały chłopiec podszedł do mnie i postukał w kolano, gdy taśmą sklejałam mojego lewy but.
-Pani tatuaże są na stałe?
Zmarszczyłam brwi, a później zerknęłam na moja rękę, obawiając się ogromnego karniaka. Nic podobnego - najpiękniejsze motyle zombie zjadające teletubisie, jakie tylko widziałam.
Jak ja mogłam tego nie zauważyć?
-Nie, kochanie. To tylko długopis.
Mam nadzieję.
-Jestem pani chłopakiem?- przekręcił głowę w zabawny sposób i patrzył na mnie z wyczekiwaniem, gdy ja beształam się w myślach za nazwanie potencjalnej kolacji "kochaniem".
Pokręciłam głową i wstałam, bacznie obserwowana przez młodego. Odeszłam kilka kroków i pomachałam mu, na co wykrzyknął:
-Fajne buty!
I pognał w kierunku placu zabaw.
Gdy znalazłam się w domu, lewy glan był w proszku, a stan prawego wołał o pomstę do nieba. Metalowy nosek wystawał spod skóry i był mocno zgnieciony, sznurowadła wiązałam chyba w kilku miejscach, nie mówiąc o najprawdziwszych dziurach po bokach.
Zdjęłam je ostrożnie i odstawiłam, kierując się do kuchni po szklankę wody. Tradycyjnie przy stole siedziała moja rodzinka - Oli i tata, jak zwykle nieubrani, rozczochrani, zarośnięci.
-Jak było? - spytał tata, patrząc na mnie.
-Nieźle- uśmiechnęłam się do niego.
Nie rozumiem. Żadnych przesłuchań, pytań o ciążę, dragi, facetów, nic?
-Ale rozwaliłam glany. Znajdzie się jakiś fundusz na nowe? - zapytałam z nadzieją.
-Zarób sobie - wzruszył ramionami. - W końcu jesteś już samodzielną, młodą kobietą i możesz.. nie wiem, wyprowadzać psy, sprzątać, opiekować się dziećmi, zatrudnić się na zmywaku w restauracji?

Papa, moje ukochane glany...

Był wieczór, a ja wkuwałam historię po tym, jak machnęłam się o dwieście lat przy podawaniu daty wojny secesyjnej, a Andy miał ze mnie ubaw. Kułam z własnej woli, wcale nie miałam szlabanu. Cóż, przynajmniej wolałam tak sobie wmawiać.
Tata wyszedł gdzieś pół godziny temu. Oliver razem z Eve siedzieli na dole i rozmawiali. Wydaje mi się, że Oli ją polubił. Nawet bardzo polubił.
Gdy tylko przychodziła, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Widziałam, jak pilnował się, żeby nie złapać jej za rękę albo nie objąć. Pierwszy raz był taki. Nigdy nie zachowywał się przy dziewczynach jak potulny baranek. Jak baran owszem, ale nie jak baranek.
Oderwałam się od tekstu o George'u Washingtonie i sięgnęłam dłonią po jedną z kilku kanapek, które były jedna z moich pomocy naukowych, ale natrafiłam na pusty talerzyk.
Westchnęłam i wstałam, po czym udałam się na dół, w celu ogołocenia lodówki.
Już stojąc na najwyższym stopniu schodów słyszałam ciche śmiechy dochodzące z salonu. Dogadywali się znakomicie, co ani trochę mi nie przeszkadzało, bo mogłam przejść niezauważona i równie niewidoczna dla ich oczu mogłam zrobić sobie kilka kolejnych pomocy naukowych. Miałam już wracać do mojej świątyni, gdy usłyszałam wysoki, ale bardzo przyjemny głos Evelyn.
-Ann, możemy pogadać?
Pojawił się dylemat. Iść na górę i wyjść na zimną, wredną sukę czy zostać i zaryzykować utratę pożywienia?
Ostatecznie wróciłam się do salonu i usiadłam na fotelu, który był o wiele mniej  zajebisty od kanapy.
-O co chodzi? - zapytałam w końcu, patrząc na nich.
-Miałabym do ciebie prośbę- powiedziała Eve. Wzięłam gryza jednej z kanapek i gestem ręki poleciłam jej, żeby kontynuowała. - Widzisz, moja sąsiadka szuka opiekunki do dziecka, a Oliver wspomniał, że szukasz pracy...
Spiorunowałam brata wzrokiem. Wygadał się, menda jedna.
-I zastanawiałam się, czy nie byłabyś zainteresowana - dokończyła i spojrzała na mnie pytająco.
-Chętnie- zgodziłam się, po dłuższej chwili zastanowienia, po czym wstałam, zabrałam swoje kanapki i odmaszerowałam do pokoju.

Dziećmi? Czemu nie! Może w końcu się najem.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
He. Długi.
Okej, miałam opóźnienie, ale chciałam dużo w nim zawrzeć i chyba mi się udało. Mam jakiś dziwny tydzień. Nagle dowiedziałam się, że w maju pisze 3 konkursy - z fizyki, chemii i francuskiego.
Trzymajcie kciuki!
No to także ten.
10 KOMENTARZY-NOWY

A tymczasem, jeśli ktoś jeszcze nie widział:

Revenge

11 komentarzy:

  1. Sory ale jakoś nie mam weny i nie potrafię nic napisać od 5 minut!
    Napisze tylko ze rozdział bardzo fajny!
    Biedna mała musiała się urzędach z tym oblechem...
    Do następnego i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. napiszę tyle...
    Rozdział super :D Jaka szmata z tego Adama! >:(
    Takiego bym od razu wykastrowała
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny rozdzial, ale nie myslalam, ze Adam okaze sie takim dupkiem xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział czekam na nexta>>>Noele

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział w porządku, jednak wolę gdy piszesz jako Ann a nie "w roli " kogoś innego. ;-)( chodzi mi o początek )

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej zapraszam na itakzgniniesz.blogspot.com (błąd specjalnie)
    A tak w ogóle to rozdział świetny, tak jak reszta. Udało mi się przeczytać całego bloga ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle super! Weny...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zawsze świetny!
    Szkoda, że nie było więcej Biersack'a albo Matt'a i mam nadzieję, że w końcu akcja się rozkręci.
    Czekam na next'a i dużo weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zarombiasty !!! Czytam tw bloga od jakis 3 dni , zdarzylam przwczytac wszystkie rozdzialy i wszystkie sa świetne

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mam zastrzeżeń. Rozdział był Ok!!! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Trzy razy tak, dziękujemy.
    Jest 10 komentarzy, więc pisz szybko next'a, bo nie mogę się doczekać. :)

    OdpowiedzUsuń