środa, 4 lutego 2015

Rozdział 6

Plaża. Piekące słońce, szumiący ocean, biały, gorący piasek, który dostawał się dosłownie wszędzie przy każdym najmniejszym ruchu i cudowny pan po czterdziestce w obcisłych, różowych kąpielówkach, wrzynających się w czerwony od słońca tyłek.
A ja pośrodku tego wszystkiego, leżąca na zapiaszczonym kocu.
Cudownie. Wręcz zajebiście.
Jedynym plusem całej sytuacji było to, że rozłożyliśmy się na w miarę spokojnym kawałku plaży, gdzie ludzie nie leżeli "na sobie", a w kilkumetrowych odstępach. Byliśmy też w miarę blisko wody, więc chłodziła nas przyjemna rześka bryza.
Chłopaki pływali, a raczej bawili się w oceanie, w czasie gdy ja pilnowałam naszych rzeczy wciśniętych w jedną sportową torbę i bawiłam się piłką do siatkówki. Mogłabym się poopalać, gdyby nie fakt, że zapomniałam na śmierć o kremie z filtrem. Bez niego nie było nawet mowy o zdjęciu koszulki. Moja skóra nie była jeszcze przyzwyczajona do kalifornijskich promieni słonecznych. Spiekłabym się na raka i nawet o dotykaniu mnie nie byłoby mowy.
Co dopiero mówić o grze w koszykówkę, gdzie w każdej chwili mogę dostać od ogromnego, czarnoskórego mięśniaka, który chyba mnie nienawidzi. To dopiero byłby ból. Masochiści mogliby się schować, naprawdę.
Oderwałam na chwilę wzrok od plażowiczów na bardziej zaludnionej części plaży, aby sprawdzić, co robią chłopaki. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu cała szóstka właśnie zmierzała w moim kierunku. Śmiali się, przepychali, zupełnie jak małe dzieci. Dlaczego ja się z nimi zadaję?
-Nie opalasz się? - spytał Matt, który opadł na koc obok mnie i zaczął wycierać ręcznikiem mokre włosy. - Myślałem, że laski przychodzą na plażę, żeby poleżeć na słońcu i złapać ładny kolorek - dodał uśmiechnięty i rzucił ręcznik w stronę torby. Trafił.
-Problem w tym, że nie jestem laską, Matty. A gdy zaczynam się opalać, zwykle kończę jako pomidor - odwzajemniłam uśmiech i przerzuciłam jego zaplątane kosmyki na właściwą stronę.
Wyglądał zabawnie z zielonkawymi włosami i miną  Kuby Rozpruwacza. Cóż, jego włosów mało kto może dotykać. A ja, niestety, jeszcze nie jestem na liście osób uprzywilejowanych i sądząc po mimice jego twarzy, przez długi czas się na niej  nie znajdę.
-W takim razie jesteś najładniejszym pomidorem na świecie - stwierdził obejmując mnie ramieniem.
-Jesteś mokry, cioto!- zaśmiałam się, kiedy ten popchnął mnie na koc i położył na mnie, przez co moja koszulka stawała się mokra i lepiła się do ciała.
-Ty też zaraz będziesz!
Mówiąc to, nie chciał się o mnie wytrzeć. O nie. Zorientowałam się o jego niecnych planach, dopiero gdy wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę wody.
Wierzgałam, krzyczałam, piszczałam, ale nic nie pomagało. Trzymał mnie w żelaznym uścisku, pacan jeden. Ratownik, rzecz jasna, też nie zwracał na nas uwagi, bo był zajęty jedzeniem swojej kanapki. Co z tego, że Matt chciał mnie wrzucić do oceanu! Najwyżej się utopię, albo dostanę szoku termicznego! Przecież to nic takiego, kanapka jest o wiele ważniejsza!
-Matthew Rose, puszczaj mnie w tej chwili, bo inaczej założę nową inkwizycję i spalą cię na stosie za czary! - krzyknęłam, ale po chwili spojrzałam w dół i... zmieniłam zdanie. - Albo trzymaj mnie, mój dzielny rycerzu i nie pozwól upaść.
Matty zaśmiał się i powoli zaczął rozluźniać uścisk. Korzystając z okazji objęłam mocniej jego szyję i założyłam jedną łydkę na jego plecy, w razie, gdyby chciał mnie puścić. A chciał. W końcu poczułam, jak jego ramiona powoli opadają wzdłuż tułowia. Przytuliłam się do niego mocniej.
-To nie boli, Annie. Puść się, albo sam będę musiał cie zrzucić - powiedział z bananem na twarzy i zrobił kilka kroków do przodu.
Woda niemalże dotykała moich pleców.
-Matt, słońce, kotku, najcudowniejszy mój przyjacielu, błagam, nie rób mi te.. - nie dokończyłam.
Zimna woda w mig otoczyła moje ciało i zamknęła je w zimnym uścisku. Płuca zapiekły niemiłosiernie, gdy wypuściłam powietrze. Poczułam ogromy strach, ale jednoczesny spokój i.. Mimo że się bałam, czułam się bezpiecznie. Byłam w tamtej chwili pełna sprzeczności.
Po dziesięciu sekundach odważyłam się otworzyć oczy. Nie było to zbyt mądre posunięcie, chociaż uważam, że zabranie Mattowi kąpielówek było jeszcze gorsze.
Zamachałam nogami, chcąc odpłynąć jak najdalej od niego, po czym wynurzyłam się na powierzchnię, razem ze swoją zdobyczą.
Mina Rose'a - bezcenna.
-I co, Matty? Warto było mnie wrzucać? - przedrzeźniałam go, oglądając jego czarne spodenki.
-Oddawaj!- zażądał. patrząc na mnie z mieszanką niedowierzania i zawstydzenia w oczach.
Och, gdyby tylko wiedział, jak ja się czułam! Byłam niemalże po ramiona w lodowatej wodzie, a niecałe trzy metry ode mnie stał mój nagi przyjaciel i próbował zabić mnie wzrokiem.
Kusiło mnie, żeby zajrzeć pod wodę.
-Dlaczego miałabym ci je oddać? - spytałam ironicznie i  machając ubraniem tak, jakbym miała je za chwilę wyrzucić.
Chwila nieuwagi, rozkojarzenia.. Chlup! Gacie Matta wylądowały jakieś trzy metry ode mnie. Mogłabym czekać, aż przypłyną razem z falami, ale nie było na to czasu. Odbiłam się od dna i błyskawicznie znalazłam przy kąpielówkach. Miałam właśnie je złapać, gdy poczułam, jak silne ramie oplata mnie w talii. Porzuciłam chęć zgarnięcia ubrania, gdy spojrzałam w oczy Rose'a. Nie wiem, jak tak szybko przy mnie się znalazł, ale podziwiam go za umiejętności pływackie i za... Okej, to chyba każdy wie.
-Widzisz, Annie? Byłoby lepiej, gdybyś oddała mi je wcześniej. Nie musiałabyś aż tak się rumienić.
Uch, nienawidzę go.
Ale jest uroczy i jego.. no, wiadomo co, z tego co czuję przy mojej nodze jest.. pokaźny. W sumie, to nie ma nic wspólnego z jego urokiem osobistym i ze sposobem, w jaki właśnie na mnie patrzył, ale jest warte podkreślenia.
Pokiwałam nieznacznie głową, gdy z mojej dłoni wyjął swoje spodenki i pod wodą naciągnął je na tyłek. Po chwili jego ręce znów znalazły się na moim ciele, a wzrok skupił na mojej twarzy. Patrzył na mnie tak ciepło, chociaż powinien  być wkurzony za akcję z kąpielówkami.
-Chodź już. Cała drżysz - powiedział cicho i pogłaskał mnie po policzku.
Głupi dupek próbuje mnie zawstydzić jeszcze bardziej. Zaraz go chyba utopię.
Wróciliśmy na brzeg, praktycznie w siebie wtuleni. Nie mam pojęcia czemu tak dobrze było mi w jego ramionach, ani czemu tak bardzo lubię jego zapach. Gdybym analizowała romantyczne powieści, jakie do tej pory przeczytałam, mogłabym dojść do wniosku, że po prostu jestem w nim zakochana.
Z tym, że to niemożliwe. Ja i Matt? Nie, nie, nie. Jesteśmy do siebie zbyt podobni. Tworzylibyśmy związek idealny, czyli taki, który musiałby po jakimś czasie się rozpaść. Poza tym, znamy się dopiero tydzień. W tak krótkim czasie mogłabym się nim jedynie zauroczyć.
Z rozmyślenia wyrwał mnie głos Jamesa. Machał mi telefonem przed nosem i mówił coś, co przez dłuższą chwilę do nie mnie docierało.
-Ann, telefon ci dzwoni. Ann, dzwoni ci. Ann!!!
Otrząsnęłam się i wyrwałam mu telefon z dłoni. Spojrzałam na wyświetlacz - numer nieznany. Odeszłam od chłopaków kilka kroków, po czym odebrałam telefon.
-Cześć, Annie. Tu Andy.
A mogłam mu dać numer ojca, albo jakiejś pizzerii. Wtedy przynajmniej miałabym święty spokój.
-Cześć - przywitałam się, niby grzecznie. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim, szczególnie teraz, kiedy ta banda pacanów patrzyła na mnie jak na potencjalną ofiarę.
-Posłuchaj. Wczoraj powiedziałaś, że nie miałabyś nic przeciwko naszemu spotkaniu i lepszemu poznaniu się. Więc może spotkamy się dzisiaj?
Nie jest źle, Ann. Pamiętasz wczorajszy dzień. Na pewno nikt ie dosypał ci do wody pigułki gwałtu. Po prostu nie pamiętasz akurat tej rozmowy. Zdarza się.
-Jasne. Bardzo chętnie - Powiedziałam zaczesując palcami mokre włosy do tyłu.
Tylko, że nie z tobą.
-Świetnie! - W jego głosie słychać było entuzjazm. On chyba naprawdę myśli, że idę z nim bo chcę, a nie dlatego, żeby nie zrobić mu przykrości. - Wpadnę po ciebie koło szóstej. Mam nadzieję, że lubisz komedie romantyczne?
Błagam, niech on tylko żartuje...
-Nienawidzę - odpowiedziałam, mając nadzieję, że może odwoła zaproszenie.
Nadzieja matką głupich.
-To dobrze, bo idziemy na Rocky'ego. Pamiętaj, o szóstej.
Zanim zdążyłam otworzyć usta, ten się rozłączył. Spojrzałam na zegarek - miałam trzy godziny z lekkim hakiem.
Wyrobię się.

Nie wyrobię się!!!
Wszystko przez chłopaków. Stwierdzili, że szybki mecz siatkówki przed wyjściem mi nie zaszkodzi. Rzecz jasna, wszystko przeciągnęło się do godziny. Następnie Matt stwierdził, że potrzebuje ostrych treningów, jeśli chcę grać z nimi w drużynie i mierzyć się z potworami pokroju tamtego murzyna. Kolega Rose stwierdził, że zechcę wstać jutro bladym świtem i iść z nim pobiegać. A od Jamesa i Bruce'a wiem, że "blady świt" to dla Matta szósta nad ranem.
Fenomenalnie wręcz.
Później te panienki nie mogły się zebrać. Co prawda, Wszystko było w jednym miejscu, ale dzielenie ręczników, koszulek i telefonów zajęło nam dobre pół godziny. Trzydzieści minut zostało na przejście prawie pięciu kilometrów.
Podsumowując, miałam może dwa kwadranse na wszystko. Prysznic, bo kochani chłopcy oblali mnie sokiem pomarańczowym "dla ochłody", wysuszenie i ułożenie włosów, ubranie się, wyjaśnienie Oliverowi gdzie i z kim idę, a co ważniejsze, czy wrócę przed powrotem ojca, i.. Tak. Kulminacyjny punkt programu, czyli makijaż, którego jeszcze chyba nigdy nie robiłam, ale moja cera po dzisiejszym dniu zdecydowanie go wymaga. Nienawidzę swoich piegów, chyba tak samo jak amerykańskich komedii romantycznych.
Wpadłam do swojego pokoju jak burza, po czym weszłam do szafy i otworzyłam drzwi, na których już widniał ozdobny napis "Narnia". Zrzuciłam z siebie zaplamione ubrania, które cisnęłam do umywalki i o dziwo trafiłam. Prysznic wzięłam w rekordowym czasie, bo zajął mi on zaledwie pięć minut. Dobrze, że wczoraj ogoliłam nogi.
Wytarłam się, ubrałam bieliznę, wysuszyłam i ułożyłam włosy. Po sprawdzeniu godziny omal nie zeszłam na zawał. Miałam dziesięć cholernych minut na makijaż, ubranie i tłumaczenie. To niewykonalne.
Posmarowałam twarz tonikiem, żeby choć odrobinę złagodzić zaróżowienia i piegi, które wywołało słońce i wróciłam się do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne biodrówki, które pospiesznie założyłam i zawinęłam u dołu, żeby ukryć drobne mankamenty, które powstały na skutek chodzenia w zbyt długich spodniach, na dodatek bez butów. Nie miałam czasu na zastanawianie się nad bluzką. Wzięłam więc czarną bokserkę i jeansową kamizelkę z dużą naszywką Misfits na plecach.
Włożyłam do kieszonki telefon, portfel i zbiegłam na dół. Nie jestem typem dziewczyny, która zawsze chodzi z torebką. Nie potrzebuję miliona rzeczy pod ręką. Wystarczy mi to, co mam w kieszonkach.
-Oliver! - krzyknęłam zeskakując z ostatniego schodka i wychylając się zza ściany, aby zobaczyć brata oglądającego telewizję... z jakąś laską. - Słuchaj, idę z kolegą do kina.. - dokończyłam o wiele ciszej i zmierzyłam nieznajomą spojrzeniem.
Oli odwrócił się do mnie i uśmiechnął lekko, przez co w jego policzku pojawił się dołeczek. Wstał razem ze swoją towarzyszką i przedstawił nas sobie.
-Ev, to moja siostra, Anna. Annie, moja koleżanka, Evelyn Skylar - powiedział, a my uścisnęłyśmy sobie dłonie i zmierzyłyśmy się wzrokiem.
Ev była bardzo ładna. Niewysoka, zgrabna, o pogodnym, łagodnym uśmiechu. Jej włosy łagodnymi falami spływały na ramiona i dekolt. Miały ładny, czerwonkawy kolor, miejscami wpadający w miedziany, można by powiedzieć nawet,  że cynamonowy. Zapewne w ludziach budziła pozytywne emocje.
We mnie nie. Była zdecydowanie zbyt podobna do mnie. Na zewnątrz anioł, w środku cholera wie co. Na takie lepiej uważać. Poznam lepiej - dopiero zdecyduję, czy ją lubię, czy nie.
-Miło poznać - uśmiechnęłam się do niej nieznacznie, chociaż dziewczyna odebrała to chyba za miły gest. Cóż, mam nadzieję, że nie jest tak naiwna jak Biersack, żeby wierzyć w każde moje słowo.
-Mi również miło - odwzajemniła mój gest, ściskając mocniej moją dłoń.
Charakterna. Coraz lepiej, Ev, coraz lepiej.
-Annie, może uświadomisz mnie, o której masz zamiar wrócić? - powiedział Oliver, kiedy oboje wrócili na kanapę, a ja zaczęłam zawiązywać glany.
-To zależy - wzruszyłam ramionami i włożyłam sznurówki do środka. - Prawdopodobnie za trzy godziny z lekkim hakiem.
-Postaraj się wrócić przed tatą, co? - mruknął, na co tylko kiwnęłam głową, słysząc pukanie do drzwi.
Spojrzałam na zegarek - był punktualnie.
Po odczekaniu dosłownie pięciu sekund, otworzyłam drzwi i wysunęłam się na dwór, aby się z nim przywitać i nie prowokować Olivera do przesłuchań, bo akurat w tej kwestii jest o wiele gorszy od niektórych ojców.
-Cześć - uśmiechnął się do mnie Andy. - Myślałem, że zechcesz mnie spławić.
-Jestem wyrachowana, ale nie do tego stopnia - zaoponowałam, cicho się śmiejąc. Naprawdę mnie rozgryzł.
-Nie masz nic przeciwko, żebyśmy poszli pieszo? Mogłyby być korki, a początek jest najlepszy - stwierdził, łapiąc moją dłoń.
Czy zawsze muszę chodzić z nim za rączkę? Czuję się jak mała, bezbronna dziewczynka z rodzicem, albo starszym bratem.
-Jasne, że nie - odpowiedziałam szczerze i rzuciłam ukradkowe spojrzenie na nasze splecione ze sobą dłonie. Nawet ze swoim byłym chłopakiem nie chodziłam za rękę.
Nie odpowiedział, jedynie pociągnął mnie lekko za sobą. Zapowiada się ciekawy wieczór.

-Andy, co twoja ręka robi na moim kolanie? - wyszeptałam wpatrzona w ekran, na którym rozgrywała się scena walki ulicznego wojownika z mistrzem, który do złudzenia przypominał mojego wczorajszego rywala.
-Chciałem tylko wziąć popcorn - wyjaśnił szeptem i spojrzał na moją nogę, po czym klepnął mnie lekko w kolano i zajął podłokietnik.
Chwila zastanowienia.
-Andy, nie mieliśmy popcornu.
Nie odezwał się, nawet na mnie nie spojrzał, tylko uśmiechnął się półgębkiem. Zrezygnowałam z dalszej konwersacji i zajęłam drugi podłokietnik, zaraz obok grubszego faceta około pięćdziesiątki, który patrzył na mnie krzywko odkąd zajęłam miejsce obok niego. Nie był zbyt piękny, ale przynajmniej nie czepiał się moich nóg.

Gdy wyszliśmy z kina, było już prawie ciemno. Latarnie oświetlały niemal puste ulice ciepłym, pomarańczowym światłem. Budynek w którym mieściło się kino był niedaleko mojego domu, bo szliśmy do niego zaledwie piętnaście, dwadzieścia minut. W podobnym czasie pokonaliśmy też drogę powrotną.
-Miło było spędzić z tobą wieczór - powiedział, gdy udało mu się opanować śmiech. - Może wybierzemy się niedługo na drugą część?
-Żebyś znowu zaczął się śmiać, jak będą rozcinać mu powieki? O nie, chyba podziękuję!
-To nie moja wina! - zaoponował, ale po chwili przybrał poważniejszą minę i ton. - Może przejdziemy się jeszcze kawałek dla uspokojenia? Co ty na to?
Zatrzymałam się, żeby uważnie mu się przyjrzeć. Spacer? W nocy? Z nim? Jego spojrzenie było tak intensywne, że to nie mógł być żart.
-Nie mogę. Jutro muszę rano wstać - dodałam tonem usprawiedliwienia, chociaż doskonale wiedziałam, że nie muszę się przed nim tłumaczyć. A jednak coś kazało mi uzasadnić swoją odmowę.
-Trening? - spytał.
-Skąd wiesz? - odbiłam pytanie i spojrzałam na niego równie przenikliwie.
-Bo wyglądałaś wczoraj jak wrak człowieka po starciu z tamtym facetem. Chociaż nie, on wyglądał o wiele gorzej - pokiwał jakby w zamyśleniu głową, po czym znów utkwił wzrok w mojej twarzy.
-Sam chciał grać jeden na jeden - wzruszyłam teatralnie ramionami, po czym pozwoliłam sobie na niewinny, słodki uśmiech.
Mina Andrew była bezcenna. Zapewne mój wyraz twarzy psychopatki bił go na głowę, ale i tak wyglądał przezabawnie.
-Teraz bardzo powoli się od ciebie oddalę na bezpieczną odległość.. - Powiedział o wiele ciszej i zrobił krok w bok.
-Bardzo śmieszne - powiedziałam z politowaniem i pociągnęłam go lekko w swoją stronę, aby go przytulić. - Dziękuję za dzisiaj. Nie jesteś taki okropny, jak mi się wydawało.
Biersack był do tego stopnia zaskoczony moim gestem, że odwzajemnił go dopiero po upływie kilku sekund. Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie mocno.
-Też dziękuję, że zgodziłaś się ze mną pójść - uśmiechnął się. - I dobranoc.
-Dobranoc, Andy.

Nie taki diabeł straszny...

------------------------------------------------------------------------------------------------
Od razu przepraszam za opóźnienie. Rozdział byłby wcześniej, gdyby nie wyłączyli mi prądu, zanim zdążyłam go zapisać. To wszystko, co przeczytaliście, napisałam w niecałe dwa dni, chcąc dodać to jak najszybciej, bo czuję, że się nie wywiązuję z danej wam obietnicy, bo dodaję albo co 9, albo co 10 dni. Mam nadzieję, że mi wybaczycie?
I w kwestii wyjaśnień: Nie, Ann nie leci na Matta. Mogę to wam zagwarantować. W końcu to ff o Andy'm!
Z góry dziękuję za każdy komentarz, nawet najkrótszy. Zależy mi na nich, bo to daje motywacje do pracy.
Enjoy.

6 komentarzy:

  1. Dobra nie chce mi się pisać koma jednak muszę przyznać ,że rozdział mi się spodobał
    Matt bez gaci xD
    Leżę i kwiczę xD
    Uuuuu Ann tuli Andysia!
    Grubo!
    Kiedy w takim razie erotyk? xD
    Boże jaka ja jestem nienormalna
    Wolę już więcej nie pisać bo weźmiesz mnie za idiotkę i zboczeńca na poziome hard
    Życzę weny, pomysłów i czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja idzie do przodu widzę ^^
    Matt bez gaci mnie rozwalił xD
    Jaki słooodki koniec, aż rzygam tęczą c:
    A tak serio, to życzę weny i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A teraz się bój bo skomentuję ja.Wiesz przecież dobrze jakie ja mam psychiczne pomysły.
    Plaża-najgorsze miejsce jakie może być.Nie dość, że jest dużo ludzi to jeszcze się trzeba rozebrać do stroju kąpielowego.Na dodatek jest dużo słońca.Ona czasem źle działa na skórę. Ann ma piegi! *nie wspominaj o moich włosach*.Ta akcja z Matt'em była świetna.Boje się z tobą na stawy iść.Nie wiadomo co ci do łba strzeli.Ja to bym się celowo zanurzyła.Potem zwaliłabym wszystko na wodorosty,że mi się niby wokół nogi zaplątały.Matt ma dużego mrrr :3
    Tak wiem powinnam się leczyć.
    Potem telefon.Andy dzwonił! Ania go nie spławiła.Kocham,kocham,kocham!
    Ta akcja kinie-bezcenne.Andy sięgnął po popcorn.Oni nie mieli popcornu.No chodź na kolana! Odbija mi tak wiem.Przynoszę ci wstyd.Poklepał.ją po kolanku.Ten uśmiech Biersack'a.Wyobraziłam to sobie i odpływam.
    I na koniec ona go jeszcze przytuliła.YEAH! Team Biersack jestem.Andy jeśli dziewczyna cię przytula,to wiedz,że coś się dzieje.Nie stój jak kółek. *chyba, że co innego ma ci stać*
    Dobra a już nie mam weny na dłuższy komentarz.
    Miśka życzę ci dużo weny.Wspaniałych pomysłów na rozdziały. Szczęścia,zdrówka.
    Pozdrawiam babeczko.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Akcja coraz bardziej się rozwija.

    OdpowiedzUsuń
  4. Superr!
    Najlepsza ta akcja na plaaży :)))
    OBY TAK DALEJ <3
    NATI

    OdpowiedzUsuń
  5. Sory ale nie mam weny na kom :/ więc powiem tylko że rozdział super <3
    Do następnego i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Matt bez gaci - najlepszy moment xD i przytulanie Andy'ego... trochę nie pasuje mi do Ann, ale mniejsza ;P czytam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń