czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 7

NA DOLE WAŻNE OGŁOSZENIE, PROSZĘ NIE OMIJAĆ

Z ociąganiem otworzyłam oczy, słysząc w pokoju denerwujący dźwięk budzika. Uderzyłam na oślep w telefon, nie martwiąc się tym, że w najgorszym wypadku mogłabym do całkowicie zniszczyć. Chciałam jedynie uciszyć ten durny alarm, chociaż na jedną chwilę.
Po dwóch uderzeniach na oślep zrozumiałam, że sprawy siłą nie rozwiążę. Podniosłam się na łokciach i popatrzyłam na ekran mojej niezniszczalnej nokii. Zegarek cyfrowy mówił jasno, że powinnam jeszcze spać co najmniej cztery godziny, jednak notatka pod nim podpowiadała, że jeśli nie chcę podpaść mojemu kochanemu Mattowi powinnam jak najszybciej wstać.
Odrzuciłam białą kołdrę na bok i wstałam z łóżka, nie patrząc przy tym w lustro. Bałam się tego, co mogłabym w nim zobaczyć.
Samarę Morgan? Kubę Rozpruwacza?
Albo gorzej! Swoje odbicie!
Leniwym krokiem weszłam do szafy, po czym wyciągnęłam z niej czarne, nieprześwitujące legginsy i cieniutki, biały podkoszulek, pod który na całe szczęście nie trzeba zakładać stanika.
Ubrałam się, założyłam buty do biegania i związałam wysoko włosy w nadziei, że dzięki temu żaden niesforny kosmyk nie będzie mi przeszkadzał. Następnie przemyłam twarz zimną wodą, aby chodź odrobinę się rozbudzić i nie zachowywać się jak zombie.
Ostatni raz zerknęłam na zegarek w telefonie i stwierdziłam, że mam jeszcze odrobinę czasu. Zeszłam na dół, do kuchni, gdzie zastałam Harry'ego ubranego w proste, czarne jeansy i koszulę. Jego blond włosy, zwykle zostawione w nieładzie, tym razem były zaczesane do tyłu.
-Co tak wcześnie? - spytał upijając łyk swojej kawy, po czym zmierzył mnie od góry do dołu i stwierdził: - Mecz? Tak rano? Czy oni powariowali?
-Nie żaden mecz- pokiwałam z politowaniem głową, wyciągając z lodówki, która o dziwo nie świeciła już pustkami, butelkę wody i sałatkę, którą przezornie przygotowałam sobie wczoraj. - Po prostu trening. Jestem dwa razy mniejsza od nich, muszę nadrabiać wielkość kondycją i siłą. A ty? W niedzielę do pracy? - odbiłam pytanie biorąc do ust małego pomidorka.
-Mam im złożyć raport po tygodniu pracy. Próbują mnie sprawdzić, czy sobie radzę - Wzruszył ramionami. - Do południa wrócę.
W zamyśleniu kiwnęłam głową i dokończyłam śniadanie. Odłożyłam pojemniczek do zlewu i sprawdziłam temperaturę za oknem. 25 stopni. Nie jest źle.
Tata zmierzył mnie badawczym spojrzeniem, po czym z cichym westchnieniem podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach. Przez chwilę próbował dobrać odpowiednie słowa, po czym spokojnym, ale stanowczym głosem upomniał mnie:
-Pamiętaj, że nie wolno ci się zbytnio przemęczać. Musisz na siebie uważać, dobrze?
-Dobrze, tato. Będę uważać.

-Matt! Ja już nie mogę!

Chwiejnym krokiem podeszłam do najbliższej ławki, która znajdowała się zaraz przy drodze, pod jakimś blokiem i oparłam się o nią dłońmi. Moje serce waliło okropnie szybko. W klatce piersiowej czułam ogromny, nieco przytłumiony ból. Pochyliłam głowę i wzięłam kilka głębokich oddechów, co zazwyczaj mi pomagało.
Nie tym razem.
Poczułam elektryzujące dreszcze przechodzące od kości ogonowej, wzdłuż kręgosłupa, przez żebra, aż w końcu dobiegające karku. Miałam wrażenie, że kości odrywają się od mojego ciała, a na ich miejscu pojawia się palący kwas.
Jęknęłam cicho i zacisnęłam palce na oparciu ławki. Na całe szczęście o wpół do siódmej rano mało kto przechodzi ulicą, czy wychodził na zewnątrz. Nikt nie widział tego nagłego.. ataku? Nie, nigdy nie miewam ataków. Po prostu mnie boli, nic więcej.
Uniosłam powoli głowę i zamrugałam kilka razy, by odzyskać ostrość widzenia. Wzięłam głęboki oddech, później następny, a zawroty głowy powoli ustępowały.
-Chyba trochę przesadziliśmy jak na pierwszy raz - uśmiechnął się smutno Matt i pogłaskał mnie czule po plecach, chcąc mnie pewnie uspokoić. -Zróbmy sobie trochę przerwy, co? Powinnaś odpocząć.
W milczeniu pokiwałam głową i padłam na ławkę. Matt kucnął przy mnie i przesunął dłonią po moim policzku.
-Nie jesteś nawet ciepła, ani zgrzana.- stwierdził cicho i przesunął palce na moją szyję. - Ale puls masz zdecydowanie zbyt duży - dodał.
Nie zdążyłam odpowiedzieć. Wziął mnie na ręce, tak samo, jak mąż to robi ze swoją żoną i pomaszerował chodnikiem wzdłuż ulicy.
-Matty, co ty robisz? - zapytałam, wtulona w jego koszulkę. On nawet nie był zmęczony. Pachniał tak samo ładnie, jak rano, gdy przytuliliśmy się na powitanie. A przebiegliśmy jakieś cztery mile!
Czy ten człowiek w ogóle się nie poci?
-Idziemy do mnie. Nie dam ci wracać do domu taki kawał, gdy możesz w każdej chwili zemdleć, albo jeszcze gorzej. Odpoczniemy, coś porobimy, a później cię odprowadzę - odpowiedział spokojnie.
Miałam ochotę go walnąć. Jestem dużą dziewczynką, potrafię zająć się sobą! Nie musi się o mnie troszczyć aż tak bardzo.
Chociaż, skoro tak bardzo lubi to robić, to nie mam nic przeciwko, może mnie nosić. Oczywiście, jeśli te jego cudowne, silne ramiona nie połamią się pod moim ciężarem.
Po dwóch, trzech minutach dotarliśmy pod jego blok. Rose, rzecz jasna, nie dał mi wejść na piętro samej. Wniósł mnie po schodach, następnie, wciąż trzymając mnie na rękach, wyciągnął klucze i utworzył drzwi. Teraz podziwiam trzykrotnie. Chociaż.. Biorąc pod uwagę wczorajszy dzień, powinnam podziwiać go czterokrotnie. Jego.. warunki pozwalają na to.
Chłopak położył mnie na swoim łóżku i pocałował w czoło. Z boku to mogło wyglądać bardzo dziwnie, chociaż dla nas był to zwykły przyjacielski gest. Matt, mimo tego, że był punkiem, był szalenie uroczy i kochany. No tylko tulić.
No dobra, przez niektóre duże okoliczności, nie skończyło by się tylko na tuleniu.
-Zrobię coś do picia, okej? Poleż, odpocznij, nie próbuj zaglądać do szuflady, bo mam tam rzeczy, które nie są dla dzieci, a ciśnienie masz wystarczająco wysokie...
-Masz gazetki pornograficzne? - przerwałam niemal natychmiast, podnosząc się na łokciach.
-Jak mówiłem, nie dla dzieci. Ale Ramzes chętnie dotrzyma ci towarzystwa. Za chwilę wrócę - obiecał, znikając za drzwiami.
Ramzesa poznałam, gdy pewnego razu Matt zabrał mnie na spacer, żebym poznała miasto. Przy okazji wziął ze sobą swojego pupila, czyli ogromnego mastifa angielskiego. Można by pomyśleć, że tak duży pies nie powinien mieszkać w bloku, ale Ramzesowi to najwyraźniej się podobało.Matty znalazł go, gdy był jeszcze szczeniaczkiem i nie widać było po nim, że aż tak urośnie.
Był to.. pies o mentalności kota. Mimo swojego rozmiaru i wagi, która dwukrotnie przewyższała moją, potrafił wejść na kolana, kanapę, a nawet położyć się w łóżku i przytulić.
Tak też zrobił tym razem.
Ramzes wskoczył na łóżko i położył się w poprzek; swoje łapy i łeb ułożył na mnie. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam zwierze. Jego sierść była gładka, czarna, całkiem przyjemna w dotyku. Mimo lekko zwisającej skóry dokładnie było widać mięśnie pracujące pod nią.
-Co piesku? Pan nie zdążył cię wcześniej pogłaskać?- zaszczebiotałam do niego, przez co swoim mokrym, długim jęzorem zaczął maltretować moją rękę.
Jaki pan, taki pies. Matt też ma pewną część ciała dwa razy większą niż przeciętnie.
Och, mózgu, błagam, przestań.
Ramzes zdążył usnąć, gdy w pokoju pojawił się Matt z dwoma kubkami herbaty. Postawił oba na szafce nocnej, a sam ułożył się obok mnie, plecami do ściany, przytulając mnie do siebie.
-Myślałem, że zanim przyjdę zdąży cię zjeść - zaśmiał się i wtulił twarz w moje włosy, łaskocząc jednocześnie po szyi. Uch, nie znoszę jego gierek. - Widocznie jesteś zbyt mała jak na posiłek dla niego - dodał po chwili namysłu.
-W takim razie, dlaczego nie zjadł jeszcze ciebie? Przecież jesteś.. duży - Mimo całego wysiłku, jaki włożyłam w to, aby moja wypowiedź nie zabrzmiała dwuznacznie, a mój wzrok nie powędrował w wiadome miejsce, jednak tak się stało.
Po raz kolejny miałam ochotę roześmiać się na widok miny Matta.
-Mogłabyś przestać myśleć o moim kutasie? - spytał zirytowany. Jak mam o nim nie myśleć, skoro jest przyciśnięty do mojego tyłka? - I nie ruszać się? - dodał, gdy podjęłam próby odsunięcia się od niego na bezpieczną odległość.
-Już przestaję - mruknęłam pod nosem, zawstydzona. Matt uśmiechnął się do mnie na ten swój dziwny sposób i cmoknął w policzek.
-Tak lepiej.
Odkręciłam się na plecy, a on, jak gdyby nigdy nic założył nogę na moje uda. Spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem, a on tylko wzruszył ramionami.
Ogarnęłam wzrokiem pokój chłopaka. Nie pasował on do stereotypowego wyobrażenia chłopięcej sypialni. Po pierwsze i najważniejsze: panował tu porządek. Co prawda, na biurku i stoliku nocnym leżało kilka książek i płyt, ale to oczywiste, bo Rose do pedantów nie należy.
Na ścianie, przy której stało biurko i łóżko, wisiało kilka plakatów. Z wielka dumą zauważyłam, że Matt słucha Zielonych Żabek, KSU, Azotox i kilku innych polskich zespołów punkowych. 
Z powrotem położyłam się na plecach. Wtedy właśnie mój wzrok skupił się na kilku pojedynczych zdjęciach przyczepionych nad łóżkiem.
Jedno z nich przedstawiało mojego kolegę wraz z innym chłopakiem, ładne kilka lat temu. Obaj siedzieli nad jeziorkiem w otoczeniu, żab.
Martwych żab.
Po chwili postanowiłam zaspokoić swoją niezdrową ciekawość i przekręciłam się twarzą do Rose'a. Jeśli do tej pory trwaliśmy w dwuznacznej pozycji, to ta sugerowała tylko i wyłącznie jedno..
-Matty? Nie żeby coś, ale.. O co chodzi z tym zdjęciem?
Mina Rose'a była nieodgadniona. Przez chwile wpatrywałam się z zaciekawieniem w jego twarz, gdy w końcu zaczął mówić:
-Miałem wtedy chyba siedem lat, byłem na wakacjach u babci, w Nevadzie. Razem z kuzynem poszliśmy wtedy nad jeziorko za domem babci i łapaliśmy żaby- Uśmiechnął się lekko i po chwili kontynuował - Założyliśmy się o to, kto nadmucha więcej.
-Robiliście z nich baloniki? - otworzyłam szeroko oczy i wybuchnęłam śmiechem. Wiem, wiem, zwierzęta cierpiały, ale gdy wyobraziłam sobie Matta całującego żabę, nie mogłam się powstrzymać.
-Nie baloniki - oburzył się. - Szukaliśmy księżniczki. Nie było żadnej.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dostaliśmy prawdziwego napadu głupawki. Najwyraźniej był on gwałtowny i głośny, bo zaniepokojona sąsiadka z góry kilkukrotnie uderzyła w sufit, a raczej swoją podłogę.
Ramzes za to pozostał niewzruszony.
-Może całowaliście nie tam gdzie trzeba? - zasugerowałam, próbując choć na chwilę się opanować.
-Ja pierdole, Ann co ja ci złego zrobiłem?
Uspokoiliśmy się dopiero słysząc kilka przeciągłych dzwonków do drzwi. Wiedzieliśmy, że to nie mogła być mama Matta. Skuliliśmy się na łóżku i chichotaliśmy jak hieny, nie próbując nawet odpowiedzieć na nawoływanie sąsiadki.
-Nie mówiłeś, że jesteś zoofilem - wyszeptałam, tym razem skutecznie powstrzymując szeroki, ironiczny uśmieszek, który cisnął mi się na usta.
-Nie chciałem cię straszyć, żabciu - odparował.
W momencie znalazłam się pod nim. Przyciskał moje nadgarstki do poduszki, a nasze twarze dzieliło nie więcej, niż pięć centymetrów.
Dupek znowu próbuje mnie zawstydzić. Nie ma tak łatwo.
Pochylił się jeszcze bardziej. Czułam jego ciepły, miętowy oddech na policzku. W jednej chwili na moje policzki wypełzła czerwień.
Dobra, jednak jest łatwo.
-Czemu się rumienisz? - zadał pytanie retoryczne. Przynajmniej tak przypuszczam, bo odpowiedź na nie była chyba  oczywista.
Rose uśmiechnął się i zszedł ze mnie, po czym na powrót położył się obok. Uśmiech nie znikał mu z twarzy do czasu, aż zirytowana nie zadałam najbardziej uniwersalnego pytania na świecie:
-Co?
-Nic. Po prostu miło jest wiedzieć, że komuś się podobam.
-Nie podobasz mi się!- zaprzeczyłam gwałtownie. - Jesteś całkowicie nie w moim typie. Z resztą, ja wolę chłopców.
Punk popatrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Położył dłoń na moim policzku i przesunął kciukiem po lekko odstającej kości policzkowej, przez co moją buźkę rozjaśnił promienny uśmiech.
Ten jednak szybko zniknął z mojej twarzy, gdy usłyszałam słowa:
-Tylko winny się tłumaczy.

Wieczór zapowiadał się wyjątkowo leniwie. Oliver wyszedł gdzieś z Evelyn, wiec zostałam w domu tylko z tatą. Zaczęliśmy oglądać filmy, leżąc na kanapie, w której już nie tylko ja byłam na zabój zakochana. Oczarowała wszystkich domowników.
W połowie nudnej komedii romantycznej, od której oboje dostawaliśmy odruchu wymiotnego, postanowiłam dać swojej biednej głowie odpocząć.
Wstałam z najukochańszego mebla w całym domu i pomaszerowałam do kuchni, drąc się przy tym:
-Czyj jutro dyżur w kuchni?!
A tak. Nigdy o tym nie wspominałam, ale postanowiliśmy się zorganizować. W tym też celu każdy wie, co i kiedy ma sprzątać.
-Olivera! - odkrzyknął tata, dzielnie oglądając najbardziej nonsensowny film, jaki wyprodukowano. Dziwię się, że nikt nie nadał mu właśnie takiego tytułu.
-To dobrze. Bo jakby był mój, nic byśmy nie zjedli.
Harry zaśmiał się w odpowiedzi, a ja rozpoczęłam przygotowywanie kolacji, która miała pobrudzić jak najwięcej naczyń.
"Słodki, cichy, z kornym licem, ale z diabłem, z diabłem w duszy!"

Czasami myślę, że coraz bardziej upodabniam się do bohaterów książkowych, których kiedyś tak bardzo nienawidziłam.

-------------------------------------------------------------------------------------
Okej, zawaliłam. Nie podoba mi się ten rozdział, jakoś mi nie gra.
Kolejne powinny być coraz lepsze, bo zaczynam się rozkręcać.  Powoli, ale się rozkręci.
Uhh, dlaczego Ann i Matt tak bardzo mi do siebie pasują? Musze to jakoś popsuć, znaleźć Mattowi dziewczynę, czy coś takiego.

I do ogłoszenia.
Jako, że Singu prawie zakończone (durny epilog), postanowiłam pisać drugie opowiadanie.
Mam jednak aż 2 pomysły, co jest dziwne jak dla mnie, bo zwykle moja głowa to jedna wielka pustka.

1. Revenge isn't always sweet
Po czterech latach więzienia, Andrew Biersack wychodzi na wolność. Rodzi się w nim pragnienie zemsty. Zemsty na dwójce ludzi, przez których zmarnował w areszcie najlepsze lata swojego życia. Postanawia uderzyć w ich najsłabszy punkt - jedyną córkę.

2. Lifeline
Suellyn Hope jest szarą myszką, która ukrywa prawdziwą siebie pod rozciągniętymi swetrami. Jej ułożony świat burzy się, gdy jedna ze starych znajomości zaczyna się odnawiać. Dziewczyna postanawia zacząć życie na nowo.
Czy to się jej uda?

ZAPRASZAM DO ANKIETY

4 komentarze:

  1. mi się podobało i żeczywiście Ann i Mat do sb pasują ;)
    Sory że nie napisze wyczerpującego koma ale przed chwila pisałam go pod twoim drugim blogiem i juz nie dam rady nic wykrzesać z siebie :/
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. -Chyba trochę przesadziliśmy jak na pierwszy raz - uśmiechnął się smutno Matt i pogłaskał mnie czule po plecach, chcąc mnie pewnie uspokoić. -Zróbmy sobie trochę przerwy, co? Powinnaś odpocząć."
    Dlaczego to według mnie jest akie słodkie? Uśmiech sam mi się ciśnie na mordę xD
    "No dobra, przez niektóre duże okoliczności, nie skończyło by się tylko na tuleniu."
    Teraz pytanie...Dlaczego takie rzeczy mi się kojarzą z jego kutasem?! xDD
    "Jaki pan, taki pies. Matt też ma pewną część ciała dwa razy większą niż przeciętnie."
    Jezu znowu!!! Powiem tak...Bardziej zboczonego człowieka to ty nigdzie nie znajdziesz xD
    "-W takim razie, dlaczego nie zjadł jeszcze ciebie? Przecież jesteś.. duży - Mimo całego wysiłku, jaki włożyłam w to, aby moja wypowiedź nie zabrzmiała dwuznacznie, a mój wzrok nie powędrował w wiadome miejsce, jednak tak się stało.
    Po raz kolejny miałam ochotę roześmiać się na widok miny Matta.
    -Mogłabyś przestać myśleć o moim kutasie? - spytał zirytowany. Jak mam o nim nie myśleć, skoro jest przyciśnięty do mojego tyłka? - I nie ruszać się? - dodał, gdy podjęłam próby odsunięcia się od niego na bezpieczną odległość."
    No nie teraz to ja leżę xD Leżę, kwiczę i nie wstaję xD Ann taka dobra siostra chce zrobić syf w kuchni xD Dobra nie mam daru do komentowania, ale już chuj z tym. A więc życzę ci weny, pomysłów, czego tam jeszcze chcesz i czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. nie pamiętam, czy już coś u Ciebie komentowałam, jeżeli nie to przepraszam
    czytam Twoje opowiadanie i powiem że mi się bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo podoba
    masz świetny styl i dobrze czyta się to opowiadanie
    za każdym razem jak rozdział się kończy jest mi smutno i chcę wiedzieć, co będzie dalej
    no i oczywiście genialny Matta, który jak dla mnie pasuje do Ann i ja tam Biersacka bym nawet wywaliła z tego bloga na rzecz Matta <3
    zawsze chciałam mieć takiego przyjaciela *.*
    w każdym razie życzę Ci weny i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Z każdym kolejnym napisanym przez Ciebie słowem, coraz bardziej Cię kocham!! <3 lecę czytać dalej! ^^

    OdpowiedzUsuń